Wybacz, ale chodziłem na religię z własnej woli, lekcje te dały mi wiele, choć nie będę wdawał się teraz w szczegóły, chodzi ogólnie o problemy filozofii życia, rozumienia dobra i zła. Wiem, że można te same pojęcia wyprowadzić z ateistycznego punktu widzenia, jednak i tym przypadku potrzebne są założenia początkowe, jakieś aksjomaty. Sprawy dotykają początku wszechświata i wyznacznika życia. Te dwa problemy wymykają się od zawsze nauce, mimo zapewnień, że już niedługo będą rozwiązane. Przodowała w tym nauka radziecka, ale padła jakoś.skaranie boskie pisze:Gadanie o rzekomym nauczaniu kościoła zwyczajnie mnie śmieszy. Ta instytucja mogła robić wszystko, ale na pewno nigdy nikogo niczego nie nauczyła. Jedynym wyjątkiem są jej funkcjonariusze, których nauczyła skutecznych metod trzymania ciemnej, parafialnej masy w ryzach.
Mimo swojej, jak sobie pomyślisz, wyjątkowości, nie zostałem funkcjonariuszem i nie próbuję nikogo, ani świadomego ani ciemnego, trzymać w ryzach. Zwłaszcza w tej materii. Nie próbuję też oświecać ani nauczać, jednak sprzeciwiam się nieuprawnionym skrótom myślowym, nierozumnej agitacji podpartej żarliwą wiarą w niewiarę. To mnie śmieszy wręcz, wybacz.
Mimo wszystko szanuję odmienne poglądy i gotów jestem o nich dyskutować, licząc, że służy to poznaniu, rozszerzeniu horyzontów.