Ponidzie cz. IV

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Ponidzie cz. IV

#1 Post autor: Elunia » 17 sty 2017, 20:49

od początku
w poprzednim odcinku





Nie widziałam Staszka parę dni. Roboty było wiele w gospodarstwie. Czas żniw, więc musiałam zająć się całym domem. Gotowanie, karmienie kur i kaczek. Krowy wydoić, potem ubić masło. Mama ostatnio źle się czuła, była słaba i nie mogła wszystkiego robić. Dobrze, że chociaż gotowała. Pomagałam ile sił mi starczało. Wieczorem byłam zawsze tak zmęczona, że nie myślałam o tym, aby iść i posiedzieć na ulubionym kamieniu.
Nie znaczyło to jednak, że zapomniałam o Staszku i rozmowach z nim. Wręcz przeciwnie, zasypiając przypominałam sobie jego granie na trawie i przyśpiewki. Uśmiechałam się do myśli o nim. Martwiłam się tylko, czy czasem nie poszedł szukać skarbów. Nie wiedziałam, czego się można po nim spodziewać.
W święto Matki Boskiej Zielnej widziałam go w kościele, wprawdzie z daleka, ale myśli się uspokoiły.
Ponieważ prace przy żniwach szczęśliwie dobiegły końca, dziadek zdecydował, że trzeba zrobić nowy płot. Poprzedni upleciony z gałęzi leszczyny, wysłużył się. Skoro dziadek z tatą naprawiali płot, ja postanowiłam zająć się ogródkiem kwiatowym, co został po babci. Od czasu gdy jej nie ma, nikt się tymi kwiatami nie zajmował. Zarosły chwastami. Postanowiłam, że będzie nowy płot i nowy ogródek kwiatowy. Słoneczko dotykało delikatnie. Pielenie nawet sprawiało mi przyjemność.

Od prac oderwał mnie hałas, który usłyszałam od strony drogi. Podniosłam się z kolan i zobaczyłam jadące dwie furmanki. Jedna, aby wyminąć tę, która gnała na oślep, wjechała na nasze podwórko. Woźnica pędzącej furmanki musiał nieco powstrzymać konie. Spojrzał bardzo dziwnie i pojechał dalej. Koń, który wjechał na nasze podwórko, przewrócił się i zaczął zdychać. Dziadek zostawił gałązki leszczyny, szybko zdjął z siebie kaftan i wytarł konia. Koń ożył.
Tato tylko powiedział - takie odczarowanie Zosiu. Tak trzeba zrobić. Tamten woźnica urok rzucił.
Stałam jak zamurowana. Gdyby mi ktoś to opowiedział, nie uwierzyłabym. Chodzę przecież do kościoła i w takie rzeczy nie należy wierzyć. To zabobony starych bab.

Zostawiłam prace w ogródku i pobiegłam z nadzieją, że zobaczę Staszka i wszystko mu opowiem. Tak bardzo bałam się, że spotkam rozpędzoną furmankę, wiec pobiegłam przez pola. Byle dalej i prędzej. Gdy dotarłam na miejsce Staszek już tam siedział. Uśmiechnął się na mój widok.

- Co tak kulejesz? - zapytał z troską.
- Chyba na coś nadepnęłam albo źle stąpnęłam. Boli mnie prawa stopa. – grymas trochę wykrzywił mi uśmiech, bo uśmiech do Staszka był silniejszy.
- Pokaż, może trzeba wymasować.
- Nie trzeba. Samo przyszło, samo pójdzie.
- Mam coś dla Ciebie. Tylko przyrzeknij, że nie będziesz się ze mnie śmiać.
- A co masz?

Przez chwilę jakby się wahał a potem wyjął z kieszeni złożony na kilkoro kawałek papieru. Była to kartka, wyrwana z zeszytu, a na niej - wstrzymałam oddech - to przecież wiersz. Czyżby napisał dla mnie wiersz. To niemożliwe. Ile w tym chłopaku jeszcze znajdę niespodzianek.

Falują wysokie trawy jak morze
pragnień zdobywanych każdego dnia
biegasz wśród maków i kąkoli
oczeret jeziorny kłania się
a manna mielec chroni twoje stopy

jesteś niczym trzcina wybujała
dorodna i silna na wietrze czasu
to dla ciebie kwitnie miłek pospolity
i moja miłość


Czytałam i czytałam, i nie mogłam się nadziwić, jakie to piękne słowa. Popatrzyłam na Staszka, a on tak jakby od niechcenia, wzruszył ramionami.
- I co? Podoba ci się? To dla ciebie napisałem. - Chwycił mnie za rękę, spojrzał w oczy i powiedział - Wszystko to prawda.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zapomniałam o koniu, o całym zamieszaniu na podwórku. Myślałam tylko o tym, co napisał i powiedział Staszek. Mój Staszek.
- I co? Nic nie powiesz? - zapytał cicho.
Nadał milczałam. Czułam jego rękę. Była spracowana, twarda, choć taka młoda. Od jego ręki biło coś, co biegło przez całe moje ciało.
Oszołomieni chwilą, siedzieliśmy tak w milczeniu, a czas płynął obok nas.

Następnego dnia obudził mnie dziadek.
- Zosiu! Wstawaj, słonko już wysoko. - Uśmiechnął się bardzo serdecznie. - Mama z tatą pojechali do miasta. Mama musiała zgłosić się w spitalu. Doktory kazali. Może jeszcze coś na targu kupio.
Wstałam chętnie, bo słoneczko zachęcało. Okiennice były już otwarte na oścież. Pobiegłam boso na podwórko, by poczuć smak ziemi o poranku. Bardzo to lubiłam i właśnie tak zaczynałam każdy dzień. Wtedy to usłyszałam, że dziadek z kimś rozmawia. Głos dobiegał od strony stodoły. Podeszłam bliżej, by lepiej słyszeć.
- Może i matka umarła, ale to nie znaczy, że coś po niej dostanie twoja.
- A zapaski, chusty, korale. To gdzie są?
- Matke my ubrali , co miała goła leżyć?
- Widziałem, w co żeście ubrali. W ciemne zapaski. A gdzie te kolorowe?
- Skrzynia ze spódnicami zostaje tu i basta! Matka wsysko zostawiła dla Zosi.` Nic wincy nie mamy.
- To nas spłacicie. Dacie worek mąki i kilka kurek.
- Nic nie dam. Jak ni mota nic lepsego do roboty, to jidzie i móld sie za duse matki, bo zaro pogonie widłami. Wstyd tak łapcyć. Może dać wsytek dobytek, a ja u ciebie na wycuk.

Pobiegłam do chałupy. Ubrałam się szybko. Posłałam łózko. Poukładałam poduszki i gotowe. Zjadłam śniadanie. Kawa zbożowa, chleb z powidłami. Zmiotłam podłogę w kuchni i sieni. Przetarłam na mokro podłogę. Zadowolona usiadłam przy stole i dopiłam resztę kawy. Pomyślałam, że to nie koniec. Trzeba zrobić obiad. Tylko co? Może zupę, a może kaca poły. Tak. Wszyscy to lubią. Rozpaliłam pod kuchnią. Wstawiłam duży garnek z osoloną wodą. Niech się gotuje. Silnie usiłowałam sobie przypomnieć jak robiłam je z babcią. Już pamiętam. Wpierw obrać ziemniaki i utrzeć na tarce. Trochę usmażonej cebuli, jajka, mąka. Wymieszać i gotowe. Na gotującą się wodę łyżką wkładałam urobione ciasto, a jak wypłynęły wybrałam do misy. Szybko na patelnię trochę słoniny. Będzie do polania. Teraz wszystko pomyć i tylko czekać aż wrócą.
Myślałam, że uwinęłam się szybko, a wcale nie. Przyszedł dziadek i powiedział, że jeszcze tak długo na obiad nie czekał. Zjedliśmy sami. Czekałam całe popołudnie, wieczór i długo nie mogłam zasnąć. Moje czekanie przeciągnęło się aż do drugiego dnia. Ugotowałam dla mnie i dziadka zalewajkę, a kaca poły zostawiłam.
Już prawie się ściemniało, gdy wrócili. Kaca poły musiałam podgrzewać, ale zjedli ze smakiem.
Mama chwilę milczała, a potem chwyciła mnie za rękę i patrząc w oczy powiedziała: - Będziesz miała siostrzyczkę albo braciszka. Muszę się oszczędzać. Pomożesz mi w gospodarstwie.
- Pewnie, że pomogę. Bardzo się cieszę! - Uściskałam ją, bo naprawdę byłam szczęśliwa. Wreszcie nie będę sama.
Nie mogłam odmówić, bo to tak już jest, że nie odmawia się ciężarnej kobiecie. Pomyślałam tylko, że będzie trudno z dotrzymaniem słowa, bo przecież niebawem koniec wakacji. Zawsze są popołudnia i wieczory. Coś tam przecież dam radę pomóc w domu.

Następnego dnia dopiero po obiedzie pobiegłam z nadzieją, że spotkam Staszka i podzielę się wiadomością.
Stał oparty o drzewo.
- Za tydzień do szkoły.
- Właśnie. Myślisz co dalej?
- Myślę cały czas. Tylko czy ojce pozwolą. Dziadek stary i patrzy, że zostanę na gospodarstwie. Nie wiem co zrobić. Żeby tata nie pił, ale on pije.
- Pokaż, co ty masz na twarzy. Co to jest?
- Nic takiego. Zasłoniłem matkę, bo tata znowu ją bił. Powiedziałem mu, że jak jeszcze raz podniesie rękę na matkę, to pożałuje.
- Ale co się stało?
- On tak zawsze, jak wraca od stryjka Antoniego. Wrzeszczy od progu, że głodny, a do tego ręką zaraz macha na lewo i prawo. Dzieciaki chowają się za matki spódnicą, to obrywa matka. Ona sama wszystko musi zrobić w chałupie, jeszcze dzieciaki małe i wymagają opieki.
- Niech by mnie chłop uderzył, to haczyka bym wzięła i po łbie nawaliła.
- A kto by cię chciał bić. Taką dobrą i śliczną.- Objął mnie i uśmiechnął się. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie widziałam nic, tylko jego oczy. Były błyszczące. Wstrzymałam oddech, nawet nie wiem kiedy poczułam gorący dotyk jego ust. Wpierw pocałował mnie w czubek noska, a potem w usta. - Lubię cię Zosiu. Więcej niż lubię. Nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził.
- Tylko tak mówisz - wyrwałam się z jego objęć.
Nagle ukazała się nad wsią łuna pożaru. Pobiegliśmy szybko na miejsce. Paliła się stodoła. Pewnie w stodole były pochowane granaty, bo fajerwerki były przy tym. Wszyscy biegali z wiadrami wody i polewali, ale ugasić stodoły nie było można. Spaliła się cała. Zostały tylko zgliszcza.
---
Następnego ranka poszłam do dziadka, który akurat był sam w oborze.
- Dziadku, czy będziesz zły jak się do czegoś przyznam?
- Na ciebie robasku nigdy. A co napsociła?
- Podsłuchałam rozmowę ze stryjkiem o tych zapaskach w skrzyni, co po babce zostały. Czy one moje?
- Twoje. Mozes zrobić co ci do główki przyńdzie.
- Dziękuję - cmoknęłam go w policzek i pobiegłam do domu.
Otworzyłam skrzynię. Wyjęłam wszystko na podłogę. Zostawiłam jedną kolorową chustę, dwa koronkowe kołnierzyki i korale. Włożyłam je do skrzyni, resztę pozbierałam, poskładałam, przytuliłam do serca, a potem z tym wszystkim poszłam co stryjenki. Dałam to wszystko i poprosiłam, żeby się nie gniewała na mamę i pomogła trochę w gospodarstwie, bo ja muszę do miasta na nauki. Mama będzie miała dzidziusia, a że jest słabowita musi się oszczędzać. Stryjenka patrzyła na mnie przez chwilę trochę niby zła, niby zaskoczona, ale rzeczy nie przyjęła.
- Dobre dziecko z ciebie. Nie gniewam się. To ten mój taki, a mamie pomogę. Jedź spokojnie na te nauki.

cdn.
Ostatnio zmieniony 13 mar 2017, 23:33 przez Elunia, łącznie zmieniany 9 razy.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Ponidzie cz. IV

#2 Post autor: skaranie boskie » 05 lut 2017, 15:21

Elunia pisze:To nie możliwe
Łącznie - niemożliwe.
Elunia pisze:to haczyka bym wzięła i w po łbie nawaliła.
Musisz zdecydować - w, czy po...
Nie zrobiłem Ci pełnej korekty, bo nie taka rola komentującego.
Myślę, że wszystkie literówki, które dostrzegłem zauważysz i Ty sama i prędko poprawisz.

Zresztą nie one o utworze stanowią.
A ten podoba mi się coraz bardziej.
Może dlatego, że lubię dawne historie? Nie wiem.
Na pewno nie odpuszczę ani linijki z następnych.
:rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Re: Ponidzie cz. IV

#3 Post autor: Elunia » 06 lut 2017, 22:18

Pięknie dziękuję :)

Awatar użytkownika
pallas
Posty: 1554
Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33

Re: Ponidzie cz. IV

#4 Post autor: pallas » 10 lut 2017, 21:16

Elunia pisze:Chwycił mnie za rękę, spojrzał w oczy i powiedział - Wszystko to prawda.
Tu po powiedział dałbym dwukropek i od nowej linki lub bez pauzy z samym dwukropkiem, to tylko sugestia, bo widziałem to w powieści, którą czytam.
skaranie boskie pisze: [...]- Zosiu! Wstawaj, słonko już wysoko. - Uśmiechnął się bardzo serdecznie. - Mama z tatą pojechali do miasta. Mama musiała zgłosić się w spitalu. Doktory kazali. Może jeszcze coś na targu kupio.
Całość w nowym akapicie, lince.
Elunia pisze:awa zbożowa, chleb z powidłami. Zmiotłam podłogę w kuchni i sieni. Przetarłam na mokro podłogę w kuchni. Zadowolona usiadłam przy stole i dopiłam resztę kawy.
.

A ten fragment mój, bo ostatnio mam obsesje na słowo "kawa" wychwytuję je w każdym tekście automatycznie.
Elunia pisze:Mama chwilę milczała, a potem chwyciła mnie za rękę i patrząc w oczy powiedziała - Będziesz miała siostrzyczkę albo braciszka. Muszę się oszczędzać. Pomożesz mi w gospodarstwie.
Tu trzeba wstawić po powiedziała dwukropek, a od pauzy zacząć od nowego akapitu, linki.

Coraz ciekawiej, a wierszy uroczy. Dziadek Zosi bardzo dobrze mówi gwarą lubię takie klimaty. Staraj się też rozbudowywać zadnia, żeby nie były zbyt, krótkie, bo ich nad miar może zaszkodzić.

Piotr :)
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/

Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Re: Ponidzie cz. IV

#5 Post autor: Elunia » 11 lut 2017, 22:09

Dziękuję pallas. Trochę pozmieniałam. :)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ponidzie”