Ponidzie cz.V

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Ponidzie cz.V

#1 Post autor: Elunia » 18 sty 2017, 14:06

od początku
w poprzednim odcinku

Koniec wakacji, to początek nauki. Dobrze, że Staszek chodzi do tego samego Liceum co ja. Pińczowskie Liceum Ogólnokształcącego, to szkoła z tradycjami. Jestem dumna, że mogę uczyć się w takiej szkole, tylko szkoda, że to tak daleko od domu.
Zamieszkałam u stryjenki Stasi. Dzieliłam pokój razem z kuzynką Anną. Miałam to szczęście, że Ania była moją rówieśniczką. To stryjence zawdzięczam, że mogłam uczyć się w tej szkole. To właśnie ona namówiła rodziców, by pozwolili mi u niej zamieszkać. Stryjenka uznała, że we dwie łatwiej pokonamy trudy nauki. Zaprzyjaźniłyśmy się z Anią i pomagałyśmy sobie nawzajem. Dzieliłyśmy się nie tylko pokojem, ale i książkami. Dyrektor szkoły pomagał jak tylko mógł. Zdobywał książki z większych miast, ale i tak ciągle było ich mało.
Mama w podzięce zaopatrywała stryjenkę w ziemniaki, buraki, jabłka, a czasem kilka jajek. Dziadek chętnie podarował miód ze swojej pasieki. Stryjenka Stasia była bardzo miłą i zaradną kobietą. Pracowała na Poczcie i zajmowała się domem. Stryjek Kazimierz pracował w Gackach. Tam właśnie zaczęto budowę Zakładów Przemysłu Gipsowego.
Staszek też miał szczęście. Na wakacje do rodziny jego sąsiadów, przyjechał kilka lat temu Zdzisław. Zaprzyjaźnił się ze Zdziśkiem, dlatego mógł w czasie nauki mieszkać u niego w Pińczowie.
Nauki bardzo dużo, bo to ostatni rok przed maturą. Uczyłyśmy się z Anią czasami do późna. Rano trudno było wstać, ale myśl, że zobaczę Staszka, pomagała. Bardzo pomagała. Po lekcjach czasem chodziliśmy razem do biblioteki, a czasem na spacer do parku. Pińczów to małe miasteczko. Dla mnie to i tak wielki świat. Pamiętam, że kiedyś byłam w Kielcach, ale Pińczów jest taki mi bliski. Leży nad malowniczym brzegiem rzeki Nidy i tam najbardziej lubiliśmy ze Staszkiem spacerować.
Pewnego popołudnia Staszek namówił mnie na wyprawę na wschód od miasta. Tam jest kilka wzgórz. Ze szczytów rozciągają się prześliczne widoki na panoramę Pińczowa. Siadaliśmy na samym szczycie, wybieraliśmy dom, w którym chcielibyśmy zamieszkać.
- Gdyby tak nie wrócić na wieś. Zostać tu, znaleźć sobie pracę, dom.
- Ty najpierw skończ szkołę, a potem gdybaj.
- Zosiu, ale ja bym bardzo chciał. Z tobą bym chciał.
- A ja bardzo chcę zostać prawnikiem. Zrobić porządek w tym kraju. Pomagać ludziom. Mam dość tego bezprawia. Ludzie nie mogą liczyć na pomoc prawną. Tak być nie może.
- Myślisz, że dasz radę to zmienić. Chcesz walczyć z całym światem. Nie widzisz jak piszą wymyśloną historię.
- To co? Mam patrzeć na to spokojnie i mówić, że nie znam prawdy?
- Moja wojowniczka - objął mnie swoim ramieniem, a ja zupełnie zapomniałam co jeszcze chciałam powiedzieć. - A pamiętasz jak się jego stodoła spaliła? - dodał po chwili nie wypuszczając mnie ze swoich objęć.
- Pamiętam Staszku. Pamiętam. - powiedziałam i bardzo mocno wtuliłam się w jego wielkie silne ramię, które jednocześnie dawało mi poczucie bezpieczeństwa i ciepło, którego dotąd nigdy nie czułam.
- Muszę już iść.
- Co? Zimno ci?
- Nie. Ciepło. Dobrze. Ale późno już.

W soboty po zajęciach jeździłam do domu, czym się dało. Czasem przyjeżdżał po mnie tato wozem. W jedną taką sobotę jak przyjechałam, to stryjenka kroiła kapustę, tato wkładał do beczek, a ja musiałam deptać. Deptałam do późna, tak długo, aż mnie nogi bolały, ale cała kapusta znalazła się w beczkach. Będzie do jedzenia na długą zimę.
Roboty w gospodarstwie mnóstwo, a mama przecież musi się oszczędzać. Brzuszek jej rośnie. Będę miała rodzeństwo. Miałam braci, ale umarli na tyfus. Teraz jestem sama i jest mi z tym źle. Dobrze, że jest Staszek. Mam z kim porozmawiać.
Dni mijały szybko. Było coraz chłodniej. Staszek pisał wiersze i spotykał się z innymi piszącymi wiersze i opowiadania, a ja czas wolny spędzałam w bibliotece.
Siedziałam właśnie w bibliotece gdy przyszedł Staszek. Usiadł obok z bardzo dziwną miną.
- Co się dzieje ?
- Musisz mi pomóc. Mam problem. Napisałem wiersz, pokazałem go na spotkaniu, a oni, że powinienem jeszcze popracować. - wyciągnął z zeszytu dwie kartki. Jedną podał mi i poprosił - Przeczytasz?
Wzięłam kartkę i zaczęłam czytać, a on cały czas patrzył na mnie i czekał co powiem.

Snów cennych natchnienie

włosy masz długie i gęste jak trawy
gdy idę boso zbyt cichą doliną
a oczy twoje niczym dwa stawy
kuszą swym pięknem i wód głębiną

gdzieś cię widziałem mignęłaś w oddali
zrywałaś kwiaty gdy słońce wstawało
oczarowany powiewem fali
maluję co dzień by pozostało

wyciągam rękę lecz obraz znika
zamykam oczy żal że cię zgubiłem
głos mi zabiera sens życia znika
powiedz czy jesteś czy tylko wyśniłem

Przeczytałam dwa razy i nie wiedziałam co powiedzieć. Przeczytałam jeszcze raz i powiedziałam. - Nie bardzo się znam. Ładny, ale chyba za dużo czytasz Słowackiego.
- No właśnie. Oni też tak twierdzą, więc troszkę poprawiłem. Przeczytaj drugą wersję.
Podał mi drugą kartkę i znowu patrzył z twarzą pełną napięcia.

włosy masz długie gęste jak trawy
którymi boso idę doliną
a oczy twoje niczym dwa stawy
kuszą swym pięknem i wód głębiną

widziałem ciebie mignęłaś w dali
zrywałaś kwiaty słońce wstawało
oczarowany powiewem fali
chcę namalować by pozostało

wyciągam rękę lecz obraz umyka
zamykam oczy żal że zgubiłem
głos mi zamiera sens życia znika
powiedz czy jesteś czy tylko śniłem

- Staszku, mnie się podobają wszystkie twoje wiersze. Nie znam się, ale chyba druga wersja ładniejsza. Najlepiej jak zapytasz kolegów po piórze.

Tato przyjechał po mnie saniami. Drogi śniegiem zawiało i inaczej nie dotarłabym do mojego ukochanego Węchadłowa. W szkole przerwa świąteczna, więc mogłam pojechać na ten czas do domu. Ciekawa byłam jak mama się czuje.
- Tato, co tam w domu? - Spytałam.
- Izby już wybielone. Gałązki jałowca za belki powtykane. Matka trochę się krząta, twoja stryjenka Krystyna pomaga dość. Nie martw się, dla ciebie roboty wystarczy. Przyniosę drzewko, tylko ozdobić będzie trzeba. A pajączka zrobisz?
- Zrobię tatko. Wszystko zrobię. Lubię przedświąteczne krzątanie.
Zamyśliłam się i dlatego podróż minęła szybko.

Po przyjeździe, prawie zaraz, zabrałam się do pieczenia ciast i chleba, tak żeby wystarczyło na długo, bo w święta piec nie wolno. Właśnie lepiłam ciasto na chleby, układałam je na prześcieradle lnianym, na stole, musiały podrosnąć troszkę, przypomniałam sobie przyśpiewkę, którą często śpiewała babcia.

Powiedzieli moi łociec
Ze nie umiem chleba upiec.
Taki mi się chlebek udoł
Po zoskórzu kotek siudoł.
Jak podniós łogón do góry
To nie dostoł wierzchni skóry.
Co jo pocne ze swym losem
Bo mom chłopa z krzywem nosem.
Jak go chcę pocałować
To mu musę nos prostować.

Tato z dziadkiem poszli do sadu, tato drzewa obwiązał powrósłami, żeby były urodzajne, a dziadek wołał: „Łu nos śliwki, jabka, gruski, nie, słyście, słyście u nos śliwki, jabka gruski, u sąsiada same liście”.

Wieczorem siedziałyśmy z mamą przy stole w kuchni, robiłyśmy dekoracje z kolorowego papieru. Mama kwiaty, żeby je za obrazy święte włożyć, a ja pajączka z bibuły i słomy. Kleiłam długi kolorowy łańcuch na choinkę i myślałam o Staszku. Co porabia, o czym myśli?
Dziadek nagle wyrwał mnie z zamyślenia i powiedział:
- Ty dziecko nie miej kulawych myśli. Złe duchy ino cekajo na takie młode. Najpewniejsym to jest wiara w Boga, modlenie, wtedy złe duchy cłeka nie nawiedzom. A ty Zdzichu, gdzie sie wybirosz z siekirom.
- Tato, idę po choinkę, jutro wigilia - bez zająknięcia odpowiedział tato i był bardzo zdziwiony pytaniem dziadka.
- Nie po nocy! Tera to w lesie diabły cychajom i duse ci zabioro. Rano bydzie lepij. Tylko nie stawiaj bosej nogi na podłoge.
Pomyślałam o babci, to przecież ona zawsze dawała przestrogi i pilnowała, żeby nic nie zrobić głupiego.

Rano wstałam i pamiętałam, żeby nie stanąć bosą nogą na podłodze, bo to może spowodować wrzody. Jaka wigilia, taki cały rok. Wszyscy chodzili po cichu. Dziadek nawet owinął klamki słomą, aby drzwi nie trzaskały. Każdy się do siebie uśmiechał i był miły. Mama ze stryjenką tyle naszykowały dobroci, a trzeba chodzić cały dzień na głodno, pomyślałam, bo w brzuchu mi burczało, a bardzo tego uczucia nie lubiłam.

Nastrój świąt panował w każdym kącie. Na podłodze rozścielona słoma. W rogu choinka ubrana w łańcuchy z kolorowego papieru, cukierki, małe ciasteczka, orzechy owinięte błyszczącym papierkiem, a na samym czubku obrazek z aniołkiem. Na stole biały obrus. Na nim przykryte serwetką sianko, a na nim chleb i opłatek. Mama ze stryjenką krzątały się po kuchni i smażyły ryby, a ja resztę potraw stopniowo ustawiałam na stole. Jedno miejsce zostawiłam dla Babci. Taka tradycja.
Na wigilię zaprosiliśmy stryjków z dzieciakami. To taki dzień, że trzeba się pojednać. Wszyscy siedzieli przy stole i spokojnie czekali. Taki zwyczaj.

Stałam przy oknie i wypatrywałam pierwszej gwiazdki, żeby zasiąść do stołu na wigilię. Myślałam, jak będzie przyjemnie i nastrojowo. Dziadek kichnie, żeby być zdrowym przez cały rok. Na pewno ma pieniążek w kieszeni, bo dziadek bardzo dba o tradycje. Będziemy sobie życzyć zdrowia, bo życzenia w wigilię się sprawdzają. Najważniejsze, że po wigilii wszyscy pójdziemy na pasterkę i wtedy spotkam Staszka. Zobaczę jego oczy, usłyszę głos. Nie wiedziałam, jak to nazwać, ale jednego byłam pewna, że strasznie się za nim stęskniłam.
Ciekawa byłam również, co tym razem chłopaki wymyślą za psoty. Zeszłego roku, to wóz nam wywieźli na środek drogi. Łobuziaki. Uśmiechnęłam się do wspomnień. Na pasterkę poszliśmy całą rodziną. Śnieg trzeszczał pod butami. Mróz był, więc szliśmy szybkim krokiem. Droga do kościoła mijała w milczeniu. Patrzyłam na drzewa pokryte czapkami śnieżnymi. Było czarownie, magicznie, a tam w żłóbku leży maleńki Jezus. Taki maleńki, bezbronny człowieczek, przychodzi na świat, tylko po to, by ocalić nas od zła. Wyrwać z niewoli grzechu.
Staszka widziałam, ale nie mogliśmy porozmawiać. Wymieniliśmy tylko uśmiechy. Chociaż tyle. Trzeba było szybko wracać z pasterki do domu, bo mama źle się poczuła. Pewnie tylko zmęczenie. Prześpi się, odpocznie i będzie dobrze.

W pierwsze święto, nie wolno chodzić po wsi. Trzeba siedzieć w domu. Taka tradycja. Wytrzymałam jakoś, ale w drugie święto pozwolono mi wyjść. Mama wypoczęła i czuła się dobrze. Poszłam na spacer z nadzieją, że może jednak spotkam Staszka. Może i on urwie się z domu i będziemy mogli się spotkać. Spacerowałam, stawiając delikatnie kroki na zaśnieżonej ścieżce. Dotarłam do naszego ulubionego miejsca spotkań. Niestety nie było go tam. Staszek mieszka w innej wsi, niby to niedaleko, a jednak zimą odległości są jakieś inne. Może po prostu jest z rodziną. Może jutro. Pomyślałam i już miałam wracać do domu, gdy nagle poczułam, jak mnie obejmuje. Odwróciłam się i nasze oczy były znowu bardzo blisko. Wtuliłam głowę w jego wielkie ramiona. Staliśmy tak bez słów, a czas mijał. Nie czułam zimna, wręcz przeciwnie, czułam dziwne ciepło, takie które płynęło w nas. Było cudownie.
Nagle Staszek powiedział:
- Zosiu, jesteś dla mnie ważną osobą. Bardzo ważną. Zajęłaś moje wszystkie myśli. Łapię się na tym, że nawet jak czytam książkę, to myśl biegnie do Ciebie. Zastanawiam się co robisz. - Pocałował mnie. Ten pocałunek był inny niż zwykle. Gorący, namiętny, a ja poczułam mrowienie w całym ciele i dziwny szum w głowie.
Odprowadził mnie pod sam dom. Całą drogę trzymaliśmy się za ręce. To był mój najpiękniejszy spacer, jaki do tej pory przeżyłam. Byłam bardzo szczęśliwa, a jednak nie potrafiłam nic powiedzieć. Cmoknęłam go tylko w policzek, wyrwałam rękę i pobiegłam do domu. Przed samym wejściem odwróciłam się. Stał tam gdzie go zostawiłam. Miał bardzo zadowoloną minę.

Niestety, ten spacer przypłaciłam przeziębieniem. Kilka dni musiałam leżeć w łóżku, bo miałam gorączkę. Byłam wściekła na siebie. Dopiero w dzień Trzech Króli pozwolono mi pójść do kościoła. Staszek też był z całą swoją rodziną. Patrzyłam, jak czuje opiekuje się swoimi młodszymi siostrami. Wymieniliśmy tylko uśmiechy i to musiało nam wystarczyć.
Po mszy Staszek podszedł i spytał mojego taty, czy może jechać z nami do Pińczowa, bo nie ma jak wrócić do szkoły. Tato oczywiście się zgodził, a ja znowu byłam szczęśliwa. Pomyślałam - całą drogę razem. To cudownie!

Po powrocie do domu, dziadek znowu odprawiał swoje coroczne czynności zabezpieczające gospodarstwo domowe od czarów. Na drzwiach poświęconą kredą napisał K+ M + B twierdząc, że diabeł nie przekroczy święconej kredy. Jałowiec rzucił na rozgrzaną blachę kuchni, żeby okadzić mieszkanie. Pokropił masło poświęconą wodą, którą przynieśliśmy z kościoła i wysmarował wymiona krów, aby zabezpieczyć je od czarów. Cały dziadek. Pobożny, a jednocześnie pilnujący tradycji. Twierdził, że tak się zawsze robiło. Tato resztę świecowej wody wlał do kropielniczki zawieszonej na framudze drzwi. Każdy bowiem, kto wychodzi z domu, powinien przeżegnać się tą wodą.
I tak minęły ferie. Na modlitwie, śpiewaniu kolęd i tradycji. Czas wracać do Pińczowa. Szkoła czeka na swoich uczniów, pełna książek i wiedzy w nich. To moja furtka do lepszego jutra.

cdn.
Ostatnio zmieniony 19 lut 2017, 20:22 przez Elunia, łącznie zmieniany 9 razy.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Ponidzie cz.V

#2 Post autor: skaranie boskie » 05 lut 2017, 15:53

Elunia pisze:Pewnego popołudnia Staszek namówił mnie na wyprawę na wschód od miasta. Tam jest kilka wzgórz. Ze szczytów rozciągają się prześliczne widoki na panoramę miasta. Siadaliśmy na samym szczycie i patrząc na miasto wybieraliśmy dom, w którym chcielibyśmy zamieszkać.
Radzę ten akapit przeredagować. Zbyt dużo w nim miasta, jak na maleńki Pińczów. ;)
Elunia pisze:- To co? Mam patrzeć na to spokojnie i mówić, że nie znam prawdy. Zapomnieć o tych, których bezprawnie oskarżono, skazano, zamęczono. A co było z ludźmi, którzy zgłosili się po amnestii po 47 roku. Co robili ze złapanymi partyzantami. Jak ich zamęczyli. Mało dziadek naopowiadał, jak musieli ich odbierać i chować. A pamiętasz pana Kazimierza. Zgłosił się, a potem tyle razy go wzywali na przesłuchania, że nie wytrzymał i wyjechał z całą rodziną, sam Bóg wie dokąd. Zostawił wszystko, całe gospodarstwo, ziemię.
Trochę mnie zaskoczyło to nagłe wejście w historię, w tematy dość obce licealistom.
Rozumiem, że fabuła wymaga nawiązania, możliwe, że właśnie ten wątek okaże się najważniejszym, ale wplótłbym go nieco delikatniej. Młoda dziewczyna musi do takich spraw dojrzeć, a tu nagle wypowiada się, jak - nie przymierzając - prokurator z IPN. Moim zdaniem poszłaś zbyt ostro "po bandzie". I moja uwaga nie dotyczy samego tematu, tylko sposobu wprowadzenia go do narracji. Dla mnie jest niewiarygodny.
Elunia pisze:włosy masz długie i gęste jak trawy
gdy idę boso zbyt cichą doliną
a oczy twoje niczym dwa stawy
kuszą swym pięknem i wód głębiną

gdzieś cię widziałem mignęłaś w oddali
zrywałaś kwiaty gdy słońce wstawało
oczarowany powiewem fali
maluję co dzień by pozostało

wyciągam rękę lecz obraz znika
zamykam oczy żal że cię zgubiłem
głos mi zabiera sens życia znika
powiedz czy jesteś czy tylko wyśniłem
Ten wiersz broni jedynie czas jego powstania i wiek autora. Wiesz, co by go spotkało, gdyby dzisiaj pojawił się na portalu? Rację mieli koledzy Staszka, doradzając mu popracowanie nad nim.
Elunia pisze:Droga na do kościoła
Na czy do?
Elunia pisze:Było czarownie, magicznie, a tam w żłóbku leży maleńki Jezus. Ileż w tym czarownej, magicznej chwili.
Za dużo magii i czarów jak na dwa zdania.
Elunia pisze:ale nie mogliśmy porozmawiać,.
Zbędny przecinek.
Elunia pisze:Niestety, ten spacer zapłaciłam przeziębieniem.
Przypłaciłaś, albo zapłaciłaś za.
Elunia pisze:Jak wywrócimy do domu, to dziadek znowu odprawiał swoje coroczne czynności zabezpieczające gospodarstwo domowe od czarów.
Wywrócimy do domu?
I mieszanie czasów"
Wywrócimy - przyszły
dziadek odprawiał - przeszły niedokonany.
Postaraj się mniej tych błędów robić, albo czytaj dokładniej zanim wkleisz następne odcinki, żebym nie musiał żałować, że ten tekst poleciłem innym do przeczytania.
Na razie zrobię sobie przerwę w czytaniu, żeby dać Ci czas na dokładnie sprawdzenie kolejnych odcinków. Nie chcę sprowadzać czytania do korekty.
:rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Re: Ponidzie cz.V

#3 Post autor: Elunia » 06 lut 2017, 23:03

To moje pierwsze kroki w kierunku prozy. Oczywiście, że masz rację. Czytelnik ma czytać, a nie poprawiać.
Następny odcinek postaram się wstawić bez takich omyłek.
Może wyjaśnię sprawę historyczną. To jest mała społeczność i bardzo dobrze wie, co się dzieje u sąsiada obok. Dziewczyna przeżyła wojnę i dorastała w bardzo dziwnych czasach. Trudnych. Widziała co się przydarzyło sąsiadom. Słyszała rozmowy dorosłych.
Zosia, to dziewczyna, która uważnie słucha, obserwuje i potrafi wyciągać wnioski.
Poznałam kobietę, która żyła tam, jako licealistka. Ten urywek to są właśnie jej słowa. Też tak jak Ty, byłam zaskoczona. Jednak kobieta powiedziała mi coś bardzo ważnego. "Wszyscy wiedzieli, tylko nikt nie śmiał o tym mówić głośno, bo nigdy nie wiadomo, kto słucha".
Jednak, skoro uważasz, że "za ostro", to pomyślę nad zmianą.
Jeszcze raz dziękuję za trud czytania.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Ponidzie cz.V

#4 Post autor: skaranie boskie » 07 lut 2017, 16:27

Elunia pisze:Jeszcze raz dziękuję za trud czytania.
Elunia pisze:Jeszcze raz dziękuję za trud czytania.
Żaden trud, przyjemność raczej.
Całkiem zgrabnie Ci to wychodzi, pomijając wspomniane omyłki, zapewne wynikłe z pośpiechu.
Co do słów byłej licealistki, musisz wziąć poprawkę, że wypowiedziała je do Ciebie kilkadziesiąt lat po zdarzeniach. Myślę, że użyła znacznego skrótu. Zapewne w rozmowie z chłopakiem, temat dojrzewał znacznie wolniej. Wkładając nagle w usta nastolatki tak poważne i przemyślane deklaracje, sprawiasz, że czytelnik zaczyna się zastanawiać nad wiarygodnością. To niedopuszczalne, może się bowiem zniechęcić do dalszego czytania. To moja uwaga, możliwe, że niesłuszna, chyba jednak warta przemyślenia.
Obiecuję wrócić do czytania.
:rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Re: Ponidzie cz.V

#5 Post autor: Elunia » 07 lut 2017, 18:27

skaranie boskie pisze: Moim zdaniem poszłaś zbyt ostro "po bandzie". I moja uwaga nie dotyczy samego tematu, tylko sposobu wprowadzenia go do narracji. Dla mnie jest niewiarygodny.
Myślałam bardzo intensywnie o tym, co napisałeś. Skoro choć jedna osoba ma wątpliwości, a opowiadanie traci na wiarygodności, to postanowiłam zmienić. :myśli:
Co do dalszego czytania, to jest problem. Obawiam się, że nie będę umiała poprawnie zapisać "w poprzednim odcinku" i "ciąg dalszy nastąpi". :(
Podejmę próby.
Jeszcze raz dziękuję :)

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Ponidzie cz.V

#6 Post autor: skaranie boskie » 08 lut 2017, 14:55

Tym ostatnim się nie przejmuj.
Nasi moderatorzy na pewno chętnie Ci tym pomogą. Wystarczy ich o to poprosić. :)
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Re: Ponidzie cz.V

#7 Post autor: Elunia » 08 lut 2017, 18:32

Będę się starała sama. Głupio tak ciągle prosić. :(
Pięknie dziękuję :) Jakby co :myśli:

Awatar użytkownika
pallas
Posty: 1554
Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33

Re: Ponidzie cz.V

#8 Post autor: pallas » 15 lut 2017, 21:10

Elunia pisze:Dziadek nagle wyrwał mnie z zamyślenia i powiedział - Ty dziecko nie miej kulawych myśli. Złe duchy ino cekajo na takie młode. Najpewniejsym to jest wiara w Boga, modlenie, wtedy złe duchy cłeka nie nawiedzom. A ty Zdzichu, gdzie sie wybirosz z siekirom.
Po powiedział - dwukropek - a pauza od nowej linki z całym dialogiem.
Elunia pisze: Jedno miejsce zostawiłam dla dla Babci.
Tu po pierwszym "dla" przecinek.
Elunia pisze:Nagle Staszek powiedział - Zosiu, jesteś dla mnie ważną osobą. Bardzo ważną. Zajęłaś moje wszystkie myśli. Łapię się na tym, że nawet jak czytam książkę, to myśl biegnie do Ciebie. Zastanawiam się co robisz. - Pocałował mnie. Ten pocałunek był inny niż zwykle. Gorący, namiętny, a ja poczułam mrowienie w całym ciele i dziwny szum w głowie.
Po powiedział - dwukropek - a pauzę i resztę zostawiłbym w tej samej lnice, ale nie jestem pewny.
Elunia pisze: Szkoła czeka na swoich uczniów, pełna książek i wiedzy w nich.
Nie rozumiem do czego ma się tyczyć "nich" na końcu zdania, czy do uczniów, w których jest wiedza?

Odcinek bardzo mi się podobał z powodu oczywiście nie tylko dziadka, ale wszystkich, jest klimat świąt, który, aż poczułem.

Piotr :)
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/

Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Re: Ponidzie cz.V

#9 Post autor: Elunia » 15 lut 2017, 22:00

pallas - pięknie dziękuję za uważne czytanie i cenne uwagi. Trochę zmieniłam.
Pozdrawiam :)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ponidzie”