Ponidzie cz. VIII
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Elunia
- Posty: 582
- Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
- Lokalizacja: Poznań
Ponidzie cz. VIII
od początku
w poprzednim odcinku
Kolejny rok szkolny dobiegł końca. Moją cenzurką mogłam się pochwalić w domu, bo byłam z niej dumna. Staszek, też jakoś dziwnym trafem zaliczył rok szkolny bez poprawek. Muszę przyznać, że ostatnio, dużo uczył się i nadrobił wszystkie zaległości. Pomogłam mu trochę ja i trochę Kazik. Rok szkolny zaliczony. To dla mnie bardzo ważne. Muszę przyznać, że zrobił mi tym wielką frajdę.
Początkowo trudno było mi się przestawić z obowiązków dotyczących nauki na te, które musiałam wykonywać w domu. Tato w polu, a mama sama na całym gospodarstwie. Do tego jeszcze mały Antoś, który wymaga bardzo wiele opieki. Jest jeszcze taki malutki i bezradny. Pomagałam na tyle ile umiałam. Gdy tylko znalazłam troszkę wolnego czasu, pielęgnowałam ogródek z kwiatami, które tak bardzo lubiła babcia. Nauczyła mnie jak pielęgnować kwiaty i jak odróżniać je od chwastów. To ona powiedziała, które kwiaty lepiej rosną w cieniu, a które na słoneczku. Bardzo lubię prace w ogrodzie.
Dziadek coraz częściej siadał przed domem na ławce i myślami biegał gdzieś daleko. Kiedyś, gdy go zapytałam o czym tak myśli, powiedział, że tęskni za babcią.
Był piękny lipcowy dzień. Poszłam na spacer, na szerokie łąki pełne kwiatów. Szłam wąską dróżką przed siebie, zupełnie bez celu. Słońce delikatnie dotykało swoimi promieniami, rozświetlało horyzont. W pewnym momencie zobaczyłam Staszka. Siedział przy drodze i miał w ręce bukiet polnych kwiatów.
Przysiadłam obok niego. - To dla mnie? – spytałam.
- Dla Ciebie. Przecież lubisz polne kwiaty.
- Lubię kwiaty i lubię lato. Mogę chodzić w lekkiej sukience, biegać boso.
-Ale Zosiu, masz buty, to jak chcesz biegać boso?
-Zdejmujemy?
-Zdejmujemy i biegniemy.
-To dogoń mnie!
Staszek miał trampki, a ja sandały, więc pobiegłam pierwsza. Zanim rozwiązał sznurowadła, trochę to potrwało. Biegłam boso przed siebie. Czułam delikatne dotykanie traw i ciepły powiew wiatru. Dogonił mnie. Złapał i przytulił. Wyrwałam się. Znowu biegłam i rozsypywałam kwiaty. Wiedziałam, że to chwile, które są inne, dotychczas mi nieznane. Pozwoliłam się dogonić, złapać i przytulić. Zrobił to w sposób bardzo delikatny.
Pocałował mnie, a ja oddałam mu pocałunek. Poczułam mrowienie w rękach, nogach, na plecach. Wszędzie. Potem nastał dziwny szum w głowie. Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale leżeliśmy na łące. Nasze ręce "biegały", łapczywie szukając tego, co nie zgubiły. Pocałunków i dotknięć nie było końca. Zdjęliśmy z siebie ubrania i nasze ciała zwarły się w miłosnym uścisku. Na chwilę zgasło słońce, a zapaliły się gwiazdy i wirowały nad głową, w mojej głowie, razem ze mną.
Potem leżeliśmy długo obok siebie, chyba nie do końca wiedząc co się stało.
Nagle wstałam, ubrałam sukienkę i powiedziałam – Idę szukać sandałków. Boso nie mogę wrócić do domu.
Uśmiechnął się bardzo czule i zapinając koszulę, powiedział – I koniecznie zapleć na nowo warkocze. Jakaś ty piękna, nawet w rozplecionych warkoczach. Może nawet piękniejsza niż myślałem.
Cały wieczór siedziałam w kuchni i patrzyłam przez okno. Rozmyślałam o tym, "co się wydarzyło" między mną, a Staszkiem. Myśli biegły na łąkę i do wydarzeń, które były piękne. Wiedziałam, że pewnie jeszcze nie raz tego zapragnę, bo dla takich chwil warto żyć.
Następnego dnia znalazłam go w naszym sadze. Stał oparty o starą jabłonkę. Gdy podeszłam bliżej, wyciągnął do mnie rękę, której trzymał polne kwiaty. - To dla ciebie Zosiu, w hołdzie dla twojej urody i dlatego, że bardzo cię kocham.
Nie zdążyłam nic powiedzieć. Odwrócił się i pobiegł przez sad, w stronę swojego domu. Stałam jak zamurowana jeszcze chwilę. Pomyślałam sobie – też cię kocham Staszku. Dobrze, że jesteś.
Kilka dni później spotkałam go na starym miejscu, koło budynku Arian. Siedział bardzo smutny. Podeszłam i pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się i dał mi, złożoną na pól kartkę. Rozłożyłam i zobaczyłam, że to wiersz. Zaczęłam czytać i znowu poczułam to dziwne mrowienie.
Warkocze Zosi
wieczór wydłuża cienie
zabierając pytania na spacer
w chmurach się chowa jak pod pierzynką
czasem pod starą jabłonią śpi
odkryłem wartość dotykania
smak i zapach delikatności
wśród wysokich traw
teraz przed wstydem zaplatasz włosy
bo nie potargał ich wiatr
Ładne wiersze pisze ten mój Staszek i to dla mnie. Duma mnie rozpierała. Chciałam go pokazać mamie, ale gdy wróciłam do domu, to zastałam rodziców w kuchni. Rozmawiali ściszonym głosem, z jakimś obcym mężczyzną. Ten, siedział podpierając głowę dłońmi i miał bardzo dziwny wyraz twarzy. Taki dziwak, nawet prochowca nie zdjął. Nagle wstał, skłonił głowę, przykrywając ją kapeluszem i wyszedł. Nikt, go nie odprowadził do furtki i to było najdziwniejsze z całej tej sytuacji.
Rodzice poszli do swojego pokoju i rozmawiali bardzo ściszonym głosem, tak, że nic w kuchni nie było słychać.
Pomyślałam, że skoro mają jakieś tajemnice, to ja muszę to uszanować. Zjadłam trochę zupy, co została z obiadu, umyłam się i poszłam spać.
Wakacje minęły bardzo szybko, bo obowiązków tak dużo, że czasu na spotkania ze Staszkiem było bardzo mało. Staszek, tych obowiązków miał zdecydowanie więcej niż ja. Wyrywaliśmy chwile wieczorami, najczęściej w niedzielę. To one były wolniejsze od prac w gospodarstwie. Nieważna była pogoda, gdy byliśmy razem, świat robił się natychmiast kolorowy, pachnący szczęściem.
cdn.
w poprzednim odcinku
Kolejny rok szkolny dobiegł końca. Moją cenzurką mogłam się pochwalić w domu, bo byłam z niej dumna. Staszek, też jakoś dziwnym trafem zaliczył rok szkolny bez poprawek. Muszę przyznać, że ostatnio, dużo uczył się i nadrobił wszystkie zaległości. Pomogłam mu trochę ja i trochę Kazik. Rok szkolny zaliczony. To dla mnie bardzo ważne. Muszę przyznać, że zrobił mi tym wielką frajdę.
Początkowo trudno było mi się przestawić z obowiązków dotyczących nauki na te, które musiałam wykonywać w domu. Tato w polu, a mama sama na całym gospodarstwie. Do tego jeszcze mały Antoś, który wymaga bardzo wiele opieki. Jest jeszcze taki malutki i bezradny. Pomagałam na tyle ile umiałam. Gdy tylko znalazłam troszkę wolnego czasu, pielęgnowałam ogródek z kwiatami, które tak bardzo lubiła babcia. Nauczyła mnie jak pielęgnować kwiaty i jak odróżniać je od chwastów. To ona powiedziała, które kwiaty lepiej rosną w cieniu, a które na słoneczku. Bardzo lubię prace w ogrodzie.
Dziadek coraz częściej siadał przed domem na ławce i myślami biegał gdzieś daleko. Kiedyś, gdy go zapytałam o czym tak myśli, powiedział, że tęskni za babcią.
Był piękny lipcowy dzień. Poszłam na spacer, na szerokie łąki pełne kwiatów. Szłam wąską dróżką przed siebie, zupełnie bez celu. Słońce delikatnie dotykało swoimi promieniami, rozświetlało horyzont. W pewnym momencie zobaczyłam Staszka. Siedział przy drodze i miał w ręce bukiet polnych kwiatów.
Przysiadłam obok niego. - To dla mnie? – spytałam.
- Dla Ciebie. Przecież lubisz polne kwiaty.
- Lubię kwiaty i lubię lato. Mogę chodzić w lekkiej sukience, biegać boso.
-Ale Zosiu, masz buty, to jak chcesz biegać boso?
-Zdejmujemy?
-Zdejmujemy i biegniemy.
-To dogoń mnie!
Staszek miał trampki, a ja sandały, więc pobiegłam pierwsza. Zanim rozwiązał sznurowadła, trochę to potrwało. Biegłam boso przed siebie. Czułam delikatne dotykanie traw i ciepły powiew wiatru. Dogonił mnie. Złapał i przytulił. Wyrwałam się. Znowu biegłam i rozsypywałam kwiaty. Wiedziałam, że to chwile, które są inne, dotychczas mi nieznane. Pozwoliłam się dogonić, złapać i przytulić. Zrobił to w sposób bardzo delikatny.
Pocałował mnie, a ja oddałam mu pocałunek. Poczułam mrowienie w rękach, nogach, na plecach. Wszędzie. Potem nastał dziwny szum w głowie. Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale leżeliśmy na łące. Nasze ręce "biegały", łapczywie szukając tego, co nie zgubiły. Pocałunków i dotknięć nie było końca. Zdjęliśmy z siebie ubrania i nasze ciała zwarły się w miłosnym uścisku. Na chwilę zgasło słońce, a zapaliły się gwiazdy i wirowały nad głową, w mojej głowie, razem ze mną.
Potem leżeliśmy długo obok siebie, chyba nie do końca wiedząc co się stało.
Nagle wstałam, ubrałam sukienkę i powiedziałam – Idę szukać sandałków. Boso nie mogę wrócić do domu.
Uśmiechnął się bardzo czule i zapinając koszulę, powiedział – I koniecznie zapleć na nowo warkocze. Jakaś ty piękna, nawet w rozplecionych warkoczach. Może nawet piękniejsza niż myślałem.
Cały wieczór siedziałam w kuchni i patrzyłam przez okno. Rozmyślałam o tym, "co się wydarzyło" między mną, a Staszkiem. Myśli biegły na łąkę i do wydarzeń, które były piękne. Wiedziałam, że pewnie jeszcze nie raz tego zapragnę, bo dla takich chwil warto żyć.
Następnego dnia znalazłam go w naszym sadze. Stał oparty o starą jabłonkę. Gdy podeszłam bliżej, wyciągnął do mnie rękę, której trzymał polne kwiaty. - To dla ciebie Zosiu, w hołdzie dla twojej urody i dlatego, że bardzo cię kocham.
Nie zdążyłam nic powiedzieć. Odwrócił się i pobiegł przez sad, w stronę swojego domu. Stałam jak zamurowana jeszcze chwilę. Pomyślałam sobie – też cię kocham Staszku. Dobrze, że jesteś.
Kilka dni później spotkałam go na starym miejscu, koło budynku Arian. Siedział bardzo smutny. Podeszłam i pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się i dał mi, złożoną na pól kartkę. Rozłożyłam i zobaczyłam, że to wiersz. Zaczęłam czytać i znowu poczułam to dziwne mrowienie.
Warkocze Zosi
wieczór wydłuża cienie
zabierając pytania na spacer
w chmurach się chowa jak pod pierzynką
czasem pod starą jabłonią śpi
odkryłem wartość dotykania
smak i zapach delikatności
wśród wysokich traw
teraz przed wstydem zaplatasz włosy
bo nie potargał ich wiatr
Ładne wiersze pisze ten mój Staszek i to dla mnie. Duma mnie rozpierała. Chciałam go pokazać mamie, ale gdy wróciłam do domu, to zastałam rodziców w kuchni. Rozmawiali ściszonym głosem, z jakimś obcym mężczyzną. Ten, siedział podpierając głowę dłońmi i miał bardzo dziwny wyraz twarzy. Taki dziwak, nawet prochowca nie zdjął. Nagle wstał, skłonił głowę, przykrywając ją kapeluszem i wyszedł. Nikt, go nie odprowadził do furtki i to było najdziwniejsze z całej tej sytuacji.
Rodzice poszli do swojego pokoju i rozmawiali bardzo ściszonym głosem, tak, że nic w kuchni nie było słychać.
Pomyślałam, że skoro mają jakieś tajemnice, to ja muszę to uszanować. Zjadłam trochę zupy, co została z obiadu, umyłam się i poszłam spać.
Wakacje minęły bardzo szybko, bo obowiązków tak dużo, że czasu na spotkania ze Staszkiem było bardzo mało. Staszek, tych obowiązków miał zdecydowanie więcej niż ja. Wyrywaliśmy chwile wieczorami, najczęściej w niedzielę. To one były wolniejsze od prac w gospodarstwie. Nieważna była pogoda, gdy byliśmy razem, świat robił się natychmiast kolorowy, pachnący szczęściem.
cdn.
Ostatnio zmieniony 04 mar 2017, 23:36 przez Elunia, łącznie zmieniany 10 razy.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Ponidzie cz. VIII
Na tyle, na ile umiałam. To zdanie występuje w dwóch kolejnych akapitach. Może warto by jedno czymś zastąpić?Elunia pisze:Pomogłam na tyle ile umiałam
Na ławeczkę, to się mógl wdrapać, siadać zaś musiał na ławeczce.Elunia pisze:siadał przed domem na ławeczkę
Elunia! My tu nie jesteśmy od korekty, to twoje zadanie. Czytaj, proszę, tekst, choćby i kilkakrotnie, a najlepiej głośno, zanim go wstawisz. Czytanie tekstu z błędami powoduje rozpraszanie się i często skutkuje niezrozumieniem treści.
Więcej nie będę Ci poprawiał błędów. Jak je znajdę, to zwyczajnie napiszę, że są i że wrócę do czytania, jak je poprawisz. A jest tego w tekście sporo.
Oczywiście nie mam zastrzeżeń do fabuły. Ta wciąż jest dobra, trzyma w pewnym napięciu, mimo kanikuły. Mamy wątek mocno erotyczny, bardzo zgrabnie, bez wchodzenia w zbędne szczegóły, opisany. To wszystko mi się podoba, nie mogę jednak przechodzić obojętnie, gdy ktoś, kto ma ambicje literackie, pisze:
Chyba się ze mną zgodzisz...Elunia pisze:czasami niedziele były bardziej wolniejsze
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Elunia
- Posty: 582
- Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
- Lokalizacja: Poznań
Re: Ponidzie cz. VIII
Poczytałam uważnie i poprawiłam.
Pięknie dziękuję za Twoje słowa.
Pięknie dziękuję za Twoje słowa.
-
- Posty: 1917
- Rejestracja: 21 gru 2011, 16:10
Re: Ponidzie cz. VIII
Elunia - nieubłagalnie,Elunia pisze: Nie ubłagalnie
Czytam od początku, historia bardzo realna
- Elunia
- Posty: 582
- Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
- Lokalizacja: Poznań
Re: Ponidzie cz. VIII
Raczej jest dobrze. Chyba, że napiszę "nieubłaganie"Gajka pisze:Elunia pisze:
Nie ubłagalnie
Elunia - nieubłagalnie,
Miło miGajka pisze:Czytam od początku, historia bardzo realna
-
- Posty: 1917
- Rejestracja: 21 gru 2011, 16:10
Re: Ponidzie cz. VIII
Chyba ja mam racjęElunia pisze:Raczej jest dobrze. Chyba, że napiszę "nieubłaganie"
nieubłagalny
Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego
======================================
https://www.bryk.pl/s%C5%82owniki/s%C5% ... galny.html
======================================
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Ponidzie cz. VIII
Nie z przysłówkami odprzymiotnikowymi w stopniu równym zawsze piszemy łącznie!
Rację ma Gajka i słownik.
I , bo in veritas!
Rację ma Gajka i słownik.
I , bo in veritas!
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Elunia
- Posty: 582
- Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
- Lokalizacja: Poznań
Re: Ponidzie cz. VIII
Pamiętam, że miałam napisane razem, jednak mi podkreśliło na czerwono. Poprawiłam. Nie lubię jak podkreśla mi na czerwono. Sporny wyraz usunięty.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Ponidzie cz. VIII
Gajka zalinkowała do hasła mówiącego o przymiotniku. My mówimy o przysłówku. Co prawda przysłówki odprzymiotnikowe też z "nie" się pisze łącznie, ale problem tu jest inny - nie ma takiego słówka jak "nieubłagalnie". Powinno być "nieubłaganie". Dlatego ci się podkreślało na czerwono, Eluniu.
Na marginesie - gdy próbowałam znaleźć to słówko w tekście (by zobaczyć kontekst), to nie mogłam. Usunęłaś, zmieniłaś na inne?
Tekstu nie czytałam, chciałam tylko się odnieść do powyższej wymiany zdań.
Na marginesie - gdy próbowałam znaleźć to słówko w tekście (by zobaczyć kontekst), to nie mogłam. Usunęłaś, zmieniłaś na inne?
Tekstu nie czytałam, chciałam tylko się odnieść do powyższej wymiany zdań.
- Elunia
- Posty: 582
- Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
- Lokalizacja: Poznań
Re: Ponidzie cz. VIII
Zdenerwowałam się i obcięłam końcówkę. Tak będzie dobrze.