Ponidzie cz. XIII

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Ponidzie cz. XIII

#1 Post autor: Elunia » 15 mar 2017, 19:20

od początku
w poprzednim odcinku



Bardzo lubię okres zimowych ferii. Jest śnieg, dużo świąt, a przede wszystkim to okres gdy wszyscy są pogodni. Po wsi chodzą kolędnicy, w kościele śpiewane są kolędy. Można się zadumać przy żłóbku.
Minął stary rok i nastał nowy. Każdy sobie życzył, żeby był lepszy. Bardziej urodzajny i żeby nikogo w nowym roku nie zmogła choroba.
Staszek przychodził każdego dnia i bawił się na śniegu z Antosiem. Zimowe wieczory mijały bardzo rodzinnie. Dziadek albo wspominał dawne czasy, kiedy był małym chłopcem, albo planował co będzie robił, gdy nastąpią roztopy. Tato siedział przy kuchennym stole i uśmiechał się tylko. Nie lubił zbytnio gawędzić. Czasem wstawał i dokładał drewno do kuchennego pieca. Piec, który dawał ciepło, a jednocześnie na nim w każdej chwili było można coś przygotować do jedzenia. Mama stale coś cerowała, zszywała, albo robiła na drutach nowy sweter, skarpety. Lubiła też gotować, więc ręce miała zawsze zajęte.
My z Anią bawiłyśmy się z Antosiem. Zabawa polegała raczej na pilnowaniu, żeby wszędobylski chłopczyk nie zbliżył się zbytnio do pieca albo nie grzebał w skrzyni na drewno. Mały czasami siadał na środku podłogi i obracał w rączkach konika, którego wystrugał mu dziadek. Wtedy była chwila wytchnienia.

Pewnego popołudnia odwiedził dziadka stary Józef. Tak go wszyscy we wsi nazywali. Mieszkał w drewnianym domu, prawie na końcu wsi, chyba jeszcze bardziej starym niż on sam. Bardzo zdziwiłam się, że wybrał się w tak mroźny dzień.
Ania śmiała się z jego sumiastych wąsów. Ja byłam przyzwyczajona do tego widoku. Zawsze chodził w baranicy i w butach z cholewami.
Dziadek ucieszył się na jego widok, bo bardzo lubił z nim rozmawiać. Zasiedli koło siebie za kuchennym stołem. Mama podała im gorącą zbożową kawę. Stary Józef skarżył się dziadkowi, że nie bardzo ma komu zostawić gospodarstwo. Jeden syn zginął na wojnie, drugi pije za wiele, a trzeci przepadł gdzieś bez wieści, zaraz po wojnie. Został z synową i wnuczkami. Synowa właśnie postanowiła wyjechać do rodziny, która mieszka w Kielcach. Podobno ma tam dostać mieszkanie i pracę. Wprawdzie chęć pozostania na gospodarstwie, wyraziła starsza wnuczka, ale Józef obawiał się, czy ona sobie poradzi na gospodarstwie. Przychodzą różne chłopaki i chcą się żenić. Tylko czy dobrego wybierze i czy zdąży z wyborem, bo śmierć to już puka czasami do okna.
Dziadek popatrzył na mnie i powiedział, że młodzi to tylko garną się do miasta. Zosia po naukach też ucieknie. Może mały Antoś zostanie.
Słuchałam tej rozmowy i pomyślałam, że wiele w tym prawdy. Ciężka praca na wsi i coraz trudniej z niej wyżyć. Może i bym została, gdyby Staszek tak chciał. Może, ale ja chcę się uczyć, by zostać prawnikiem. To moje marzenie. Wielkie marzenie.

Późnym wieczorem spakowałyśmy ubrania i książki. Koniec ferii, czas wracać do szkoły. Następnego dnia, wczesnym rankiem, tato wymościł ciepłymi pledami sanie i pojechałyśmy do Pińczowa. Za nami została cicha, zasypana przez śnieg, ukochana wioska, a w niej wszystko co mam. Rodzina. Dobrze wiedziałam że wrócę tu, dopiero wiosną, na święta wielkanocne.

W sobotę wieczorem poszłam ze Staszkiem na spotkanie. Chłopacy przynieśli gazety i czytali wieści ze świata.
Ktoś przyniósł wiersz napisany niby na cześć Stalina. Opinie były różne. Opublikowany jako wiersz Czesława Miłosza. Różnie mówią. Jedni twierdzą, że Miłosz wypiera się, aby był jego autorem, inni, że dostał za wiersz nagrodę.
Już kiedyś słyszałam, wiersz ten krąży od 1939 roku i był podobno znany wśród Sybiraków, a także wśród żołnierzy Andersa. Wszyscy czytali ten wiersz i podziwiali, spryt z jakim został napisany. Można go było czytać na dwa sposoby. Czytany kolejno zwrotkami sławił Stalina, a czytany rzędami, wręcz jego wyśmiewał. Dziwne, że władze radzieckie zezwoliły go wydrukować.
Dyskusje toczyły się w kierunku zła, które nas otacza. Omamia.
Nie wytrzymałam i powiedziałam: - to takie podłe. Resztkami odwagi, które w sobie mamy, musimy nauczyć się milczeć, aby przetrwać ten dziwny czas, gdy wszystko jest kłamstwem. Nie mogę nazywać rzeczy po imieniu. Muszę kłamać, Udawać, że nic nie widzę, nic nie słyszę. Bo tak trzeba. Tylko dlaczego tak łatwo się poddajemy. Podobno wojna się skończyła. Mamy pokój, tylko czy mamy wolność?
- Może tak trzeba – odezwał się Kazik. - Nigdy nie wiadomo, kto słucha, co mówisz i może nawet znać twoje myśli. Słyszałem, że Pawła aresztowali.
- Jak aresztowali?
- Za co?
- Kto?
- Wiesz coś więcej?
Wszyscy przekrzykiwali się jeden przez drugiego.
Kazik stanął na środku sali i spokojnie powiedział:
- To wszystko przez Komisję Specjalną. Uznali go za bikiniarza. Będzie proces.
Nagle otworzyły się drzwi, stanął w nich Paweł i kpiącym tonem powiedział – Jaki proces? Nic nie będzie. Stryjek mi pomógł i się udało. Tym razem wykpiłem się. Nic jednak za darmo.
- Pawle, tak szybko się poddałeś. Nie poznaję ciebie. Gdzie twoje ideały? Twoja walka?
- Umarła, dziewczyno. Umarła tego dnia, gdy postawiono mnie pod płotem. Albo, albo...- urwał.
- To jakiś absurd - kontynuowałam swoją myśl. - Uważam, że tak nie musi być. Jesteśmy w środku gigantycznego teatru absurdu. Udajemy, że wszystko jest takie, jak te wyuczone frazesy. Może wy poddacie się, ale ja nie zamierzam. Moje myśli są moimi i nikt nie będzie mi narzucał, jak mam postrzegać ten świat. Zbyt wiele widziałam i zbyt wiele kazano mi zapomnieć. Zapomnieć w imię dobra i bezpieczeństwa.
Wszyscy słuchali w milczeniu. Staszek patrzył na mnie bardzo dziwnym wzrokiem, jakby chciał mnie uciszyć. Paweł głowę miał opuszczoną, niby zamyślony, ale czułam, że słucha.
- Uważaj co mówisz. Zbyt wiele ludzi znika bezpowrotnie – odezwał się Bolek, który do tej pory siedział cicho i nie brał udziału w dyskusji.
Paweł podniósł głowę i tak, jak to on potrafi, drwiącym uśmiechem skwitował.
- Jadę budować Nową Hutę. To blisko Krakowa, a tam mam trochę rodziny i znajomych, więc może jakoś wytrzymam. Pewnie nie będzie mnie tu trochę. Jak się urządzę, to was zaproszę. Może też pojedziecie? Praca, mieszkanie. Może być ciekawie. Przyjeżdżają tam ludzie z całego kraju. To szansa na lepsze życie.
Przypomniałam sobie słowa starego Józefa. Też właśnie tak mówił. Młodzi uciekają do miasta, a na wsi nie ma kto ziemi uprawiać. Mądrość starych ludzi jest wielka.


cdn.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ponidzie”