Ponidzie cz. XVI

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Elunia
Posty: 582
Rejestracja: 03 lis 2011, 22:28
Lokalizacja: Poznań

Ponidzie cz. XVI

#1 Post autor: Elunia » 04 kwie 2017, 23:45

od początku
w poprzednim odcinku




Stryjenka ucieszyła się z mojego przyjazdu, ale najbardziej to chyba Ania. Już od progu, bardzo podniecona, opowiadała mi o Janku. O tym, jaki to on jest dobry, mądry i oczytany. Wprost chodzący ideał. Chyba się moja Ania zakochała.
Poprosiłam ją, żeby poszła ze mną na zakupy. Nawet chętnie się zgodziła, bo to zawsze okazja, aby wyrwać się z domu.
Musiałam sobie kupić coś nowego do ubrania, bo tak jakoś ze wszystkiego wyrosłam. Dziadek dał mi pieniądze, więc mogłam poszaleć. Kupiłam buty, spódniczkę i dwie bluzki. Jedną kolorową, niczym tęcza, a drugą białą. Biała bluzka przyda się na zakończenie roku, bo ta, którą ubierałam do tej pory, zrobiła się trochę ciasna.
Poczułam się bardzo dorośle. Po raz pierwszy sama sobie kupowałam ubrania. Przedtem, to przeważnie z tatą, a ostatnie trzy lata, to na zakupy chodziłam ze stryjenką.
Wracałyśmy z pakunkami do domu. Ania cały czas podekscytowana opowiadała o Janku, a ja myślami znowu pobiegłam do Pawła. Zaczęłam się zastanawiać, co porabia? Jak minęły mu Święta? Czy był w domu z rodziną? Czy wie, co się dzieje z Jadzią? Wiedziałam, że Jadzia nie przyjechała na Święta do Pińczowa. Nikt nie ma od niej żadnej wiadomości.
Postanowiłam zdobyć adres i napisać do Pawła. Zbyt wiele mam pytań, na które brakuje odpowiedzi.

Trochę to trwało, bo nikt nie miał adresu. Pewnego dnia przypomniałam sobie, że przecież Staszek, jeszcze przed świętami, chwalił się listem od Pawła. Trop okazał się trafiony. Staszek z wielkimi oporami, ale powiedział, że list dostał od Leszka. Poszliśmy go odwiedzić. Było to niedaleko kościoła św. Anny. Przypomniałam sobie, że tam również mieszkała Jadzia, jeszcze przed wyjazdem.
Leszek nawet ucieszył się na nasz widok i bardzo chętnie dał list. Pomimo naburmuszonej miny Staszka, byłam zadowolona. Na odwrocie koperty, znalazłam wreszcie poszukiwany adres.

Ponieważ Leszek mi pozwolił, więc zabrałam list i poszłam do domu. Staszek wprawdzie mnie odprowadził, ale całą drogę milczał. Też milczałam, a w myślach układałam treść listu do Pawła.
Jednak, gdy zaczęłam pisać, treść zmieniła się diametralnie. Napisałam bardzo krótko. Tylko jedno zdanie " Napisz proszę co u Ciebie i Jadzi. Zosia."
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Byłam bardzo zaskoczona, bo list otrzymałam już po dwóch tygodniach.

Paweł pisał:
Witaj Zosiu. List od Ciebie, to dla mnie podarek. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że ktoś do mnie napisze, a że to będziesz Ty, to już zupełnie nie przeszło mi nawet przez myśl.
Zakwaterowałem się początkowo w barakach, których tu pełno. Wszak budujemy zupełnie nowe miasto. Od świąt zajmuję mieszkanie w bloku. Jadzia ma mieszkanie piętro wyżej. Nie martw się o nią. Chwilowo pracuje w stołówce, ale jeszcze trochę i załatwię jej coś innego. Niech tylko to wszystko się rozwinie, a rusza z ogromnych rozmachem.
Wyobraź sobie, że na terenach gdzie teraz powstaje nowe miasto, kiedyś były wsie. Ludzi wysiedlono i już. Kto się będzie przejmował losami biednych wieśniaków. Ta gmina nazywała się Mogiła. To prawdziwa "mogiła", bo ciężarówkami rozjeżdżają piękne tereny wiejskie.
Zosiu, bądź tak łaskawa i napisz mi, co u Ciebie, Staszka i innych chłopaków. Paweł

Czytałam list przez kilka dni, każdego wieczora przed zaśnięciem. Prawie znałam go na pamięć. Czytałam i byłam świadoma tego, że powinnam odpowiedzieć, a jednak jakoś nie mogłam się zdobyć na ten gest. Gdzieś tam z tyłu głowy, słyszałam głosy mówiące o konieczności odpowiedzi, a jednak nie potrafiłam napisać. W końcu dotarło do mnie, że Paweł odpowiedział bardzo szybko, a ja czekam nie wiedzieć na co. Uświadomiłam sobie, że to niegrzecznie nie odpisywać. Usiadłam i napisałam do Pawła.

Pisałam, że przyszła wiosna. Wszędzie pachnie i cieszy oko, budząca się do życia przyroda. Jeszcze trochę i zakwitną jabłonie, a ja pojadę tam, gdzie można zapomnieć o upływającym czasie. Co u chłopaków, to nie wiem, bo zbyt wiele nauki i czasu mało. Poprosiłam jeszcze, żeby koniecznie pozdrowił Jadzię i jeżeli to możliwe, by do mnie napisała.

Staszek chodził naburmuszony. Prawie każdego dnia wypominał mi, że ciągle narzekam na brak czasu, a dla Pawła znalazłam go tyle, by napisać list. Wiem, że nie chodziło mu wcale o to, że brakuje mi czasu, przy nawale nauki, tylko zwyczajnie jest zazdrosny. Bardzo mnie to bawiło.

Minęły trzy tygodnie i dostałam list od Jadzi. Chociaż byłam ciekawa, co jest w środku, jednak nie otworzyłam listu. Postanowiłam, że to co napisała Jadzia, przeczytam razem ze Staszkiem. Gdy nadeszła niedziela, zaraz po obiedzie, poszliśmy na spacer. Poprosiłam go, żeby pójść trochę dalej, poza granice miasta. Zgodził się. Gdy dotarliśmy na wzgórze Garbu Pińczowskiego, poszukaliśmy wygodnego miejsce, aby przysiąść na trawie.
- Zobacz co mam - pokazałam wyciągnięty z kieszeni list.
- Co, Paweł znowu napisał - wycedził przez zęby Staszek.
- Niestety nie, zazdrośniku - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- No to od kogo niby?
- A od Jadzi. Zaraz otworzę i przeczytam. Specjalnie nie otwierałam wcześniej, bo chciałam poczytać razem z Tobą.
- Kochana jesteś - powiedział i przytulił swoją głowę, do mojej.
Otworzyłam list i ku mojemu miłemu zaskoczeniu, zobaczyłam zapisane drobnym maczkiem, dwie kartki. Zaczęłam czytać.

Witaj Zosiu!.
Powinnam się cieszyć, bo jestem tutaj potrzebna i lubiana. Mam pracę, mam własne pieniądze, mam mieszkanie i znajomych. Powinnam się cieszyć, a jednak smutno mi czasem i tęskno.
Tu wszystko jest inne. Wszystko takie wielkie. Wielkie ciężarówki, wielkie bloki mieszkaniowe. Wielkie, szerokie ulice. W większości jeszcze rozjechane, błotniste. Budowa. Gdzieś na horyzoncie, wielki Zakład Metalurgiczny. Kolos.
Tam gdzie mieszkam, są już gotowe ulice i chodniki. Na poboczach posadzone drzewa. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Takie sklepy, że aż oczy same się otwierają ze zdziwienia. Budują tu wszystko. Osiedla mieszkaniowe, żłobki, przedszkola, szkoły, kina, teatry. Wszystko, co tylko byś sobie zapragnęła. Są również parki do spacerów, z ławkami i latarniami. Wprawdzie ledwo co zagospodarowane, ale kiedyś będzie pięknie.
Zosiu, tu będzie wszystko, jak to mówią przez radio, dzięki Związkowi Radzieckiemu. Wielkie miasto zbudowane od podstaw. Tylko, że to miasto bez Boga. Jest przewidziane wszystko, tylko nie ma miejsca nawet na jeden kościół.
Jakoś sobie radzimy. Zbieramy się wieczorami w mieszkaniu, stale u kogoś innego i modlimy się po cichu, bo tak bezpieczniej. Ja w takich momentach, biegnę myślami do naszego kościoła św. Anny i przypominam sobie, jak wygląda ołtarz. Marzę, aby kiedyś i tu, powstał taki piękny kościół.
Czasami na takie spotkania, wpada Paweł ze swoją "ekipą" i wtedy rozmawiamy jeszcze bardziej cicho, bo mówią, że ściany mają uszy.
Zosiu, czy Ty sobie wyobrażasz, ilu tu ludzi się porusza. Przyjechali z różnych stron Polski. Są z Podhala, Mazowsza, a nawet z Kielc. Pewnie z innych stron też, bo przecież nie znam wszystkich i nigdy nie poznam.
Zosiu, dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Wiem, że jestem tu dzięki Tobie.
Trochę tęsknię za Pińczowem i mamą. Jeżeli możesz, to dowiedz się co u niej? Chwilowo do niej nawet nie napiszę. Lepiej, że nie wie gdzie jestem. Może później.
Pozdrowienia dla wszystkich. Jadzia


Skończyłam czytać i nastała cisza. Nie potrafiliśmy się odezwać. Staszek siedział nieruchomo. Sama też trwałam w bezruchu, wpatrzona w Pińczów, który na horyzoncie wyglądał na taki malutki. Pomyślałam, że to był dobry pomysł, aby przyjść tu i przeczytać list.
Po dłuższej chwili milczenia, Staszek powiedział, że pójdzie do Leszka i dowie się, co słychać w domu Jadzi.
Z tym postanowieniem, wyruszyliśmy w drogę powrotną.



cdn.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ponidzie”