ślepe zło - 1

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło - 1

#1 Post autor: lacoyte » 30 maja 2017, 22:01

1
PORWANIE




Zapowiadał się kolejny gorący dzień w mieście Łodzi, które od świtu grzęzło w miękkim asfalcie, fundamentach czerwonych fabryk, podregionach blokowisk. Na szczęście to był sierpień, ruch jakby mniejszy, wielu miejscowych wykupiło wczasy nad Bałtykiem i w Zakopcu, studenci i inni czarodzieje także nie pałętali się między nogami. Z politowaniem patrzono tylko na robotników w pomarańczowych strojach, którzy pochyleni nad tajemniczą dziurą w jezdni, cierpliwie wzdychali do końca zmiany. Zresztą na taki widok natrafiało się co chwila, remont gonił remont, dźwigi przetaczały się jak ciężkie działa na wojennej defiladzie.
– Masz ognia? – piętnastoletni chłopiec z papierosem w ustach zapytał nieznajomego.
Stali w bramie odrapanej kamienicy, gdzieś na poboczach miasta. Adresat pytania, około dwudziestoletni młodzieniec, zapatrzony niespokojnie na ulicę, wzdrygnął się w pierwszej chwili, po czym spojrzał surowo:
– Nie jesteś za młody na palenie?
Chłopak nie odpowiedział, tylko z ciekawością zaczął się wpatrywać:
– Co jest grane? Wąs ci odchodzi…
Juka, bo tak dziwnie nazywano nieznajomego, natychmiast odwrócił się od młodego palacza. Nie mogąc sobie poradzić z doklejeniem wąsa, wyszedł z bramy i przeszedł do następnej. Tam wyrwał resztki sztucznego włosia spod nosa, czujnie obserwując, czy młody za nim podąży. Na szczęście poszedł w drugą stronę.
Przez chwilę nurtowało Jukę pytanie, czy chłopak może go zapamiętać. To już nie zmieniłoby niczego. Juka patrzył z ciemności bramy na mijające samochody. Interesowała go jedynie czarna mazda. Pojawiła się po około dziesięciu minutach. Juka podbiegł do auta i usiadł na miejscu obok kierowcy, którym okazał się być starszy o kilka lat mężczyzna, mocno zbudowany, w zielonym podkoszulku i czarnych spodniach. Bujna fryzura kierowcy mocno zwracała uwagę. Zbyt mocno, by nie zauważyć, że to jedynie peruka.
– Gdzie miałeś stać? – zapytał kierowca.
– Przepraszam, kręcił się jakiś typ.
Juka poczuł się źle w aucie. Wyczuł papierosy, których nie lubił. Myśl, że siedzi na zasmrodzonym fotelu, napawała go obrzydzeniem. Opuścił szybę do końca. Spojrzał z ukosa na kierowcę, którego widział wcześniej tylko jeden raz, gdy omawiali szczegóły akcji. Pamiętał, że miał na imię Kuba.
Kuba drżał i pociągał nosem. Wyglądał na przeziębionego, a może tak bardzo się bał. Juka starał się nawiązać rozmowę, ale Kuba głównie milczał. Czasem tylko coś mruknął, zgadzając się z czymś, lub nie. Trochę pogadali o piłce nożnej, polskich kabaretach i znów zalegała cisza.
Kuba zagadnął niespodziewanie:
– Ile ty masz lat?
– Dwadzieścia – odparł speszony Juka.
– Nie wyglądasz… – rzekł zerkając niedbale. – Chudy taki. Nie spękasz?
Juka wzruszył ramionami:
– Martw się o siebie.
Kuba uśmiechnął się drwiąco:
– W razie czego każdy będzie martwił się o siebie… Ile dostaniesz za robotę?
– Nie twoja sprawa. A ty ile?
– Tyle samo – odparł z niegasnącym wyrazem lekceważenia. – Garowałeś kiedyś?
– Byłem kiedyś w areszcie na czterdzieści osiem.
– A za co?
– Za chuligankę.
– Po pijaku?
– Nie, wyjazd na mecz, a co? Ty garowałeś?
Kuba zaprzeczył:
– Nie, ciołku. Jakbym garował, to nie brałbym się za taką robotę. Mają cię w bazie, twoje odciski palców, twój zapach z tyłka. Jak wpadną na twój ślad, to rano wjadą ci na chatę antyterroryści. Dlatego dobrze, że wiemy o sobie jak najmniej. Ja znam Francuza, ty znasz Francuza, ale o sobie nawzajem lepiej żebyśmy nie poznawali szczegółów. Nigdy nawet nie dowiesz się, jak się nazywam. Rozumiesz?
– Gdy się poznaliśmy, powiedziałeś swoje imię – rzekł cicho, drobiąc nerwowo palcami po spodniach.
– Nie wiesz, czy jest prawdziwe – odparł Kuba po chwili zastanowienia.
– Wiem, że jest prawdziwe. Francuz mi to powiedział. Podał mi też twoje nazwisko, ale nie zapamiętałem, bo mnie ono nic nie obchodzi.
Kuba mruknął coś speszony. Doszło do niego, że się wygłupił przed młodszym kolegą.
Jak można zauważyć kierowca i pasażer czarnej mazdy przemierzali okolice w celu dokonania jakiegoś czynu niegodziwego, co najmniej prawnie problematycznego.
Wyjechali z centrum. Ruch na ulicach niewielki, szyby opuszczone, wystawione dłonie z tlącymi się papierosami. Zaduch, pot, zapaszek miasta.
Kuba sprawdzając stan wiedzy Juki, zapytał:
– Jak się kontaktowałeś się z Szefem?
– Czyli kim? Francuzem?
– Nie wiesz, kto jest Szefem?
– Coś tam wiem. Przychodziły jakieś maile. Dostałem zaliczkę, więc nie wnikam.
– To jak cię Szef znalazł?
– Mówisz o osobie, która mi zapłaciła?
– Powiedzmy.
– Przez Francuza.
– Dobra, jak znasz Francuza, to chyba nie jesteś takim amatorem.
– Wiem co robić.
– A wiesz jak dojechać na ulicę warsztatową?
– A co tam będzie?
– Przecież tam ma czekać Francuz!
– Nie wiedziałem, że mamy jechać na warsztatową. Ty masz odpowiadać za logistykę.
– Co? Szef mówił coś innego – odparł zdziwiony Kuba. – Każdy miał wszystko wiedzieć.
– A kiedy z nim rozmawiałeś ostatnio?
Kuba zaklął pod nosem. Coś przemyśliwał krótko:
– Właściwie też nie znam Szefa. Dostałem od niego tylko kilka maili. Francuz go zna. Ważne, że zaliczka przyszła… Dobra, mniejsza z tym. Mamy dojechać do dziadowskiego warsztatu na dziadowskiej ulicy warsztatowej. Tam dostaniemy resztę pieniędzy, pocałujemy się po ptakach i się rozejdziemy… Takie proste… Dlaczego coś mi tu nie pasuje, cholera jasna. Wiesz jak szybko można dojechać koło dworca?
Juka zmarszczył brwi:
– Nie mam pojęcia. Nie sprawdzałem.
Kuba zapienił się nagle:
– I to cię nie zainteresowało? Myślisz, że to taka łatwa kasa? Jesteś nieprzygotowany. Wiesz, ile razy robiłem trasę od tej pipidówy, gdzie jedziemy, do warsztatowej? Ile dni śledziłem tę kobietę? A Francuz mówił: spokojnie, pojedzie z tobą mocny człowiek, zawodowiec, wszystko wie. Nie wyglądasz mi na zawodowca, więc nie czuję się spokojny.
– Nie bredź, stary… Za dużo gadasz.
– Tak? I co z tego?
– Nic. Ci co się boją dużo gadają.
Byli już poza miastem i skręcili na drogę gminną. Nagle Kuba zatrzymał się przy nieczynnym parterowym sklepie, pokrytym graffiti. Dookoła zaczęły rozciągać się pola, a w dali nowo pobudowane domy.
– Czemu stajesz? Nie zdążymy.
Kuba przyglądał mu się dokładnie:
– Coś z tobą jest nie tak. Już ostatnio nie dawało mi to spokoju. A teraz drugi raz cię widzę, a twoja gęba wydaję mi się tak bardzo znajoma. Dlaczego tak jest? Gdzie cię mogłem poznać? Skąd jesteś?
– Wilczkowice, pięć dych stąd. Zresztą co cię to obchodzi? Francuz wziął mnie do roboty, więc przestań walić po gaciach i jedziemy dalej. Mieliśmy wiedzieć o sobie jak najmniej.
Kuba oddałby w tym momencie wszystko, nawet tę zaliczkę od nieznanego Szefa, żeby móc się dowiedzieć, dlaczego twarz Juki, twarz smukła, przystojna, bez skazy w stylu międzywojennego amanta, wydawała mu się tak nieobca. Juka też miał na głowie perukę, tyle że białą i bardziej stylową, prawie niezauważalną.
Kubie zaczęły mnożyć się wątpliwości. A to nieznany kolega ze znajomą twarzą, a to nieznany Szef, akcja słabo przygotowana.
– Mówię ci, że coś jest nie tak – rzekł Kuba. – Albo z tobą, albo z organizacją. Z kolei zaliczka była całkiem ładna. Wszystko do tej pory dobrze szło.
– Po prostu się denerwujesz – ocenił Juka niespodziewanie spokojny. – Nie myślisz logicznie. Na razie nic złego się nie stało.
– Złe było to, że wcześniej nie mieliśmy wspólnych prób.
– Myślisz, że mi to pasuje? Kilka osób odmówiło Francuzowi, teraz wam ratuję tyłki.
Kuba westchnął:
– Ratujesz, ale czy uratujesz….
Kuba zdenerwowany i w ciągłym zamyśleniu zapalił silnik, wolno ruszając.
Wjechali na długi odcinek prostej drogi, która rozdzielała wąskim pasem gęsty las. Droga miała ciągnąć się w ten sposób pięć kilometrów, a na zakończeniu tego odcinka rozkwitać malowniczą i skromną wsią Słomnice, której najsłynniejszymi mieszkańcami byli państwo Sorota, minister pracy o imieniu Jan, jego żona Emilia i syn Kacper.
Po przejechaniu kilometra na nieco szerszym poboczu pustej drogi zauważyli kobietę przy dziesięcioletnim oplu, która gdzieś telefonowała. Zgrabna babeczka, pomyślał Kuba, i trzeba było się z nim zgodzić. Około trzydziestoletnia blondynka ubrana w legginsy i kraciastą koszulę, rozpiętą dwoma guzikami. Maska auta była otwarta. Kuba nieco zwolnił. Zauważyli przy samochodzie chłopca, około sześcioletniego blondynka z drobnymi włosami, malutkim nosem i nogami jak dwa patyki.
– Co jest?! – zasyczał Kuba. Spojrzał na Jukę pytająco. Ten potwierdził:
– To oni.
– Co za szambo… Za piętnaście minut chłopak miał się bawić na podwórku z opiekunką!
– I co z tego?
– Teraz jest z matką, której w ogóle miało nie być! To miało być proste zabranie dzieciaka z podwórka! Rezygnujemy. Zostawiamy zaliczkę. Jeżeli jakiś idiota nie umie zorganizować akcji...
– Czekaj, przecież jest lepiej, niż byśmy mieli to robić przed domem! Tu nikogo nie ma. Zróbmy to teraz…
– Co ty, młody, gadasz? Przecież widać, ze to jakiś kanał. Nic się nie zgadza, nie masz nawet wąsa, a ostatnio miałeś!
– Ale taka okazja! Tyle forsy za samo dojechanie do warsztatu. Zawracaj. W kieszeni mam chloroform.
– No nie wiem …
– Zawracaj, nikogo tu nie ma. Żadnych świadków.
– Po tym wszystkim wątpię, czy Francuz w ogóle na nas czeka.
– Nie kłóć się. Już patrzyła na nas podejrzliwie. Zawracaj.
Kuba westchnął:
– Co ma być, niech będzie.
Nawrócił i zatrzymał się na skraju drogi tuż za oplem. Kobieta już nie rozmawiała przez telefon, ale najwyraźniej czekała na kogoś. Telefon trzymała ciągle w dłoni.
– Może pomóc? – Kuba, uśmiechając się fałszywie, wyszedł z samochodu, a po chwili pojawił się Juka, który chował w kieszeni spodni buteleczkę z chloroformem.
Emilia Sorota patrzyła niepewnie:
– Nie trzeba – I dodała szybko: – Za chwilę ktoś przyjedzie.
Kuba, nie zwracając uwagi na te słowa, zajął miejsce przy otwartej masce samochodu.
– Raz, dwa, i gotowe. Znam się na tym. Proste jak drut.
Ledwo Kuba zaczął pozorować majsterkowanie bez użycia narzędzi, Juka zaszedł Emilię od tyłu. Zdążyła wrzasnąć, ale Juka chwycił jej ramiona i przystawił nasączoną chloroformem szmatę do ust. Emilia szarpnęła, uderzając napastnika łokciem w brzuch. Zaskoczony Juka ze skrzywioną miną odskoczył. Emilia spojrzała na syna: Kacper stał obok jak manekin. Był zdławiony strachem. Nagle Kuba trzasnął kobietę z zaciśniętej pięści w twarz.
– Łap dzieciaka! – krzyknął Kuba do kolegi.
Juka doskoczył do chłopca i chwilę szamocząc się, wrzucił do bagażnika mazdy. Część planu została zrealizowana.
Emilia tymczasem walczyła z Kubą, orając mu twarz paznokciami i kłując w policzki.
– Kacper, uciekaj! – krzyczała, ale z wnętrza bagażnika dochodził tylko płacz jej synka i bezsilne uderzenia małą dłonią w klapę.
Po kolejnym ciosie na chwilę straciła dech. Zdążyła jeszcze nacisnąć przypadkowy przycisk w telefonie, zanim Kuba wybił urządzenie z jej ręki. Telefon pękł na jezdni. Kuba głośno krzyczał, wyraźnie tracąc panowanie nad sytuacją. Warknął na Jukę:
– Szybciej!
Juka dobiegł do obojga, gdy Emilia zdarła z głowy Kuby perukę, ujawniając wątłe blond włosy mężczyzny.
Juka przejął kontrolę, chociaż fizycznie był wyraźnie słabszy od Kuby. Zamachnął się raz i drugi, docisnął trzymaną przez Emilię perukę do jej ust, uderzając pięścią. Ciągle się miotała. Kuba przytrzymywał jej nogi, a Juka znów kierował bezlitosne ciosy. Głowa, brzuch, klatka. Złączył palce, cios w lewą skroń. Krzyknął coś, cios, styl podwórkowy, cios, styl taerigi, chodził rok na zajęcia teakwondo. A ona to wytrzymywała! Rzucała się i podskakiwała, znów pięści, mocniej, mocniej, szybciej. W trwodze sytuacji przez myśl Emilii przeszło, dlaczego twarz młodego napastnika wydaje jej się znajoma.
Nagle uderzyła głową o ziemię. Padła bez przytomności. Juka wrzucił kobietę na tylne siedzenie opla.
– Szybko, ktoś jedzie! – krzyknął Kuba, trzymając się za obolałą twarz.
Światła zbliżającego się z oddali jasnego auta odbijały się od promieni słonecznych. Porywacze wskoczyli do mazdy i szybko odjechali w stronę Słomnic, byle nie minąć się z nadjeżdżającym autem.
Kuba trząsł się jak w gorączce. Pot oblewał oczy. Gdyby tak bardzo nie był oderwany od świadomości, może z rozpaczy skręciłby w najbliższe drzewo. Tymczasem dusił auto, jadąc setkę na trzecim biegu.
Juka siedział za to nadzwyczaj spokojny. Głęboko oddychając, patrzył w boczne lusterko, jak auto z daleka wyglądające na typowego volkswagena golfa w kolorze metalik, zatrzymuje się obok opla nieprzytomnej pani Soroty. Juka rzekł pod nosem:
– Do warsztatu, teraz tylko tam…


cdn
Ostatnio zmieniony 18 wrz 2017, 21:08 przez lacoyte, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: ślepe zło - 1

#2 Post autor: eka » 03 cze 2017, 8:25

Dużo partii dialogowych i mnożenie pytań co do działań głównych bohaterów - taka moja pierwsza refleksja po lekturze. Na pewno Autorze wzbudziłeś moją ciekawość i chęć przeczytania kolejnego rozdziału.
:kofe:

lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

Re: ślepe zło - 1

#3 Post autor: lacoyte » 04 cze 2017, 21:45

Fajnie, że udało się przeczytać. To coś w rodzaju kryminału "egzystencjalnego", za wszelkie uwagi dziękuję.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: ślepe zło - 1

#4 Post autor: eka » 04 cze 2017, 23:09

lacoyte pisze:coś w rodzaju kryminału "egzystencjalnego"
Tak to bywa z ślepym, egzystencjalnym złem. No ale jakieś chyba konkretne motywacje bohaterów warunkowały...
Zobaczymy, co będzie dalej :myśli:

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ślepe zło”