ślepe zło -3

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło -3

#1 Post autor: lacoyte » 25 cze 2017, 20:05

od początku
w poprzednim odcinku


Porwanie dokonało się kilka minut po dziewiątej. Emilia Sorota została ocucona nieco później przez patrol policji. Policję wezwał anonimowy telefon z karty pre–paid. Natychmiast powiadomiono prokuratora krajowego Gruszkę, ministra Sorotę, komendanta głównego policji, wszystkich komendantów komend świata i kilku ważniejszych polityków. Po niespełna pięciu minutach połowa jednostek z Łodzi rozpoczęła poszukiwania.
– Kogo masz łebskiego w Łodzi? – zapytał w telefonicznej rozmowie prokurator Gruszka komendanta głównego Tomasza Szeklę.
– Dajmy na to Morawiec z wojewódzkiej. Marek Morawiec. Nie pierdoli się w tańcu.
– Dzwoń do niego. Niech nadzoruje to gówno, póki nie przyjadę.
O godzinie dziesiątej Morawiec spotkał się na komendzie z Emilią Sorotą i odbierał od policjantów, którzy ją znaleźli uzyskane informacje. Sam też spokojnie wypytał.
Wszystkim jednostkom poszukującym przekazano: samochód czarna mazda sedan, rok 2000 – 2002, nr rejestracyjny DW2… (dalej nie wiadomo, ale DW to Wrocław – to skurwysyny wrocławskie!), dwóch porywaczy: młodzi ludzie, około dwudziestu lat, jeden cienkie białe włosy [może mieć perukę, czarną i bujną], ubrany na czarno, drugi młodszy, chudszy, mniejszy, taka niewinna twarz, może metr siedemdziesiąt pięć, włosy jasne, krótkie, ale nie żaden jeżyk, nie dresiarz, krótkie, zadbane, lekko zaczesane, dziecko: sześcioletni Kacper, blondyn, włosy krótkie, proste, ubrany w białą koszulkę z Zygzakiem MacQuennem, krótkie niebieskie spodenki, [co? Jakim Zygzakiem? Kto to jest? Bajka, bajki nie znasz, dzieci nie masz? To sobie zrób] buty, trampki na rzepy.
Poinformowano też o szczegółach straże graniczne, inspekcje i administracje dróg, firmy telekomunikacyjne, Google. Wkrótce poszło w eter.
Pierwszą wzmiankę o porwaniu podało radio Hifi o godzinie dziewiątej czterdzieści sześć – choć wiedziano, że coś się stało już około dwudziestu minut wcześniej, ale brakowało informacji na choćby jedno zdanie.
Prokuratura powiadomiła, że o godzinie dwunastej zwołana zostanie konferencja prasowa przed Okręgowym w Łodzi.
Kilka minut przed jedenastą przyjechał minister Sorota. Najpierw spotkali się w prokuraturze. W osobnym pomieszczeniu siedziała rozdygotana Emilia i jeden z prokuratorów. Sorota wcześniej wolał dopytać Gruszki. Przyjaźnili się od kilku ładnych lat. Oczywiście kojarzyli też Szeklę, głównego komendanta. Lekko z boku stał nieznany im miejscowy szeryf Morawiec. Ten, co to się w tym tańcu...
– Nie bój się, Janek, wszyscy postawieni do pionu. Działamy.
– Dzień dobry, Marek Morawiec – przedstawił się najniższy z nich i od razu ugryzł w język. „Dzień dobry”, ależ palnął.
– To nasz najlepszy z teren – rzekł Szekla. – Mów, Marek, co wiemy.
– Porwanie około dziewiątej pod Łodzią, na drodze wjazdowej do Słomnic, niedaleko miejsca zamieszkania państwa Sorotów. Prosta droga na odcinku kilkunastu kilometrów między drzewami na poboczu. Najbliższe domy trzy kilometry dalej. Pani Emilia wyjeżdżała odwieźć Kacperka na lekcję karate. Po drodze samochód popsuł się. Sprzęgło. Zadzwoniła do znajomego serwisu. W tym momencie nadjechała czarna mazda z dwoma porywaczami. Wyszli z samochodu, szamotanina, pani Emilia odurzona. Zapamiętała, że nadjeżdżał volkswagen golf z daleka. Kilka minut później policja otrzymała anonimowy telefon o nieprzytomnej pani Emilii. Powiadomiliśmy kogo trzeba, obstawiliśmy ulicę, czekamy na informację.
– W porwaniu samo porwanie jest najłatwiejsze – rzekł łagodnym głosem Szekla. – Schody dla tych oprychów zaczną się teraz. Nie wypuścimy tych sukinsynów, kimkolwiek są, panie ministrze.
– A kto to może być? Tylko szczerze.
Szekla westchnął:
– W dziewięćdziesięciu procentach przypadków to sprawa okupu, a w dziewięćdziesiąt procent spraw dla okupu to ktoś z najbliższego otoczenia. Nie mówię o członkach rodziny, ale na przykład kierowca, kucharz, podwładny, i tak dalej. Ktoś kto zna pana sytuację rodzinną i majątkową. Taka osoba współpracuje z osobami wynajętymi, którzy dokonują bezpośrednich czynności porwania. W takim przypadku porywacze na pewno się odezwą, choć często odzywają się od razu po porwaniu, żeby na przykład rodzina nie zgłaszała się na policję. Tutaj sprawa już wyszła do prasy.
– A pozostałe możliwości, te dziesięć procent?
– Terroryści, piewcy jakichś ideologii albo jakaś zemsta. – Minister otworzył na moment szerzej oczy. Szekla nie zauważył tego i dodał: – Zdarzają się też odrębne, marginalne przypadki.
– Jakie? Słucham? Dalej, mówiłem, że oczekuję pełnej szczerości.
– Szczeniacki wybryk, odurzenie alkohole lub narkotykowe. To ciężkie sytuacje, ale które szybko się wyjaśniają, bo sprawcy działają bez planu. Tylko, że nie kontrolują niczego. Ani siebie.
– Czy z dotychczasowej wiedzy coś można wyczytać?
– Na razie nie, a właściwie dochodzą sprzeczne wiadomości. Bo jeśli porwanie było planowane, to pani Emilia powiedziała, że zwykle o tej porze była już w pracy, a Kacprem zajmowała się opiekunka. Dziś pani Emilia miała urlop i postanowiła zawieźć chłopca na lekcje karate. Była to więc wyjątkowa sytuacja. Porywacze spotkali ją na drodze gminnej, wąskiej, przy awarii. Nie planowali tego. Jeśli był plan, to mogli się zawahać, czy go kontynuować. Więc może to być spontaniczna sytuacja. Na przykład próba gwałtu, a gdy zobaczyli dziecko… Porwali je. To jednak daleko idąca hipoteza. Jest jeszcze jeden element. Przy samochodzie znaleziono kawałek szmatki nasączonej chloroformem.
– Tym ją uśpiono?
– Nie. Pan wybaczy panie ministrze, ale usypianie w ten sposób zdarza się tylko w filmach. W rzeczywistości uśpienie za pomocą chloroformu trwałoby bardzo długo. Minutę, dwie. Nikt by nie ryzykował tak długiego okresu walki z matką walczącą o dziecko.
– Dlaczego więc użyto tej szmatki.
– Albo stanowi ona rzucony fałszywy trop albo…
Sorota przytaknął:
– Albo porywacze nie wiedzieli, że nie można efektywnie wykorzystać chloroformu. A więc amatorzy?
– Jak pan widzi, jest dużo hipotez.
Włączył się Morawiec:
– Do tego szukamy świadka w golfie, który zadzwonił – bo to najpewniej był on – i powiadomił o znalezieniu pani Emilii. Szukamy też dalszej trasy mazdy.
– Dobrze. Porozmawiajmy z Emilią.
W pokoju siedziała zrozpaczona matka, Emilia. Uściskała się z mężem. Twarz miała poobijaną, bordowy krwiak rozciągał się smutną wstęgą od prawego ucha do ust.
– Powiedz, że znajdą Kacperka, powiedz to!
– To najlepsi fachowcy, pół służb jest teraz w terenie.
Szekla otworzył szeroko ręce:
– Tak, proszę pani, szukamy. Mamy najlepszych ludzi.
Sorota spojrzał jej głęboko w oczy:
– Emilio, musisz nam opowiedzieć krok po kroku co robiłaś dzisiaj od rana.
Klapnęła na krzesło. Pusty wzrok wbiła w kąt.
– Wczoraj wieczorem wyjechałeś do Warszawy. Wstałam o siódmej. Pierwszy dzień urlopu. Kacperek mnie obudził. Pokręciłam się po domu. O dziesiątej karate, to miała być pierwsza lekcja.
– Mówiła pani komuś o tych lekcjach karate? – zapytał Morawiec.
– Co za pytanie? Komuś mówiłam, znajdźcie moje dziecko!
Sorota położył dłoń na jej ramieniu:
– Kochanie, nie denerwuj się. To ważne. Chcemy wiedzieć, dlaczego doszło do porwania, czy to przypadek, czy planowali porwać przed domem.
– Komuś na pewno mówiłam – rzekła już spokojniej. – Po drodze auto zepsuło się. Tyle razy prosiłeś, żebym nim nie jeździła. Stary opel, ale tylko nim umiem prowadzić. Innych się boję, a nim jeżdżę odkąd zdałam na prawo jazdy. Zadzwoniłam do znajomej z PZU. Chciałam prosić o jakąś lawetę. Wtedy tam dzwoniłam, właśnie wtedy, gdy nadjechali…
– A co mówiła osoba z PZU ? – dopytywał Morawiec.
– Nic. To była infolinia. Musiałam odpowiadać na kolejne pytania. Z nikim żywym nie rozmawiałam – głęboko westchnęła i kontynuowała: – I wtedy zauważyłam, że zbliża się ta mazda, a w środku dwóch wyrostków. Od razu podejrzewałam coś niedobrego.
Emilia opisała ich, ale z trudem przypominała sobie szczegóły walki. Może to, że jeden z nich, młodszy, miał taką niewinną twarz, taki amant z przedwojennego kina, jakby go gdzieś kiedyś widziała, i on właśnie starał się uderzać jakimś azjatyckim stylem walki. Taekwondo? Może, Kacperka zapisała na karate, ale przecież pół roku sama trenowała teakwondo.
Na koniec opowiedziała, jak straciła przytomność i obudziła ją policja w tej prawnie problematycznej sytuacji.
Minister stał odwrócony do nich plecami i wpatrywał się w okolice za oknem. Biegła tam spokojna droga, mało co uczęszczana a po drugiej stronie znajdował się park. Z powodu dużego żaru młoda parka odpoczywała w cieniu. Chłopak gładził dziewczynę po udzie.
Sorota przeszedł spokojnie całą długość eleganckiego pokoju a obecni podążali za nim wzrokiem jak za wahadełkiem.
– Dziękuję, działajcie panowie. Nie ma mnie dla nikogo, z wyjątkiem was. Proszę, chcę zostać z żona przez chwilę.
Po ich wyjściu Emilia wpadła w ramiona męża.
– Porwali go, dlaczego, dlaczego? Widziałam to, byłam przy tym, w środku dnia, rano, kurwa, w biały dzień, cholera…
Jan nic nie mówił, pozwolił jej ochłonąć, a ta łkała dalej:
– Boże, żeby tylko nic nie zrobili, żeby tylko… powiedz – uspokoiła się nagle – czy policja coś wie?
– Na razie nic, spokojnie.
– Ale dlaczego? Okup? Podpadłeś komu? Gangsterom?
– Nie wiem, naprawdę nie wiem. Mam tysiąc różnych odpowiedzi na tę sytuację, ale żadna nie jest bardziej prawdopodobna od innej.
– Posłuchaj, jak się zgłoszą, powiedz im, powiedz, żeby się zamienili, zamienili Kacperka na mnie, na ciebie, ale żeby dali mu spokój.
– Jakby chcieli kogoś innego, to by porwali od razu. Z dzieckiem jest mniej kłopotu, a efekt mocniejszy.
Emilia opadła bezsilna na kanapę i schowała twarz w dłoniach. Po chwili znów pełna lęku pomieszanego z rozpaczą dywagowała:
– A jak się pomyliłam? Jednego z nich widziałam, był wysoki i chudy, miał długie włosy, powiedziałam że miał na pewno ponad metra osiemdziesiąt , ale cholera mógł mieć mniej. Przy Kacperku wyglądał jak olbrzym. Ale mógł mieć mniej. Słuchaj, powiedz im, że ten jeden mógł być niższy, że …
– To nieważne. Znajdą Kacperka.
– Posłuchaj, mów mi o wszystkim, nic nie zatajaj, jestem silna, rozumiesz, jestem silna. Wiesz o tym, dam radę, cholera, cholera… Kiedy się odezwą? Kiedy się zwykle odzywają? Dziś, jutro?
– Nie ma zasady. Ale posłuchaj, sądzę, że nie po to porywali Kacperka, żeby mu coś zrobić. Jesteśmy zbyt znani, ja zajmuje zbyt ważną funkcję, żeby ktokolwiek odważył się go skrzywdzić – rzekł uspakajająco, choć sam w to nie wierzył.
– Ale odważyli się porwać! Cholera, cholera… A może to spisek, zdrada, może to zaaranżował ktoś z kręgu najbliższych, choćby ci co wyszli przed chwilą. Może chcą cię w coś wrobić, zniszczyć, stłamsić, nie wiem…
– Niczego nie wykluczam.
Telefon komórkowy Emilii wydał sygnał.
– Dajcie mi spokój, dzwonią od rana… Pytają, pocieszają… Powiedz mi Janek, powiedz, a może to czyjaś zemsta…
Jan zmierzył ją uważnie:
– Jaka zemsta?
– Nie wiem. Ale przeląkłeś się, jak to powiedziałam.
– Nie.
– Tak, przez moment miałeś taki wyraz twarzy… jakbym…
– Jakbyś co?
– Jakbym odgadła twoje myśli. Ale to przecież niemożliwe.
– Odgadnąć czyjeś myśli?
– Odgadnąć twoje myśli. Jesteś dla mnie ciągłą tajemnicą. I właśnie ciebie obwiniam za to, co dzisiaj się stało. Właśnie dlatego.
Jan zbierał się w sobie. Wyglądał ciągle dobrze jak na swoje sześćdziesiąt trzy lata. Włosy przeszły dostoją siwizną, twarz zachowała marmurowe oblicze, niezbyt poorana zmarszczkami. Nie nosił też zbędnych kilogramów.
– Emilko, uspokój się, posłuchaj sama, co mówisz.
– Wiem, wiem, przepraszam, może kocham cię za to, że jesteś ciągle tą tajemnicą, ale powiedz mi, powiedz mi jedno… Czy zrobiłeś komuś, kiedyś, kiedykolwiek, coś takiego, że to porwanie naszego dziecka mogło być jakąś osobistą zemstą?
Jan spojrzał na nią i przytulił:
– Nie urodziłem się wczoraj, niestety. Ale to mogło być mnóstwo ludzi, którzy musieli być szaleni, żeby mścić się w taki sposób.
– To mało szalonych…
– Próżno myśleć w takim momencie. Czekajmy aż się odezwą…
W jego głowie jednak kołatała nieznośna myśl. Albert Connelly, nigdy nie zapomniał tego nazwiska, ale czy on jeszcze żyje? Czy to ty, przyjacielu, odzywasz się po latach?


do następnego odcinka
Ostatnio zmieniony 02 lip 2017, 21:48 przez lacoyte, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: ślepe zło -3

#2 Post autor: eka » 27 cze 2017, 19:17

A Wrońko gdzie?!:)

Akcja się ciekawie rozwija, motyw porwania ciąży ku zemście. Jan i Emilia nie tracą nadziei.
Ironia (lekka) w napięciu między polityką a organami ścigania.
Dobrze jest, chce się czekać na kolejną część.
:)

lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

Re: ślepe zło -3

#3 Post autor: lacoyte » 28 cze 2017, 21:17

Eka, dziękuje, że wpadasz do mnie i czytasz z uwagą. To bardzo miłe.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: ślepe zło -3

#4 Post autor: eka » 28 cze 2017, 22:15

To ja dziękuję, Autorze.
Pisanie takiej opowieści nie jest smarowaniem bułki masłem.
:kofe:

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ślepe zło”