ślepe zło - 11

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło - 11

#1 Post autor: lacoyte » 18 wrz 2017, 21:06

w poprzednim odcinku
od początku

4
PORWANIE

We wtorkowe południe Janusz Gruszka, prokurator generalny i minister sprawiedliwości w jednym, wygłosił krótkie przemówienie w obecności dziennikarzy. Zaczął od poglądów na temat realizacji celów wymiaru sprawiedliwości, po czym przeszedł do frazesów, dowodząc, że żaden przestępca nie może spać spokojnie. Dopiero na koniec odniósł się do samego porwania, twierdząc „że porywacze popełnili najgorszy błąd w życiu, atakując rodzinę ministra Soroty”. Zwrot wywołał odpowiednie wrażenie. Ten, do tej pory średniej klasy polityk, wzbudził u wielu dozę szacunku. Nie chciał jednak odpowiadać na pytania, powołując się na dobro śledztwa.
– Mają coś? – zapytała Klara.
– Za pół godziny się dowiemy – rzekł Wrońko.
Co najważniejsze, porywacze nadal się nie odezwali. W kilku miastach fałszywie alarmowano o potencjalnych przestępcach, niejeden sąsiad został oskarżony, jakiś szaleniec przyznał się w Krakowie, podobnie jedna z mniejszych organizacji anarchistycznych. Wszelkie te tropy okazały się błędne. Najrozmaitsi socjologowie, prawnicy, politolodzy i inni zarabiający umysłowo na abstrakcyjnych pojęciach prześcigali się w domysłach na temat rozwoju wypadków, przyczyn porwania, sprawców.
Jan Sorota przyjaźnił się ministrem Gruszką, za to Gruszka miał jeszcze jednego zaufanego przyjaciela w swoim życiu. Spotkali się po konferencji prokuratora. W samochodzie Wrońki, w podziemnym parkingu galerii handlowej.
– Cześć, Wrońko.
– Cześć, Janusz. I jak?
– Syf.
– Mamy coś?
– Chodź.
Przesiedli się do nissana ministra i ruszyli w kierunku Zgierza. Gruszka zaczął opowiadać:
– Prasa jeździ po mnie jak po byle jakiej świni. Sprawa jest cholernie poważna. Raz, że to syn mojego przyjaciela, dwa, że Europa patrzy, a trzy, że to też polityka. Jak spieprzymy, mogę polecieć nie tylko ja, ale i rząd.
– Czyli musimy się pośpieszyć.
– Tak, myślę, że zrobimy to jak mafię kielecką czy aferę Centrosu. Masz tych swoim informatorów?
– Odświeżam relację.
– Dużo kasy potrzebujesz?
– Około stu tysięcy. Część dała stacja, część musiałem pożyczyć.
– Nie ma problemu. Mamy nieograniczony budżet.
Wrońko przytaknął. Aspekt finansowy miał dla niego mniejsze znaczenie, zwłaszcza, że część środków zdążył zorganizować.
– Ruszam z programem, kroniką porwania.
– Jezu, na co ci to?
– Dla popularności i żeby moje przejście do publicznej nie było aż tak sensacyjne.
Gruszkę zatkało na moment.
– Znowu chcesz do publicznej?
– Tym razem to ja będę stawiał warunki.
– To znaczy?
– To znaczy, że chcę być tam szefem.
– Aż tak?
– To mój jedyny warunek, Januszku.
Gruszka wahał się przez moment.
– W porządku. Jak dobrze pójdzie i nam pomożesz, a rząd w międzyczasie nie poleci, to tak, będziesz w publicznej na swoich warunkach. Nie wiem, czy szefem, ale wysoko. To ci obiecuję w imieniu swoich szefów.
Wrońko uśmiechnął się szeroko. Wreszcie wiedział, o co gra.
– To mamy uzgodnione – rzekł Gruszka. - Co chcesz wiedzieć?
– Na jakim etapie jesteśmy?
– Samochód.
– Mazda porywaczy?
– Tak, znaleźli ją dzisiaj rano spaloną. Las w Kapryszewie. Wiocha kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi. Zachowały się blachy.
– Na kogo ten wózek stał?
– Na jakiegoś dziadka z Wrocławia. Zgłosił kradzież auta kilka dni temu.
– Czy jakieś kamery zarejestrowały ruch pojazdu?
– Sprawdzamy, na razie nic nie wyszło. Odczytujemy wszystkie stacje benzynowe, burdele i tak dalej.
Przejechali Zgierz, dziwnie niezakorkowany. Wrońko zastanawiał się:
– Czyli jednak to mogli być profesjonaliści? Skradzione auto zostało porzucone daleko od miejsca porwania. Dziecko ukryte w mysiej dziurze.
– Tak, tylko coś im nie poszło. W spalonym aucie były częściowo zwęglone męskie zwłoki. Dorosłego faceta. Identyfikujemy, sprawdzamy zgłoszenia zaginięć.
– Będę mógł podać tę informację w programie?
– Tak, ale bez informacji o miejscu znalezienia. Jasne? Sprawdź to Kapryszewo poprzez swoich informatorów. Może ktoś coś widział. – Zadzwonił telefon. Gruszka spojrzał na wyświetlacz: – Dzwoni Morawiec, niezły jest. Wezmę na głośnomówiący, żebyś słyszał. Halo...
Komendant Morawiec był zazwyczaj speszony wobec przełożonych, mówił powoli, najpierw starając się przemyśleć słowa jak dyplomata. Tym razem od razu przeszedł do rzeczy:
– Witam, panie ministrze, mamy go.
– Kogo?
– Zwłoki. Zidentyfikowane.
Wrońko nastawił uszu.
– Kto to?
– Jakub Żurowski, 24 lata, bezrobotny z Mińska Mazowieckiego. Rodzice wczoraj zgłosili zaginięcie, a dziś rano go zidentyfikowali, chociaż było to ciężkie. Powiedzieli, że od dłuższego czasu szukał pracy. Kilka dni temu był nawet we Wrocławiu.
Gruszka spojrzał na Wrońkę. Pokiwali głowami.
– Wrocław.
– Tak – przyznał Morawiec. – Data zgadza się z datą kradzieży auta.
– Czyli to chyba jeden z porywaczy. Coś cholernie poszło nie tak. Jak zginął?
– Nie mam jeszcze danych od patologa. Ma do pana dzwonić bezpośrednio.
– Będę czekał.
– Aha, ten Żurowski był bezrobotny i pochodził raczej ze średnio zamożnej rodziny. Ojciec robotnik, matka nauczycielka.
– No i co?
– Miesiąc temu otworzył rachunek bankowy, na który wpłacił pięćdziesiąt tysięcy w gotówce.
Gruszka aż gwizdnął:
– Mocne. Dobra, dzięki. – Po rozłączeniu się: – Słyszałeś...
– Tak, najemnik.
– Ale na czyje zlecenie?
– Dowiemy się.
Gruszka nagle uderzył dłonią w kierownicę:
– I dlaczego porywacze się nie odzywają. O co im chodzi?
– I dlaczego pozbyto się jednego z nich?
Chwilę milczeli, gdy Gruszka miał kolejny telefon. Dzwonił patolog. Taka przynajmniej pojawiła się informacja na wyświetlaczu: „PatologRyś”.
– Co tam, Rysiek?
– No, hej, zbadałem tego spalonego.
– I co?
– Uduszenie.
– Dymem?
– Nie, przed spaleniem ktoś go udusił.
– Jasny gwint! Dzięki za informację.
Wymienili kilka nieistotnych uwag, po czym rozłączyli się. Gruszka westchnął głęboko:
– Co o tym sądzisz?
– Nie mam pojęcia dokąd sprawa zmierza.
Dojeżdżali z powrotem do parkingu galerii handlowej. Gruszka rzekł na koniec:
– Tylko w jaki sposób mam powiedzieć Jankowi Sorocie, że jego dziecko jest w rękach osoby, która prawdopodobnie udusiła swojego kompana i spaliła zwłoki w aucie?

***
Gruszka spotkał się z Sorotą w jego domu. Emilli nie było. Chodziło za nią dużo dziennikarzy i rozmaitych natrętów, więc od kilku dni mieszkała u matki. Sorota poczęstował przyjaciela herbatą, a ten opowiadał o postępach śledztwa:
– Najważniejsze informacje wyjdą dzisiaj na jaw w zaprzyjaźnionej telewizji.
– Musi tak być?
– Musi. Lud powinien widzieć, ze posuwamy się do przodu.
– A posuwamy?
Znał się z Gruszką od wielu lat. Mieszkali obok siebie w Warszawie w alei domków jednorodzinnych, gdy Gruszka dopiero został promowany do prokuratury okręgowej. Był jedną z pierwszych osób, którą Sorota poznał po przyjeździe na stałe do Polski. Potem ich drogi rozeszły się, ale przyjaźń pozostała.
Gruszka spijał herbatę drobnymi łykami. Musiał być szczery, przyjaciel nie wybaczyłby lawirowania:
– Dopóki porywacze nie odzywają się, mamy ograniczone pole manewru. Sprawdzamy tego Żurowskiego. Jego przyjaciół, znajomych, aktywność w sieci. Emilia w zeznaniach mówiła, że twarz drugiego z porywaczy wydała jej się znajoma, więc poprosiliśmy ją o sprawdzenie przez portale społecznościowe możliwie wszystkich osób, z którymi mogła mieć styczność. – Patrzył z uwagą: – Janek, czy jest coś o czym powinniśmy wiedzieć?
Sorota nie spojrzał mu w oczy. Odszedł lekko w bok. Mruknął:
– Nie wiem. Miałem w życiu sporo przygód.
Gruszka przytaknął nieznacznie.
– Rozumiem, ale jakie dokładnie?
– Nie, to na pewno nie to…
Siedzieli w milczeniu jeszcze pięć minut. Minister poczuł się bardzo zmęczony, znów przypomniała mu się Anglia.

***
Od razu po spotkaniu z Gruszką, Wrońko wrócił do Warszawy. W studiu nagrań Kanału 5 spotkał się z Klarą i Zbyszkiem. Było to najładniejsze pomieszczenie w całym budynku, wizytówka miejsca, przeszklone, szerokie, choć w telewizorze wyglądało jeszcze przestronniej. W centrum rozległy szklany stół. Tu nagrywano codzienny serwis informacyjny.
Tymczasem odbywało się montowanie materiału i próby. Wokół krążyło około dziesięciu osób ze stałej obsługi.
Narratorem miał być Wrońko, a Klara twarzą programu.
– Ładna z ciebie pupencja, i tyle – wyjaśnił Wrońko w swoim stylu.
Klara nie protestowała. Wrońko przekazał jej wszystko, co usłyszał w samochodzie Gruszki, z wyjątkiem informacji o miejscu znalezienia zwłok i auta. Kapryszewo, gdzie to jest, do diabła. Sprawdził w google maps.
W międzyczasie podzwonił po informatorach. Inwestycja w starych znajomych z półświatka była ryzykowna, ale czasem zwracała się z nawiązką. Dowiedział się trochę o Żurowskim. Co robił i kim był, zanim tak dla siebie niechcący umarł. W sumie nic nadzwyczajnego. Mieszkanie w bloku z rodzicami. W podstawówce przeciętnie, matka nauczycielka pomogła dostać się do liceum. Kierunek ogólny z rozszerzonym angielskim przeciętnie, matura przeciętnie, pół roku na zarządzaniu, całkiem przeciętnie. Za to nieprzeciętne znajomości w kręgach przestępczych, podobno czasem był kurierem z brudnymi pieniędzmi. Dorabiał sobie, ale nic stałego. Płotka. Nawet niekarany, a więc prawie święty.
Gdy Wrońko przekazywał swoje wiadomości Klarze, słuchała go z rozdziawionymi z wrażenia ustami. Skąd on to wie, pytała naiwnie, jak gdyby tajemnicą były kontakty z organami ścigania i setki informatorów.
– On rozgryzie tę sprawę – rzekł cicho Zbyszek, gdy Wrońko zniknął za drzwiami, odbywając kolejną rozmowę telefoniczną.
– Myślisz, że mówi nam wszystko? – Klara wpatrywała się w zamknięte drzwi.
– Nie sądzę, ale czy to źle? To jego źródła.
– Ale jesteśmy jedną drużyną.
– Będziesz prowadzącą, Wrońko podaje ci fakty na talerzu, czego chcesz więcej? On rozgrywa swoje mecze, ty rozegraj swój. Nikt nie straci.
Klara podeszła do ekspresu i nastawiła kawę.
– Wszystko jedno. Najważniejsze, czy program będzie żarł?
Żarło! Tak, żarło od pierwszego odcinka! Kronika porwania, czterdzieści pięć minut, nowe fakty z pierwszej ręki z anonimowych źródeł. Reporterzy na tropie! Słynny pogromca afer i młoda zdolna. Program został dynamicznie zmontowany, przez co Klara, statycznie siedząca przy stole, pojawiła się rzadko, ale z pewnością została zapamiętana. Internet zaszumiał od razu! Twitter eksplodował, onet zasypany komentarzami. Gracze w multiplayera „Wyklętego” wyłączali się, aby oglądać newsy z Kanału 5! Kanał 5 wie najszybciej! Spalony samochód, zwłoki, kim jest Kuba Żurowski, profil na facebooku, naszej klasie. Wszystko poszło w kronice. Pieprzony Wrońko, mówili inni! Ma wtyki w śledztwie, jak zawsze. Kronika zaskoczyła!
Jednocześnie Klara stała się gwiazdą. Co to za jedna, sprawdzano i pytano. Fajna, sprytna, dobra dykcja, niezła figura. Nie denerwuje się. Wie o czym mówi.
O dziesiątej w nocy przebywali w mieszkaniu Wrońki, śledząc telewizję i sieć. Zbyszek cicho pochrapywał w drugim pokoju.
Wrońko założył okulary do komputera:
– Na Boga, Klara, na głównych portalach newsy o tobie. Kiedy sesja rozbierana?
Klara ze szklanką wina w ręce spoczywała na kanapie. Bose stopy położyła na małym stoliczku.
– To takiemu staruszkowi jeszcze stoi?
– Maleńka, żebyś wiedziała…
Zadzwonił telefon. Klara zawsze miała go pod ręką. Spojrzała na wyświetlacz i zachmurzyła się. Mąż. Co ten piernik chce o tej porze. Wrońkę nudziła ich rozmowa. Coś o wspólnym dziecku, chyba pięcioletnim, że jakieś wakacje, hotel, ktoś tęskni. Wrońko nie miał dzieci i nigdy nie był żonaty. Nie rozumiał instytucji małżeństwa, a pół życia spędził na podróżach i zupełnie przypadkowych relacjach. Nagle przyszło mu do głowy, że taka Klara angażuje się w poszukiwanie małego Kacperka, a sama nie ma pojęcia, co dzieje się z jej pocieszką. Pokręcone to. Jakaż to odwaga wychowywać dziecko, rzekł sobie dalej Wrońko. Strach, nawet o przejście po pasach. W imię czego. W imię sensu życia, ale przecież czy życie bez sensu jest takie straszne, o ile się tę pustkę istnienia w pełni akceptuje. Pogodzenie z sobą i z pustką swego życia jest w tym przypadku spełnieniem, metafizyką. Jestem szczęśliwym człowiekiem, powiedział w duszy Wrońko.
Z drugiego pokoju wyszedł Zbyszek. Ziewnął na pół twarzy i skierował się do kuchni. Wyjął piwo i rozsiadł się przy stole. Zaczął przeglądać nieaktualną gazetę z programem. Wrońko podszedł i nachylił się:
– Miej na nią oko.
– To znaczy?
– Żeby jej się w głowie nie przewróciło. Jak nie będzie działać z nami, to może coś spieprzyć. Nie ufam jej.
Skończyła rozmawiać i odrzuciła telefon w róg kanapy.
– Nie wiedziałem, że masz męża.
– Nie układa nam się ostatnio.
– Ano, czasem coś nie wychodzi.
– Złota myśl. Zapiszę ją sobie z podpisem notarialnie poświadczonym.
Klara wstała i zaczęła chodzić bez celu po mieszkaniu. Wyjrzała przez okno. Rozciągał się przed nią, z wysokości szóstego piętra, widok rozświetlonej stolicy. Dochodziły krzyki i śpiewy młodzieży. Spojrzała twardo na Wrońkę i Zbyszka:
– Idziemy potańczyć.
Noc przyjemnie ciepła wypluła na ulice masy studentów, korpoludkow, słoików, singli i stadka zabawowych gałganów. Gwar rozmów, światła lamp, kebaby z ulicznych budek, plamy na chodnikach, piwo w plastiku. Karetka przejechała na sygnale, stłuczka na skrzyżowaniu, rowerzyści ze słuchawkami w uszach, stroje wieczorowe wracające z opery. Miasto żyło wzmacniane wielkim ludzkim pustobiegiem.
Poszli do najbliższego klubu. Tu ponoć nie grali techno, ani podobnego szajsu. Faktycznie trafili na muzykę lat osiemdziesiątych. Studentki kołysały się wśród dymu. Szło wytrzymać. Wrońko zamówił drinki, potem popili dwoma setkami. Zbyszek potańczył chwilę z Klarą i wrócili do stolika.
– Kiedy ostatni raz tańczyłeś? – zapytała Wrońki, który z lekceważeniem oglądał bujających się w rytm lambady.
– Wolę seks. Wymaga większej precyzji.
– Ale też zawsze dwojga osób.
– Co najmniej dwojga.
Klara dopiła drinka. Zlana potem głęboko oddychała. Milczeli. Ciężko było zresztą mówić w takim hałasie. Zbyszek ziewał raz po raz. Wrońko za to miał przytomne spojrzenie. Obserwowała go przez chwilę:
– Czy ty nigdy nie jesteś zmęczony? Na jakich prochach hulasz?
Wrońko nachylił się nad stołem:
– Wiecie, jaka rzecz jest najważniejsza? Co, jeśli to nie było porwanie dla okupu?
– Tadam! Geniusz! – drwiła Klara, ale Wrońko nie zwracał uwagi:
– Pobudki finansowe zupełnie nie pasują. Minister Sorota nie należy do bogaczy, a do tego porywać dziecko ministra? Porywacze nie lubią rozgłosu. Musimy wejść w życiorys ministra. Tak, tu musi chodzić o niego. Jego żona to młoda cizia, bez szczególnej przeszłości. Jeśli to nie był jakiś wątek miłosny… Przepraszam na chwilę.
Wyszedł z klubu przeciskając się przez tłum przy toalecie. Jakaś pijana dziewczyna złapała go za ramię i coś mówiła. Lekko odepchnął ją do ściany. Na zewnątrz odetchnął świeżym powietrzem. Zadzwonił.
– Wrońko, cholera, jest północ!
– I tak nie śpisz.
– Bo mnie obudziłeś.
– Trudno. Sprawdziliście ministrową?
– Co? Tak.
– Miała coś na boku?
– Nie, drzewo chronione.
- To znaczy?
- Nie rąbie się. Poczciwa żona i matka.
– Dobra, idź spać. Co ty tak nie śpisz po nocach? Pewnie się trzepiesz, na razie.
Nie poczekał nawet, aż rozmówca, jeden z setki informatorów, odpowie.
Wrońko coś przemyśliwał.
– Sorota – rzekł do siebie. Wiedział, że musi przyjrzeć się jego przeszłości.
W klubie Klara marudziła, alkohol wpędzał ją w podły nastrój:
– Może rzucić to wszystko, wrócić do męża, ratować dom. Bez sensu. Czego wszyscy chcemy, za czym tam latamy z wywieszonym językiem. Montujemy jakieś głupie programy, które wkrótce ktoś zastąpi innymi. A ile przy tym zachodu, ilu ludzi zaangażowanych, jakie pieniądze! I nie ma to żadnego wymiernego rezultatu. Robotnik przerzuci piasek łopatą i widzi, że coś zrobił. Pielęgniarka pomoże, nauczyciel coś przeczyta, a my? A te wszystkie nic nie warte zawody, bez których świat nie straciłby swej wartości, ile takich! Public relations, menadżer, human resources, same cioty i puste gigabajty maili. Tak jak dziennikarz. A zarabiamy więcej niż nauczyciele, pieprzone pielęgniarki, strażacy, policjanci. Wymyśliliśmy sobie sami te zawody, fuchy, problemy, które tylko my potrafimy usuwać, wyjaśniać, sugerować, że są ważne…
Zbyszek prawie spał, a Wrońko patrzył na nią z zaciekawieniem. Wyczuła to spojrzenie:
– Czy ty nigdy nie jesteś zmęczony, śpiący, pijany. Czy ty zawsze pracujesz? Co z tego masz? Pomogłeś komuś?
Wrońko zaśmiał się:
– Sobie pomagam, bo robię, to co lubię. Mało? O jednego użalającego się nad sobą mniej. Chodźcie już, prześpicie się u mnie.

***
W klubie Gryf, raczej dla stałych bywalców, odbywał się cowieczorny balet półświatka, śpiew naiwnego dziewczęcia i koncert dna kieliszków.
Juka, nieogolony, w poplamionej koszuli i pogniecionych spodniach, podszedł do drobnego barmana:
– Szukam Francuza…
– W magazynie mamy tylko Hiszpanów.
– Komediant z ciebie, frajerze.
– Przynajmniej nie informacja dworcowa.
Juka wziął piwo i usiadł w kącie. Przejrzał telefon. Maile od Szefa. Po angielsku. Codziennie jeden.

Where are you?

What are you planning?

Talk to me.



Nie odpowiadał. Strasznie się pokomplikowało. Zabił wspólnika, Francuz zapadł się pod ziemię, chyba w samo piekło, a dzieciak płakał z zakneblowanymi ustami w opuszczonym budynku. Juka powtarzał sobie, że musiał sprawę przemyśleć, ale cały dzień włóczył się tylko bezowocnie po okolicach. Właściwie mógł wytłumaczyć śmierć Kuby. Chłop się rozkleił. Ale komu to będzie tłumaczył? A jak najpierw dopadnie go policja? Tylko Francuz znał Szefa i tylko Francuz mógłby wskazać Jukę jako porywacza. Znaleźć Francuza. Cel pierwszy. W głowie rodziła się kolejna zbrodnia. Albo odda dziecko Szefowi na swoich warunkach finansowych, albo zabije Francuza i zamknie swój udział w sprawie. Albo i to, i to. No, może też zadzwonić anonimowo na policję i wskazać, gdzie jest ukryty dzieciak. Raczej nie, pal licho dzieciaka.
Barman tymczasem odszedł w kąt baru i rzekł do przełożonego:
– Tamten facet szuka Francuza.
– I co z tego? Francuza nie było tu od tygodnia.
– Ale spójrz, nie wydaje ci się ten gość znajomy? Ta gęba.
– Nie wiem, może przychodził tu czasami.
– Nie, to coś innego. Ludzi z knajpy pamiętam. Jego widziałem gdzieś indziej, i to nie raz.
Juka poczekał jeszcze dwie godziny i wyszedł.
Obszedł przypadkowe osiedle, oglądając się za dziewczynami w krótkich spódniczkach i odbierając ich spojrzenia. Juka był przystojny, dorabiał jako model, podobał się wszelkiej płci.
Pod starą kamienicą zapalił papierosa i nagle przestraszył się. Wielkie oczy bohatera z gry „Wyklęty” patrzyły na niego. To była jego twarz. Prześladowała go od kilku dni, odkąd gra okazała się być spektakularnym hitem. Juka przypadkowo stał się twarzą okładki gry, dostając za to śmieszne pieniądze z agencji reklamy. Akurat w dniu porwania rozpoczęła się kolejna kampania reklamowa i rozwieszono billboardy, a gęba Juki spozierała z wielu zaułków miasta. Na okładce był nieogolony, zapuszczony, z lekko przybrudzonym policzkiem, żołnierz z lasu. Podobną niedbałość w wyglądzie wykazywał od kilku dni. Ludzie oglądali się za nim i zastanawiali, skąd go znają.
Główną osobą, która mogła skojarzyć, że człowiek z okładki gry to drugi porywacz, był Francuz. Tak, Francuz musiał zginąć, choć znał tylko pseudonim Juki. Ryzyko było zbyt duże. Skojarzyć Jukę mogła także Emilia Sorota, ale tu niebezpieczeństwo było mniejsze. Widziała go przez chwilę i w ogniu walki. Czy te plakaty są porozwieszane w całym mieście? Gdyby o nich wiedział przed porwaniem, może odpuściłby sobie.


do następnego odcinka
Ostatnio zmieniony 24 wrz 2017, 20:59 przez lacoyte, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

ślepe zło - 11

#2 Post autor: eka » 21 wrz 2017, 17:31

Dobrze, że dziś spojrzałam na spis logujących się userów, bo ominęłaby mnie przyjemność lektury kolejnego rozdziału. Tzn. czekałabym jeszcze, nie zawsze jest czas do wszystkich działów zajrzeć.
Bardzo dobra cześć ślepego zła (BTW - czemu tytuł mała literą?)
Z absolutnej mgły, powoli jak macki śpiącej ośmiornicy, zaczynają się wysuwać powiązania między bohaterami.
Ulubiona postać - Wrońko w akcji - jest dobrze:)
To Sorota został taką szychą, no, no... wyjaśnienie na pewno nastąpi w ulubionym ciągu dalszym. Oby szybko:)

Czekam na kolejną odsłonę.
Pozdrawiam.
:kofe:

lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło - 11

#3 Post autor: lacoyte » 24 wrz 2017, 20:53

Tytuł jest roboczy, nie ma co się nim za wiele sugerować.
Fajnie że śledzisz uważnie akcję [na ile można ją śledzić w takich odcinkach czasowych], ale faktycznie w tym podfolderze teraz nieco trudniej zauważyć nową część.
Mam nadzieję, że jeszcze wytrzymasz, Twoje opinie są bardzo cenne.

Awatar użytkownika
Nula.Mychaan
Posty: 2082
Rejestracja: 15 lis 2013, 21:47
Lokalizacja: Słupsk
Płeć:

ślepe zło - 11

#4 Post autor: Nula.Mychaan » 22 sty 2018, 22:23

Czytam o samego początku i jestem zafascynowana opowieścią. Dzisiaj dobrnęłam do tego rozdziału, ale mam zamiar przeczytać wszystkie:)
Taką książkę czyta się z zapartym tchem.
:)
Może i jestem trudną osobą,
ale dobrze mi z tym,
a to co łatwe jest bez smaku, wyrazu i znaczenia

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ślepe zło”