ślepe zło 21

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło 21

#1 Post autor: lacoyte » 17 gru 2017, 15:01

w poprzednim odcinku


8
Jan



Nie podobało jej się w Polsce. Głęboki komunizm, psujące się samochody, zimna woda, niedziałające sprzęty. Tylko ludzie ciepli, gościnni, zaciekawieni. Co rusz ktoś zagadywał, sprawdzał nieśmiało swój angielski. Chwalili się longplayami, które w Anglii dawno trafiły do sklepowego archiwum. Jenny odbierała ten kraj przez swoją wygodę, przecedzając wrażenia typowo jak turysta.
Jan natomiast był oczarowany, co okazywał na każdym kroku, pokazując Jenny zwykłą parę nastolatków trzymających się za ręce, umorusane dzieciaki, biegające za piłką, czy faceta drzemiącego na ławce, z chusteczką na twarzy. Zwyczajne rzeczy stawały się nadzwyczajne tylko dlatego, że działy się właśnie w tym miejscu, kraju przodków, baraku Europy, dolinie współbraci. Językiem posługiwał się znakomicie, ale był nieustannie uradowany napotykaną szeleszczącą rzeką słów.
Zatrzymali się w Krakowie, gdzie mieszkała kolejna ciotka Jana. Zamieszkali na piętrze jej domku położonego na obrzeżach miasta. Ciotka Janina miała ponad pięćdziesiąt lat, a najlepsze lata jej życia przypadły na obozy koncentracyjne Auschwitz, a następnie Ravensbruck. W Niemczech poznała Marię, która była tam pielęgniarką i pomogła jej przeżyć. Po wyzwoleniu obozu wróciły pieszo najpierw pod Częstochowę, gdzie okazało się, że nikt z rodziny Marii nie przeżył wojny, a następnie do Krakowa, gdzie razem zamieszkały. Jan nie wnikał w szczegóły ich relacji, ale wydawało się, że tylko na czas przyjazdu gości, Maria zajęła do spania kanapę w salonie.
Wczesnym rankiem Jan i Jenny pojechali na grób Sorotów. Pochowani byli na cmentarzu w podkrakowskim miasteczku. Nasi Anglicy długo szukali tego konkretnego grobu, chociaż Jan zaopatrzony został w dokładne wskazówki ciotki. Idąc cmentarnymi alejkami natrafili na kilkunastu innych Sorotów, zapewne z jakiejś gałęzi rodu. Jan natychmiast przysiągł sobie stworzyć drzewo genealogiczne familii, natomiast Jenny dobrodusznie kiwała głową. Zaczęły boleć ją nogi, a poza tym nigdy nie ciekawiły ją cmentarze.
W końcu udało się. Kacper (1920–1952) i Amelia (1921–1952). Na grobie nie było żadnych świeczek, zresztą połowa grobów została już oczyszczona ze śladów pamięci, czy to przez rodziny, złodziei lub wiatr.
Jan obserwował nagrobek ze wzruszeniem. Po raz pierwszy od wielu miesięcy spędzonych wśród hedonistycznych rozrywek doznał jakichś głębszych wrażeń, coś nim zawładnęło, wstrząsnęło.
– Wiesz, jak ciężko było ich pochować? – zapytał stłumionym głosem.
– Dlaczego?
– Komuniści nie zawsze wydawali ciała.
– A kto ich pochował?
– Krewni, w tym ciotka Janina. Dużo ryzykowali.
Przytaknęła głową bez przekonania. Jedyne co ją cieszyło to, że dopuścił ją do swojej intymności, tego pokoju z przeszłości swojej rodziny, do której, jak się okazało, lubił wracać.
– Chodźmy – rzekł po jakichś dwudziestu minutach milczenia. Kupił jeszcze znicz u stojącego przed murem cmentarnym handlarza i zapalił. Postawił na samym środku płyty. – Teraz możemy iść.
Kolejne dni mijały im na zwiedzaniu kraju. Jeden dzień w Krakowie (muzea, kościoły, mecz piłki nożnej), potem Oświęcim (tu Jenny poczuła się mocno wstrząśnięta, niemal omdlewała), półtora dnia w Zakopanem (koncert zespołu góralskiego w drewnianym kościółku), dzień w Pieninach i wyjazd do Warszawy.
Jeździli pożyczonym małym fiatem, który po drodze do Warszawy niespodziewanie się popsuł. Zatrzymali jadącego żuka. Kierowca żuka, gdy dowiedział się, że ma do czynienia z gośćmi z Anglii natychmiast zgodził się podholować dwadzieścia kilometrów do najbliższego warsztatu. Potem jednak popatrzył na malucha i stwierdził, że da radę naprawić, potrzebuję tylko kawałek gumki i wsuwki do włosów. Naprawa zajęła mu dwadzieścia minut. Jan niepewnie usiadł za kierownicą. Auto zapaliło. Jan nie dowierzał:
– Długo tak pociągnie?
– Do następnej awarii – rzekł kierowca żuka. – Proszę się nie martwić. Do Warszawy dojedziecie.
– Ile się należy za fatygę?
– Proszę pozdrowić ode mnie królową! – odparł wesoło.
Jan natychmiast przetłumaczył słowa Jenny, a ta wybuchła śmiechem. Pożegnali się radośnie.
– Wspaniali ludzie – rzekła Jenny, co Jan przyjął z niespodziewaną jemu samemu dumą.
Jenny zresztą od kilku dni zachowywała się inaczej. Porzuciła tą swoją naukową wyniosłość, wielkopańskość, a stała się prostą dziewczyną cieszącą się widokiem gór, kawałkiem ładnej ściany czy wnętrzem kościoła. Spali w osobnych pokojach, ale dla Jana nie pozostawało tajemnicą, że chciałaby spróbować czegoś innego, zaryzykować. Jan natomiast nie czuł się na siłach, jeszcze świeże w nim pozostawały ohydne wieczorne wypady po angielskich uliczkach. Zniknęła w nim natomiast tęsknota za Sue, którą odbierał za piękną, lecz zupełnie pustą kobietę. Dziwił się, jak Connelly mógł ją tak ubóstwiać.
Sobotniego popołudnia dotarli do Warszawy i zajęli miejsce w hotelu Polonia. Dostrzegli, że wszędzie, gdzie się pojawiają, kręcą się koło nich ponurzy mężczyźni z gazetami w dłoniach. Wiedzieli, że to tajniacy do inwigilowania cudzoziemców. Jeszcze w Anglii przygotowano ich do tego i mówiono, żeby się zbytnio nie przejmować.
Tego wieczora byli już zbyt zmęczeni na zwiedzanie. Zostali w ekskluzywnym, jak na warunki komunistycznego kraju, hotelu, w dwóch pokojach połączonych drzwiami wewnętrznymi.
Leżał na łóżku w samych spodniach i czytał Trybunę Ludu. Zjawiła się po nieśmiałym zapukaniu, w atłasowej piżamie, spod której wybijały się czubki małych piersi.
– Co robisz? – zapytała i wyjrzała przez okno. Ludzie spacerowali z dziećmi, dzieci z psami. Ktoś na rogu sprzedawał lody.
– Czytam jakieś idiotyzmy. Zostawię sobie tę gazetę na pamiątkę.
– Jak długo tu będziemy?
– Myślę, że jeszcze tydzień. Nudzisz się?
Usiadła z westchnieniem na skraju łóżka.
– Nie, przecież jest całkiem miło. Ciekawe tylko, co słychać u taty i innych.
– Pewnie tęsknią.
– Za czym?
– Nieważne – odparł zdawkowo i znów zatopił oczy w gazecie.
– Co robicie wieczorami? Ojciec wraca zawsze tak bardzo zmęczony…
– Męskie zabawy.
– Czyli?
– Gadamy o życiu.
Lekko zirytowała się i odwróciła plecami.
– A o czym oni myślą?
– Kto?
– Polacy, tutaj.
Odłożył gazetę i zaczął głaskać ją po włosach. Bardzo jej się to podobało i nie marzyła o niczym innym.
– Widzę w każdym jakąś skazę szaleństwa, gotowość do wielkich czynów… Widzę też żałobę, którą każdy kiedyś nosił. Ten naród umie nosić żałobę i przeżywać traumy. Być może to tylko umie. Jest w tym jakiś romantyzm.
Przytulona do jego dłoni zapytała:
– Kim ty jesteś? Co w tobie takiego, że …
– To wy mnie badacie.
– Nie chodzi o twoje zdolności. Ale … Co chcesz w życiu robić? Chcesz uczynić świat lepszym?
– Nie.
– Dlaczego? Mógłbyś.
– Nie da się uczynić świata lepszym. Można posprzątać dom, pokochać jedną osobę, na chwilę ją uszczęśliwić, pozdrowić sąsiada, komplementować sklepową, ale gdzie tu świat? Wyjście szerzej kończy się nienawiścią i krwią niewinnych.
– Więc jaki masz cel w życiu?
– Nie mam.
– Masz zdolności o jakich każdy marzy.
– Czy to mnie do czegoś zobowiązuje?
– Nie wiem.
Wstał i zapalił papierosa. Zatrzymał się przed małym telewizorem, pokrytym kurzem. Jenny spojrzała niepewnie. Zrobiła kilka kroków w jego stronę.
– Dlaczego tak się męczysz?
– Bo jestem pusty. Tak, jestem pustą machiną i oddałbym wszystko za jakiś sens, wartość. Czy wiesz, że w waszym domu w piwnicy przy laboratorium mieszka człowiek?
- Nie rozumiem tej metafory.
- To nie metafora. Mieszka tam chudy facet, który twierdzi, że zna odpowiedź na każde pytanie, zna przyszłość i żyje w różnych światach. Podobno też nie musi jeść i pić! Twój tatulek nie mówił ci o nim, prawda? A ja go widziałem i jakoś mu uwierzyłem!
- Dalej nie wiem o czym mówisz… - rzekła to jakby bez zainteresowania, po czym delikatnie dotknęła jego policzka.
Jan patrzył w bok, ale natychmiast spojrzał zrezygnowany na nią. Była wzruszona.
– Od dawna chciałam ci powiedzieć.
– Co?
– Przecież wiesz…
– O tobie nie wiem nic.
– A jesteś ciekaw?
Wzruszył ramionami.
– To bez sensu.
– Co?
– To co teraz mówimy, co chcesz powiedzieć.
– Bez sensu, że cię kocham?
Uśmiechnął się pogardliwie.
– Ty możesz kochać tylko swoje liczby, doświadczenia i cyferki.
– Nieprawda. Nie wiesz, jaka jestem w środku.
Nie patrząc na nią rzekł brutalnie:
– I co? Możemy się rżnąć jak chcesz i co potem? Kościółek i dzieciaczki. Daj spokój.
– Ale cham z ciebie! – odparła dławiąc się łzami i wstydem.
– Po prostu przemyśl to, co powiedziałaś! Co chcesz powiedzieć. Bzdury!
Rozpłakała się i odeszła do swojego pokoju. Jan zaczął krążyć po kolorowym dywanie. Oczywiście przesadził, ale może dlatego, że traktował ją jak osobę, której mógł się zwierzyć, opowiedzieć wprost. Zapukał cicho do drzwi i wszedł bez zaproszenia. Leżała odwrócona plecami.
– Przepraszam. To było chamskie i jestem chamem… Może tylko poczucie jakiejś wspólnoty, ta tradycyjna rodzina, może tylko to pozwala nam nie wariować od pustki świata. Może tylko w ten sposób możesz mnie ocalić.
Delikatnie ją objął, a Jenny znieruchomiała w jego twardych ramionach. Janowi zrobiło się rzeczywiście żal tej inteligentki z jałowymi dyplomami, choć dalekie to było od miłości. Pocałował jej szyję, ucho. Czuł jej łzy.
– Nie musisz mnie kochać, ale bądź ze mną – rzekła cicho.
Nie odpowiedział.
Spali ze sobą. Było im dobrze, może nawet wspaniale. Jenny starała się sprostać jego doświadczeniu, a jej nieporadność rozczulała Jana. Odbierał w tym coś świeżego, jasnego, wartego poświęconej chwili.
Następny dzień napawał ich radością, czystym i skromnym kawałkiem szczęścia. Trzymając się za ręce, zwiedzili stare miasto, ogród saski, łazienki, cmentarz na Woli. Zjedli obiad w miłej restauracji, a wieczorem wybrali się na Aidę. Jenny była zakochana po uszy, wpatrzona w Jana jak w świętego. On natomiast, cóż, odczuwał ciepło. Wyjeżdżali w każdym razie radośni.
Po powrocie do Londynu nie nalegała na spotkania, intymności. Zadowalała się, gdy spojrzał na nią z uśmiechem, tak poufale. Mieli wspólny sekret. Z czasem zbliżyli się jednak do siebie i co wieczór Jan zakradał się do pokoju Jenny, gdy ona już tam czekała. Czasem całkiem naga, choć zawsze prosiła o zgaszenie światła. Jan często o niej myślał. Odczuł nawet, że chciałby ją pokochać.
– Zobaczysz jak się wszystko ułoży – szeptała mu w nocy, gdy Janowi przymykały się po wszystkim oczy – zrobimy karierę naukową, będziemy się wspierać wzajemnie. Jak małżeństwo Curie. Poznam tajemnicę twojego umysłu. Znajdziemy lekarstwa na choroby tego świata, zrobimy przewrót w psychoanalizie…
Wright nie dostrzegł szczęścia córki, zwykle zresztą mało ją dostrzegał, a tu dodatkowo przypałętała mu się paskudna choroba weneryczna. Gdy już mu się polepszyło podniosłym głosem zakomenderował w domu:
– Zbliża się sympozjum w Chile. Jedzie od nas znaczna ekipa, wielu znajomych, Janie. Co o tym sądzisz?
Siedzieli wówczas w troje. Z boku nasłuchiwała się Jenny, zupełnie odseparowana ostatnio od wszelkich prac.
– Brzmi interesująco – rzekł Jan.
– Co będzie tematem sympozjum? – zapytała.
– Och, Jenny, czy to istotne? Zobaczą Jana, oszaleją z zazdrości. Może uzyskamy dodatkową pomoc…
– W czym? Przecież nic nie robicie ostatnio, tylko gdzie wieczorami łazicie. Myślisz, że nie wiem?
Wright oburzył się:
– Nie o wszystkim musisz wiedzieć, moja droga! Pewne rzeczy cię przerastają!
Jenny trzasnęła ręką w stół i jak miała w zwyczaju wyszła szybkim krokiem. Wright uśmiechnął się i szepnął do Jana:
– Trzeba ją wysłać na jakiś staż, gdzieś daleko, bo jeszcze przypadkowo coś odkryje.
– Czemu do Chile?
– Mamy tam interesy, a tu się robi gorąco. Kilku naszych przyjaciół zaczęło się chwalić niepotrzebnie, choć policja nie miała żadnego zawiadomienia o przestępstwie od tych kobiet! Co o tym sądzisz? Musimy wyjechać, bo tutaj nie ma szans na dalszą działalność. Przynajmniej chwilowo. A poza tym jesteśmy ciekawi jak twoja moc będzie oddziaływać na inną rasę.
Jan miał tego dość. Patrzył na Wrighta z poczuciem wyższości. Że też im tylko jedno w głowie. Gdyby nie płacili mu wysokiej pensji za samą dyspozycyjność, rzuciłby znajomość w diabły. Zostawiłby sobie tylko Connelly’ego, jego naprawdę lubił, choć sir Albert ostatnio wcale się nie odzywał. Teraz nie mógł się nie zgodzić. Jeszcze nie teraz. Postanowił, że pojedzie ostatni raz.
Kolejnego wieczoru Jan wrócił później z baru. W domu było ciemno, tylko światło dobiegało z pokoju Jenny. Musieli być sami, ale nie chciał się z nią spotkać. Cicho przekradł się do swojej sypialni.
W tym momencie do pokoju weszła Jenny. Miała na sobie sukienkę do kolan. Pierwszy raz widział, żeby założyła, coś innego niż spodnie.
– Ładnie wyglądasz – stwierdził prawdziwie, choć zmęczonym głosem.
– Jestem w ciąży – rzekła niepewnym głosem, równie niepewnie obejmując się za płaski brzuch.
Spojrzał spokojnie.
– Powiedziałaś to tak, jakbyś nie wiedziała, skąd się dzieci biorą.
– I co zrobimy?
– A co mamy zrobić?
– Mam je urodzić?
– A chcesz?
– Nie wiem. A ty czego chcesz?
– Też nie wiem.
– A co z naszymi planami. Dziecko je pokrzyżuje.
– Nie jesteś już najmłodsza. Może dziecko to dobre wyjście.
Uśmiechnęła się i odważyła podejść bliżej. A więc nie jest zdecydowanie przeciwny, to ją ucieszyło. Objęli się, choć oboje byli myślami w innym światach. Jenny myślała o rodzinie, mężu, dziecku, wspólnym domu. Jan natomiast wędrował już po chilijskich drogach i zastanawiał się, co zrobić, żeby ta wędrówka nie trwała długo.
– Pomyślimy – szepnął pocieszającym tonem. Nie zostawia ją samej, to było dla niej najważniejsze.



do następnego odcinka
Ostatnio zmieniony 10 sty 2018, 22:41 przez lacoyte, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

ślepe zło 21

#2 Post autor: eka » 19 gru 2017, 9:30

Pamiętam, jak byłam ciekawa momentu związania się losów Jana i Jenny, a szczególnie pobytu w Polsce.
Tutaj mamy początek, nie napiszę o swoich przypuszczeniach co do dalszego ciągu, ale na pewno zemsta opuszczonej(?), zdradzonej(?) kobiety ma wielki wpływ na to, o czym zapewne przeczytam.
Nie mam żadnych hipotez na temat zaistnienia w fabule człowieka znającego przyszłość Jana. A to nurtuje mnie mocno. Ciekawe czy (i jak) Autor wyjaśni.
Świetnie się czytało.
Do kolejnego rozdziału - pozdrawiam:)

lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło 21

#3 Post autor: lacoyte » 10 sty 2018, 22:40

Osoba znająca przyszłość pojawi się jeszcze tylko raz, ale w dość kluczowych okolicznościach.
pozdrawiam

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ślepe zło”