ślepe zło 23

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło 23

#1 Post autor: lacoyte » 15 sty 2018, 22:56

w poprzednim odcinku

do poprzedniego rozdziału - "Karol"


9
KAROL



W lipcu zakończył się proces: Ewelina Łęczycka versus Parafia pod wezwaniem św. Marcina. Proces błyskawiczny, jak stwierdził sędzia sprawozdawca, uśmiechając się. Ładnie będzie wyglądał w statystykach.
Sprawę ucięto sprawnie, wbrew uświęconej procedurze polskiego prawa, bo strony dogadały się, co do wysokości odszkodowania. Słowem, tu nieco obniżono oczekiwania, tam dodano, ociupinkę pomarudzono, by na końcu uścisnąć sobie dłonie.
Ewelina odetchnęła. Ugoda opiewała na okrągły milion. Będzie za co przeżyć, nie oglądając się na starego i młodego Gruszeckiego, którzy w międzyczasie zarżnęli jedną stację benzynową, dolewając wody do zbiornika z paliwem.
Jednak cudze problemy nie są w stanie przysłonić własnych, choćbyśmy nie wiadomo ile radości z nich czerpali. Pod koniec miesiąca Najwyższy Pracodawca wezwał do siebie biskupa diecezji, co doprowadziło do przetasowań na ziemskim padole. Nowy biskup miał jakiś przeszłościowy zatarg z proboszczem Prymułą. Trudno ustalić, co stanowiło kość niezgody, wszak razem wykuwali powołanie w seminarium, potem wspólnie podróżowali, aż okrutnie pokłócili się o drobnostkę, której już żaden nie pamiętał.
Podczas spotkania w zakrystii proboszcz Prymuła nie miał dobrych wieści dla mecenasa Pimki:
– Dostałem telefon z diecezji. Mówią, że parafia nie może zapłacić i chcą, abym wycofał się z ugody, bo nie miałem stosownego umocowania! To kpina! Wszystko przez mojego kolegę…
Pimko, który odwiedzał kościoły tylko na zagranicznych wycieczkach, nie pozostawił złudzeń:
– Nic mnie to nie obchodzi. Mam tytuł wykonawczy przeciwko parafii, nie przeciwko diecezji. To parafia musi zapłacić. Byliście ubezpieczeni?
Ksiądz rozłożył ręce:
– Prowadziliśmy rozmowy w tej sprawie, ale do niczego konkretnego nie doszło. Na razie nie możemy zapłacić.
– Sprawę skieruję do komornika.
– Komornika? Tacę będzie zajmował? Przecież niczego nie mamy!
– Czyżby? – rzekł ostro Pimko, przelatując oczami po bielonej ścianie, wysoko osadzonych oknach, drewnianych szafkach.
Ksiądz zafrasowany problemem pozostawił to zawieszone w próżni pytanie już bez odpowiedzi. Pimko zdawkowo pokłonił się i wyszedł prędko z tego świętego miejsca.
Od razu po rozmowie z księdzem, Pimko udał się do komornika Szczepana Taumuta. Ten ucieszył się na widok kolegi. Zaprosił do swego gabinetu, nieco zabałaganionego, zawalonego aktami i korespondencją. Przez przeszklone drzwi widać było sylwetki pracujących i petentów, podchodzących uniżono do biurek. Czasem jakiś ostrzejszy dłużnik podnosił głos, ale natychmiast był gromiony przez asesora pytaniami: jak pan tu przyjechał, jakim samochodem, czy samochód został już zajęty, może go obejrzymy?
Tymczasem Taumut odstawił laptopa na bok i z szerokim uśmiechem zapytał:
– Jakąś grubą rybę mi przynosisz?
– Bardzo.
Komornik uśmiechnął się szerzej. W takich chwilach lubił tę robotę.
– To fajnie, ile należności?
– Nieco ponad milion.
– Ładna sumka! Wypłacalny dłużnik?
– Musisz się trochę natrudzić, ale tak. Jest nieruchomość zabudowana bez obciążeń.
– O, całkiem sympatycznie, pokaż.
Pimko wyjął z teczki wniosek egzekucyjny z tytułem wykonawczym. We wniosku opisano: nieruchomość zabudowana, powierzchnia dwa hektary, księga wieczysta. Stan prawny jasny i klarowny. Komornik szczerzył się dalej, dopóki nie spostrzegł nazwy dłużnika. Wzdrygnął się bardzo wyraźnie.
– Parafię egzekwujemy?!
– Nie chcą zapłacić.
– A ta działka?
– Zabudowana kościołem. Sprzedaj go, a przynajmniej postrasz sprzedażą.
Komornik zdębiał:
– Czyś ty zwariował? Ludzie mnie zamordują. Zawsze wszystko spada na komorników.
Powiedzieć, że w życiu chwile radości przeplatają się z chwilami smutku nie jest godne powieści, ale w istocie Taumut z euforii popadł w natychmiastowy marazm. Ludzie mu nie darują, wiedział o tym. Mało kto orientował się, że komornik tylko wykonuje wyroki i nie może ich interpretować. Pomimo tego większość dłużników kierowała prośby o rozłożenie zobowiązania na raty do komornika zamiast wierzyciela.
Komornik jeszcze dodał:
– Ja tam ślub brałem.
Argument tak abstrakcyjny nie podziałał tym bardziej, że skierowany został do zatwardziałego kawalera.
– Masz wniosek i wezwij ich do zapłaty. Nie zapłacą, to oszacuj nieruchomość. Jeśli nie zapłacą nawet wtedy, to licytuj.
Taumut miał niewyraźną minę:
– Ja tam chodzę co niedziela...
– I bardzo dobrze robisz, ora et labora, ale są rzeczy boskie, i ziemskie. Niech ci się nie mylą.
– Boże, co moja matula powie? – rzekł smętnie komornik, tym bardziej przestraszony, gdy spostrzegł, że użył imienia Pana nadaremno.

***
W południe Anna odwiedziła adwokata Pimkę w jego domu, ale oczywiście nie zastała go. Pimkowie spożywający obiad w rozległej jadalni przekazali dziewczynie, że syn powinien być w swojej kancelarii, chyba, że wyjechał gdzieś dalej. Wydało im się dziwne, że Anna tego nie wie. Zapytali, jak się czuje mama:
– Dobrze – rzekła Anna bez przekonania. – Mamusia jeszcze pracuje u teścia, ale już niedługo. Teść każe jej pilnować toalety i pobierać opłaty. Tracimy resztę klientów. W domu natomiast możemy mieszkać do października, a wtedy ja wyjadę na studia, a mama coś wynajmie.
Pimkowa pokręciła głową z niedowierzaniem:
– To bestie.
– Do widzenia. Aha, czy w rzeźni są dzisiaj wszyscy? – zapytała niby mimochodem .
– Tak, a kogo szukasz?
– Znajomego, zajrzę tam.
Rzeźnia znajdował się za podwórkiem, oddzielona wielkim betonowym płotem. Można było tam wejść przez bramę, która zwykle była zamknięta lub furtkę, co też Anna uczyniła. Budynek rzeźni zbudowany został z białej cegły i pokryty blachą, a do niego przylegała jeszcze hala. W pobliżu roznosił się zapach krwi i sierści. Słychać było odgłosy zwierząt: potężne byki, młode cielaki, brudne świnie. Karmione prądem, uspakajane kilofem.
Stąpała niepewnie, gdy zza rogu wyszedł młody mężczyzna w zakrwawionym uniformie. Na widok dziewczyny natychmiast zatrzymał się:
– Dzień dobry, potrzebuje pani czegoś?
– Szukam Karol Kwietniewskiego. Jest tutaj?
– Przerwę mają. W karty rżną – rzekł pewniej, pokazując kierunek za halą, gdzie rosło kilkanaście jabłonek.
Anna podziękowała i podążyła dalej. Wąska ścieżka biegła wśród niekoszonych traw. Źdźbła kąsały jej nagie łydki. Miała swoją ulubioną białą sukienkę w kwiaty, dość elegancką i z niewielkim dekoltem.
Dojrzała Karola siedzącego wraz z innymi na rozstawionych paletach i obracającego kartami. Idąc tak zastanawiała się, po co przyszła. Nie widzieli się od tej całonocnej rozmowy, o której nie powiedziała Robertowi. Minęły dwa tygodnie. Dużo myślała o Karolu, zwłaszcza, że jej chłopak nie miał zwykle czasu, a gdy już nim dysponował, to zarzucał ją tyradami o sytuacji społeczno – politycznej w kraju, na świecie, gdzieś tam indziej. Anna o tych problemach geopolitycznych wyrażała mało interesujące dla Roberta opinie, z czego zdawała sobie sprawę.
Kim był więc Karol? To ją zastanawiało, a czuła, że musi się z nim jakoś rozmówić. Nie traktowała tego jako nielojalności wobec Roberta, zemsty lub próby poznania czegoś nowego. Raczej chciała pewne rzeczy zweryfikować, ocenić na chłodno, nie łudząc się zbytnio, że coś w jej sytuacji może się zmienić. Przecież Karol to pracownik fizyczny, robotnik, rzeźnik. Chyba oszalałaby, żeby spotykać się z kimś takim!
Ale ucieszyła się na jego widok.
– Cześć – zawołała z oddali.
Grający obejrzeli się.
Szła ku nim piękna dziewczyna oświetlona promieniami, przebijającymi się przez konary kwitnących drzew. Do kogo więc idzie, kto ma dziś najwięcej szczęścia?
Karol uśmiechnął szeroko i odpowiedział najgłośniej.
– Cześć, Ania. Zapraszamy.
I jakoś dziwnie ciepło jej się zrobiło, gdy usłyszała swoje imię wypowiadane przez niego.
Chłopaki natychmiast mrugnęli i wstali, zbierając się do odejścia.
– Dobra, koniec przerwy – mruknął jeden z nich.
– Zaraz przyjdę – rzekł Karol, zgarniając karty na jeden stos.
Ania zajęła miejsce na kraciastej koszuli rozłożonej na palecie. Zostali sami.
– W co gracie? –zapytała.
– Poker, makao, oko. Różnie, ale zawsze ekskluzywnie.
– Słabo gram.
– To nauczę cię w coś innego.
Przytaknęła, a Karol rozdał część kart. Następnie niektóre odwrócił, tłumacząc, że można je rzucać i dobierać w dowolnej kolejności bez ładu i składu.
– O co chodzi w tej grze? – zapytała wesoło.
– Zobaczysz.
– Mam dobre karty?
– Nie wiem.
Wreszcie skończyły się obojgu karty na ręce, a został tylko stosik między nimi.
– Wygrałam?
– Nie wiem.
– To głupia gra. Nie wiadomo, kto ma dobre karty i które karty rzucać. Na końcu nie wiadomo, kto wygrywa. Jak to się nazywa?
– Życie – odparł.
– Aleś ty poważny – rzekła kręcąc głową z niezadowoleniem.
Znów zebrał karty.
– Idziesz na studia?
– Tak.
– Co u Roberta?
– Pewnie w porządku.
– Nie powinnaś być z nim?
To pytanie było twarde, ale uczciwe. Karol pytał wprost, czy odwiedziny stanowią zwykłe zawracanie głowy, czy może… Verweile doch! Du bist so schön!
– Jestem z nim, kiedy chcę. Strasznie jesteś dziś wyniosły.
Pragnęła, żeby było jak tamtej nocy, a tu wyrosły jakieś wyrzuty, smutki między nimi, tylko że te smutki nie powodowały w niej urazy do Karola, ale znów jakiś niepokój serca. Stwierdziła to ze strachem.
Karol starał się na nią nie patrzeć, bo rozkleiłby się, ale wyglądała zmysłowo. Ta sukienka, jasne włosy, oczy, które chyba patrzyły na niego.
– Ty za to wyglądasz znakomicie. Elegancka dama a nie te laleczki z dyskotek.
– Porównujesz mnie do…
– Co za różnica? – przerwał niemal szeptem.
Wstała:
– Cześć. Przepraszam, że ci przeszkodziłam w pracy.
Wtedy na nią spojrzał i złapał w palce skrawek jej sukienki.
– Poczekaj.
Przytrzymał sukienkę, ale Anna nie uciekła. W końcu opuścił dłoń.
– Codziennie myślę o tej nocy. Przyjemnie mi się z tobą gadało. Cholernie fajnie… Usiądź na chwilę.
Nie wypowiedziała tymczasem żadnego słowa, bo była złakniona głosu i wyznań Karola. Robert mówił wszystko z pozycji biegłego i mędrca. Pomyślała, że jak zda na prawo, a na pewno zda, to postawi się w pozycji nadczłowieka, a przynajmniej przy niej, pielęgniareczce. Czy ona zdoła to zahamować? Karol był natomiast tajemnicą. Co się stanie, gdy tajemnica pryśnie?
Rozmawiali dwie godziny. Karol odtwarzał wspomnienia z sierocińca, wypadki z Górskimi, poznanie Walochów, ona opisywała swój świat, szczęśliwe dzieciństwo, kochanych dwóch ojców. Żegnając się, spoglądali sobie w oczy dłużej niż się powinno.
Widzieli się jeszcze dwa razy przed licytacją. Pierwszy raz spotkali się przypadkiem na mieście i poszli na lody. Karol musiał iść do pracy, więc rozmawiali zdawkowo przez kwadrans. Drugi raz Karol odwiózł ją i Ewelinę od mecenasa Pimki do domu. Nie rozmawiali wówczas wcale, a gdy Karol wprowadzał wóz do garażu, widział jak Anna idzie za matką do domu. Nawet nie obejrzała się. Może obie były zdenerwowane licytacją, może stanowił dla nich powietrze. Bardzo go to dotknęło.
Tymczasem w domu Ewelina zwróciła córce uwagę:
– Coś cię z nim łączy?
– Z kim? – zapytała krzykliwie, niemal się tym zdradzając.
– No z tym chłopakiem, co nas przywiózł? Patrzył na ciebie tak jakoś… A ty byłaś zdenerwowana przy nim. Zrobił ci coś?
Anna burknęła coś po nosem i zbierała się do ucieczki na piętro. Ewelina stanęła obok:
– Odpowiedz. Zrobił ci coś? O tym chłopcu krążą dziwne plotki.
– Jakie plotki?
– Podobno uwodzi nieletnie dziewczyny.
– To chyba nie jestem w jego typie, jak mam już dziewiętnaście lat, prawda? A poza tym to przyjaciel twoich synów.
– To też o nim nienajlepiej świadczy – rzekła patrząc przeszywającym wzrokiem: – Powiedz, nie jest ci obojętny, tak? Słyszałam, jak cię widzieli z nim. Co Robert na to? Pilnuj Roberta, to złoty chłopak. Dostał się na prawo, on cię wywinduje. A tym chłopcem z rzeźni nie zawracaj sobie głowy. Takie zauroczenia mijają, zobaczysz, a on nie ma chyba najlepszych zamiarów.
Ewelina zagryzała wargi:
– Skończyłaś? – zapytała oschle.
– Tak.
– To dziękuję – rzekła jeszcze surowiej i z bladą twarzą minęła matkę.
W tym momencie w drzwiach salonu stanął pijany senior Gruszecki. Może nie pijany, prędzej podchmielony, gdyż wiele trzeba było, żeby go utulało konkretnie.
– Ty jeszcze tutaj?! – krzyknął, udając zdziwienie.
– Co przez to rozumiesz?
– No, jak to?! Masz ten wyrok na kościół to możesz sobie spać w Watykanie, chyba? He, he. Brzydzę się wami, święty kościół atakować. Matkę Boską i Jezuska. A niech was tam…
– Mogę się wyprowadzić jeszcze dziś – rzuciła wściekle. – Wprawdzie mówiłeś, że możemy zostać do października…
Przewrócił oczami i podszedł do kuchni. W zlewie leżały naczynia pobrudzone przez niego i niedojrzałego Staśka.
– Żartuję, przecież. Mieszkaj sobie do października, listopada nawet, ale cholera sprzątaj tu trochę. Syf taki w kuchni. Nawet szklanki czystej nie ma.
Odeszła szybko, bo mogła zabić. Przecież budowała ten dom razem z Pawłem. Znała tu każdą ścianę, kontakt, rurę, płytkę. Jak co wieczór, popłakała sobie do lustra i zasnęła dopiero przed czwartą. Niechże chociaż kilka godzin snu pozwoli na chwilę zapomnieć o bólu.


***


W mieście tymczasem narastała sensacja. Przyjazd zapowiedziały dwie ogólnopolskie telewizje. Burmistrz próbował mediować, ale obie strony konfliktu trwały w swoich okopach. Na ulicach rozgorączkowanie, ludzie prześcigali się w domysłach. Komornik chodził opłotkami, żeby nie nadziać się na jakichś zagorzałych fanatyków religijnych. Już matka jego dała na mszę za odkupienie duszy syna i zobowiązała się codziennie odmawiać różaniec, byle tylko było mu odpuszczone. Ksiądz Prymuła wzywał do modlitwy za wierzycieli i komornika, gdyż nie wiedzą, co czynią. Było jasne, że zlicytowany kościół przestanie być święty. Pimko cieszył się z rozgłosu, bo łatwiej było o kompromis z drugiej strony, a ponadto jacyś antyklerykałowie już zapowiedzieli zakup i ostentacyjną zmianę charakteru posesji na świecką.
Ewelina chodziła z tego powodu coraz bardziej rozdygotana. Kobiety na ulicach czyniły znak krzyża na jej widok, te odważniejsze wyzywały od suk i lewackich prostytutek.
Miasto żyło tylko tym, choć po cichu mówiło się, że strony muszą się dogadać i rozejdzie się po tych doczesnych ludzkich kościach.
Tymczasem z uwagi na brak pracy w rzeźni Karol znalazł dorywczą robotę na cmentarzu przy naprawie grobów i ogólnej rewitalizacji. Pracy miał od groma i siedział tam po dwanaście godzin dziennie. W tym czasie myślał tylko o Annie, rozważania o niej rozrywały mu duszę, a że zbliżał się koniec września, zdecydował się więc na radykalne posunięcie.
Rankiem, dzień przed licytacją Karol poszedł pod posesję Gruszeckich i do skrzynki pocztowej zawieszonej na furtce wrzucił list. Czekał nieopodal, ukryty za drzewem. Wiedział, że spóźni się tym razem do pracy, ale musiał mieć pewność, że odbierze. Około ósmej wyszła z domu do sklepu. Z przyzwyczajenia zajrzała do skrzynki i zdziwiła się dziwną kopertą, prawie nie opisaną. Dzięki szczupłej dłoni mogła wziąć list przez szparę, bez konieczności otwierania skrzynki. Zaadresowane: Do Anny Łęczyckiej. Rozejrzała się wokół, nikogo nie dostrzegając. Czy Karolowi się wydawało, czy faktycznie drżała. W każdym razie szybko wróciła do domu, a Karol podążył do pracy.


Droga Anno, Może ci się to wydać dziwne, może niespodziewane, ale chciałbym coś wyjaśnić. Spotkajmy się proszę za dwa dni, nie jutro, gdy macie licytację, ale właśnie dwa dni. Spotkajmy się na cmentarzu, bo tam teraz pracuję. Poznasz mnie łatwo, będę miał chryzantemę wpiętą w koszulę i dziurawy prawy but. Myślę, że rozumiesz o co chodzi, już się domyślasz, ale prawdą jest, że nie mogę przestać o Tobie myśleć. Kocham Cię, niemożliwie kocham. Nie mogę inaczej tego wyrazić. Jeśli Cię nie będzie, zrozumiem. Zapalę symboliczny znicz na pustej płycie zapomnianego ubeka i schowam się na zawsze w jego krypcie. I powtarzam, wiele mogę zrozumieć. Niczego nie oczekuję. Prócz tego, że Będziesz.


Anna przeczytała list kilkanaście razy, po każdym razie chodząc nerwowo po pokoju. Zwykła kartka wyrwana z zeszytu, ale sprawdziła, czy pachnie. Nie pachniała, to nic. Co teraz, co ma powiedzieć, przyjść, nie przyjść. Już wiedziała, że wpadła w pułapkę z której nie łatwo się rozplątać.
Około południa nagle ktoś zapukał do pokoju i bez słowa zaproszenia wszedł Robert. Uśmiechał się szeroko:
– Cześć, moja panno.
Anna odwzajemniła uśmiech, ale czuła, że jest cała czerwona. Spojrzała na stolik. List leżał na wierzchu.
– Część, napijesz się czegoś?
Zapytała szybko, co nieco zdziwiło Roberta. Nie pocałowała go nawet, a tylko minęła i stanęła tyłem przy stoliku.
– Nie, dzięki. Pomyślałem, że może skoczymy dziś do kina, zjemy pizzę i lody, co?
– Świetny pomysł. Tak można zrobić.
Robiła ruchy jakby sprzątała w pokoju. Tu coś przestawiła, odłożyła długopis do półki, książkę do szafki. Czyżby coś wrzuciła razem z tą książką, jakąś kartkę? Robert przyglądał jej się dokładnie. Usiadł na krześle i rzekł:
– Albo przynieś mi wody, dobrze. Zgrzałem się, biegnąć do ciebie.
Anna natychmiast zniknęła za drzwiami, wydawało się, że popędziła na palcach po wodę, albo chciała jak najszybciej opuścić pokój.
Robert chwilę poczekał, wytężył słuch i stwierdziwszy, że jego dziewczyna jest na dole, podszedł do szafki stojącej, gdzie wydawało się, że coś wrzuciła oprócz książki.
W szafce na półkach leżało mnóstwo drobiazgów: zdjęcia, koraliki, naszyjniki, kilka książek, płyt, pamiątek. Duży nieład. Zobaczył kartkę z zeszytu zgiętą w pół. Wyjął i przeczytał trzy razy. Zatrząsł się z gniewu. Na Annę, Karola, głównie jednak na niego. Rzucił kartkę z powrotem. W pierwszym momencie wydało mu się to niedorzecznością, że ten prosty rzeźnik wyobraża sobie, że Anna może mu się oddać, ale gdy zaczął analizować ostatnie wydarzenia i jej zachowanie, trochę nieobecne, zamyślone… Może była bardziej znudzona. Czyja to wina, cholera jasna, przecież nie będę ciągle koło niej skakał jak jakiś psiak, myślał, zdałem na prawo, cholera jasna.
Wróciła Anna. Spojrzała na Roberta i uderzyła się w czoło:
– Zapomniałam o wodzie – zawróciła na pięcie i poszła znów na dół Była cała rozdygotana.


do następnego odcinka
Ostatnio zmieniony 22 sty 2018, 20:42 przez lacoyte, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

ślepe zło 23

#2 Post autor: eka » 16 sty 2018, 22:56

Ktoś może chcieć kupić kościół z przyległościami? : )
Interesujący ten wątek, będący konsekwencją niedopełnienia formalności.
Pozostałe dotyczące Karola i Ani też zatrzymują uwagę. Pozostaje czekać na kolejną porcję fabuły.
Dzięki za dotychczasowe rozdziały.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ślepe zło”