ślepe zło 24

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło 24

#1 Post autor: lacoyte » 22 sty 2018, 20:41

w poprzednim odcinku




Nastąpił pamiętny dzień licytacji nieruchomości stanowiącej własność Parafii pod wezwaniem św. Marcina. Zapewne większość czytelników doskonale zna dziesiątki żywotów świętych, ale dla tych którym w dociekaniach hagiograficznych umknęła postać św. Marcina wyjaśniam, iż tenże urodził się w czwartym wieku na terenie Panonii (dzisiejsze Węgry), gdzie jako żołnierz zamierzał pójść na pierwszą linię frontu jedynie ze znakiem krzyża w ręce. Pomimo tak wariackich planów młodości dożył sędziwego wieku jako biskup Tours.
Do komornika wpłynęły trzy wadia: od konserwatywnego biznesmena związanego z polonią amerykańską, od właściciela fabryki wódki znanego z antyklerykalnych wystąpień oraz od spółki z o.o. z Warszawy, powiązanej z lewicową partią polityczną. Szykowało się gorące starcie.
Najwcześniej z uczestników zdarzeń obudził się Karol, który zaczynał pracę o wpół do siódmej. Śniadanie zjadł już na cmentarzu, rozstawiwszy kanapki na grobie małżeństwa zmarłego w latach osiemdziesiątych.
Potem zabrał się za grabienie śmieci na niezagospodarowanej części cmentarza, gdy pojawił się znajomy z okresu lata, niejaki Kulawy, który miał dziwny, nieco kaczy chód.
– Jedziesz z nami w Mazury? – zaproponował.– Dwanaście domków letniskowych do budowy. Szwagier szuka ekipy. Trochę hajsu można zarobić.
Karolowi nie w głowie były wycieczki:
– Nie, tu mi dobrze.
– Szkoda, nadałbyś się. Jak się namyślisz, daj znać.
– A kiedy jedziecie? – zapytał pro forma.
– Może jutro, pojutrze.
– Odpada. Muszę tu skończyć.
Myślał ciągle o Annie i o planowanym spotkaniu, gdy tymczasem na cmentarz wpadł Zbigniew z nową aferą:
– Szukam cię wszędzie! Braci aresztowali! Ledwo wrócili z Kołobrzegu, a suki zasadziły się na nich za jakąś akcję sprzed roku. Pobili kogoś w barze, ale jak zeznasz, że byli z tobą…
Karol zadumał się. Uważał Łęczyckich za uczciwych, a więc jeśli kogoś okradli, to mówili, że okradli, a nie pożyczali, jak pobili, to pobili, a nie chowali się za fałszywymi świadkami.
– Uwierzą?
– A ja wiem?! Chodź teraz, bo inaczej pójdą siedzieć. Wniosek już o prokuratora. Tak powiedział policjant.
– Dobra, tylko muszę powiedzieć szefowi, że idę.
Karol szedł bez przekonania świadomy tego, że Krystek i Witek zwykle byli winni tam, gdzie padało na nich podejrzenie, a podejrzenie padało, gdy byli winni. Sędzia w ich sprawie nie musiał czytać akt, aby wydać wyrok.

***

Nadeszła godzina dziewiąta. Licytacja o dwunastej. Nie przytaczam tego bez powodu, gdyż czas zaczął grać swoją poważną rolę.
Komornik Taumut siedział cały blady w gabinecie. Dziennikarz ogólnopolskiego tygodnika forsował pytania:
– Czy spodziewa się pan ekskomuniki? Redakcja antyklerykalnego pisma „Poniedziałek” zamierza nagrodzić pana tytułem człowieka roku za bezkompromisową postawę w walce z zabobonami. Co pan na to? Ile podmiotów wpłaciło wadium? Jakie są szanse na sprzedaż?
Komornik odpowiadał wolno i zdawkowo. Mówił ogólnikami, przerażony swoim zadaniem i popularnością sprawy. Na końcu rzekł:
– Ja tylko wykonuję swoją pracę.
Dziennikarz tego już nie zapisał, bo nie z tego żył, aby pisać, jak Taumut wykonywał swoją pracę. Musiało być ostro! Watykan, kobiety w beretach, zemsta, polityczne zaangażowanie. Dziennikarz układał to już sobie w myślach.
*** Karol czekał w komendzie na przesłuchanie. W ciasnym pokoiku siedział też Zbigniew. Pokój zawalony był segregatorami, a na starym biurku leżał kilkuletni laptop.
Po chwili przyszedł aspirant Zeb, młody funkcjonariusz, wysoki i świetnie zbudowany. Zeb rozsiadł się na krześle i uruchomił laptopa. Nie spuszczając oczu z urządzenia, zapytał:
– I po co go przyprowadziłeś?
– Panie komisarzu – zaczął delikatnie Zbigniew – to bezstronny świadek. Był wtedy z moimi braćmi.
Karol przytaknął nieznacznie, lecz Zeb tylko westchnął:
– Panie Karolu, naprawdę nie warto nadstawiać karku za tych dwóch. Pobili w barze młodych maturzystów, tylko dlatego, że jeden z nich miał dredy. Zresztą ostrzygli go w toalecie scyzorykiem. Chce pan dalej zeznawać?
– On chce – wtrącił nieugięty Zbigniew. Choć ostatnimi czasy wyraźnie się uspokoił, w sprawach braci nie uznawał kompromisu.
Wobec tego i Karol potwierdził:
– Tak, chcę.
Zeb milczał przez pół minuty i zaczął stukać po klawiszach. Wydawało się, że otworzy druk protokołu przesłuchania, ale jednak włączył jakiś film z przytłumionym dźwiękiem. Odwrócił laptopa i ukazał obraz z barowej kamery.
– Karol, jeśli mogę ci mówić po imieniu, nikt ci nie uwierzy. Mamy nagrany początek zajścia. Wyraźnie widać ich twarze a rozdzielczość nagrania bardzo wysoka.
Istotnie widać było kilka osób siedzących w barze i przechadzających braci: Witka i Krystiana. W pewnym momencie zwrócili uwagę na grających w bilard maturzystów, w tym jednego z dredami. Podeszli bliżej.
Oglądając nagranie także Zbigniew stracił nadzieję. Kiwnął na Karola, który tylko szepnął:
– Dziękuję, panie komisarzu, ale chyba nie będę zeznawał… Dlaczego pan mi to pokazał?
– Pamiętasz moją siostrę? Pół roku kuśtykała, lekarz kazał ćwiczyć i nic nie pomagało, a ty przyszedłeś i na siłę jej tego kulasa wyprostowałeś. Pamiętam, że ryczała podczas zabiegu jak zarzynana – zwrócił się do Zbigniewa. – I nie chciał pieniędzy.
Zbigniew uśmiechnął się, wiedział już, że to do Karola pasowało. Karol tymczasem nie odrywał oczu od monitora. Rzekł nagle:
– Kiedy to było nagrane?
Zeb zdziwił się, spojrzał na ekran a po chwili w jakiś dokument:
– Data jest w rogu. Dwunasty kwietnia zeszłego roku. A co?
Karol wyglądał na zdumionego i zwrócił się do Zbigniewa:
– A Paweł Gruszecki kiedy umarł?
– Ojczym? Jakoś w kwietniu… Zaraz to był… Nie pamiętam dokładnie, ale braciszkowie mieli zatarg z maturzystami właśnie w dniu stypy. Po stypie! Przypominam sobie! To, panie komisarzu, może świadczyć na ich korzyść. Byli smutni, w depresji.
Zeb nie zwracał uwagi na karkołomne tłumaczenia Zbigniewa, lecz przewiercał Karola wzrokiem:
– O co chodzi?
– Zobaczcie, kto siedzi na nagraniu w pierwszej ławce.
Przyjrzeli się dokładniej.
– Skądś go kojarzę – powiedział Zeb, ale Zbigniew zgadł od razu.
– To ten debilowaty Stasiek Gruszecki. Brat zmarłego. Dziwne, nie było go na pogrzebie.
– A ten drugi?
– Siedzi odwrócony plecami do kamery. Pewnie jego ojciec.
– Nie, stary Gruszecki jest tęższy i niższy.
Tajemnicza postać siedziała i siedziała odwrócona, spijając piwo, czasem sięgając po paluszki. Razem z głupkowatym Stasiem Gruszeckim zerkali też na okolice stołu bilardowego, gdzie zaczynała się kłótnia Łęczyckich z maturzystami. Zeb zastanawiał się, dlaczego tak to ciekawi Karola. Gdy na nagraniu zaczęła się przepychanka z maturzystami, imbecylowaty Stasiek wstał a razem z nim wstała nieznana postać. Poszli do baru zapłacić.
Oglądający nachylili się. Tajemnicza postać odwróciła się przed wyjściem. Zeb zatrzymał obraz i puścił w zwolnieniu. Patrzył na Karola, któremu świeciły się oczy z podniecenia. Tylko Zbigniew nie rozumiał:
– Kto to jest?
Karol wyszeptał pewnym głosem, głosem jak wyrok sądowy:
– Niejaki Kozłowski. Naczelnik urzędu stanu cywilnego.
Zbigniew dalej nie pojmował a Zeb spoglądał pytająco na Karola. Wszyscy w miasteczku słyszeli o perypetiach Eweliny Łęczyckiej i jej nieważnym ślubie. Nieważnym z powodu niedoręczonego przez księdza do urzędu stanu cywilnego zaświadczenia. Beneficjentami pomyłki został stary Gruszecki i idiotowaty Stasiek Gruszecki, a kościół był licytowany. Tymczasem, jak się okazało, niecałe dwa tygodnie po ślubie naczelnik Kozłowski spotkał się z głupiutkim Staśkiem Gruszeckim.
– Panie komisarzu – mówił wolno i ostrożnie Karol – wiem, że naczelnik Kozłowski mieszka w domku jednorodzinnym na Strażackiej. Co by się stało, gdyby za kilka minut zadzwonił do pana anonimowy telefon z informacją o włamaniu na posesję naczelnika Kozłowskiego?
– Pojechałbym to sprawdzić osobiście – odpowiedział równie wolno i dostojnie aspirant Zeb.
– A gdyby zobaczył pan wybite okno?
– Wszedłbym do środka sprawdzić, czy zastałem włamywacza.
– To na jaki numer można dzwonić? – zapytał na koniec.
Zeb napisał na kartce numer telefonu łączący bezpośrednio z jego pokojem:
– W nagłych wypadkach.
Więcej nic nie powiedzieli. To im wystarczyło, choć Zbigniew wyglądał na otumanionego. Na korytarzu, gdy szli we dwójkę, zapytał:
– O jakim włamaniu gadałeś? Co z tego, że naczelnik Kozłowski był na nagraniu?
Karol przyśpieszył kroku:
– Masz komórkę, prawda?
– No, tak.
– Jedźmy teraz na Strażacką. Ja będę się włamywał do Kozłowskiego, a ty jako przykładny obywatel zadzwonisz na ten numer do komisarza Zeba.
– Nic nie rozumiem!
– Zaufaj mi… Która godzina?
– W pół do dziesiątej.
– Cholera, mamy mało czasu. Licytacja o dwunastej.
Podjechali w okolice posesji Kozłowskiego. Typowa dzielnica nowych domków jednorodzinnych. Wykwintne ogrodzenia, na działkach rosnące drzewa i krzewy, z tyłu zjeżdżalnie lub trampoliny.
– Nie ma szans, żeby nikt nie zauważył – rzucił nerwowo Karol. – Trudno. Dzwoń do Zeba, niech przyjeżdża. Tylko zaraz jedź za róg, żeby cię nie zapamiętali.
Karol wyszedł z samochodu i poczekał dwie minuty po odjeździe Zbigniewa. Odganiał strach. Cóż to takiego włamanie! Robi to dla tej jedynej. Rozejrzał się, nikogo nie było, ale mimo wszystko czuł, że musi ktoś widzieć... Zdecydowanym krokiem podszedł do furtki od posesji Kozłowskiego. Zamknięta. Wcisnął domofon. Nikt nie odbiera. Chociaż tyle, w domu pusto. Znów się rozejrzał. Nikogo, ale wydało mu się, że jakiś cień starszej osoby mignął przy którejś z firanek sąsiada. To nic. Przeskoczył bramę i pobiegł za dom. Tutaj było bezpieczniej, taras, miejsce na drewno, brak widoku z innych mieszkań. I drzwi. Tylne wejście do jakiegoś pomieszczenia. Usłyszał głośny pisk, to tylko gdzieś goniły się koty.
Karol szarpnął. Nic z tego. Zrobiło mu się gorąco. Dojrzał coś w trawie. Tak, stalowa rura. Pozostałość po budowie ogrodzenia. Natychmiast wziął ją i zaczął podważać drzwi. Zaciągnął, szarpnął, coś trzasnęło. Drzwi otworzyły się. Znalazł się w kotłowni. Przeszedł obok resztek węgla z zimy, dużego pieca i posegregowanych śmieci w workach. Ostrożnie, cicho i na palcach przeszedł do części dziennej domu. Pokoje były eleganckie, odświeżone, meble nowe. Przy ścianie duży telewizor, w rogu kanapa narożna ze skóry. Karol wyjrzał przez okno. Przed bramą stał samochód policyjny. Nagle usłyszał głos z tyłu:
– Od czego zaczynamy?
Zeb patrzył na niego trochę z wyżyn bohaterstwa, trochę z nizin niepewności, ale z lojalnością wypisaną na twarzy.

***

Było gorąco. W koszach walały się zgniecione puste opakowania po wodzie. Dochodziła dwunasta.
Z uwagi na niewielki rozmiar kancelarii komorniczej, licytację przeniesiono do okazałej sądowej sali konferencyjnej. Tam na podwyższeniu stanął przy stole zdenerwowany komornik Taumut. Obok przy pustym stole siedział spokojniejszy sędzia Wilczek, nadzorujący egzekucję. Tu powinienem dać opis sędziego Wilczka, ale pozostawał osobą tak nieciekawą, że nawet żona, czcigodna sędzina Hiacynta Wilczek, miałaby problem z przedstawieniem choćby dwóch cech męża. Idźmy więc dalej bez wyrzutów sumienia, niech Bóg ma w swojej opiece całą rodzinę Wilczków.
Koszule przyklejały się do skóry, pot spływał po czołach. Okna otworzono, ale wywołało to większe nerwy. Słychać było modlący się tłum wiernych, prowadzonych przez nadgorliwego diakona. Któryś za nas cierpiał rany…
– Kto się tam modli? – dopytywał niezadowolony sędzia Wilczek. – Czy policja nie może z tym zrobić porządku?
– Dajmy już im spokój – odpowiadał Taumut, nie chcąc otwierać nowego frontu.
Pod ścianami miejsce zarezerwowali reporterzy, zjawili się przedstawiciele prawie wszystkich liczących się stacji telewizyjnych i radiowych. Wśród obecnych chętni do zakupu, uczestnicy postępowania oraz ciekawscy, którzy uzyskali akredytację. Niestety wśród nich znalazło się wiele osób mało kulturalnych, co chwila wołających w stronę komornika: „Antychryst”, „Belzebub”, „Żeby cię piekło!”. Trudno było ich ustalić, taki tłum kłębił się przed prowadzącymi czynności egzekucyjne.
Bliżej dopuszczono tylko tych, co wpłacili wadium, a także Ewelinę Łęczycką, mecenasa Pimkę oraz zbolałego wszystkimi zdarzeniami księdza Prymułę. Gdzieś nieopodal stała Anna, stary Gruszecki i jego kretynowaty Stasiek.
Pora było zaczynać. Taumut spoglądał błagalnie na Pimkę, ale ten nawet nie patrzył w jego stronę, tylko podszedł do proboszcza, upewniając się:
– Nie zapłacicie?
Proboszcz, który w ostatnich miesiącach zupełnie posiwiał, rozłożył ręce:
– Diecezja odmawia. To dla nich sprawa honoru. Mówią, że będą skarżyć wszystkie czynności.
Adwokat podszedł do Taumuta:
– Proszę zaczynać.
– Ukamienują mnie…
– Nie bredź.
Także Ewelina podeszła do Pimki:
– Nawet jeśli odzyskamy jakieś pieniądze, nie będzie dla mnie życia w tym mieście.
– Na nic innego nie masz już szans. Nie odzyskasz domu ani firmy, chyba, że zdarzy się cud.
Taumut odkaszlnął i niepewnym głosem rozpoczął:
– Dzień dobry, myślę, że możemy zaczynać. Przystępujemy do licytacji nieruchomości zabudowanej kościołem…
Tu komornik opisał nieruchomość i powołał przepisy prawne, myląc się kilkukrotnie. Cena wywoławcza dwa miliony sześćset tysięcy złotych.
W tym momencie ustały śpiewy na dworze i wydawało się, że diakon pogubił zwrotki pieśni, gdy nagle czyjś łamiący głos odezwał się przez megafon:
– Synku, to ja, twoja matka. Opamiętaj się proszę.
Taumut przerwał na chwilę czynności i ze zdumieniem skonstatował, że to rzeczywiście jego matka woła.
– Mamy tylko jedno życie, a po nim jest życie wieczne. Nie przykładaj ręki do grzechu. Kościół chcą kupić ludzie bezbożni. Synku, opamiętaj się! Nie po to cię na prawo posyłałam!
I chór na ulicy zaintonował z werwą jakby rozpoczynając kolejny akt tragedii greckiej: Upadnij na kolana, ludu czcią przejęty, Uwielbiaj swego Pana: Święty, Święty, Święty!
– Nawet matki się wyrzeka – krzyknął ktoś z sali.
– Bezbożny komornik! – ktoś dodał.
– Matkobójca! – wrzasnął ktoś inny, ale bardziej żartobliwie, choć w harmidrze ton wypowiedzi umykał.
Wielu parsknęło śmiechem, ale większość przytaknęła. Inni wygrażali kupującym:
– Dom publiczny chcecie zrobić?
Prawicowy licytant odwrócił się oburzony:
– Ja go zwrócę kościołowi! Bóg mnie natchnął!
Antyklerykalny przedsiębiorca zaśmiał się donośnie:
– Zobaczymy, czy Bóg natchnął właściwą osobę, bo jeśli zaufał człowiekowi, który nie ma wystarczająco dużo pieniędzy, to nienajlepiej świadczy! Oczywiście o Bogu, nie o szanownym panu.
Taumut szukał jeszcze ratunku u sędziego Wilczka, ale ten odwrócił głowę. Wolał się nie mieszać, bo zresztą to komornik zarobi na licytacji grube pieniądze, a sędzia na etacie państwowym nie dostanie nawet premii. Nie będzie się w ogóle przejmował, tak postanowił, rozważając nierówności systemu wynagradzania w strukturze polskiego wymiaru sprawiedliwości.
– Przystępujemy do licytacji.
Taumut przełknął głośno ślinę. Kropla potu spadła na pusty protokół. Marzyło mu się omdleć jak średniowiecznej niewieście, ale szybko odrzucił myśl jako wybitnie niezgodną z procedurą.
Wówczas to między ludźmi zaczął przeciskać się aspirant Zeb w pełnym umundurowaniu, przeciwstawiając swoją siłę i zdecydowanie bezładnemu tłumowi, z drobną przewagą motłochu. Gdy był dostatecznie blisko krzyknął basowo:
– Przerwać licytację!



w następnym odcinku
Ostatnio zmieniony 28 sty 2018, 21:29 przez lacoyte, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Nula.Mychaan
Posty: 2082
Rejestracja: 15 lis 2013, 21:47
Lokalizacja: Słupsk
Płeć:

ślepe zło 24

#2 Post autor: Nula.Mychaan » 23 sty 2018, 21:25

Fascynująca opowieść. Przeczytałam całość i jestem zauroczona. Dawno nie czytałam tak do dobrej.
Z niecierpliwością będę czekać na dalszy ciąg.
To opowiadanie, to właściwie książka i powinna być wydana.
Wartka akcja, wielowątkowość, a jednak wszystkie zbiegają sie w jedną spójną całość.
:bravo:
Mam nadzieję, że długo nie będę musiała czekać na dalszy ciąg. :)
Może i jestem trudną osobą,
ale dobrze mi z tym,
a to co łatwe jest bez smaku, wyrazu i znaczenia

Awatar użytkownika
Nula.Mychaan
Posty: 2082
Rejestracja: 15 lis 2013, 21:47
Lokalizacja: Słupsk
Płeć:

ślepe zło 24

#3 Post autor: Nula.Mychaan » 24 sty 2018, 20:51

A ja czekam na cd.
Nie daj się długo prosić. ;)
Może i jestem trudną osobą,
ale dobrze mi z tym,
a to co łatwe jest bez smaku, wyrazu i znaczenia

lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

ślepe zło 24

#4 Post autor: lacoyte » 28 sty 2018, 21:22

Bardzo dziękuję za przeczytanie [a było tego sporo!].
Miłe słowa krzepią jak cukier.
serdecznie pozdrawiam

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ślepe zło”