Arystokrata /2/ (+18)

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Arystokrata /2/ (+18)

#1 Post autor: violka » 13 lip 2017, 16:09

od początku

Utwór zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!


– Drugi, sprowadź tu natychmiast Martina! – ciche warknięcie przywróciło ją do rzeczywistości.

Obserwując bezmyślnie to, co się działo za oknem na dziedzińcu, zapomniała na moment o wygodnie rozpartym w fotelu mężczyźnie. Ostatni raz widziała w tym miejscu młodego chłopca, który powoli i trochę nieporadnie wchodził w rolę właściciela olbrzymiego majątku i jednego z potentatów imperium niewolniczego; teraz miała przed sobą dorosłego, pewnego siebie i swego uroku człowieka. Z nieukrywaną przyjemnością studiowała sylwetkę brata, gdy się gwałtownie poderwał, zauważywszy, że go nie słucha. Postawny, mocno zbudowany, o niepowtarzalnych i charakterystycznych dla Raysów rysach twarzy, emanował męską magią. Przemierzał nerwowo swój olbrzymi gabinet, ciskając na przemian przekleństwami i groźbami, by wreszcie stanąć i utkwić w niej spojrzenie dumnych oczu w kolorze ciemnego złota, które wraz z niepokojącym uśmiechem obrośniętym trzydniowym zarostem, czyniły go zbyt męskim, zbyt seksualnym i zbyt agresywnym. Mogła być dumna ze swojego brata, uroku nie można mu było odmówić.

I był też wściekły. Bez wątpienia musiała dać mu czas na uspokojenie, zanim podejmą konstruktywną rozmowę, zwłaszcza, że nie powiedziała mu jeszcze najważniejszego. Przyglądali się sobie przez chwilę, jego spojrzenie było ciężkie, obce i zimne. Odniosła wrażenie, że chce z nią o czymś pomówić, o czymś niemiłym, ale przenosząc wzrok na olbrzymią biblioteczkę, wypełnioną księgami, które zapewne pamiętały bardzo odległe czasy, jakby w ostatniej chwili zrezygnował z powiedzenia czegokolwiek.

Wiadomości, które mu przekazała, wyprowadziły go z równowagi. Wyczytała to z twarzy i drżenia w głosie, gdy zwracał się do niewolnika, na którym bez wątpienia wyżyłby się, gdyby nie jej obecność. Drugi… oryginalne imię nadał swojemu osobistemu. Zaprzątnął jej uwagę od razu, gdy tylko go ujrzała. Niby niczym szczególnym się nie wyróżniał. Jak cała służba, może z niewielkimi wyjątkami, był wysokim blondynem i doskonale się prezentował, ale dostrzegła w nim coś niepokojąco znajomego, coś nieuchwytnego, czego nie potrafiła wyjaśnić. Najwyraźniej Robert też w nim to coś odnalazł, gdyż na ile Marta znała, a zwłaszcza im więcej słyszała o jego preferencjach, Drugi był zbyt… dojrzały. Jej brat gustował w bardzo młodych chłopcach, a ten osobisty niewolnik i, jak się domyślała, również dla przyjemności, do najmłodszych nie należał, a jednak dostąpił wątpliwego zaszczytu, służenia samemu Raysowi. Czyżby Robert zmienił upodobania? Mało prawdopodobne, ale nigdy nie wiadomo…

I jeszcze jedna myśl nie dawała jej spokoju: ciekawiło ją też, czy Drugi miał niebieskie oczy? Do tej pory nie podniósł na tyle wzroku, by mogła to sprawdzić. W tych czasach, jasnowłosi niewolnicy stanowili rzadkość, a z takim zabarwieniem tęczówek na dodatek, byli prawdziwym rarytasem.

– Też uważasz, że wszystko to, dzieje się z mojej winy?

Wyrwał ją z rozmyślań. Zatrzymał się przed siostrą, a poza, którą przyjął, mogła wyprowadzić z równowagi, jednak Marta nie dała się zwieść. Nie zadziałało na nią też zwężenie złotych oczu. Sama stosowała tę sztuczkę, gdy chciała wywrzeć na kimś presję. Czytała go jak otwartą książkę – zagubił się w tym wszystkim. Nie znał jej myśli, nie miał pojęcia, ile informacji jest w jej posiadaniu i jakie ma zamiary, a to wszystko razem doprowadzało go do furii, nad którą z trudem panował. Miała nad nim przewagę, z której nie zdawał sobie sprawy, którą odkryła już rano, przy śniadaniu. Nie mieli kontaktu ze sobą wiele lat. Wiedzieli o sobie tyle, ile donieśli im szpiedzy, ale wystarczyło jej jedno spojrzenie brata, króciutka rozmowa o niczym, by pomimo nieprzyjemnych wydarzeń, które niemal doprowadziły do zerwania rodzinnych więzów, domyśliła się, że ciągle jest dla niego ważna i bliska. Bez skrupułów postanowiła wykorzystać te uczucia. Od początku stworzyła dystans pomiędzy nimi, wywierając subtelną presję psychiczną. Z dłońmi wspartymi na poręczach fotela usadowiła się wygodniej, założyła nogę na nogę i spokojnie patrzyła mu w oczy.

– Chciałabym wiedzieć, jak to się stało, że dopuściłeś do czegoś tak głupiego? Bo rozumiem, że nie robiłeś tego z premedytacją. – Nie miała najmniejszych wątpliwości, że z jego strony było to celowe działanie, zaplanowane i konsekwentnie realizowane, nie chciała jednak przyznać się do tej wiedzy.– Zadarłeś z całym establishmentem. Zdajesz sobie sprawę, w jakiej sytuacji nas postawiłeś?

Ze świstem wciągnął powietrze do płuc i skupił się na siostrze. Nie miała prawa zwracać się do niego w ten sposób i oceniać jego działań, a tym bardziej mieszać do spraw, które do tej pory dla niej nie istniały.

– Bardzo proszę, zmień ten protekcjonalny ton. – Pozornie grzeczna prośba zabrzmiała jak ostrzeżenie. – Prowadzę ten interes od lat i nie pozwolę, by ktoś się do niego mieszał. Nikt! Rozumiesz?!

Uśmiechnęła się leciutko, myśląc szybko, kogo ma na myśli – ją czy Radę? Potrafiła zrozumieć jego gwałtowną reakcję. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. On był tu panem, jego słowo było najważniejsze, święte i ostateczne, ale Marta nie mogła dopuścić do utraty dominującej pozycji w tej rozmowie.

– Nie przyjechałam tu ustalać, kto jest kim i kto ile może. W tej kwestii nie powinno być najmniejszych wątpliwości – rzuciła mu wyzywające spojrzenie i w odpowiedzi na groźbę, choć w sercu pojawił się bolesny skurcz, uderzyła w czuły punkt: – Mam rację, braciszku?
Mężczyzna odstąpił na dwa kroki w tył i skrzywił się. Jego coraz bardziej ciemniejące oczy nie wróżyły niczego dobrego. Narastające w pomieszczeniu napięcie było już prawie namacalne. Dawno temu, ujmując się honorem i wbrew jego prośbom, zrzekła się swoich udziałów w holdingu Radrays Valley. Teraz upomniała się o nie w nie najlepszym stylu.
– Trzeba ratować konsorcjum od totalnej zagłady…

Zareagował bardzo szybko. Doskoczył do niej, Przycisnął rękoma jej dłonie, spoczywające na skórzanych poręczach fotela. Tym samym została w nim uwięziona. Syknęła. Opierając się całym ciężarem ciała, sprawił jej ból. Zignorował to i nie zmniejszył nacisku.

– Chcesz powiedzieć, że do tej pory źle zarządzałem firmą?! Moją firmą?– zaznaczył. – Od czasów naszego dziada ten biznes nigdy nie był tak dobrze notowany na giełdach jak dziś. Jak myślisz: dlaczego jesteśmy na samym szczycie rynku? Dlaczego liczą się z nami wszystkie najważniejsze domy arystokratyczne? No, dlaczego? – Narastała w nim furia, słodka, zimna i zabójcza.

Przebiegł przez nią dreszcz, którego źródła nie potrafiła odkryć. Nie bała się go, a wręcz była jakoś dziwnie zafascynowana tą niespodziewaną bliskością, tą pasją z jaką do niej przemawiał. Na dodatek doznanie potęgowała intrygująca woń wody kolońskiej, pomieszana z zapachem alkoholu, która czyniła go równie pięknym, co niebezpiecznym. Nie oczekując odpowiedzi, cedził dalej przez zęby:

– Myślisz, że zaszczycają nas swoją szczodrobliwą przychylnością ze względu na sentyment dla naszej rodziny; że nas tak bardzo kochają, mając na względzie dawne czasy? – zadał pytanie i sam sobie odpowiedział: – Nie! Oni nas się boją. A dlaczego się boją? Bo sprawiłem, że ten cały, jak ich nazwałaś, establishment sprzedał mi się i to sam! Wykupiłem ich kawałek po kawałku. Za pieniądze kupiłem sobie ich szacunek, miłość i władzę. Czy sądzisz, że aby przetrwać w świecie zdominowanym przez konsumpcję i okrucieństwo, gdzie opinia publiczna z dziecięcą ufnością wobec Trybunału i mediów, pogrąża się w korupcji i chaosie, wystarczy samo nazwisko i starożytne pochodzenie naszego rodu? Znaczenie ma to, na ile cię przeliczają, bo pieniądz to władza, władza to siła, a jedno z drugim równa się przetrwanie…

– Nie ma nic złego w przetrwaniu – weszła mu w słowo. – Tyle, że zrobiłeś to wszystko za ich pieniądze i paradoksalnie nie o pieniądze teraz chodzi.

Odsunął się od niej, nabrał powietrza do płuc i odetchnął głęboko, wyrównując oddech.

– Nie?! – zadrwił. – A o co innego może chodzić w tym porąbanym świecie? – Na jego usta wypełzł cyniczny uśmieszek. – Całe życie sprowadza się do jednego: do pieniędzy i pieprzenia… pieprzenia i pieniędzy, kolejność sama sobie wybierz!

Musiała przyznać, że miał sporo racji. Pieniądze i wpływy odgrywały olbrzymią rolę. Robert zapomniał tylko o bardzo istotnym szczególe – w tym wszystkim był jeszcze człowiek, ze swymi słabościami i ułomnościami wynikającymi z poczucia własnej, niewyobrażalnej wyższości nad innymi. Nie doceniał przewrotności ludzkiej natury.

– Doskonała konkluzja – pochwaliła równie zgryźliwie. – Tylko jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić? Zadarłeś z nieodpowiednimi ludźmi, od których wiele zależy. Są żądni władzy w równym stopniu co pieniędzy i bardzo nie lubią, gdy się ich lekceważy, publicznie upokarza…

Wszedł Martin, a za nim Drugi. Rodzeństwo jednocześnie spojrzało w tym samym kierunku.

– Słychać was na całym korytarzu… – zaczął zarządca, ale spostrzegłszy wściekłe spojrzenia obojga rodzeństwa, szybko zamilkł i zajął drugi fotel, na wprost Marty.

– Długo kazałeś nam czekać na siebie – rzucił lodowato Robert.

– Wybaczcie, pewna sytuacja z klientem wymagała mojej obecności – Martin próbował się wytłumaczyć, ale wzrok Raysa powstrzymał go skutecznie.

Zdumiała ją lekceważąca reakcja brata w stosunku do starszego mężczyzny i wycofanie tego drugiego. Posłała zarządcy mający dodać otuchy, przyjazny uśmiech i zerknęła w stronę niewolnika, stojącego jak uprzednio w pobliżu drzwi.

Intrygował ją. Odniosła jakieś przelotne wrażenie, że już kiedyś go spotkała, chociaż praktycznie było to niemożliwe. Nie mógł służyć już wówczas, gdy wyjeżdżała, ponieważ do dziś nie zachowałby tak dobrego zdrowia i kondycji. Osobiści Roberta wytrzymywali przy nim nie dłużej niż rok, góra półtora, potem kończyli na plantacji złamani psychicznie, a przede wszystkim zniszczeni fizycznie. Drugi nie mógł mieć również wcześniej innego właściciela, bo to kłóciło się z zasadami jej brata w kwestii bezpieczeństwa. Ta myśl nie dawała jej spokoju i była tak samo uporczywa jak ta o kolorze jego tęczówek.

– Tylko ja mam wrażenie, że mamy jakiś problem! – wyrwał ją z zamyślenia, kierując słowa do Martina, ale była pewna, że zależało mu na zwróceniu uwagi siostry.

Zauważył jej zainteresowanie swoim niewolnikiem i nie był tym zachwycony.
Kierując następne słowa do mężczyzn, którzy przyglądali się jej z napięciem, zwróciła jeszcze uwagę na świeżą bliznę biegnącą od połowy policzka w kierunku ucha. Nie spuszczając z Drugiego oczu, rzekła:

– Trybunał chce ci zabrać koncesję na handel niewolnikami… Chce nam zabrać – poprawiła się. Spokój w jej głosie i beznamiętny ton nie pozwoliły, by powaga tych słów dotarła do obecnych już w pierwszej chwili. Odwróciła się w ich stronę w oczekiwaniu na efekt. Najszybciej zareagował Martin.

– Marta, o czym ty mówisz?! – pochylił się w jej stronę z niedowierzaniem.

Robert zatrzymał się zdumiony i wstrzymał oddech.

– Co powiedziałaś? – powtórzył po chwili za swoim zarządcą z ostrożnością w głosie. – Co ty mówisz?

Podniosła się energicznie z fotela. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Musiała to sprawdzić. Podeszła do niewolnika. Mimo że stał z opuszczoną głową, wciąż był nieco od niej wyższy. Miał szczupłą, idealnie wyrzeźbioną sylwetkę, która wyraźnie zaznaczała się pod dopasowanym ubraniem. Uniosła mu twarz za podbródek. Pod palcami czuła przynajmniej dwudniowy zarost. Jasne włosy zsypały się do tyłu na ramiona, odsłaniając teraz w całej okazałości ranę, oraz mniejszą bliznę tuż za uchem. Sądząc po rozcięciu, był to efekt wczorajszego bicia. Takie oszpecenie na delikatnej, klasycznej twarzy, ale o bardzo męskiej urodzie, z której patrzyła na nią para intensywnie błękitnych oczu, było niedopuszczalnym marnotrawstwem towaru.
Zanim ulegle opuścił wzrok, dostrzegła w jego oczach przyczajony strach, co nie było niczym dziwnym, ale zaskoczył ją też jakiś desperacki brak pokory. Natychmiast nasunęła się myśl, którą podpowiadała jej intuicja – ten niewolnik nie był szeregowym sługą, był czymś więcej, a raczej – kimś więcej.

– Tak – odwróciła się do nich gwałtownie i potwierdziła – Trybunał chce nam zabrać koncesję na handel niewolnikami.

Przeszła się po gabinecie, w którym zapadła ciężka, zimna i dziwaczna cisza. Przez moment odniosła wrażenie, że słyszy bicie serca każdej obecnej tu osoby. Jej brat nie wierzył w to, co usłyszał, a Martin był autentycznie przerażony.

– Nie mają prawa tego zrobić! – Warknął arogancko w kierunku zarządcy. – Nie mogą zrobić mi czegoś takiego…

Spojrzał na siostrę w taki sposób, jakby szukał u niej potwierdzenia dla swych słów. Niestety, nie mogła spełnić jego niemej prośby.

– Jeśli tak myślisz, to się mylisz – odparła chłodno.

– Mogą to zrobić – odezwał się zamyślony Martin. – Znam przypadki, w których odebrali komuś koncesję…

– Komuś! – Robert rzucił się w jego stronę, aż ten cofnął się zaniepokojony. – Ja nie jestem jakiś ktoś! Nie mają prawa, nie mają prawa mi nic zabrać! Nic! Rozumiesz?

– Oczywiście, że mają takie prawo – Marta potwierdziła spokojnie. – I co więcej, oni to zrobią… Odbiorą nam tę cholerną licencję, czy ci się to podoba, czy nie – zaakcentowała słowo „nam” i dodała jeszcze: – Pomimo, że jest ona w posiadaniu naszej rodziny od kilku pokoleń.

Podeszła do olbrzymiego okna. Na dziedzińcu sprzątano śnieg, który skrzył się w zimowym słońcu. Wszystko wydawało się tu takie ciche i beztroskie. Piękna, malownicza szadź, która oszroniła wszystko wokół, błękitne niebo i słońce wychylające się zza południowego skrzydła rezydencji kusiły, aby otworzyć drzwi tarasowe i podążyć do tego spokojnego, zaśnieżonego świata. Usłyszała za sobą skrzypnięcie skórzanego fotela, gdy Robert na powrót usiadł za biurkiem.

– O, co chodzi tym starym, skorumpowanym kretynom? Opłacam się wielu z nich, mam teścia w radzie…

Słuchając brata, walczyła z nagłym pragnieniem wyjścia na zewnątrz, rozsądek jednak wziął górę. Odwracając się, dostrzegła, jak Martin nerwowo przełyka ślinę, mierząc ją wzrokiem. Zastanawiała się też, dlaczego ten świetny doradca ich ojca, a teraz zarządca u jej brata, nie reagował; dlaczego nie powstrzymał go przed głupimi decyzjami, bo co do tego, że o wszystkim wiedział, nie żywiła najmniejszej wątpliwości. Stracił czujność, przestało mu zależeć na firmie czy aż tak się go bał?

– Kilku z tych mądrali nie może bez mojego pozwolenia nawet kichnąć. W każdej chwili mogę pozbawić ich majątku…

– No właśnie – wpadła mu w słowo. – Jesteś za mocny, oni się ciebie boją, zrobiłeś się niewygodny. To, co im dajesz, to dużo za mało. Nie chcą już resztek – wypowiadając te słowa, obserwowała, jak jego pewność siebie znika. – A poza tym stałeś się dla nich niebezpieczny. Patrzą na ciebie przez pryzmat ambicji naszych rodziców, naszej rodziny, rozumiesz? Podniosłeś głowę, pokazałeś im swoją siłę, odkryłeś się… – Kątem oka zerkała, jak Martin potakuje głową na znak, że zgadza się z jej opinią. – Na dodatek koncesji jest tylko kilka, a chętnych na nią wielu…

– I wielu zrobi wiele i jeszcze więcej zapłaci, by tylko ją zdobyć – dopowiedział starszy z mężczyzn.

Robert westchnął z irytacją, wzruszył ramionami i oparł podbródek na ręce. Wzrok utkwił gdzieś w kącie pokoju.

– Jak nie zaczniemy działać, to za chwilę takich niewolników – wskazała na Drugiego – zamiast sprzedawać, będziesz kupował za ciężkie pieniądze.

– Co mi zarzucają? – spytał rzeczowo i spojrzał na nią, udając, że nie dostrzegł ironii w wypowiedzianych przed chwilą słowach. Nie umknęło jej uwadze, że zmienił ton i zaczął się uspokajać – O co im konkretnie chodzi?

– Posunąłeś się za daleko, Robert. Tyle razy cię ostrzegałem, że łamiesz zasady… – wtrącił Martin, ale zignorował jego słowa.

– Ale co? Co robiłem, czego inni też nie robią?! – zwrócił się do niej, wciąż czujnie obserwując siostrę.

Wyczuwała w jego głosie jakiś mroczny cień, jakieś ostrzeżenie – nigdy nie przyzna się do błędu i będzie się stawiał do końca. Jego upór, przebojowość i odwaga zawsze były atutami, ale tym razem nie wystarczą; tak samo jak koneksje rodzinne, na których polegał. Teraz zdał sobie sprawę z powagi i beznadziejności sytuacji, w której się znalazł, oraz że nie wykpi się tak łatwo, jak do tej pory bywało. Obawiała się, jak zareaguje na wieść o decyzjach już podjętych za jego plecami, jak to zniesie.

– Nie mogą mi zarzucać czegoś, co jest powszechnie stosowane…

– Ale nie na taką skalę… – zarządca znów się wtrącił, ale tym razem Rays przerwał mu ostro:

– Zamknij się! – Był zniecierpliwiony i nie uważał w tym momencie Martina za partnera do rozmowy.

– No, więc co mi zarzucają? – skierował pytanie do Marty. – Czego ode mnie chcą?

Odetchnęła z ulgą. Wreszcie będą mogli zacząć poważną rozmowę. Usiadła na brzegu biurka, bokiem do brata. Jej uwagę przykuła misternie zdobiona szpilka z okazałą perłą, była to oryginalna i wyjątkowa damska ozdoba. Wzięła ją delikatnie do ręki i przyjrzała się bliżej; srebro było oksydowane, przetarte i wypolerowane na piękny połysk, aby wydobyć niesamowitą fakturę biżuterii.

– Piękna rzecz… – Jeszcze raz obróciła w palcach przedmiot i odłożyła go, jednocześnie zastanawiając się, kto mógł być właścicielką tej wyjątkowej ozdóbki.

– Więc? – Robert ponaglił ją zirytowany.

Odchylił się w fotelu, chwycił w rękę długopis i zaczął nim kręcić między palcami. Wyraźnie przyjął postawę obronną. Założyła nogę na nogę i lekko pochyliła się w jego stronę, opierając dłonie o blat biurka.

– Brutalność twoich najemników podczas akcji, brak szczegółowej selekcji na miejscu i fabrykowanie fałszywych oskarżeń, jak się domyślasz, nie są dla Rady jakimś większym problemem… – Ostrożnie obserwowała, jak jego twarz zastygała w zimną maskę. – Nawet handlowanie na cichych aukcjach niewolnikami poniżej dozwolonej granicy wieku. To wszystko są w stanie przełknąć. Ale już polowania poza granicami wyznaczonych dzielnic i wchodzenia na cudze terytoria nie darują ci za nic. – Przerwała na chwilę, aby nabrać powietrza w płuca. – Prowokujesz ich, ośmieszasz i okradasz. Nie będą tego dłużej tolerować…

– To wszystko jest mocno naciągane – parsknął i robiąc niecierpliwy ruch ręką, spojrzał gdzieś w bok, poruszenia na twarzy jednak nie zdołał ukryć. – Nie odważą się zadrzeć z Raysem. Zbyt dużo wiem i mam opłaconą większość głosów w radzie…

– Miałeś! – wtrąciła. – Pewne sprawy mocno się zdezaktualizowały. Niestety przeoczyłeś je. – Nie pozwoliła sobie przerwać, gdy próbował zaoponować. – Trybunał ma dowody na to, że zaniżasz stan faktyczny, na jaki opiewają kontrakty z dzielnic, i że organizujesz nielegalne aukcje, na których sprzedajesz nadprogramowy towar, z którego oni nie mają żadnych procentów i tracą tym samym ogromne pieniądze… – Zamyśliła się na moment nad swoimi słowami. – Nie darują ci tego, Robert, nie wiem tylko, czy majątku, który zbijasz, czy twojej buty i arogancji. Są żądni krwi i aby zaspokoić swój głód, muszą otrzymać coś w zamian.

Ciszę, która zapadła po jej słowach, zakłócił trzask pękającego długopisu i miarowe skrzypienie skórzanego fotela. Spojrzała na Martina. Nerwowo poruszał się w przód i w tył, z niepewnym, ostrożnym wyrazem twarzy, świadczącym o zrozumieniu powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli.

– Czego chcą? Mojej głowy? – zakpił, uśmiechając się cynicznie, ale mina siostry, bardzo szybko starła z jego twarzy szyderstwo, którym chciał zamaskować niepokój. – Rozumiem, że przyjechałaś tu już z gotowym scenariuszem, inaczej Trybunał po prostu powiadomiłby mnie, że nie mam prawa wchodzić na dzielnicę. – Powiedział głosem wyzutym z emocji, ale spojrzenie nie straciło nic ze swej przenikliwości.

– Uznali prawo do błędu. – Zerknęła na zarządcę, ochłonął po pierwszym szoku i wyglądał jakby zbierał myśli. – Rada zdaje sobie sprawę, że otwarta wojna z Raysami to polityczne samobójstwo dla wielu jej członków, a tym samym paraliż wielu strategicznych instytucji, które są w rękach kilku arystokratycznych rodzin. Jeśli do tego dojdzie, wiesz, co nastąpi, prawda? – Robert skinął głową w geście potwierdzenia.

– Nie chodzi im o dzielnice… nie o rynek niewolników… chcą mieć nade mną kontrolę! – szepnął wściekle. – Trybunał nie powziął żadnych działań przeciw mnie, bo weszłaś z nimi w układ. – Skinęła głową na potwierdzenie. Robert pokręcił głową z niedowierzaniem, w jego oczach dostrzegła żal. – Mam podzielić się z tobą kontrolą nad holdingiem Raysów? Taka jest wasza strategia?

– Ty nie masz się dzielić– odezwał się nagle skupiony i milczący do tej pory Martin. – Ty masz oddać Marcie całą władzę.

Westchnęła z wdzięcznością, że te słowa padły z ust zarządcy. Nagłej zmiany w oczach brata nie dało się nie zauważyć. Teraz jej brat był już gotowy do rozmowy, do tej właściwej…

Po prawie godzinnej, burzliwej wymianie zdań i wzajemnego przerzucania się argumentami, doszli do porozumienia, który pozwoli im funkcjonować w ramach ustanowionych przez Trybunał. Robert, z oporami ale poddał się woli Rady, dzięki czemu otrzymali rok na poprawienie rynkowego wizerunku firmy i natychmiastowe zakończenie działań niezgodnych z kodeksem handlowym Trybunału. Faktycznie tylko na Marcie spoczął obowiązek naprawienia stosunków z Radą i przede wszystkim zapanowania nad swoim bratem, który na szczęście podzielał jej zdanie, że interes firmy i rodziny jest najważniejszy, i na ten czas odsunął się, choć nie bez protestów, od zarządzania konsorcjum.

Dopiła alkohol, który podał jej Martin w momencie, gdy dyskusja schodziła na niebezpieczne tory, i odstawiła szklaneczkę na ciężki, dębowy stolik.

– Dziękuję, jestem z ciebie dumna – zwróciła się cicho do Roberta.

Oparty o biurko wydawał się spokojny i jakby pogodzony z sytuacją. Była pełna uznania dla jego rozwagi i w pewnym sensie poświęcenia. Tym bardziej, że nie miała pojęcia, jak sama by się zachowała, znajdując w takiej sytuacji.

– Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz? Cała przyjemność po mojej stronie? Czy może lepiej: nie ma sprawy baw się dobrze? – Słowa zabrzmiały lodowato, chyba ostrzej, niż zamierzał, ale nie dziwiła się, w końcu przyparła go do muru i zajęła jego miejsce.

– Nic, zupełnie nic…

Podszedł do niej, popatrzył chwilę i objął, tuląc mocno, zbyt mocno, ale nie było to niemiłe. Wdychała z przyjemnością jego zapach, poznawała go od nowa. Powracały wspomnienia z czasów, kiedy ten mężczyzna był dla niej całym światem. Z czasów, kiedy był nie tylko jej bratem, lecz również opiekunem w najtrudniejszym dla nich okresie życia. Czuła się wtedy bezpiecznie i teraz, gdy trzymał ją w ramionach, było jak dawniej. Potrzebowała tego ciepła, potrzebowała jego bliskości i poczucia, że nie jest sama. Szkoda tylko, że jednoczyli się dopiero w obliczu tak poważnego zagrożenia.
– Kocham cię, siostrzyczko – wyszeptał jej do ucha. Zachwiała się. Nie słyszała tych słów od lat! Czuła dokładnie to samo.

– Ja też… – Wyznanie tego uczucia nie chciało jej przejść przez usta. – Cieszę się, że wróciłam – dodała w zamian.

Odsunęła się od niego i skierowała do wyjścia. Nie mogła wydusić z siebie nic więcej… A może nie chciała, żeby padło więcej słów, których się bała. Jasnowłosy niewolnik otworzył przed nią drzwi. Zauważyła, że drżą mu dłonie. Zatrzymała się i na sekundę odwróciła w stronę Roberta. Jego oczy, przed chwilą jeszcze tak ciepłe i czułe, w jednej chwili stały się zimne i bezwzględne. To wystarczyło, by zrozumieć, dlaczego chłopakowi drżą ręce.

cdn

Halmar

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#2 Post autor: Halmar » 14 lip 2017, 8:02

Fajnie piszesz. Dialogi cymesik. Tylko tytuł jakiś kulawy :)

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#3 Post autor: skaranie boskie » 14 lip 2017, 9:28

a ja nie mam nic przeciw tytułowi.
Rzeczywiście dobry tekst. Tu już nawet nie dostrzegłem żadnych wpadek.
Zajrzę do cd, jeśli nastąpi.
:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#4 Post autor: violka » 14 lip 2017, 9:51

Halmar, Skaranie Boskie, cieszę się i dziekuję za ponowne odwiedzenie, oraz przeczytanie mojego tekstu. Ciąg dalszy nastąpi, choć mam pewne obawy przed opublikowaniem go, ze względu na "mocne" sceny. Tytuł - no cóż jest bardzo wymowny i bardzo na miejscu, a jak bardzo? Okaże się...
Pozdrawiam.

Awatar użytkownika
refluks
Posty: 714
Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#5 Post autor: refluks » 14 lip 2017, 14:28

Ależ ty, Wajolet, piszesz!

Aby tutaj mi z letka oczy pokrwawiły
violka pisze:ujmując się honorem
Oby tych cedeenów było jak najwięcej!

violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#6 Post autor: violka » 14 lip 2017, 15:39

Refluks, widzę, że odnalazłeś mój właściwy nick :)

Awatar użytkownika
refluks
Posty: 714
Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#7 Post autor: refluks » 14 lip 2017, 17:10

Ja po prostu lubię serial "Co ludzie powiedzą?".

violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#8 Post autor: violka » 14 lip 2017, 17:24

Lubisz Hiacyntę?

Awatar użytkownika
refluks
Posty: 714
Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#9 Post autor: refluks » 14 lip 2017, 18:01

Hiacynty się nie lubi. Hiacyntę się uwielbia!
Wioleko.
Postanowiłem tak do ciebie się zwracać.

Nie rozmydlaj tematu, tylko bierz wklejaj ciąg dalszy.

Halmar

Re: Arystokrata /2/ (+18)

#10 Post autor: Halmar » 14 lip 2017, 18:18

Przeż wkleiła, Ryfluksie gapowaty :)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Arystokrata”