Arystokrata /3/ (+18)

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Arystokrata /3/ (+18)

#1 Post autor: violka » 14 lip 2017, 13:56

od początku
w poprzednim odcinku

Utwór zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Dawno zamknął za Martą drzwi, a ciągle jeszcze czuł jej zapach – zapach jaśminowych perfum, który unosił się wokół, pobudzając jego stępione zmysły. Zapamiętał dotyk chłodnych palców na twarzy i wnikliwe spojrzenie oczu w kolorze ciemnego złota, dokładnie takie samo jak u Roberta i tak samo zresztą zimne. Zadrżały mu dłonie, kiedy otwierał przed Martą drzwi, i mimo że bardzo starał się, nie wiedzieć czemu, ukryć to przed nią, nie udało się. Jego własne ciało zawodziło go coraz częściej, zdawał sobie sprawę, czego wynikiem, były te niekontrolowane napady i w sumie powinien się cieszyć, że w ogóle przejawiał jeszcze ludzkie odruchy, ale tym razem za sprawą tej pięknej kobiety, chodziło o coś zupełnie innego.

– Chodź tu. – Usłyszał niebezpiecznie spokojny głos, który sprawił, że po plecach, wzdłuż kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz. Czuł na sobie wzrok Roberta, odkąd wyszła Marta, i nie musiał patrzeć mu w twarz, aby wiedzieć, ile okrutnej pogardy czai się w jego spojrzeniu. Mówiło mu to kilkuletnie doświadczenie bycia osobistym człowieka, którego tak dobrze znał, a na którego teraz nie mógł nawet spojrzeć bez pozwolenia. Odwrócił się w kierunku mężczyzny, niedbale opartego o biurko. Powoli zbliżał się do niego, próbując zachować równy oddech, co było tak samo niewykonalne jak zapanowanie nad drżącymi dłońmi. Nie dał się zwieść. Rozluźniona postawa Roberta, była złudna, gdyż będąc świadkiem niedawnej, bardzo burzliwej rozmowy, domyślał się, że jego właściciel jest na skraju wytrzymałości nerwowej. Odkąd mu służył, jeszcze nigdy nie widział, aby Rays tak się kontrolował podczas rozmowy i zważał na słowa, powściągając agresję. Choć intuicja podpowiadała niewolnikowi, że cała frustracja zostanie odreagowana na nim, to miał niewątpliwą satysfakcję, obserwując, jak dumny i arogancki pan jego życia i śmierci podporządkowuje się powściągliwej, rozważnej i subtelnej siostrze.

– Bliżej! – Rozkaz zabrzmiał jak suchy strzał z bata.

Pokornie podszedł, ale teraz stał już na wyciągnięcie ręki. Bał się; w głosie Raysa nie wyczuł podniecenia. Mężczyzna był nienaturalnie opanowany, taki stan u Roberta nie był mu obcy i oznaczył tylko jedno: skumulował całe napięcie w sobie i będzie chciał je wyładować, a to zwiastowało, że szybko nie skończy z osobistym, i że będzie bolało.

Bał się, cholernie się bał, ale nie tyle fizycznego cierpienia – nie tortur, do których zdążył przywyknąć – co tego, że w końcu nie wytrzyma psychicznie i nie zapanuje nad sobą. To oznaczałoby zamknięcie pewnego etapu w życiu, dla którego zdecydował się poświęcić tak wiele i za nic nie mógł ponieść klęski.

Tymczasem ręka pana błądziła po jego twarzy, czule i delikatnie obrysowując kontury. Od niechcenia opuszkami musnął kącik ust, po czym jeden z palców wniknął głębiej i unosząc górną wargę, przejechał po równych, gładkich zębach. Dłoń znów wróciła na policzek; ciągle tak samo delikatna i czuła. Po chwili pieściła już szyję, palce wsuwały się pod wąską, złotą obrożę, powodując lekkie duszenie. Nagle Robert znalazł się tuż za jego plecami. Niewolnik zesztywniał w jednym momencie, nawet nie spostrzegł, kiedy to nastąpiło. Jedną ręką wyciągał osobistemu koszulę ze spodni, drugą wędrował po idealnie umięśnionym torsie i lekko zarośniętej piersi, aby trafić w końcu na sutek. Rays przyciągnął go do siebie i dotknął wargami szyi. Smakował językiem skórę, pozostawiając wilgotny ślad. Drugi wzdrygnął się mimowolnie. Serce kołatało jak szalone, a oddech stawał się coraz bardziej nierówny. Jego ciało reagowało na bodziec w ten sam sposób, jak reagowałoby na zimno czy głód, i nie miało to nic wspólnego z uczuciami czy pożądaniem. Bolesne uszczypnięcia i brutalny dotyk mężczyzny powodował bezwiedne drżenie mięśni. Niewolnik spiął się, wciągając gwałtownie powietrze do płuc, i w tym samym momencie nastąpił przeszywający atak bólu – Robert wbił mu paznokcie w sutek, rozcinając jedwabistą skórę brodawki. Ze wszystkich sił starał się zapanować nad narastającym cierpieniem i utrzymać kontrolę nad ciałem, które pragnęło się bronić.

Rays tylko na to czekał, na najmniejszy błąd… Ale nie da skurwielowi satysfakcji. O, nie! Kiedy właściciel wbił paznokcie także w drugi sutek, pod powiekami poczuł łzy, zaciśnięte dłonie stały się mokre od potu, a mięśnie napięły do granic ostateczności. Ból narastał, z całą mocą zaciskał zęby, żeby tylko stłumić w sobie krzyk. I choć w środku był kompletnie rozdygotany, to na zewnątrz ciało wydawało się nieporuszone. Niewolny starał się zapaść w psychiczną głębię, aby uciec od wszechogarniającego bólu. I gdy prawie mu się to udało, nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, przegrywał nierówną walkę. Jeszcze chwila i osunąłby się na kolana, ale nagle wszystko się skończyło. W ostatnim momencie powstrzymał jęk ulgi. Jednym, wyćwiczonym, silnym ruchem Robert obrócił go w swoją stronę; czujnie obserwował reakcję osobistego, a właściwie brak reakcji, kiedy sięgnął między jego nogi.

– Chcesz mnie, prawda? – spytał aksamitnie miękkim, pełnym szyderstwa głosem.

Drugi odruchowo, bez zastanowienia podniósł głowę. Ich spojrzenia spotkały się, strach ścisnął mu żołądek. Nie zobaczył w oczach pana nic oprócz perwersyjnej pożądliwości.
Stali tak naprzeciw siebie przez chwilę, mierząc się wzrokiem. Obaj postawni, choć niewolnik minimalnie niższy i szczuplejszy, o nietuzinkowej choć skrajnie różnej urodzie, wyglądali, jak dwa posągi.

– Panie, jestem tu, aby sprawić ci radość i dać rozkosz – wyrecytował w odpowiedzi formułkę, którą wypowiadał każdy niewolnik dla przyjemności, wezwany do służenia. Grymas, który wypełzł na twarz jego właściciela, w połączeniu z lodowatym blaskiem źrenic, upewnił go, że riposta była celna. Właśnie wydał na siebie wyrok, pozostała już tylko egzekucja.

– Ty, hardy gnojku! – Usłyszał, jak Rays cedzi przez zęby, i potężny cios, niebywale szybko wyprowadzony lewą pięścią w podbrzusze, zgiął go najpierw w pół, a potem rzucił na kolana. Zdążył jeszcze tylko pomyśleć, że złote oczy jego pana, w które wpatrywał się, czekając właśnie na ten moment, nie zmieniły się nawet na jotę, aby zdradzić nadchodzący atak. Dał się zaskoczyć, przyjął cios z całą jego siłą. Teraz spodziewał się, że Robert wyprowadzi uderzenie prawą ręką w okolice ucha. Niestety nie mógł się osłonić, gdyż na chwilę stracił panowanie nad ruchami i na dodatek nie mógł złapać tchu.

W ostatniej chwili osunął się na podłogę, co złagodziło siłę uderzenia w skroń i ucho. Skulił się tak szybko, na ile pozwalała mu opóźniona reakcja, by ochronić żołądek przed kopnięciem. Dostał więc w żebra. Odrzuciło go aż pod ciężkie, dębowe biurko. Uderzył głową w twarde drewno.

Zapadła wokół niego cisza, leżał na wznak, a głowa pękała mu z bólu. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegł pochylonego nad sobą Raysa. Mężczyzna bez pośpiechu głaskał go z troskliwą czułością po policzku. Dawał niewolnikowi czas na dojście do siebie, aby kolejne uderzenia przyjmował z pełną świadomością.

Robert był niewiarygodnie szybki i silny. Umiał bić, robił to spokojnie, metodycznie i nigdy się nie spieszył, a przede wszystkim wiedział jak i gdzie uderzyć, aby naprawdę bolało, zarazem jednak tak, żeby trwale nie okaleczyć. Bił, jak mało kto. Ktoś kiedyś powiedział, że do bólu można się przyzwyczaić – gówno prawda! Nie miał do czynienia z Raysem.

Gdy tętno wyrównało się po nagłym skoku ciśnienia spowodowanym uderzeniem w ucho, a spowijająca Drugiego cisza zniknęła, usłyszał nierówny, przyspieszony oddech swego pana. W oczach pojawiły się żądze. To było dopiero preludium.

Potworna siła uniosła go za obrożę do góry i oparła o biurko. Chwyt na obręczy nie zelżał, przez co niewolny z trudem łapał powietrze. Czuł Roberta za sobą, wyczuwał też na pośladkach jego nabrzmiewającą męskość.

– No, już… – syknął mu do ucha.

Osobisty wiedział, o co chodzi. Trzęsącymi się rękoma zaczął rozpinać rozporek w dżinsach, jednocześnie walcząc o oddech, który ograniczała mu złota obroża miażdżąca grdykę. Robert, trzymając chłopaka jedną ręką za kark, drugą uwolnił imponujących rozmiarów penisa. Drugiemu brakowało powietrza, zaczynał się dusić, a cholerny zamek nie chciał się rozsunąć. W końcu udało mu się opuścić spodnie na tyle, na ile pozwalała mu pozycja na baczność, dalej dżinsy opadły same, a on wylądował z szeroko rozstawionymi nogami na brzuchu na blacie biurka, z impetem uderzając w drewno nosem. Właściciel puścił obrożę i chwycił niewolnika za włosy, zmuszając do zadarcia głowy, przez co osobisty wygiął się w łuk, demonstrując pięknie wyrzeźbione mięśnie grzbietu, połyskujące od potu.

Pierwszy haust powietrza, jaki dotarł ze świstem do płuc chłopaka, połączył się z chrapliwym jękiem rozkoszy pana, po czym przeszedł w bolesny skowyt, którego niewolnik nie mógł powstrzymać. Z brutalną satysfakcją Robert wdarł się w Drugiego z całej siły, bez jakiegokolwiek przygotowania, jednym mocnym pchnięciem. Za każdym razem, gdy napierał na niego, niewolnik czuł przeszywający ból i miał wrażenie, że olbrzymi pulsujący członek rozrywa go na części. Chłodnymi dłońmi Rays pożądliwie obmacywał napięte mięśnie pleców i ramion, a ostrymi paznokciami kaleczył lśniącą od potu skórę. Chłopak boleśnie zacisnął palce na kancie blatu, gdy Robert przywierając do jego pleców całym ciałem, wciągał osobistego pod siebie i bezlitośnie dobijał do końca. Głuchy skowyt wiązł mu w gardle i tylko jedna myśl tłukła się po głowie „Nie dać skurwielowi satysfakcji, nie dać skurwielowi…”

W końcu zsunął niewolnika trochę niżej i uniósł biodra do góry. Teraz Drugi musiał stanąć na palcach, a to było dodatkową torturą. Ponownie nie udało mu się zdusić w sobie jęku, gdy porażający i zniewalający atak bólu przestrzelił krocze i klatkę piersiową. Pchnięcia stawały się mocniejsze i głębsze, Rays na przemian to zwalniał, to przyspieszał, przez co pieczenie i ból odbytu tylko rosły, były coraz bardziej odczuwalne. Robert za pomocą potężnego penisa poruszał się w nim, całkowicie skoncentrowany na swojej przyjemności. Niewolnik mógł tylko zamknąć oczy i zacisnąć zęby, starając się odpłynąć od tego poniżenia… Pchnięcie, pchnięcie, ból, jęk rozkoszy, i zdławiony skowyt; pchnięcie, pchnięcie, ból, jęk rozkoszy, jeszcze większy ból… i zdławiony skowyt! I znów, i znów, i tak bez końca… Nie pierwszy raz gwałcił go w ten sposób, ale ciągle nie mógł się przyzwyczaić do tego koszmarnego cierpienia, zawsze tak samo przeżywał upodlenie.

Wreszcie ulga! Członek wysunął się z niego! Rays rozchylił mu pośladki i zostawiając krwawą rysę, paznokciem przejechał wzdłuż rowka w dół, do samych jąder, które ujął w dłoń i bezlitośnie ścisnął. Odruch bezwarunkowy poderwał Drugiego do góry, ale cios w potylicę ułożył ponownie na biurku.

Zabrakło mu tchu, pod zamkniętymi powiekami tańczyły miliony gwiazd. Robert chwycił go za kark, przycisnął twarz dłonią do chłodnego drewna tak mocno, że osobistemu zdawało się, że zaraz zmiażdży kość policzkową. Na zwieracze spadło trochę śliny. Spiął się w odruchu obronnym przed kolejnym bolesnym wtargnięciem, ale tym razem pan wszedł w niego powoli, z namaszczeniem, delektując się zadawanym cierpieniem. Wyślizgnął się z niego jeszcze raz, aby spuścić ślinę na czubek lśniącej, nagiej żołędzi. Ta odrobina nawilżenia tylko przez moment przyniosła ulgę. Później każde następne wejście olbrzymiego członka wywoływało potworne pieczenie, chociaż i tak nie było w stanie przyćmić bólu torturowanych genitaliów.

Rays przyspieszył ruchy, zaczął rżnąć niewolnika szybko i energicznie, jego jądra rytmicznie uderzały w wypięte pośladki, posuwał go, jak bezwolną lalkę. Zmęczone staniem na palcach stopy odmawiały posłuszeństwa; kości miednicy miarowo obijały się o mebel i bolały niemiłosiernie. Przeczuwał, że długo już tak nie wytrzyma, nie da rady; że jeszcze chwila i zacznie krzyczeć.

Robert wyżywał się na nim i karał z perwersyjnie sadystyczną przyjemnością za wszystko, co dzisiaj go spotkało. Przy siostrze powstrzymywał swą gwałtowną naturę, więc teraz musiał odreagowywać stres i upokorzenie, którego doświadczył, w jedyny znany mu sposób – zadając komuś ból.

I kiedy Drugi myślał, że to już się nigdy nie skończy, Robert zaczął dochodzić, głośno sapiąc i pojękując. Jasnowłosy zastygł w oczekiwaniu; jeszcze tylko jedno pchnięcie, i jeszcze jedno… i jeszcze jedno… i wyskoczył z niego… Jednym szarpnięciem ściągnął go z biurka i rzucił na kolana.

– Lubisz to, prawda? – wyszeptał drżącym, złym głosem.

Miał teraz przed sobą męskość pana w całej okazałości. Penis wyprężył się, napiął do granic możliwości. Błyszczący, pokryty cieniutkimi smużkami krwi, jak się domyślał jego własnej, drżąc niecierpliwie, czekał na dokończenie dzieła.

Boże, chciał mieć to już za sobą! Robert, też był tego świadomy.

– Myślałeś, że to koniec? – zwrócił się do niego czule.

Ujął chłopaka za tył głowy i przycisnął twarz do swego przyrodzenia. Szarpnął za włosy, aby dać do zrozumienia, co ma robić. Drugi, nie mając większego pola manewru, starał się chwycić członek ustami, uważając, aby nie drasnąć przypadkiem zębami delikatnej skórki organu. Niejeden niewolnik stracił w ten sposób większość przednich zębów. Bez pozwolenia nie mógł też użyć rąk, ponieważ to groziło kopnięciem w krocze, czego skutkiem były opuchnięte jądra. Przekonał się o tym wielokrotnie.

W końcu penis znalazł się w jego ustach. Trzymając go za włosy, Robert sam narzucał rytm i wnikał głęboko do gardła, powodując, że chłopak dławił się i z trudem łapał powietrze, walcząc przy tym z odruchem wymiotnym. Na dodatek musiał skupić się na utrzymaniu równowagi, z której wybijały go mocne pchnięcia biodrami, a bez pozwolenia nie mógł dotknąć swego pana niczym innym, jak tylko ustami. To było takie dodatkowe udręczenie, za którym Rays przepadał. Czerpał przyjemność z obserwowania często nieudolnych wysiłków swoich ofiar.

Bolesne uderzenie w ucho, zwróciło osobistemu uwagę, że się nie przykłada. Zaczął więc ssać członek z większym zaangażowaniem, mając przy tym nadzieję, że gdy się postara, to szybciej doprowadzi go do szczytowania. Ślina wyciekała z ust na zewnątrz. Od zawsze miał opory przed łykaniem nie tylko spermy, ale nawet śliny podczas ssania.

Robert zaczynał coraz głośniej dyszeć i jęczeć, coraz szybciej poruszał się w przód i w tył, pchnięcia stawały się płytsze, bardziej chaotyczne. Drugi chwycił delikatnie zębami żołądź, a językiem drażnił czubek i wędzidełko. Teraz już się nie powstrzyma, nie zwracał uwagi na paznokcie przebijające skórę na ramieniu… żeby tylko doszedł; potrzebował chwili odpoczynku… żeby się spuścił… miał maleńką nadzieję, że nie zrobi tego w jego ustach… no już… dalej! Ostatni ruch językiem po trzonie członka i ostatnie zassanie… Mężczyzna w spazmatycznym odruchu przycisnął mu głowę do krocza, tak że członek wszedł aż po samą nasadę, nasienie wystrzeliło wprost do gardła.

Przełykając ciepłą, lepką spermę, walczył z torsjami. Za nic na świecie nie chciał zlizywać tego z powrotem z dywanu. Nareszcie! Czuł jak w ustach robi się luźniej; jak zelżał uścisk palców na jego ramieniu; że ręka puszcza jego włosy. Zerknął dyskretnie do góry i… zobaczył wbity w siebie żółty blask złotych oczu.

– Też żałuję, że nie mogę poświęcić ci więcej czasu.

Wychwycił w jego głosie, niebezpieczną senność. Znał ten stan niezaspokojenia. Pozostało się tylko modlić, żeby Robert nie zaczął tego cyrku od początku.

Mężczyzna, wbił wzrok w niewolnika, jakby się nad czymś wahał, po czym odepchnął go i zaczął poprawiać na sobie ubranie. Drugi szybko przyjął pozycję uległego: na kolanach, z rękoma na plecach i głową tuż przy podłodze. Próbując rozluźnić zesztywniałe mięśnie i uspokoić obolałe ciało, czujnie wsłuchiwał się w kroki swego pana, który krążył po gabinecie, doprowadzając się do porządku. To mogło oznaczać, że skończył z nim, przynajmniej na razie. Usłyszał, jak otwiera sejf umieszczony w podłodze, pod najniższą szufladą biurka i coś z niego wyjmuje, po czym podszedł do niego i nachylił się:

– Tak, wiem, czasu mamy coraz mniej – wstrzymał oddech, słysząc spokojny, całkowicie pozbawiony emocji głos – ale nie łudź się, Justin. Tak czy inaczej złamię cię…

Odszedł kilka kroków, w kierunku wyjścia, lecz jeszcze na chwilę przystanął, jakby o czymś sobie przypomniał.

– Masz, aktualne – rzucił mu coś pod kolana i wyszedł.

Niewolnik zerknął i… zamarł. Żadne bicie go tak nie rozpieprzyło, jak to, co ujrzał na podłodze.

* * *

Odetchnął głęboko. Spełnienie i przyjemne rozluźnienie ukoiły trochę skołatane nerwy. Żałował, że nie miał czasu pobawić się Drugim dłużej i intensywniej. Wtedy satysfakcja byłaby pełniejsza. Niestety, obowiązki wzywały, a i Marcie obiecał, że jeszcze przed wyjazdem na dzielnice spędzi z nią trochę czasu. W końcu nie widzieli się tak długo.

Zerknął na stojącego obok drzwi swojego najmłodszego osobistego. Bez namysłu, z całej siły uderzył go w twarz. Zaskoczony niewolnik zachwiał się i potoczył na ścianę.

– Podglądałeś – stwierdził, a gdy nie otrzymał wystarczająco szybko odpowiedzi, uderzył ponownie.

– Tak, Panie. – Tym razem odzew nastąpił błyskawicznie.

Podniecenie na twarzy młodziutkiego niewolnika go rozśmieszyło i wbrew zasadom, a właściwie dzięki niedawnemu odprężeniu, postanowił nie wyciągać z tego żadnych konsekwencji. Przyjrzał mu się uważniej i przypomniał sobie, że gówniarz był całkiem niezły w łóżku; trochę jakby zbyt uległy, ale dopóki nie znajdzie nic lepszego, zadowoli się jego młodym ciałem.

– Masz być w każdej chwili gotowy do wyjazdu – rozkazał, czując, jak wraca podniecenie. – Zabieram cię ze sobą.

Zmierzył chłopaka wzrokiem jeszcze raz od stóp do głów. Nawet jakby trochę wydoroślał. Chyba kariera u jego boku ledwie się zaczęła, a już się kończyła.

– Tak, Panie. Co zrobić z Drugim? – Był wkurwiający z tą swoją nadgorliwością.

– Pójdziesz do biura i przekażesz Martinowi, że zgadzam się na propozycję Wiktorii. – Nie był do końca pewny, czy postępuje właściwie, ale może ta psychopatka zdziała więcej. – Pod jednym warunkiem: że zapłaci za Drugiego taką kwotę, jaką ustaliłem wcześniej. I nie dłużej niż dobę.

– Tak, Panie, zaraz przekażę.

Robert podszedł do blondynka i grzbietem dłoni potarł jego ciepły i jeszcze taki chłopięco gładki policzek. Nie, nie teraz. Ma mało czasu. Przyjemności musi odłożyć na później. Spojrzał jeszcze raz na osobistego. Dopiero teraz zauważył spore wybrzuszenie w kroku. Rozbawił go, znał tajemnicę tego małego skurwielka.

– Chcesz go zerżnąć? – spytał nagle.

Chłopak głośno przełknął ślinę i niespokojnie się poruszył.

– Chcesz zerżnąć Drugiego? – powtórzył zniecierpliwiony.

– Tak, Panie – niewolnik odparł pospiesznie, a na jego drobniutkiej, ślicznej twarzy pojawił się ledwo widoczny, perfidny uśmieszek.

– Masz kwadrans – przyzwolił, rozweselony reakcją chłopaka i dodał: – Tylko go skuj, bo cię udusi.

– Poradzę sobie, Panie.

Odchodząc, Robert nie miał żadnych wątpliwości, że ta mała hiena sobie poradzi.
cdn

Halmar

Re: Arystokrata /3/ (+18)

#2 Post autor: Halmar » 14 lip 2017, 21:11

To jest coraz lepsze, kurdebele. Świetnie się bawię, mam nadzieję że nie skończysz za szybko :)

violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Re: Arystokrata /3/ (+18)

#3 Post autor: violka » 15 lip 2017, 9:57

Halmar, powieść już ma okolo dwustu stron, ciągle jest w pisaniu i dotarła może do połowy. Jesli będą tylko chętni na taki rodzaj literatury, nie powinnaś mieć obaw.

witka
Posty: 3121
Rejestracja: 28 wrz 2016, 12:02

Re: Arystokrata /3/ (+18)

#4 Post autor: witka » 15 lip 2017, 10:26

Nawet markiz de Sade ma czytelników.
Wg mnie szkoda rozmieniać talent w chwytliwości takiej tematyki.
Ale w końcu wszystko jest towarem, nawet literatura.
Nie bój się snów, dzielić się tobą nie będę. - Eka

violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Re: Arystokrata /3/ (+18)

#5 Post autor: violka » 15 lip 2017, 10:51

Taka tematyka, nadaje sens całości, jest w nią wkomponowana i wtopiona, ale nie jest nadrzędna w tej powieści, co dalsze części pokażą. Co do towaru i chwytliwości, masz rację, jest spore zapotrzebowanie i wymierne z tego korzyści.
Pozdrawiam.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Arystokrata /3/ (+18)

#6 Post autor: skaranie boskie » 17 lip 2017, 20:46

violka pisze:– Panie, jestem tu, aby sprawić ci radość i dać rozkosz – wyrecytował w odpowiedzi formułkę, którą wypowiadał każdy niewolnik dla przyjemności, wezwany do służenia.
Czy nie uważasz, że w tym zdaniu jest błąd interpunkcyjny?
Jak czytam, to rozumiem, że formułkę wypowiadał dla przyjemności wtedy, gdy był wezwany do służenia. A chyba chodzi o służenie dla przyjemności?
Przemyśl to, proszę.
A w ogóle to się nieźle rozkręciło.
Relacja z orgietki bardzo przekonująca.
:kwiat: :kwiat: :kwiat:

PS. Poprawiłem Ci olinkowanie, ale musisz się sama nauczyć to robić. Ja wiecznie żył nie będę. ;)
Jak to zrobić? A zerknij no tutaj.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Re: Arystokrata /3/ (+18)

#7 Post autor: violka » 17 lip 2017, 21:18

Witam ponownie w moich skromnych progach. Nie, nie ma błędu. Tutaj chodzi o "niewolnika dla przyjemności". Niewolnicy osobiści i niewolnicy dla przyjemności;struktury hierarchii niewolników jest wyjaśniona w dalszych częściach. To tylko początek opowieści i rozkręca się powolutku. Postanowiłam też skrócić rozdziały dla wygody czytelnika.
Dziękuję za poprawienie, w kolejnych częściach już olinkowałam chyba poprawnie. Jeśli sprawdzisz będę wdzięczna.
Pozdrawiam.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Arystokrata /3/ (+18)

#8 Post autor: skaranie boskie » 18 lip 2017, 18:19

Będę się upierał. Wyjaśniłaś, że chodzi Ci o służenie do przyjemności. Oczywiście przyjemności właściciela, nie niewolnika. W obecnym kształcie zdanie wciąż traktuje o wypowiadaniu dla przyjemności.
Nie istnieje nazwa "niewolnik dla przyjemności", podobnie, jak nie istnieje nazwa "niewolnik dla pracy". Drugiego można ewentualnie nazwać "niewolnikiem do przyjemności", podobnie, jak są niewolnicy do pracy. Ale poprawnie brzmiałoby "niewolnik przeznaczony do pracy (przyjemności, uciech itp.).
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „Arystokrata”