Arystokrata /8/ (+18)

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Arystokrata /8/ (+18)

#1 Post autor: violka » 11 sie 2017, 10:20

od początku
w poprzednim odcinku

Uwaga. Utwór może zawierać treści tylko dla osób pełnoletnich!


Nie wiedzieć kiedy zasnął, balansując pomiędzy jawą i snem. Otworzył oczy i natychmiast usiadł na łóżku. Rozejrzał się półprzytomnym wzrokiem po celi i spróbował opanować ciało roztrzęsione po gwałtownym rozbudzeniu. Serce kołatało jak oszalałe, przymknął powieki, nasłuchując odgłosów z korytarza, ale zaraz powróciło wspomnienie stojącej nad nim Wiktorii. Nawet we śnie czuł jej okrutne spojrzenie, z czającym się w lekko skośnych oczach narastającym podnieceniem, którego źródłem była świadomość absolutnej władzy nad nim. Sama myśl, że może uczynić z nim wszystko, co tylko zechce, sprawiała jej rozkosz. Ciągle słyszał bezsilne szyderstwo w głosie kobiety i widział oczy lśniące gniewem i nienawiścią, kiedy ją zignorował, po tym jak kolejny raz nie mogła zmusić niewolnika do erekcji. Schował twarz w dłoniach, a przez ciało przebiegł zimny dreszcz. Pamiętał, jak bardzo chciał się obudzić! Chciał się obudzić, gdy dostał pierwsze siarczyste uderzenie w policzek; gdy ręce mocno uniesione do góry powodowały, że musiał stać na palcach, aby odciążyć ciasno związane rzemieniami nadgarstki, a nogi w szerokim rozkroku, wyciągnięte do tyłu i przypięte do podłogi znacznie ograniczały równowagę. Chciał się obudzić, gdy na jego plecy spadły pierwsze razy…

Każdej nocy koszmar odżywał, ale dzień też nie przynosił ulgi. Na nowo powracało wspomnienie chwili, gdy któryś z osobistych Wiktorii wstrzyknął mu w nabrzmiałą żyłę na przedramieniu efron. Na moment zawisł bezwładnie, pozwalając, by ramiona przejęły cały ciężar ciała po uderzeniu fali gorąca. Ocknął się, kiedy już leżał na wznak, przykuty za ręce i nogi do łóżka, z kneblem w ustach. Czuł coraz silniejsze działanie afrodyzjaku, który pozbawiał go kontroli nad własnym organizmem i bezlitosnym pożądaniem, a rudowłosa kobieta zabawiała się ciałem niewolnego. Poruszała się na nabrzmiałym, wyprężonym do granic możliwości penisie, skoncentrowana na swojej przyjemności do chwili, w której dołączyła do niej Suzann. Dosiadały go obie, raz po raz, jedna po drugiej, a po każdej z nich ból stawał się większy. Bezbronny i oszołomiony, jedyne, co mógł zrobić, to zamknąć oczy i zacisnąć zęby na skórze wciśniętej w usta. W końcu zaczął krzyczeć.

Narkotyk wywoływał długotrwałą erekcję, potęgował przyjemność, ale podany w zbyt dużej dawce pobudzał ciało do takiego stopnia, że najmniejsze dotknięcie wywoływało ból oraz blokowało zdolność do osiągania orgazmu. Nie było ulgi tylko paląca potrzeba i wrażliwość, która stale wzrastała na skutek stymulacji.

Bawiły się Drugim, szczuły na niego swoich osobistych niewolników. Bez końca gdzieś go wleczono i do czegoś przykuwano… Nieustający wstyd i upokorzenie… Po wielu godzinach przyjmował każdy nowy rodzaj bólu z obojętnością, powoli zamykał się w sobie, zapadając w psychiczną głębię. Starał się odciąć od tego wszystkiego, do czego zmuszano go i co wyprawiano z jego ciałem. Przestawał myśleć o cierpieniu. W oczekiwaniu na dopełnienie swego losu przenosił się myślami do domu – tam był bezpieczny; tam nikt go nie bił; tam było ciepło… tam znowu był człowiekiem. Mógł przyjąć wszystko… aż do końca… prawie… dopóki do rzeczywistości nie przywrócił go dotyk zimnej dłoni na rozpalonej piersi. Wiktoria wbiła mu paznokcie w szyję, odraza zmarszczyła jej ładną twarz o łagodnych rysach.

– Czyżbym była niemiła? – warknęła, a w ciemnych oczach pojawiło się lekkie rozbawienie. – Wystarczająco niemiła?

Usta wykrzywił paskudny grymas. Zadowolona ze swego dzieła zmierzyła mężczyznę wzrokiem od góry do dołu i aby przysporzyć mu dodatkowego cierpienia, szarpnęła kajdankami zatrzaśniętymi na obtartych do żywego nadgarstkach, po czym z jadowitą satysfakcją oznajmiła:

– Szkoda… Nie wyglądasz teraz tak ładnie. – Obdarzyła go jeszcze jednym pogardliwym spojrzeniem i w tej samej chwili straciła zainteresowanie niewolnikiem. Obróciwszy się na pięcie, poprawiła włosy, wygładziła dłonią sukienkę i zaabsorbowana już czym innym wyszła.

Drugi spróbował zmienić pozycję. Plecy pulsowały bólem po chłoście, a obolałe genitalia sprawiały, że z trudem powstrzymywał skowyt. Rozpaczliwie potrzebował rozluźnić mięśnie, jednak nadal pozostawał rozpięty na podłodze. Był odwodniony i potwornie zmęczony. Pragnienie okazało się największą torturą. Ostatkiem sił rozchylił powieki, kątem oka dostrzegł drugą kobietę szykującą się do wyjścia i zaskomlał chrapliwie. Ale Suzann, spiesząc za przyjaciółką, nawet nie spojrzała na niewolnika. W tej chwili nie znaczył dla niej więcej niż leżący na ziemi śmieć…

Któryś raz z kolei doświadczał, jak brutalne i bezwzględne potrafią być kobiety. Jak nieprawdopodobnie daleko były w stanie posunąć się w swym okrucieństwie. Tak za nic, bez powodu, dla zwykłej, perwersyjnej przyjemności, z potrzeby dominacji…

Upokorzenie… Wykorzystanie… Wstyd… Co było gorsze? Ból fizyczny czy psychiczne poniżenie? Co sprawiało większe cierpienie?

* * *

Niespodziewane pukanie do drzwi celi oderwało Drugiego od uporczywych myśli. Przez moment zdziwiony nie ruszył się z miejsca. Tutaj nikt nie bawił się w takie konwenanse, strażnicy po prostu wchodzili. Kolejne stuknięcie pokazało, że się nie przesłyszał. Zanim odpowiedział, drzwi się uchyliły i ujrzał w nich osobistego Marty Rays.

– Cześć, Drugi! – Młody, uśmiechnięty chłopak energicznie wszedł do środka.

Podniósł się szybko pomimo chwilowego zawrotu głowy.

– Witaj, Alanie! – Uścisnęli sobie dłonie. – Co tu robisz? – Skupił wzrok na rozglądającym się z zaciekawieniem, młodym niewolniku. – Dobrze wyglądasz. Chyba nie najgorzej trafiłeś ze służeniem. – Drugi uśmiechnął się ciepło i mrugnął porozumiewawczo. Odkąd Alan rozpoczął służbę u Marty, nie miał okazji spotkać się z chłopakiem, któremu prawdopodobnie uratował życie. Zwrócił na niego uwagę Martina, kiedy dostrzegł, że nie może poradzić sobie z rozpasanymi strażnikami i przechodzi z rąk do rąk jak zabawka. Nieśmiały, wysoki blondyn o przeciętnej urodzie nie przeszedł weryfikacji na niewolnika dla przyjemności, nie dostał się też do służby domowej, więc jedyne, co go czekało, to praca na plantacji. Po niedługiej obserwacji i kilku rozmowach Drugi zorientował się, że w tym zastraszonym dzieciaku skrywa się człowiek o wysokiej inteligencji i dużej ogładzie. Te niewątpliwe zalety młodziutkiego chłopca nie potrafiącego się odnaleźć w bezlitosnych realiach, niestety nie dawały mu najmniejszych szans przeżycia w kopalni dłużej niż kilka miesięcy.

– Tak, teraz wiem, że żyję… Ale co u ciebie? – Alan odwzajemnił uśmiech. – Wciąż posiadasz swój własny apartament, więc nadal jesteś w łaskach?

Na twarzy Drugiego pojawiła się konsternacja pomieszana z rozbawieniem. Robert Rays zadbał o komfort swojego osobistego. Jako jedyny niewolnik miał do dyspozycji własną celę, a na dodatek nie musiał dostosowywać się do ustalonego trybu dnia, który obowiązywał każdego innego niewolnego nie będącego czyimś osobistym.

– Ze służenia szefowi też są jakieś korzyści – przytaknął pozornie niedbale. – Lepiej wyjaśnij mi, jak to się stało, że wpuścili cię do mnie?

Alan przeszedł kilka kroków po pomieszczeniu i stanął naprzeciw niedużego okna. – Naprawdę masz tu niezłe wygody – powiedział z uznaniem. – Okno na świat, łazienka… nawet cię nie zamykają…

Jasnowłosy mężczyzna spojrzał na chłopaka z ukosa, doszukując się w jego słowach ukrytej drwiny. Wszyscy wiedzieli, ile kosztuje go ten niechciany luksus, i był pewien, że nikt nie miałby ochoty na korzystanie z takich przywilejów za cenę, którą płacił.

– Przyszedłem zgłosić dyżurnemu, że panna Rays chce cię widzieć jutro… – Puścił do niego oko i dodał: – Skoro już przyszedłem, a służbę na dyżurce pełni Harry… Specjalnie nie oponował przed wpuszczeniem mnie do podziemi. – Chłopak był wyraźnie odprężony i zadowolony z siebie.

Drugi natomiast zdziwiony spiął się i zmarszczył brwi.

– Nie wiesz przypadkiem, czego ode mnie chce? – spytał, bezwiednie pocierając dłonią nie do końca zagojony nadgarstek na drugiej ręce. Na myśl o godzinach spędzonych w sypialni Wiktorii, mimowolnie zadrżał. Czegóż mogła chcieć od niego Marta? Nie kojarzyła go. Zetknęli się kilka razy, ale nie wynikło z tego nic, czym powinien się martwić. Dla dumnej panny Rays był zwykłym szeregowym niewolnikiem… Jednak to raptowne wezwanie… Co je spowodowało? Drugiego ogarnął nagły niepokój.

– Zadysponowała cię na jutrzejszy wieczór… – Alan parsknął rozbawiony, dostrzegając niepewność na twarzy starszego kolegi. – Kto wie, może zajmiesz miejsce Kaja…

– Dlaczego Kaja? – Drugi zerknął podejrzliwie na chłopaka. – To on już nie służy Marcie?

– Nic nie wiesz? – młody niewolnik westchnął z niedowierzaniem. – Nie ma już Kaja. Pani sprzedała go na aukcji.

Odpowiedź zmroziła go. Nie wierzył własnym uszom.

– Dlaczego go sprzedała? – wyszeptał zdumiony po dłuższej chwili ciszy. – Nawalił? Przecież był jednym z najlepszych…

Znał tego niewolnika bardzo dobrze. Pamiętał, gdy przybył w jednym z transportów: młodziutki, zadziorny, o niepospolitej urodzie; długo nie mógł się pogodzić z sytuacją, w której się znalazł wbrew swojej woli. Drugi, kiedy Robert przebywał na dzielnicach, na osobistą prośbę Martina otoczył go opieką. Powoli, spokojnie i na tyle, na ile to było możliwe, bezboleśnie wprowadził w realia świata niewolnych, dzięki czemu mężczyzna zachował swój charakter i ducha wolnego człowieka, który czynił go wartościowym, niezłamanym niewolnikiem.

– Martin się zgodził? Przecież był jego ulubieńcem… szkolił go ze dwa lata… – Słowa, które usłyszał nie dawały mu spokoju.

Alan, zdumiony, wzruszył ramionami. Nie spodziewał się, że Drugi tak mocno zareaguje na tę wiadomość.

– Nic nie zrobił, nie wiem, dlaczego go sprzedała. Ta decyzja zaskoczyła wszystkich, został wystawiony na aukcję dosłownie w ostatniej chwili. – Chłopak potarł dłonią policzek i wlepił wzrok w ścianę celi. – Zdaje się, że zarządca miał tyle samo do powiedzenia, co ja i ty… – mówił, ale wyraźnie było widać, że nad czymś intensywnie myśli. – Drugi…? Myślisz, że mnie też może się pozbyć?

Wyczuł jego strach. Podszedł spokojnie do nagle speszonego chłopca i nie mogąc szybko wymyślić nic mądrego do powiedzenia, objął go ramieniem. Obawa przed zmianami była jak najbardziej naturalna, ale dziwiło go, że Alan ciągle łudził się, że istnieją tu jakiekolwiek reguły. Był nikim; rzeczą, z którą nikt się nie liczył. Nieważne, czy sprawdzał się w tym, co robił, czy nie, jego los zależał od kaprysu właściciela. Mógł się znudzić. Mógł się znaleźć kto inny, przystojniejszy, lepiej prezentujący się na pokojach – bez najmniejszych oporów pozbędą się go jak bezużytecznego przedmiotu. Tylko jak, do cholery, miał mu to powiedzieć, jeśli osobisty Marty przez tyle czasu do tego nie doszedł? Nie chciał tego dostrzec? Jego świadomość, niezdolna do radzenia sobie z nieustającym stresem, w ten sposób broniła się przed otaczającym go szaleństwem?

– Jaka jest twoja pani? – zapytał, aby zmienić temat i odciągnąć Alana od smutnej rzeczywistości, a po trosze dowiedzieć się czegoś więcej o kobiecie, która zaprzątała jego myśli od chwili, kiedy tylko ujrzał ją na nowo. Za każdym razem, gdy stykał się z Martą Rays, nawet gdy trwało to tylko moment, reagował na nią całym sobą. Zapominał się przy niej… Odsuwał od niej swoje myśli, ale one ciągle uparcie powracały.

– Piękna – odpowiedział bez zastanowienia chłopak.

Mężczyzna skrzywił usta w lekkim grymasie rozbawienia.

– No, tak, tego nie da się nie zauważyć…

– Jest dobra! – Alana zirytowały słowa Drugiego. – Nie czepia się, traktuje mnie normalnie. I pracy też nie mam dużo, bo bardzo mało przebywa w domu. – Przez moment zastanowił się nad słowami i dodał z pewnym zawahaniem: – Tylko jest w niej coś takiego, że czasami jej się boję. Gdy spojrzy na mnie, to mam ochotę zapaść się pod ziemię… – Jednak po chwili dorzucił szybko: – Chociaż nigdy nie dała powodu, aby się jej bać, nigdy mnie nie uderzyła… ani Kaja. Ona nie jest taka jak inni.

Domyślał się, o czym mówił osobisty panny Rays i rozumiał jego tok myślenia. Zbyt długo już przebywał z Robertem, żeby nie przypuszczać, jaka może być jego siostra. Dla Alana, który zanim trafił do Marty, przeszedł piekło, dobrocią był sam fakt, że nie biła i nie wykorzystywała go. Jednak jaka była naprawdę? Raysowie zawsze budzili respekt. Swoją postawą, wyglądem i pewnością siebie stwarzali psychiczny dystans, który sprawiał, że odbierano ich jako niedostępnych, zadufanych w sobie arystokratów, nie liczących się z nikim i z niczym. W dużej mierze taka opinia odpowiadała rzeczywistości. Robert, cynicznie podchodzący do życia, zawsze stawiał na swoim, a Marta charakterem prawdopodobnie niewiele odstawała od brata. Na pewno potrafiła być równie bezwzględna jak brat, o czym mogła świadczyć choćby sytuacja ze sprzedażą niewolnika do przyjemności. Drugi wiedział, jak bardzo Kaj był jej oddany, i ona też nie mogła tego nie zauważyć, a pozbyła się niewolnego bez najmniejszych skrupułów. Ostrzegał chłopaka wielokrotnie przed zaangażowaniem; próbował mu uświadomić, że nie był niczym więcej niż tylko niewolnikiem i kaprysem swego właściciela. W dużej mierze zdawał sobie sprawę, że nie jest łatwo służyć kobiecie takiej jak Marta Rays: silnej, pięknej i okazującej czasami ludzkie odruchy. Jednak nie powinien był zapominać, że w wypadku, kiedy w grę wchodziły najsilniejsze z uczuć, nietrudno było ulec złudnej nadziei na uśmiech losu i jego odmianę. W świecie, do którego przynależał, w którym został zepchnięty na margines, dla własnego dobra nie powinien nikomu ufać, nawet sobie. Drugi uśmiechnął się smutno w myślach. W niektórych momentach własne ciało okazywało się największym zdrajcą, a on sam był tego najlepszym przykładem.

– Wiesz, kto go kupił? – zapytał, chociaż tak naprawdę nie miało to większego znaczenia. Dziwił się, że mimo wszystko Martin dopuścił do sprzedaży tego niewolnego. Zdawało mu się, że zarządca miał dużo więcej do powiedzenia w firmie, ale najwidoczniej się mylił. Niewolnicy z wiosennej aukcji Domu Rays byli drogim i luksusowym towarem. Wszechstronne wykształcenie i perfekcyjne wyszkolenie stawiało ich na bardzo wysokiej pozycji w hierarchii niewolników, byli dobrze traktowani i nierzadko stawali się członkami rodziny. Praktycznie nigdy nie pojawiali się na rynku wtórnym… Szkoda Kaja, był już nie do odzyskania.

– Kupił go Kanter, przewodniczący Trybunału…

Jasnowłosy mężczyzna ze świstem wciągnął powietrze do płuc i cofnął się o krok. Z niedowierzaniem przyglądając się twarzy chłopaka. Podświadomie oczekiwał, że zaprzeczy własnym słowom, które przed chwilą padły. Sama myśl o sprzedaży osobistego niewolnika któregoś z członków rodziny wydawała się niemożliwa, ale do przyjęcia, w końcu rodzeństwo Raysów słynęło z ekstrawagancji i łamania wszelkich konwenansów, ale jak to się stało, że Marta dopuściła, aby niewolnego kupił Max Kanter?! Co takiego uczynił, że w ogóle go sprzedała? Za co taka kara? To nie mogło być prawdą!

– To niemożliwe… – Energicznie potarł swoją głowę w geście bezsilności, a następnie wygładził długie do ramion włosy. – Jesteś pewien, że trafił do Maxa?

– Czy coś nie tak z tym Kanterem? – Alan, zdumiony zachowaniem starszego niewolnika, wydawał się speszony. – Wyglądał sympatycznie… Często bywa u panny Rays, prowadzą razem interesy i słyszałem, że zapłacił jakąś olbrzymią sumę za niego…

Drugi, poirytowany, spojrzał w bok, starając się nieudolnie zamaskować rozgoryczenie i nagłą złość.

– Powinieneś już wiedzieć, że w tych pozornie normalnych, miłych ludziach siedzą najwięksi psychopaci… Tacy dwulicowi zwyrodnialcy, ukrywający swą sadystyczną naturę pod starannie ułożonymi fryzurami i schludnymi ubraniami… Cholera, dzieciaku, ogarnij się i zacznij myśleć… – Alan, naprawdę był tak naiwny, czy po prostu sondował jego wiedzę? – Myślisz, że jest jakaś odpowiednia cena, aby zapłacić za człowieka? Za Kaja? To był dobry, mądry facet… W innych, normalnych warunkach, mógł być kimś… – Głos mężczyzny był pełen napięcia. – Zapłacił olbrzymią sumę! Nie rozśmieszaj mnie! Za co zapłacił? Zapłacił za jego wiedzę? Inteligencję? A może za siłę determinującą do zachowania ludzkich cech, tam gdzie ich już nie ma? – Przerwał na chwilę, zdał sobie sprawę, że trochę go poniosło. Alan wpatrywał się w niego rozszerzonymi oczyma. – Zapłacił za rzecz, a cena jest adekwatna do jakości towaru… Zapłacił za firmowany przez samą Martę Rays dziewiczy tyłek, z dokompletowaną do niego ładną twarzą.

Młody niewolny położył mu rękę na ramieniu i mocno przytrzymał.

– Drugi… – zaczął niepewnie. – Coś się dzieje, prawda? Masz problem…

– Spokojnie, wszystko jest normalnie, bez zmian. Lepiej powiedz, o co chodzi z tym wezwaniem mnie do panny Rays. – Odetchnął głęboko. Nie miał ochoty na rozmowę o sobie ani o tym, co się z nim działo, ponieważ doskonale pojmował stan psychiczny, w jakim się znajdował, i żadna rozmowa nie mogła mu pomóc.

– Wróciła z aukcji bardzo zdenerwowana. Wypytywała o ciebie, ale niewiele wiedziałem, więc kazała mi natychmiast przyjść tu i zadysponować, że masz jutro stawić się u niej. – Alan nie spuszczał z niego oczu. – Tak sobie pomyślałem, że skoro nie ma już Kaja, to może ty… – zawahał się – będziesz u niej służył… – Drugi westchnął ze znużeniem i z lekkim ożywieniem skinął głową. – Nie śmiej się, u niej nie jest źle. – Obruszenie się na jego reakcję było jak najbardziej autentyczne. Mocno utożsamiał się już ze swoją właścicielką, był gotów obstawać za nią i bronić jej decyzji.

– Jasne, dopóki nie wpadła na pomysł żeby go sprzedać – wtrącił bezceremonialnie uwagę. Zirytowała go świadomość, jak nierealny był ten pomysł i jak bardzo pragnął, aby się ziścił.

– Dobra, mów co się dzieje. – Alan podszedł do niego bliżej i pogładził go z niepokojem po ramieniu. – Może tym razem ja będę mógł pomóc tobie. Moja Pani… może więcej, niż niektórym się zdaje…

Drugi utonął w natłoku myśli i nie słuchał tego, co mówił do niego młody niewolnik. Nie mógł mu pomóc, należał do Roberta i żadna siła nie mogła tego zmienić, nawet jego fantastyczna właścicielka. Miał mu opowiedzieć, że rozsypywał się na kawałki i że miał strzaskaną psychikę? Że każdy niewolnik, dla przyjemności lub osobisty po kilku latach służenia stawał się mniej lub bardziej, ale zawsze niestabilny emocjonalnie. A może miał opisać mu, jak jest karany za niechęć do dotykania kobiety, która potrafi skutecznie okaleczyć ducha mężczyzny? Jak miał wytłumaczyć temu dzieciakowi, że gwałcą wszystko, kim jest?

Z tej trudnej sytuacji wybawił go strażnik, który z impetem otworzył drzwi. Oparł się o futrynę i z paskudną miną zakomunikował Drugiemu:

– Zbieraj się, kundlu, właśnie powrócił właściciel twoich klejnotów… – zarechotał i oblizał wymownie wargi na widok Alana. Jednak jedno spojrzenie na złotą obrożę na szyi młodszego z niewolników wystarczyło, aby ostudzić jego zapędy, więc tylko dodał: – I stęsknił się za tobą.

Jeszcze raz otaksował chłopaka i pokręcił głową rozczarowany. Alan, przez wzgląd na to, komu służył, był nietykalny. Ten, kto odważyłby się go tknąć bez wiedzy właściciela, w najlepszym razie skończyłby na plantacji. Splunął więc tylko zawiedziony i zwrócił się do Drugiego:

– Masz piętnaście minut, psie, z tego dziesięć już minęło. – Zaklął jeszcze pod nosem i wyszedł.

cdn.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Arystokrata”