Arystokrata /9/ (+18)

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Arystokrata /9/ (+18)

#1 Post autor: violka » 27 sie 2017, 21:19

od początku
w poprzednim odcinku


Uwaga. Utwór może zawierać treści tylko dla osób pełnoletnich!


Robert, nie zważając na pojękiwania Wiktorii, zwiększał nacisk palców na jej ramię.
W ostatniej chwili jego osobisty niewolnik otworzył drzwi gabinetu, bo w innym razie uderzyłaby w nie nosem. Siłą wepchnął ją do środka, samemu na moment zatrzymując się obok niewolnego.

– Za kwadrans chcę tu widzieć Drugiego – warknął, nie spuszczając oczu z rudowłosej kobiety.

Kopnął w drzwi, jednocześnie popychając brutalnie Wiktorię, która zatoczyła się na stojący opodal fotel. Boleśnie uderzyła biodrem i zachwiała się, ale szybko odzyskała równowagę. Strach w jej oczach mieszał się z dzikim podnieceniem. Patrzyła na Roberta jak zahipnotyzowana, gdy zbliżał się do niej kocim ruchem. Nie broniła się, gdy złapał ją za gardło i nie wypuszczając, rzucił na ścianę. Uderzyła głową, a dłonie mężczyzny zaciskały się na szyi kobiety coraz mocniej. Zaczynało brakować jej tchu, ciało stawało się powolne. Zamglony wzrok przesuwał się po pozornie obojętnej twarzy mężczyzny, unikała jednak spojrzenia złocistych oczu Roberta, emanujących zimną wściekłością.

– W kogo chciałaś uderzyć, suko? – wycedził przez zęby, a jego jedwabisty głos stał się szorstki z odrazy. – We mnie czy w Justina? – Widział, że nie mogła wydusić z siebie głosu, z gardła wydostał się tylko niezrozumiały bełkot. Próbowała dać mu znak oczami, ale z premedytacją ignorował jej wysiłki. – Dobrze się zastanów zanim odpowiesz… Każda odpowiedź jest złą odpowiedzią… – mówiąc to, rozluźniał bardzo powoli uścisk palców, aby znów je zacisnąć. Bawił się nią jak kot myszą. Gdy w końcu jej na to pozwolił, rudowłosa zaczerpnęła powietrza.

– Robert, przecież wiesz, jak cię kocham… – Pogłaskała dłoń, ciągle przypierającą ją do ściany. – Nie zrobiłam nic przeciw tobie… to znaczy, nie chciałam tego… – Rozjuszony mężczyzna nie spuszczał z niej zimnego i bezwzględnego wzroku. – Byłam zła… na Martę, bo nie zaprosiła mnie… na aukcję, nie kupiłam jej niewolnika… Robert… proszę, puść mnie… – Wiktoria zaskomlała, gdy jego palce znowu mocniej się zacisnęły. – Wiem, źle zrobiłam… ale Drugi… Błagam… – Z coraz większym trudem słowa wydostawały się z zaciśniętej krtani.

Nie słuchał jej, próbował zapanować nad agresją, nad chęcią rozerwania jej gardła. Żadne wytłumaczenie nie było dobre i miał gdzieś, co miała mu do powiedzenia. Walczył ze sobą, aby nie zabić tej pieprzonej dziwki. Mógł zrobić to z łatwością, nie działały na niego jej łzy ani błagania. Musiał dać tej dziwce nauczkę. Wszystko zaszło już za daleko, było bliżej niż dalej… Nie pozwoli jej zniszczyć… Właśnie, czego zniszczyć? A raczej – kogo? Kurwa, kurwa, kurwa! Nad czym się zastanawiał? Wystarczyło tylko chwycić w odpowiednim miejscu głowę i nikt by po tym czymś nawet nie zapłakał. Powinna mu być jeszcze wdzięczna, że zrobi to szybko i bezboleśnie, miał niezłą wprawę… Co ona próbuje do niego mówić…? Znów rozluźnił zesztywniałe palce.

– Ten sukinsyn… Drugi … on ciągle nie chce… nie mogę go złamać… To, to jakiś cholerny impotent… Ja naprawdę cię kocham, myślałam, że on będzie namiastką ciebie… Robert, błagam… – wydusiła z siebie resztkami sił.

Puścił jej szyję; oparł się obiema rękoma o ścianę, zakleszczając Wiktorię pomiędzy nimi.
Nabrała głęboko powietrza i odetchnęła. Miała ostrożny, niepewny wyraz twarzy. Mylnie interpretowała zamyślenie i nagłe zainteresowanie Roberta tym, co próbowała mu powiedzieć, sądząc, że furia mu przechodzi. Oczy mężczyzny nabrały obojętności i znudzenia, maskując satysfakcję, jaką sprawiła mu tymi słowami. Wiedział już, jak ją ukarać tak, aby zabolało; aby zapamiętała na długo, że z Raysem się nie zadziera. Śmierć dla niej to za mało.

Poniżyła się, żebrząc o niego. To wyznanie nie było dla niego zaskoczeniem, chociaż nigdy nie okazała swoich uczuć i nadziei wprost, ponieważ była na to zbyt dumna… do teraz. Od zawsze wiedział, że go pragnęła, lecz nigdy nie wpadłby na to, w jaki sposób odbiera jego niewolnika. Był przekonany, że fascynacja kobiety Drugim miała zupełnie inne podłoże; że chodziło o to, kim był i co sobą reprezentował, a nie do kogo należał.

Na chwilę przymknął powieki. Odniósł ledwie uchwytne wrażenie, że zrozumiał motyw, który kierował Wiktorią, i poczuł jakiś dziwny żal, jakąś tęsknotę. On też pragnął czegoś tak bardzo, że nie potrafił bez tego żyć, dokładnie tak jak ta kobieta, której patrzył teraz w oczy, dostrzegając w nich rozpaczliwy cień nadziei. I za tę głupią nadzieję chciał ją teraz ukarać oraz za coś, czego dla niego zabrakło i bez czego stał się tym, czym był teraz. A przecież pragnął tak niewiele: trochę uczucia, doznania, które dałoby mu spełnienie… Tak, zaspakajał żądze seksualne, lecz sam seks, zamiast przynosić ulgę, czynił go niebezpiecznie podłym. Nie było różnicy, z kim to robił, z mężczyzną czy kobietą… nieważne, potrzebował tylko zagłuszyć w sobie tęsknotę za kimś, kto mógł spowodować, że byłby inny, lepszy, normalny… A może mylił się? Może z natury był zły? Może wcale nie był zdolny do tego, czego tak rozpaczliwie pragnął? Już chyba nigdy się o tym nie przekona… ale za to Wiktoria go kocha.

I co z tego? On kiedyś też kochał. Tak, potrafił kochać, kochał do szaleństwa. I co z tego? Teraz zostało tylko szaleństwo…

Patrzył na nią przeszywającym wzrokiem, a ona trafnie odczytywała jego intencje. Pozwoliła sobie na muśnięcie kawałka jego nagiej piersi, wychylającej się spod niedbale rozpiętej koszuli i wojskowej kurtki.

Czuł, jak budzi się w nim ta okrutna seksualność, której się brzydził, a bez której nie potrafił żyć. Jego najwierniejsza kochanka. Złapał kobietę za nadgarstki i uniósł ręce do góry, przyciskając z całej siły do ściany. Jedną ręką przytrzymywał jej dłonie, drugą przesuwał po drżącym, drobnym ciele. Delikatny materiał sukienki zupełnie niczego nie osłaniał. Zaczął mocno kąsać skórę szyi i dekoltu, jej coraz głośniejsze jęki wzmagały podniecenie. Czuł, jak zaczyna mu się wymykać, nie kontrolowała swojego ciała, jej zamglone spojrzenie mówiło mu, że nie może uwierzyć w to, co się z nią dzieje. Ustami szukała jego ust. Zbyt dużo żądała! Od dawna z nikim się nie całował… na pewno nie zrobi tego z nią… Złapał za rude włosy i brutalnie odwrócił twarzą do ściany, zadarł sukienkę do góry i mocnym szarpnięciem rozerwał wilgotną bieliznę. Zanurzył palce w rozgrzanej, nabrzmiałej kobiecości; jęknęła chrapliwie, wilgoć wypływała na uda, na palcach poczuł skurcze pochwy. Była blisko orgazmu, tak napalona, że w każdej chwili mogła wybuchnąć, tak bardzo go pragnęła. To dobrze, bardzo dobrze… Kolejny raz szorstko odepchnął usta Wiktorii od swojej twarzy, ścisnąwszy mocno policzki, nakazał gestem, aby się nie ruszała.

Zrzucił szybko kurtkę i rozpiął spodnie. Jedną ręką wypuścił już sztywny penis, a drugą przeciągnął trochę śluzu z pochwy na odbyt i z pełnym spokojem wprowadził okazały, twardy narząd na całą długość.

– Robert… To boli! – zaskowyczała schrypniętym głosem, ale nie licząc zaciśnięcia pośladków, nie cofnęła tyłka na milimetr, poddając się rytmicznym ruchom mężczyzny.

– Przecież lubisz, jak boli – rozkosznie zamruczał jej do ucha. – Prawda, kochanie… Kochasz ból… swój, czyjś… Ból jest przyjemny… doskonały… jest spełnieniem… Mam rację?

Chwycił ją mocniej za biodra i zaczął pieprzyć ze zdwojoną siłą, chcąc wyładować nagromadzone napięcie. Zanurzał się coraz głębiej, a dziewczyna przeciągle jęczała coraz głośniej. Napierała na niego, żarliwie oddawała pchnięcia, jej rude, długie włosy rozsypały się na plecy, przysłaniając część twarzy. Odgarnął je jednym ruchem ręki, chcąc obserwować kobietę popadającą w narastający błogostan. Kiedy nagle ucichła i na moment przestała oddychać, wyciągnął naprężony do granic ostateczności i lśniący od śluzu penis.

Znów złapał ją za kark, pociągnął jak bezwolną lalkę w stronę biurka, ułożył na blacie i nie spuszczając oczu z oszołomionej Wiktorii, rozerwał na niej sukienkę od góry do dołu. Delikatnie głaskał jej brzuch, piersi i dekolt, dotykiem uwodził rozpalone ciało kobiety. Pochylił się nad nią i zaczął wodzić językiem po skórze. Obserwował, jak się odpręża, jak cała drży, gdy całkowicie ulegała jego pieszczotom. Opuszkami palców muskała delikatnie muskularne ciało Roberta, ostrożnie zsuwając z ramion koszulę, jakby bojąc się, że nieprzemyślanym ruchem może zepsuć to, o czym marzyła od tak dawna. Cała była pragnieniem, pragnieniem posiadania tego mężczyzny i oddawania mu się.

Rozchylił jej nogi, głaskał wypięty zgrabny tyłek, od czasu do czasu od niechcenia zagłębiając nabrzmiały członek w rowek między pośladkami.

– Robert… Proszę, weź mnie… Teraz, teraz… błagam! – wymamrotała, jęcząc i dysząc, próbując przyciągnąć go za biodra.

– Zamknij się, suko… – wyszeptał uwodzicielskim, niskim i zachrypniętym głosem. Gdyby nie była tak pogrążona we własnej rozkoszy, to może uchwyciłaby niebezpieczne brzmienie słów.

Chwycił jej uda tuż nad kolanami i uniósł nogi do góry. Zbliżył lędźwie i jednym ruchem nadział ją na swojego kutasa. Poczuł żar wnętrza Wiktorii i wbił się do końca po same jądra. Szybko zaczął ruszać biodrami; coraz mocniej i szybciej wychodził i znów z impetem się w nią wbijał. Wiktoria odpływała, już nie jęczała, tylko krzyczała. Wpatrywał się w jej nagie ciało, falujące piersi i gorącą, lekko owłosioną cipkę, w którą wbijał się co rusz i… poza potrzebą wyładowania nie czuł nic.

Usłyszał pukanie do drzwi i zerknął na zegarek. Nie przestając posuwać Wiktorii, powoli odwrócił głowę, aby ujrzeć wchodzącego Drugiego. Jego osobisty przez moment zatrzymał się skonsternowany, ale już po chwili padł jak automat na kolana i pochylił głowę w dół, zastygając w pozycji uległego, z twarzą nie wyrażającą kompletnie żadnych emocji, całkowicie ignorując to, co się działo w pomieszczeniu.

– Och, tak… Tak… Taaak, mocniej! Jeszcze moc… och… – Kobieta po kilku minutach perwersyjnie brutalnego rżnięcia zaczęła skowyczeć i do reszty odpływać. Naparł na nią ze zdwojoną siłą. Poczuł, że penis za chwilę zostanie złapany w ciepłą pułapkę kurczących się mięśni; pojął, że jeszcze chwila i rudowłosa będzie szczytowała. Wycofał się z niej natychmiast. – Robert, nie przestawaj… Błagam… Jesteś boski… Jeszcze… Proszę, nie przestawaj… – jęczała, straciwszy niemal całkowicie świadomość.

Odwrócił ją na moment na brzuch, nawet nie zorientowała się, kiedy chwycił ją za ręce i założył z tyłu kajdanki. Spokojnie schował wyprężonego kutasa w spodnie i nachylił się do niej, wbijając w nią oczy, w których szalał lodowaty gniew.

– Zapamiętaj sobie, dziwko… Następnym razem, gdy wpadniesz na pomysł podzielenia się wiedzą o Justinie… uwierz mi, nie będzie tak miło. Obiecuję ci… – Zaskoczona otworzyła usta w niemym zdziwieniu. Mężczyzna złapał ją za szyję i ścisnął. – Pamiętaj, kurwo… tylko jedno słowo na jego temat i nie żyjesz – wysyczał jej wprost do ucha i zerkając w stronę klęczącego niewolnika, dodał: – Jesteś zerem, nic nie wartym gównem i nawet nie próbuj równać się z Drugim… To nie twoja liga, szmato. – Odepchnął ją z odrazą i wytarł dłonie w koszulę, którą podniósł z podłogi.

Przez chwilę nie docierało do Wiktorii, co zrobił Rays. Dopiero, kiedy skierował się ku wyjściu, pojęła, co zaszło i w jak bardzo groteskowej znalazła się sytuacji.

– Spóźniłeś się dwie minuty… – warknął Robert, podchodząc do klęczącego niewolnika. Spojrzał obojętnie na Drugiego i znienacka uderzył go z całej siły zewnętrzną stroną dłoni w twarz. – Idziemy.

Wychodząc, zwrócił się do strażnika, stojącego pod drzwiami:

– Tę sukę rozkuć i wypuścić dopiero rano.

– Robert, proszę… nie zostawiaj mnie teraz… – Usłyszał jeszcze wołanie Wiktorii. – Proszę… Robeeert! – Jej krzyk zamienił się we wściekły, bezsilny szloch. – Robert! Ty nieczuły, zimny skurwysynu!

cdn.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Arystokrata”