a wierzby i brzozy zielonkawą mgiełką.
Od łebków mleczy za płotem złotawo,
i ugór za sadem odziewa się trawą.
Białe, zielone, złote, fioletowe
każdego początku tak niezmiennie nowe.
Zarażone życiem duchy wiosny,
tańczą w ogrodzie swój balet radosny.
W gęstwinie lilaka, wśród kwiatowej pianki
słowik tworzy arię dla swojej wybranki.
W gałęziach czeremchy, szpak jak odurzony
wyśpiewuje opus dla szpakowej żony.
Przy studni forsycja błyska żółtym kwieciem,
zaraz z powojnikiem w uścisku się splecie.
Wiśnie i czereśnie w wiosennym amoku,
zalotnie wabią pszczoły w koronki obłoku.
Piszę więc te strofki w altance kamiennej,
ma być o miłości, i to o wiosennej.
Wszak nikt przecież nie mówił, że miłość człowiecza
lepsza jest od ptasiej, uczuć bzu czy mlecza.
(ale mi się fajnie wtedy rymowało
