WIERSZ LISTOPADA 2012 - witek kiejrys - Kiedy rozpacz (...)

Moderator: Gloinnen

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

WIERSZ LISTOPADA 2012 - witek kiejrys - Kiedy rozpacz (...)

#1 Post autor: Gloinnen » 11 lis 2013, 19:03

Tytuł Wiersza Listopada 2013 uzyskał utwór poetycki autorstwa Witka Kiejrysa, zatytułowany "Kiedy rozpacz miesza w zmysłach." Z pewnością późnojesienny okres doskonale komponuje się z tematyką śmierci i przemijania, stąd właśnie użytkownicy zwrócili uwagę właśnie na wyżej wspomniany tekst. Od siebie dodam, że bardzo podoba mi się motto wiersza i nawiązanie do Ryszarda Krynickiego. Sama bardzo lubię zacytowany fragment:

Śmierć żyje z tobą, śpi z tobą jak siostra.
Śmierć żyje w tobie i z tobą umiera
Ryszard Krynicki


Wiele razy zastanawiałam się nad jego wymową i podziwiałam frapującą trafność zacytowanej refleksji. Przede wszystkim niezwykle celne wydaje się zwrócenie uwagi na paradoksalną wszechobecność śmierci w ludzkim życiu. Interesujące jest też podkreślenie swoistej więzi między człowiekiem a śmiercią za pomocą słowa "siostra". Zapowiada ono swoistą bliskość, intymność, opartą na relacji niemal rodzinnej, co sugeruje z kolei, że śmierć o człowieku wie absolutnie wszystko i nie można się od niej uwolnić. Pojęcie "siostry" można też rozszerzyć na inne znaczenia - siostra szpitalna, siostra miłosierdzia - czyli mowa tu o osobie z racji swojego zawodu czy też misji i powołania - towarzyszącej człowiekowi w momencie przeprawy na drugą stronę, a nawet niejako pełniącej funkcję przewodniczki. Właśnie taką funkcję przyjmuje na siebie śmierć. Warto też podkreślić - jeśli już analizuje się wnikliwie motto - spostrzeżenie mówiące o tym, że każdy człowiek ma swoją własną, niepowtarzalną śmierć, począwszy od jej wyobrażenia i urojeń jej dotyczących, skończywszy na urzeczywistnieniu się w momencie oddania ostatniego tchnienia.

Spróbujmy się przyjrzeć pod lupą, w jaki sposób Witek Kiejrys rozwinął myśl Ryszarda Krynickiego we własnym utworze.

Moja przyrodnia siostra nie jest biała ani szara. Jest.

U Witka śmierć jest nie tylko "siostrą". Dodatkowy kwalifikator "przyrodnia" determinuje pewne cechy tej śmierci. W przeciwieństwie do siostry "rodzonej" - "przyrodnia" jawi się w jakimś sensie obco, z innej rzeczywistości, z cudzej, może nawet wrogiej krwi. Naprowadza też na wątek pewnego rozbicia i zawahania, a także pytań o proweniencję.

Będąc brzdącem szukałem jej,
by dowiedzieć się, dlaczego zabrała mi tatę,
jego muzykę i książki.
I dlaczego muszę być sam, kiedy mama płacze.


Odpowiedzi można poszukać w obrazie rodziny, którą ta śmierć rozbija. Wiemy już, dlaczego "przyrodnia". Nie chodzi o rzeczywistą obcość, ale przede wszystkim o narzucenie określonego dystansu. Przyrodnia siostra nie jest bytem bliskim podmiotowi lirycznemu, a raczej wręcz przeciwnie. Odchodzi, zostawiając go sam na sam z pytaniami, wątpliwościami, a także ze zniszczeniami, jakich dokonała w jego życiu. Kolory - biel i szarość - w kontekście egzystencjalnego mroku - mogą sugerować pewne złagodzenie skrajnie negatywnych emocji i stanów psyche wyzwolonych przez śmierć. Biel - to także kolor nadziei, spokoju, mógłby też odesłać do wizji tej siostry szpitalnej, współczującej, troskliwej. Szarość wydaje się dla odmiany neutralna. Skoro jednak śmierć nie jest ani biała, ani szara, należy dostrzec więc albo czerń (naturalnie kojarzącą się z depresją, smutkiem, rozpaczą), albo jaskrawe, żywe kolory, uderzające z całą mocą po wrażliwej powierzchni ego.

Pierwszy kontakt z takim a nie innym wizerunkiem śmierci bezlitosnej, której istnienia nie można w żaden sposób zanegować, odbywa się we wczesnym dzieciństwie. Naznacza on zatem peela głęboką traumą na zawsze i wpływa na jego postrzeganie ludzkiej skończoności. egzystencjalnej kruchości w wyjątkowo bolesnych barwach i w kontekście niezwykle przykrych doświadczeń.

Nie spotkałem jej dotąd, choć widziałem wiele duchów.

Zjawisko śmierci przemienia się niemal w obsesję, prześladującą peela, nawiedzającą go nieustannie i popychającą do ciągłego roztrząsania określonych problemów. "Duchy" można zinterpretować jako wszelkiego rodzaju negatywne fantazmaty, lęki, wizje, fantomy, kłębiące się na granicy świadomości i podświadomości, podsycające w wątpiach duszy wieczny weltschmerz.
I oto dochodzimy także do najpełniejszego rozwinięcia tytułu - bo właśnie tak można zobrazować "oszalenie z rozpaczy".

I poznałem poezję, a w niej śmiech i płacz. Złorzeczenia...
na żywe i martwe. Śpiące i obudzone. (...)


W tym fragmencie po raz pierwszy pojawia się motyw poezji, która najwidoczniej ma istotne znaczenie dla podmiotu lirycznego. Powinno się naturalnie założyć, że mowa tu o poezji mrocznej, dionizyjskiej, nawiązującej do biblijnego wątku de profundis clamavi. Autor akcentuje tym samym najtrudniejsze, najdotkliwsze i najcięższe gatunkowo funkcje poezji. Po pierwsze - uczestniczy ona w procesie katharsis - uwalniania emocji i oczyszczania się z nich poprzez identyfikację i powtórne przeżycie. Po drugie - poezja ma przede wszystkim drążyć ciemne i bolesne sfery ludzkiej egzystencji i odgrywać rolę mediacyjno - pośredniczącą między życiem doczesnym a niezbadanym Absolutem, którego granic pilnuje tajemnicza, niepoznana do końca przyrodnia siostra - śmierć.

(...) Czasami wydaje się,
że widzę moją siostrę w oczach drugiego człowieka,
zdarza mi się wtedy to powiedzieć.


Bardzo ciekawa uwaga, zmuszająca czytelnika do zastanowienia się, w jaki sposób śmierć jest dla jednostki obecna w innych ludziach. Kluczy do zasygnalizowanej właśnie zagadki jest wiele. Jeżeli generalnie odniesiemy się do natury człowieczej, to naturalnie widmo śmierci może wyłonić się ze wszystkich mrocznych popędów, instynktów, które rządzą ludzkimi myślami i uczynkami. Śmierć jednak można odnaleźć również w cudzym lęku przed nią, w cudzych paranojach, fantazjach, iluzjach. Drugi człowiek wówczas zamienia się w medium, którego ustami przemawia przerażający Absolut. Nie ma nic bardziej niepokojącego, niż odnalezienie własnych demonów w drugiej osobie. Jako istnienia transcendentne, stają się przecież wtedy realnym zagrożeniem, istniejącym rzeczywiście, a nie jedynie w wyobraźni. Dla mnie zatem powyższy ustęp z wiersza Witka opowiada przede wszystkim o wspólnocie strachu przed śmiercią, o continuum, symbolizowanym przez postać przyrodniej siostry, ukazującej się każdemu w odpowiednim czasie, tej samej, ale za każdym razem innej, w innej masce.

Dzień kończy się zmierzchem, a ten, świtaniem.
jednym mijają nocne koszmary - innym -
będą błyskiem szalonym, feerią dziwnego piękna.


Tutaj wróciłabym jeszcze do poezji i podkreśliłabym jej fundamentalne zadanie, jakim jest łączenie ludzkich doznań, uczuć, szaleństw, w poszukiwaniu dla nich wspólnego mianownika. To jakby wytyczanie ścieżek dla człowieczego poznania w nieogarnionych, nieprzeniknionych śmiertelnych profunditates.

Moja siostra nie rozlicza mnie ze stosu kamyków,
jaki noszę ze sobą dzień po dniu.
Cierpliwie dba, abym nie gubił tego, co moje.
I żeby nie zostało podrzucone komuś innemu
nic, co mi przynależne.


Od tego momentu w wierszu pojawia się kolejna odsłona dramatu, nieco dygresyjna w stosunku do reszty zapisu. O ile poprzednie strofy kładły nacisk na aspekt wspólnotowy postrzegania i odczuwania śmierci, o tyle tutaj pojawia się silna indywidualizacja zjawiska śmierci. Ze śmierci absolutnej, niezdefiniowanej, pozostającej w sferze przeczuć, domysłów, archetypów, wyłania się konkretny i namacalny obraz śmierci własnej, dyskretnie podążającej krok w krok za podmiotem lirycznym, przyzwyczajającej go łagodnie do swojej obecności i nieuchronności. Śmierć przedstawiona jest również jako gwarantka dobrego, pełnego przeżycia darowanego peelowi czasu. Jej towarzystwo na pewno można ocenić jako mobilizujące, aby nie marnować żadnej chwili i aby pokornie przyjmować wszystko, co los przynosi. Myślę nawet, że śmierć może być - w każdym momencie - solidnym punktem odniesienia przy dokonywaniu oceny faktów, zdarzeń; ostateczną perspektywą, z której patrzymy na tu i teraz. Odpowiedzią na wszystkie pytania.

Moja siostra jest też siostrą twoją. Jej i jego.
I tamtych wszystkich, którzy nadejdą dopiero
po kolejnym wschodzie.
I odejdą za horyzont, by stać się tajemnicą.
Przemijaniem tego, co było.


Końcówka wypada dość ogólnikowo, ponieważ nie wykracza poza oczywiste prawdy, z gatunku takich, że "wszystkich nas to czeka", że śmierć jest udziałem każdego z ludzi, że po drugiej stronie drzwi znajduje się nienazwana tajemnica, że przemijanie oznacza odchodzenie, że wszyscy zostajemy przez śmierć "udomowieni". Nota bene: na ogół przyjmuje się, że to człowiek oswaja śmierć - choćby poprzez poezję lub rozważania filozoficzno - duchowe. Przewrotnie wysunę koncepcję, że jest akurat odwrotnie, przynajmniej w tym akurat wierszu, chociaż naturalnie Autor może ze mną w tej materii polemizować.

Na koniec kilka uwag bardziej formalnych. Wiersz jest rzeczywiście bardzo ciekawy i dotyka spraw ogólnoludzkich, ważnych dla każdego czytającego. Wydaje mi się jednak, że pewne elementy przekazu warte są pogłębienia bądź też wymagają bardziej spójnych nawiązań w obrębie tekstu. Najistotniejszym z tych elementów jest motyw poezji, który pojawia się jeden, jedyny raz, po czym zabrakło w przemyśleniach ciągu dalszego dla tego wątku, a szkoda, bo aż się prosi, aby przynajmniej w poincie do owej poezji w jakiś twórczy sposób powrócić. Podobnie czwarta strofa domaga się precyzyjniejszego rozpisania i określenia wobec pozostałych treści zawartych w utworze. Darowałabym sobie także pewne truizmy, jak te o "zmierzchu i świtaniu", "odchodzeniu za horyzont", które według mnie stanowią jedynie efektowne dekoracje, ale do samej refleksji niewiele wnoszą. Domyślam się, że chodzi o ideę przemijania, która miała być naszkicowana za pomocą tych z lekka kiczowatych ornamentów, ale zabieg wydaje mi się niepotrzebnym upiększaniem. A "przemijanie tego co było" (pleonazm!) w końcówce - oceniam jako całkowicie niepotrzebną auto-interpretację, która zakłada, że czytelnik jest chyba skończonym idiotą i sam na to nie wpadnie.

Podsumowując, moja ogólna ocena jest taka, że wiersz bardzo interesująco się zaczyna i zawiera w sobie warte pochylenia się i zadumy przemyślenia. W miarę zbliżania się do pointy utwór pomalutku wymyka się Autorowi spod kontroli. Pojawiają się nawroty do tego, co już powiedziane wcześniej, brakuje domknięcia pewnych wątków, a zakończenie bazuje na niezbyt pochlebnym dla piszącego pojęciu nihil novi, przy czym Autor jest nie tylko wtórny wobec filozoficznego universum (to przewinienie mniejszego kalibru), ale i wobec siebie samego. Na pewno jednak utwór "Kiedy rozpacz miesza w zmysłach" jest wart zauważenia. Przede wszystkim ze względu na nowatorskie opisanie śmiertelnej otchłani, którą każdy w sobie nosi i na odważną próbę uświadomienia sobie oraz światu - bliskości śmierci, a przede wszystkim - tejże bliskości konsekwencji.

/Gloinnen


Kiedy rozpacz miesza w zmysłach - skomentuj tutaj.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „TEKSTY Z GÓRNEJ PÓŁKI”