
Zastanawiałam się wielokrotnie, na ile przy pisaniu i komentowaniu pomaga "oczytanie". Przy prozie bez wątpienia pomaga zero-jedynkowo; im więcej czytasz, tym bardziej rozwijasz intuicję, co jest napisane dobrze, a co nie. Dużo nie czytasz - nie masz punktu odniesienia. Ale czy można pisać/komentować wiersze bez "zaplecza" w postaci znajomości twórczości innych poetów, dobrych poetów? Pewnie można, tylko co one będą warte?
Być może to też kwestia "otrzaskania' ; ja mam niekiedy wielkie opory, żeby wyrazić słowami, co czuję po przebywaniu z wierszem, który zrobił na mnie wrażenie. Wydaje mi się, że wszystko, co chciałabym powiedzieć jest żenująco naiwne albo prostackie i wtedy poprzestaję zazwyczaj na lakonicznym "tak" z pełną świadomością karłowatości takiego komentarza, jednak z drugiej strony również ze świadomością, że dla autora może być ważny sam ślad czyjegoś uważnego czytania.
Znacznie częściej jako czytelnik, mimo kilkakrotnych podejść, nie jestem w stanie zrozumieć "co autor miał na myśli". Nawet zakładając, jak twierdzą niektórzy, że nie trzeba "rozumieć" - wystarczy "poczuć", bardzo niekomfortowo czuję się z tekstami, które są przede mną zamknięte na cztery spusty (a nawet na dwa).
Będąc nie tak dawno pod wpływem takiej właśnie sytuacji, w skrajnej załamce, napisałam miniaturkę pt. "zaćma":
nie widać sensu
karkołomne gibanie
między wersami

Pozdrawiam
