Ale miałam o czymś innym zupełnie napisać. I bynajmniej nie chodzi mi o utyskiwanie i rozładowywanie frustracji.
Widzę jednak publikowane u nas przez niektórych Autorów wiersze z konkursowego recyklingu (nie chcę wymieniać palcem), sama zresztą też - po dwukrotnym daniu szansy "w wielkim świecie" jakiemuś utworowi - wrzucam go na forum. Kiedyś nawet towarzyszyła mi przy tym ponura refleksa - skoro jestem taką beznadziejną grafomanką, to niech już nią będę do końca - zamieszczając wiersz na własnym portalu i oczekując towarzyskich pochwał przy kawce.
Oczywiście żartuję. Skądinąd te rozpoznane przeze mnie wiersze z konkursowego odzysku (nie mówię o własnych) są bardzo dobre. Naprawdę. Co więc takiego sprawia, że się nie przeszły przez jurorskie sito?
Wracając do tematu. Zaczęłam przyglądać się bliżej konkursom. Pierwsza myśl sfrustrowanego i niedocenionego "miszcza pióra" zazwyczaj w podobnych okolicznościach krąży wokół teorii spiskowej. "Zmowa! Sitwa! Kolesiostwo!" Nie wykluczam, lecz według mnie główny problem leży jednak gdzie indziej.
Skoro o jurorskim sicie mowa, moim zdaniem najważniejszym czynnikiem odgrywającym tutaj rolę jest ciasnota horyzontów. A jeśli ciasnota, to wiadomo, że ciężko się przecisnąć utworowi wielkiego formatu. Szczeliną wąskiego umysłu przepełzną jedynie wiersze cienkie, mierna lichota, która nie wymaga nadmiernych czytelniczych kompetencji, wiedzy o poezji współczesnej, umiejętności wnikliwej analizy.
W jednym z ogólnopolskich konkursów poetyckich w Turku jurorem jest pan Lech Lament.
Jakim może być ekspertem, jeśli spod jego pióra wychodzą takie kwiatki:
(...) Byłem biedny
szedłem boso
miotany wiatrami życia
najpiękniejsze złudzenia
rozwiał czas (...)
Źródło: http://www.tymoteusz.com.pl/index.php?id=1
Sorry - ale pan Lament, członek ZLP, uznany poeta, reprezentuje w tym wierszu poziom gimnazjum.
Jest jeszcze lepiej:
http://www.tymoteusz.com.pl/index.php?id=1357&key=359
Proponuję dalszą, wielce pouczającą lekturę tekstów zamieszczonych na tej autorskiej stronie.
To tylko jeden z wielu przykładów na to, jakiego formatu profesjonaliści oceniają konkursową twórczość.
Wśród nich można znaleźć także wielu lokalnych animatorów kulturalnych, w stylu "pani z biblioteki". Serio!
Czy są oni w stanie rozeznać się na dobrym pisaniu? Myślę, że wysyłanie tekstów na wspomniane konkursy mija się z celem, no chyba, że naprawdę zależy nam na kasie, to wtedy trzeba niestety obniżyć loty i pisać albo szymborszczyzną-naturszczyzną, albo uderzyć w jakiś popularny dzwon: bogoojczyźniany na przykład, albo (w tym roku) - JPII. Pisanie wierszy ambitnych, nowatorskich, poszukujących oryginalnych rozwiązań formalnych bądź konstrukcyjnych całkowicie nie ma sensu.
Obowiązuje tam obiegowa estetyka. Ta sama, która za "ładne" uznaje podkolorowane monidła, a nie fotografię artystyczną z prawdziwego zdarzenia.
Mamy więc z jednej strony konkursy tzw. "prestiżowe", gdzie ciężko jest przełamać jakiś skostniały układ i wedrzeć się w ustalone od dawna grono samych swoich, a z drugiej konkursy mniej prestiżowe, gdzie dla odmiany istnieje wręcz rodzaj selekcji negatywnej i należałoby tam wybierać wiersze w myśl zasady - im większy gniot, tym lepiej. Oby "pod publiczkę".
Oczywiście nie twierdzę, że wszędzie tak jest, natomiast po prostu zaszokował mnie poziom literacki twórczości pewnych osób, które później oceniają teksty konkursowe. Aż strach pomyśleć, według jakich kryteriów!
Wiem też - circa about - jak piszą przynajmniej niektórzy przewijający się stale i regularnie przez podia różnych OKP Autorzy. Obecność pewnych nazwisk w czołówce wiele mi już mówi o poziomie konkursu. Niestety.

Glo.