ULUBIONE WIERSZE

Podziel się tym, co lubisz najbardziej
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

ULUBIONE WIERSZE

#1 Post autor: Gloinnen » 01 lis 2011, 16:30

Zakładam jeszcze jeden wątek - na pewno wielu z Was - miłośników Słowa - ma jakiś swój ulubiony wiersz. Taki, który zapadł w pamięć. Na wieki wieków amen.

Ja wklejam. Ten wiersz ma dla mnie szczególne znaczenie. To nim skończyłam w swoim życiu pewien etap i rozpoczęłam nowy.

Wiliam Shakespeare - "Sonet 73"
(tłum. Stanisław Barańczak)

Ujrzysz we mnie tę porę roku, gdy zielone
Liście żółkną i rzedną, aż żadnego nie ma
Na drżącym z zimna drzewie, którego koronę
Wypełniał śpiew, lecz dzisiaj pusta jest i niema.
We mnie ujrzysz ten schyłek dnia, gdy resztka słońca
Gaśnie z wolna, sprawiając, że dzień od zachodu
Pochłania krok po kroku ciemność gęstniejąca,
Noc, ów sobowtór śmierci, kres trosk i zawodu.
We mnie ujrzysz powolne ognia dogasanie,
Żar, który swa młodość, grę płomieni żwawą,
Obrócił w popiół – własne śmiertelne posłanie,
Gdzie skona, tym strawiony, co było mu strawą.

Ujrzysz – lecz zaczniesz odtąd, zwykłym serca prawem,
Kochać goręcej to, co stracić masz niebawem.


____________________
Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

NathirPasza
Posty: 803
Rejestracja: 30 paź 2011, 17:05
Lokalizacja: Piwnica

Re: ULUBIONE WIERSZE

#2 Post autor: NathirPasza » 01 lis 2011, 21:51

Trudno mi wypisać wszystkie wiersze, które mną wstrząsnęły, więc skupię się na autorach.
Zacznę od Wojaczka, bo nadal często do niego wracam.

Dwa wiersze:

1. Sól

Sól w nasze rany, cały wagon soli
By nie powiedział kto, że go nie boli

Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku
By nie powiedział kto, że widzi jasno

Głód w nasze trzewia, suche kromki głodu
By nie powiedział kto, że nie wie, co głód

But w nasze krocza, kopniaków choć tysiąc
By nie powiedział kto, że spłodziłby co

Knut w nasze głowy, sto pałek umyślnych
By nie powiedział kto, że sobie myśli

Strach w nasze serca, tyle grozy gęstej
By nie powiedział kto, że nie zna lęku

I salwę w płuca czy też sznur na szyję
By nie powiedział kto, że jeszcze żyje

listopad 1969

http://www.youtube.com/watch?v=HrfEBJHH ... re=related

Sam nie wiem dlaczego "Sól" zapadła mi tak w pamięć. Może przez to, że wyczuwam w nim przekorność wobec ludzi, bunt. Wojaczek to poeta buntu, ale tutaj... sam nie wiem. W pewnym sensie w moich wierszach widzę ten sam rodzaj przekorności, może przez to.

2.Prośba

Zrób cos, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej
Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła

Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś
Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę, by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla Ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz.


W zasadzie jako drugi wiersz mógłbym tu wrzucić wiele tytułów. Ale pozostanę przy tym, bo uważam go za bardzo subtelny erotyk.
Ostatnio zmieniony 03 lis 2011, 18:23 przez NathirPasza, łącznie zmieniany 2 razy.
Mieszkam w wysokiej wieży ona mnie obroni
Nie walczę już z nikim nie walczę już o nic
Palą się na stosie moje ideały
Jutro będę duży dzisiaj jestem mały

Sztywny Pal Azji - Wieża radości, wieża samotności

@psik
Posty: 506
Rejestracja: 30 paź 2011, 22:56

Re: ULUBIONE WIERSZE

#3 Post autor: @psik » 02 lis 2011, 13:34

Wiersz nazywa się Romans i jest autorki z którą straciłem kontakt gdyż forum z którego ją znałem już nie istnieje.

hoeru opuszcza miecz i próbuje złapać
rozbiegany oddech
śnieg jest wszędzie
nawet w jego płucach

patrzy zdumiony na obnażone zęby
i nie może się nie uśmiechnąć
- mają linię hamon

ten moment należy do nich
bo nie ma bestii bez bohaterów
jak nie ma bohaterów bez bestii

życząc powodzenia
i śmierci jednocześnie
on unosi ostrze
ona zaostrza apetyt

- śnieg czerwieni się patrząc na ich miłość

tak było zanim
samuraj przypasał aparat cyfrowy
Socjalizm świetnie nadaje się do fałszowania świadomości zbiorowej, gdyż jest intelektualną pokusą ćwierćinteligenta. - Stefan Kisielewski

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Re: ULUBIONE WIERSZE

#4 Post autor: Gloinnen » 02 lis 2011, 13:53

Nathir - :ok:

Ja też uwielbiam poezję Wojaczka. Jest niezwykle sugestywna i siedzi we mnie mocno. Od dawna.

Na przykład taki wiersz:

Rafał Wojaczek - "Mapa"

Wszędzie, gdzie cię dotykam,
na twojej skórze odciski
palców świecą i jesteś już
jak gdyby niebo;
gdzie ty przez szybę powietrza
wciąż wzrokiem
wyciskasz gwiazdy coraz
młodsze.

Gwiazdozbiór Lewej Piersi, gdzie
Wielka Sutka wśród liści
Mlecznej Drogi wyróżnia się
jasnością pierwszą,
oznaczającą mnie samemu
jeden
z biegunów moich chceń;
i Siedem

eksplozją twego śmiechu, jak
Supernowej odpryski
rozproszonych łaskotek: jeszcze
gęsto świecą
gwiazdki Różańca, wreszcie
Duża Róża
w niebie północnym Krzyż
Południa.

***
Wiersz Mordercy Poetów - hmm... morderczy. Ale ma w sobie dreszczyk, zaciekawił mnie.

Poz.

Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Abi
Posty: 1093
Rejestracja: 02 lis 2011, 11:57

Re: ULUBIONE WIERSZE

#5 Post autor: Abi » 13 lis 2011, 20:49

Gloinnen pisze:Wiliam Shakespeare - "Sonet 73"
(tłum. Stanisław Barańczak)
ku mnie bardziej sonet CXL
(tłum. : Maciej Słomczyński)

    • Bądź równie mądrą, jak jesteś okrutną;
      Nie drażnij wzgardą niemej cierpliwości,
      Gdyż znajdę słowa, by wyrazić smutną
      Boleść mą, której nie dasz krzty litości.
      Pozwól doradzić: wcale nie zaszkodzi
      Gdy nie kochając powiesz: Kocham, miły.
      Konającemu, kiedy śmierć nadchodzi,
      Lekarz powiada, że odzyska siły.
      Oszaleć muszę, gdy będę w rozpaczy,
      I źle o tobie powiem coś w obłędzie.
      Zły świat to kłamstwo gorzej przeinaczy;
      W szalonych uszach szał ten prawdą będzie.
      Więc aby takiej uniknąć obmowy,
      Choć serce zerka, nie odwracaj głowy.
A.

Awatar użytkownika
Abi
Posty: 1093
Rejestracja: 02 lis 2011, 11:57

Re: ULUBIONE WIERSZE

#6 Post autor: Abi » 13 lis 2011, 22:24

NathirPasza pisze: Zacznę od Wojaczka, bo nadal często do niego wracam.
u mnie R.W. celuje w:
  • Piosenka o poecie


    Ponieważ bity jest ciągle jak dziecko,
    Poeta, sztuki nie znający wcale,
    Pięść poematu zaciska i bije.

    Bije kobietę, bowiem się podmywa,
    Wyciska wągry oraz się maluje.
    Bije swą żonę za to, że kobieta.

    I za to samo bije swoją matkę.
    I ojca bije za to, że z nią jest.
    Władzę opluwa prędkimi stychami.

    I tłucze szyby rymem i kopniakiem
    Akcentu główkę embriona w macicy
    Przetrąca tak, że matka syna pozna

    Po idiotyzmie, z którym się urodzi.
    Poeta także inne rzeczy robi,
    Ale już wtedy przestaje nim być.
A.

Sokratex
Posty: 1672
Rejestracja: 12 lis 2011, 17:33

Re: ULUBIONE WIERSZE

#7 Post autor: Sokratex » 18 gru 2011, 21:16

    Czekając na barbarzyńców


    Na cóż czekamy, zebrani na rynku?
    • Dziś mają tu przyjść barbarzyńcy.
    Dlaczego taka bezczynność w senacie?
    Senatorowie siedzą - czemuż praw nie uchwalą?
    • Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy.
      Na cóż by się zdały prawa senatorów?
      Barbarzyńcy, gdy przyjdą, ustanowią prawa.
    Dlaczego nasz cesarz zbudził się tak wcześnie
    i zasiadł - u największej z bram naszego miasta -
    na tronie, w majestacie, z koroną na głowie?
    • Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy.
      Cesarz czeka u bramy, aby tam powitać
      ich naczelnika. Nawet przygotował
      obszerne pismo, które chce mu wręczyć -
      a wypisał w nim wiele godności i tytułów.
    Czemu dwaj konsulowie nasi i pretorzy
    przyszli dzisiaj w szkarłatnych, haftowanych togach?
    Po co te bransolety, z tyloma ametystami,
    i te pierścienie z blaskiem przepysznych szmaragdów?
    Czemu trzymają w rękach drogocenne laski,
    tak pięknie srebrem inkrustowane i złotem?
    • Dlatego że dziś barbarzyńcy przyjść mają,
      a takie rzeczy olśniewają barbarzyńców.
    Czemu retorzy świetni nie przychodzą, jak zwykle,
    by wygłaszać oracje, które ułożyli?
    • Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy,
      a ich nudzą deklamacje i przemowy.
    Dlaczego wszystkich nagle ogarnął niepokój?
    Skąd zamieszanie? (Twarze jakże spoważniały.)
    Dlaczego tak szybko pustoszeją ulice
    i place? Wszyscy do domu wracają zamyśleni.
    • Dlatego że noc zapadła, a barbarzyńcy nie przyszli.
      Jacyś nasi, co właśnie od granicy przybyli,
      mówią, że już nie ma żadnych barbarzyńców.
    Bez barbarzyńców - cóż poczniemy teraz?
    Ci ludzie byli jakimś rozwiązaniem.
      • ---
        Konstandinos Kawafis
        (tł. Zygmunt Kubiak)
    Dodano -- 18 gru 2011, 21:18 --
      Karaluch

      Ona była z Tokio.
      On z Tabrizu.
      Spotkali się w księgarni.
      Oboje wyciągnęli rękę po tą samą książkę.
      Przepraszam, po japońsku.
      Przepraszam, po persku.
      Była to rozprawa o karaluchach.
      Oboje chcieli kupić tę książkę.
      Był tylko jeden egzemplarz.
      Umówili się, że kupią go na spółkę.
      Oboje byli specjalistami od morfologii i bihewioru karaluchów.
      Fascynowały ich przez całe życie.
      Teraz poczuli się zafascynowani sobą.
      Pokochali się patrząc na wizerunki karaluchów jedzących
      to, co jedzą karaluchy.
      On ją zaprosił do siebie.
      Ona jego.
      Chodzili razem ma długie spacery.
      Często rozmawiali też o innych rzeczach
      niż karaluchy.
      On jej czytał ulubionych poetów sanskryckich.
      Ona mu czytała haiku.
      Gdy badali narządy rozrodcze swych ulubionych
      owadów, ich własne genitalia robiły się wilgotne.
      U niego w mieszkaniu. Potem u niej.
      Było to rozkoszne.
      Romantyczne.
      Byli niewiarygodnie szczęśliwi.
      Romans ich powinien trwać wiecznie.
      Aż im oczy błyszczały.
      Coś robiło się z ich głosem.
      Traktowali się z ogromną czułością.
      On przyniósł jej trochę własnych wierszy.
      Ona sprowadziła dla niego prezent samolotem z Tokio.
      Aż pewnego dnia się posprzeczali.
      Rozeszło się o zwyczaje karaluchów podczas jedzenia.
      On mówił tak, a ona inaczej.
      Sprzeczka zamieniła się w spór.
      Spór stał się kłótnią.
      Kłótnia stała się gwałtowna i zawzięta.
      Nie mogli się pogodzić w poglądach na zwyczaje karaluchów podczas jedzenia.
      Przepaść między nimi wciąż rosła.
      On mówił to, a ona tamto.
      Nie sposób dojść do porozumienia.
      Tylko jedno mogło mieć rację.
      Syczeli na siebie.
      Oczy im się napełniały nienawiścią.
      Kwestionowali wzajemnie swoją inteligencję i pochodzenie.
      Wszystkie miłe i ważne rzeczy, jakie powiedzieli sobie wzajemnie
      o karaluchach, poszły w niepamięć.
      Smutne to było.
      Bardzo smutne.
      W końcu on zabrał jej swoje wiersze.
      A ona mu powiedziała, żeby sobie wziął ten traktat o karaluchach
      bo jest mu najwyraźniej potrzebny.
      Suka, po persku.
      Niedouczona gnida, po japońsku.
      Tak skończył się romans.
      Smutne to było.
      Bardzo smutne.
        • ---
          Irving Layton
          Kanada 1912
          (przełożył Robert Stiller)
      Dodano -- 18 gru 2011, 21:20 --

        Jak wyłamano jej zęby
        (pieśń Indian z plemienia Paiute)

        Dawniej kobiety nosiły w pizdach zęby.
        Trudno było wtedy okazać się
        mężczyzną
        widząc jak twoja kobieta przykuca do jadła
        i słysząc trzask króliczych kostek.
        Co któryś wymyślił jebanie
        to pomysł ginął razem z nim.
        Jak kobieta powiedziała że by coś przegryzła
        to nie brałeś tego tak lekko.
        Już raczej wolałeś uciec i walczyć
        z pożeraczem ludzi Numuzoho.

        Aż kojot to załatwił.
        Załatwił wreszcie te kobiety zębate.
        Wziął którejś nocy
        wyłupany z lawy tluczek Numuzoho
        kładąc się z taką.
        I łup łup chrzęst chrzęst aj aj aj
        przez całą noc.
        Mężu! jestem szczęśliwa! rzekła
        i resztę już znamy.

        Na jego cześć nosimy naszyjniki z kłów.
          • ---
            Przełożyli z oryginału
            Isabel Kelly i Jarold Ramsey,
            z angielskiego spolszczył
            Robert Stiller

        Awatar użytkownika
        Gloinnen
        Administrator
        Posty: 12091
        Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
        Lokalizacja: Lothlórien

        Re: ULUBIONE WIERSZE

        #8 Post autor: Gloinnen » 14 sty 2012, 22:10

        Charles Baudelaire

        Wyklęte

        Delfina i Hipolita

        W świetle lampy i jego wyblakłej pozłocie,
        Na pościeli owianej obłokiem wonności
        Hipolita marzyła o wielkiej pieszczocie,
        Podnoszącej kurtynę dziewczęcej czystości.

        Szukała wzrokiem chwiejnym, zamąconym burzą
        Dalekiego już nieba prostoty w błękicie,
        Tak jak podróżny, który znużony podróżą,
        Szukałby horyzontów minionych o świcie.

        W jej oczach łzy leniwe, spojrzenie nieswoje,
        Załamanie, apatia, przesyt, wyczerpanie,
        Ramiona jak zbyteczne porzucone zbroje
        To jej kruchego piękna i blaski, i cienie.

        U stóp leżąc z uśmiechem jawnie tajemniczym
        Delfina w nią wpijała wzrok niemiłosierny,
        Tak jak drapieżne zwierzę strzegące zdobyczy,
        Którą już naznaczyło swym zębem pazernym.

        Przemoc piękna na klęczkach przed pięknem, swym jeńcem
        Piła wino tryumfu swego i potęgi.
        Przysunęła się bliżej, wyciągnęła ręce
        Tak jakby sięgała po słodycz podzięki.

        Szukała niecierpliwie w oczach swej ofiary
        Pieśni niemej, co śpiewa rozkosz, upojenie
        I wdzięczność nieskończoną, tę wdzięczność bez miary,
        Co płynie spod powieki jak wielkie westchnienie.

        "Co myślisz, Hipolito, powiedz, o tym wszystkim?
        Czy wiesz już, że nie trzeba powierzać ołtarzom
        Twych pierwszych pąków róży? I płatki i listki
        Tknięte wichurą zaraz zmarszczą się i zwarzą.

        Mój całunek jest zwiewny jak muśnięcie toni
        Przez jętkę jednodniową, jak znikliwa smuga.
        Przed całunkiem kochanka nic cię nie obroni,
        Wyżłobi ślad jak furgon albo lemiesz pługa.

        Jak ciężki wóz wleczony przez woły i konie
        Zatratuje cię swoją bezwzględną podkową,
        Hipolito, ma siostro, podaj mi swe skronie,
        Me serce, moje wszystko i moja połowo!

        Twoje oczy to gwiazdy na niebiosach ciemnych,
        Za jedno twe spojrzenie, balsam cudowności
        Ja uniosę zasłonę rozkoszy tajemnych
        I uśpię cię w marzeniu jak w nieskończoności."

        Hipolita uniosła swe skronie dziewczęce:
        "Ja nie jestem niewdzięczna i nie czuję żalu,
        Lecz się czuję poddana nieznanej udręce
        Jak po straszliwej uczcie w ponurym foksalu.

        Czuję, jak atakują mnie olbrzymie trwogi,
        Bataliony widm czarnych, przeraźliwe zjawy,
        Jak wloką mnie niknące pod stopami drogi
        Zamknięte zewsząd szczelnie horyzontem krwawym.

        Czy dziwne były nasze postępki i cele?
        Wytłumacz mój niepokój, bo myśl ma jest pusta.
        Dreszcz lęku mnie przenika, gdy mówisz 'Aniele',
        A przecież wciąż ku tobie idą moje usta.

        Nie patrz tak. Ja twą myślą moją myśl uskrzydlę
        I będę kochać ciebie czułością, marzenia,
        Chociażbyś była nawet zastawionym sidłem
        I początkiem na wieki mego zatracenia."

        Delfina swą czupryną wstrząsnęła tragicznie,
        Jakby weszła na trójnóg z żelaza, i rzekła
        (Wzrok był wyrokiem losu, głos brzmiał despotycznie):
        "Kto śmie wobec miłości wspomnieć grozę piekła?

        Niech przeklęty zostanie marzyciel zbyteczny
        Co pierwszy chciał naiwnie, jak niemądre dziecko
        Spotkawszy problem nierozwiązalny i wieczny,
        Do świętych spraw miłości wmieszać prawość świecką.

        Kto chce więzią mistyczną połączyć nadzieję
        Z rozpaczą, chłód z upałem, a światło z ciemnością,
        Ten paralitycznego ciała nie ogrzeje
        Pod tym czerwonym słońcem, co zwie się miłością.

        Chcesz? Szukaj sobie banalnego oblubieńca,
        Wystaw serce na razy całunków, tych batów,
        I ze skruchą, zhańbiona nie kryjąc rumieńca,
        Zwrócisz mi swoje piersi z piętnami stygmatów.

        Tutaj tylko jednego można chwalić pana."
        Dziecko krzyknęło nagle w ogromnej rozterce:
        "Nie! Czuję jak się we mnie otwiera jak rana
        Otchłań, a tą otchłanią jest me własne serce!

        Wrzące lawą wulkanu, głębokie jak pustka,
        Nigdy nie uciszone to monstrum jęczące
        Jest w mocy Eumenidy, cierpliwego bóstwa,
        Co ma dlań żagwie świeżym wciąż ogniem palące.

        Niech kotary osłonią nas przed każdym okiem,
        By znużenia nie mącił świat, nasz prześladowca,
        Pragnę się unicestwić twym tchnieniem głębokiem
        I rzeźwić się twą piersią jak chłodem grobowca."

        - Nieście swe namiętności jak ciemne pochodnie
        Tą drogą, która wiedzie do wiecznego piekła,
        Schodźcie na dno otchłani, tam gdzie wszystkie zbrodnie,
        Które rwie i biczuje nawałnica wściekła,

        Wrzą w tyglu burz płodzącym gromy i przekleństwa.
        Ścigajcie żądze! Żądza niechaj żądzę płoszy!
        Nie wyczerpiecie nigdy swojego szaleństwa,
        A karą będzie jedna z tych waszych rozkoszy.

        Żywy blask nie oświetli nigdy waszych lochów.
        Pełznące szczelinami trujące wyziewy
        Migocą zimnym światłem spopielonych prochów,
        Wsączając obrzydliwą broń do waszych trzewi.

        Cierpka jałowość waszych pożądań i uciech
        Pozbawia skórę blasku, a pragnienie żaru.
        Chłostane wichrem, który podsycają chucie,
        Ciała wasze łopoczą jak strzępy sztandaru.

        Poza prawem żyjących, tułaczki wyklęte,
        Tropem wilczym ścigajcie los po pustym globie,
        I uciekajcie, dusze trawione zamętem
        Przed tą nieskończonością, którą macie w sobie.

        tłum. Zbigniew Bieńkowski.
        Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
        Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
        Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
        Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

        /B. Zadura
        _________________
        E-mail:
        glo@osme-pietro.pl

        miniawka
        Posty: 281
        Rejestracja: 21 sty 2012, 22:26
        Lokalizacja: Warszawa

        Re: ULUBIONE WIERSZE

        #9 Post autor: miniawka » 27 lut 2012, 20:09

        Największy polski liryk: "Nad wodą wielką i czystą".
        Adam miniawka
        Nałóg zwany Nadrealizmem to nieumiarkowane i namiętne stosowanie narkotyku jakim jest obraz. Luis Aragon

        Prorok
        Posty: 23
        Rejestracja: 01 mar 2012, 14:08
        Lokalizacja: Dworzyszcze

        Re: ULUBIONE WIERSZE

        #10 Post autor: Prorok » 01 mar 2012, 23:39

        U mnie nieprzerwanie króluje Bruno:

        Ipecacuana

        Na pierwszym moim koncercie,
        (A może mi tylko śni się...)
        Siedziała w trzecim rzędzie
        Pani w niebieskim lisie.

        Miała oczy wklęsłe,
        takie ogromnie dalekie.
        I długie błękitne rzęsy.
        I białe, zamszowe powieki.

        Czytałem strofy rytmiczne.
        Po myślach tłukł się Skriabin.
        Siedziały w krzesłach damy
        Z welwetu i z jedwabiu.

        Siedzieli w krzesłach panowie,
        Patrzyli wzrokiem żabim...
        Czytałem rytmiczne strofy.
        Po myślach tłukł się Skriabin...

        I było wszystko, jak wszędzie.
        I było wszystko, jak dzisiaj.
        I była w trzecim rzędzie
        Pani w niebieskim lisie.

        Pluskali miarowo w ręce.
        Rozeszli się wolno po domach.
        Została kremowa Nuda,
        Jak duża, śliska sarkoma...

        A potem księżyc stłukłem
        I gażę chciałem we frankach,
        I noc miała piersi wypukłe,
        Jak pierwsza moja kochanka...

        A wieczór byłem maleńki...
        Płakałem w kąciku do rana
        O smutnej niebieskiej Pani
        Z oczami jak ipecacuana...

        ODPOWIEDZ

        Wróć do „ULUBIONE”