A moze na poczátku (np przy ukazaniu sie nowego krázka, czy spotkaniu z dotád nieznanym artystá) tylko slyszec, a potem z dziká radosciá dac sie poniesc ludzkiej fali cial i wspólodbierania?
Co jest wam milsze: sam na sam z ukochanym geniuszem w sluchawkach/glosnikach, czy specyficzne wzruszenie, którego nie doswiadczy nigdzie indziej, jak wlasnie na zywo?
Naturalnie, sa gatunki muzyki, które posiadajá wrecz predyspozycje "zgromadzen", ale sá takie jak np muzyka klasyczna, która czaruje na zupelnie inny sposób - chociaz...
Prosze, opowiedzcie, o preferencjach, klimatach, wymaganiach i ich zaspokajaniu.
Podzielcie sie tym, co wam w duszy gra. I dlaczego wlasnie to.
