A nie powinno.Alek Osiński pisze:W sumi dziwi mnie, że mówi to taki wolnomyśliciel jak Ty
Napisałem, że wolę zdeklarowaną (z naciskiem na ten przymiotnik) dyktaturę z dwojga złego. Drugim złem nazwałem fikcyjną demokrację. I będę się upierał. Gdyby przyszło mi żyć w jakiejś bananowej republice, rządzonej przez tamtejszą juntę, wiedziałbym, gdzie moje miejsce, co mi wolno, a czego nie. Może nie byłbym szczęśliwy, ale świadom zagrożeń. I wiedziałbym, że rządzi mną zdeklarowany dyktator. Bez hipokryzji, której Ty akurat jesteś zdecydowanym wrogiem.
W tzw. demokracji, hipokryzja jest posunięta do granic absurdu.
Pozostaje jeszcze porównanie ustrojów. Dzisiejszego i słusznie minionego.
Wyobraź sobie taką sytuację: Władza podnosi ceny na artykuły spożywcze. Najpierw to ogłasza w przekaziorach. Nazajutrz rano rozpoczyna się wrzenie w kilku większych zakładach pracy. Po południu zbiera się biuro polityczne i szuka rozwiązania.
A jak jest dzisiaj?
Władza niczego nie ogłasza. Sprzedawca, a właściwie to kartel, podnosi cenę kiedy chce, a społeczeństwo - zniechęcone olewatorskim stosunkiem władzy do niego - rezygnuje z kolejnych dobrodziejstw cywilizacji, żeby mieć co żreć. Ale zapewne rozpiera je duma, że ma tzw. wolność. Wolność wyboru, czy kupić dziś chleb, czy zapłacić za wodę.
A skoro już mówimy o cenach...
Zauważyliście może, że od pewnego czasu nasi dobroczyńcy - kapitaliści - wpadli na genialny pomysł? Już nie podnoszą cen na artykuły spożywcze. Dobrze wiedzą, że opakowanie (na przykład jogurtu) nie może u nas kosztować więcej niż w najdroższych krajach Unii. Oni po prostu zmniejszają sukcesywnie wielkość opakowań. Pamiętam czasy, gdy bochenek chleba ważył kilogram, albo dwa. Potem spadł do 0,8 i 1,6.
Dziś przeciętny bochenek to ok. 500 g. Jogurty, śmietany itp. mieściły w opakowaniu pół litra. Dziś trudno spotkać większe, niż 0,3. Ale cena się nie zmienia.
To właśnie jest demokracja. System oparty na oszustwie. Filozofia Kanta doprowadzona do perfekcji.
Nadal się dziwisz?