Sporty ekstremalne, balansowanie na krawędzi ryzyka i tp, to raczej domena ludzi młodych.
Pamiętam, że jako nastolatek uwielbiałem przechodzić po poręczach mostów. Kiedyś, w Warszawie, podczas wakacyjnego OHP, pracując na dachu ośmiopiętrowego budynku, obszedłem go wkoło po balustradzie. Niby nic, ale ja mam przecież paniczny lęk wysokości. Dziś boję się wychylić z okna wyżej, niż z drugiego piętra. Po prostu, u większości ludzi chyba, z wiekiem maleje zapotrzebowanie na adrenalinę, rośnie zaś potrzeba poczucia bezpieczeństwa. Jeśli więc staruszek wybiera się w Himalaje, uważam to za próbę odzyskania młodości. Niedorzeczną, ale przecież tonący brzytwy...
Czy przyłączę się do narodowej histerii po śmierci takiego delikwenta wskutek upadku w przepaść? Absolutnie nie. Zgodnie ze starą zasadą: nie chodzi o te jabłka, tylko po coś tam lazł!
A teraz nieco polemiki...
Gdybym Cię nie znał osobiście, może bym uwierzył.@psik pisze:Zrobiłem w życiu ok 2 milionów kilometrów
Jesteś stosunkowo młodym człowiekiem, podejrzewam, że jeździsz od jakichś dziesięciu, może piętnastu lat (na wyrost). Nie jesteś zawodowym kierowcą.
No to masz porównanie. Zawodowy kierowca, pokonujący długie, europejskie trasy, po autostradach, przejeżdża rocznie średnio ok. stu dwudziestu tysięcy. Na przejechanie dwóch milionów potrzebuje więc około siedemnastu lat. Zakładam, że twoje trasy nie są dłuższe, niż Polska po przekątnej (700 km), bez autostrad, bo ich w Polsce prawie nie ma i nie pokonujesz ich codziennie. Przeciętny roczny przebieg auta osobowego (używanego do wyjazdów służbowych po kraju) zamyka się w osiemdziesięciu tysiącach (znowu na wyrost). Na dwa miliony potrzebowałbyś więc ćwierć wieku. Czyżbyś wliczył sobie do przebiegu również kilometry przejechane hulajnogą po podwórku?
A skoro mówimy o sportach ekstremalnych, ja do dziś uprawiam podnoszenie ciężarów.
Zaczynam od 50 gram.