Śluby (nie) panieńskie

Uwaga! Tu wchodzisz na własne ryzyko i odpowiedzialność.
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Śluby (nie) panieńskie

#1 Post autor: Gloinnen » 05 cze 2014, 14:02

Jestem przeciwniczką instytucji małżeństwa. Zagorzałą i wojującą. Ale nic nie wskazuje na to, aby ludzie gorliwie i z przekonaniem wyrzekli się tej formy regulowania wzajemnych relacji, a i państwu ta instytucjonalizacja jest bardzo na rękę. Do tego stopnia, że bez zbytnich oporów zgadza się rozszerzyć formułę małżeńską na wszystkie możliwe kombinacje związków; tylko patrzeć, aż śluby cywilne będą dopuszczalne nie tylko w związkach hetero- i homoseksualnych, ale także np. w trójkątach, w sześciokątach, albo z dmuchaną lalą, w zależności od tego, co jakiemuś genialnemu jełopowi przyjdzie do głowy. Pod warunkiem, że zgromadzi wokół siebie wystarczająco silną grupę wsparcia i nacisku.
Ale ja nie o tym... W każdym razie śluby będą zawierane, bo to i wygodne, i przyjemnie dowartościowuje, i zaspokaja głód stabilizacji oraz posiadania. Jeżeli jednak już koniecznie trzeba, to może chociaż z pełną świadomością, żeby można było później przynajmniej obiektywnie powiedzieć, że "wiedziały gały co brały".
Jednym z niezbędnych elementów potrzebnych do zawarcia ważnego małżeństwa, jest złożenie przysięgi, prawnie określa się to, o ile czegoś nie pokręciłam, "oświadczeniem woli". Chciałam się bliżej przyjrzeć dwóm tekstom przysięgi małżeńskiej i je porównać. Wyczytałam niedawno czyjeś mądre zdanie, że przysięga w USC jest o wiele bardziej życiowa, mądra i uczciwa od tej kościelnej. Podpisuję się pod tym obiema kończynami górnymi. Popatrzmy:

Tekst przysięgi, wypowiadany podczas zawierania ślubu cywilnego:
"Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z (imię Panny Młodej) i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe."

- "świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny" - nie ma żadnego bredzenia o uczuciach i uniesieniach; wyraźnie akcent jest położony na zmianę statusu i dobrowolne wstąpienie do określonej instytucji: jak w szkole są prawa i obowiązki ucznia, tak w małżeństwie są prawa i obowiązki małżonka. Jest to tylko - tak naprawdę - nieprzymuszone poddanie się pewnej grupie obowiązujących przepisów i norm. Z drugiej strony zastanawiam się, która para przed ślubem czyta Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy. A powinni! Nie, większość tylko chodzi na parafialne nauki przedmałżeńskie i do kościelnej poradni rodzinnej, gdzie uczą się rozróżniać śluz płodny i niepłodny. Wątpię, czy studiują obowiązujące w Polsce prawo, regulujące sprawy małżeńskie i rodzinne, a zatem, czy faktycznie są "świadomi", składając przysięgę. No, ale jako że znakomita większość małżeństw zawierana jest w Kościele, gdzie w ogóle nie ma nawiązania do tego aspektu, trudno się dziwić... Idea jednak ze wszech miar słuszna, gorzej z praktyką.

- "przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe".
Dość ogólnikowe, ale sama deklaracja raczej bardzo ludzka, zakładająca przede wszystkim starania, a nie stanowiąca jakieś ciążące jak klątwa memento. Obopólne przyrzeczenie jest pewnego rodzaju zobowiązaniem do WSPÓŁPRACY. Nie ma mowy o miłości, wierności itp. infantylnych kocopołach, toteż wydaje mi się, że ta przysięga daje dwojgu ludzi o wiele więcej swobody we wzajemnym kształtowaniu się relacji i pożycia, w zależności od tego, jak oni zdefiniują na własny użytek pojęcie szczęścia. Ha, nawet chyba o zdradzie nie mam mowy, wygląda na to, że jeżeli obydwojgu to nie przeszkadza, to niech sobie przyprawiają wzajemnie rogi, byleby byli szczęśliwi i zgodni w tym, co robią. A że nic nie scala lepiej związku niż zazdrość i niepewność, to jak najbardziej dokładają starań, aby małżeństwo "było trwałe", czyż nie tak? Problem jedynie w tej "zgodności", bo to od niej zaczyna się rozkład pożycia, prowadzący do rozwodu. Weźmy choćby taki alkohol. Oczywiście mieć małżonka alkoholika i samemu nie pić, to koszmar. Natomiast jeśli oboje uwielbiają sobie dawać w palnik? Najpierw się "na bańce" wezmą za kudły, potem pogodzą w wyrku i co komu do tego? Nawet alkoholizm nie musi być zatem anty-przesłanką do zawarcia małżeństwa.

W gruncie rzeczy zatem przysięga jest dość spójna, oparta na przesłankach realnych, uwzględnia ludzką naturę i pozwala przyszłej parze na pełną dowolność we wspólnym budowaniu wzajemnych relacji. Mogą to robić, kierując się wspólnie wypracowanym światopoglądem, przekonaniami, upodobaniami, stylem życia. Można zawrzeć małżeństwo tylko dla kasy, bo czemu i nie? Ktoś zresztą mądrze powiedział, że tak naprawdę od ślubu dwoje ludzi o wiele skuteczniej wiążą kredyty. No, może jeszcze dzieci.

Popatrzmy teraz na przysięgę kościelną:
"Ja (imię 1) biorę sobie Ciebie (imię 2) za żonę (męża) i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."

Przede wszystkim - zero świadomości. Prawdziwe "nie wiedzą, co czynią". No, ale przecież kto na to zwraca uwagę w radosnym upojeniu? Liczy się wszak jedynie to, że "już mi niosą suknię z welonem", ewentualnie jeszcze istotna bywa kwestia, ile kasy uda się wyłudzić na weselichu od kochającej rodzinki.

- "biorę sobie Ciebie..." - zupełnie, jakby jedna osoba miała odtąd stać się własnością tej drugiej. Po prostu przedmiotem, który się zawłaszcza. To taki zawoalowany akt przejęcia własności, któremu towarzyszy kilka efektownych guseł. Zwłaszcza słówko "sobie" oddaje jasno i czytelnie zawarte w tej formule intencje.

- "ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską" - dla mnie z góry przysięga dość utopijna i nieszczera, bo czy człowiek ma pełną kontrolę nad swoimi uczuciami? Zdarza się w życiu jedna miłość, ale nierzadko bywa inaczej. Teoretycznie małżeństwo i poczucie odpowiedzialności powinno uczyć odporności na zauroczenia i przelotne fascynacje, ale granica tutaj jest tak płynna, że trudno jest jednoznacznie określić, co jest jeszcze "zakochaniem", a co prawdziwym uczuciem. Ogólnie jednak "serce nie sługa", więc jak można złożyć deklarację co do rzeczy, na które wpływu się nie ma?
Kwestia wierności, to kwestia umowna, między dwojgiem ludzi. No ale załóżmy, że skoro już młodzi galopują do kościoła z obrączkami, to akceptują ten wymóg.
Uczciwość małżeńska pozostaje dla mnie pojęciem dość nieprecyzyjnym. Zawsze zastanawiałam się, co ono tak naprawdę oznacza.

Aby podsumować porównanie najważniejszych fragmentów tych dwóch przysiąg - chcę zauważyć coś, co się od razu rzuca w oczy. Przysięga "cywilna" zorientowana jest na CELE i determinację w dążeniu do nich (zgodne pożycie, teoretyczne dobro obojga małżonków), oczywiście w ramach instytucji małżeńskiej i regulujących jej funkcjonowanie norm prawnych. Przysięga "kościelna" jest za to ukierunkowana na ŚRODKI. Szczęście przyszłych małżonków jest celem niezaprzeczalnym i oczywistym, aksjomatem, wynikającym jedynie z samego faktu, że dopełnili określonego rytuału, niemalże "psim obowiązkiem", o ile zostaną dotrzymane trzy, narzucone odgórnie warunki umowy: "miłość, wierność i uczciwość małżeńska". Z tym, że są słowa bardzo ogólnikowe, niejasne.
Przysięga "cywilna" ponadto nie wyręcza przyszłych małżonków w definiowaniu priorytetów, podejmowaniu wysiłków i odpowiedzialności, w przeciwieństwie do "kościelnej", która daje im autorytarną, jedynie słuszną receptę na szczęście, na dodatek wysnutą z nierealnych, wątpliwych psychologicznie i relatywnych założeń. Przepisy prawne zostają tu zastąpione odwołaniem do Boga i Wszystkich Świętych, którzy wzorem Big Brothera mają czuwać nad nowo powstałym stadłem i jego losami.

- "oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci" - kolejny absurd. W przeciwieństwie do deklarowanego w USC "starania o to, by było dobrze", tutaj w zasadzie można sobie te starania odpuścić. Ponieważ ślubowanie wiecznej miłości jest absurdem, gdy ona wygaśnie pozostaje jedynie idiotyczne zobowiązanie do trwania aż po grób w jakiejś przerdzewiałej atrapie związku. Bo nawet, jeśli jedna strona nie dotrzymuje (z jakichkolwiek powodów by to nie było) warunków umowy, to i tak druga strona jest zobligowana do tkwienia w poharatanym stadle i dotrzymywania, bo... Paranoja jakaś i krzycząca niesprawiedliwość. To tak, jakby ktoś podpisał dowolnej natury umowę cywilnoprawną i musiał płacić karę umowną za to, że umowa została zerwana przez drugą stronę.

W obliczu powyższego, zastanawiam się mocno nad tym, po co ludzie tak się pchają do tego ołtarza. Czy dla tych paru chwil szopki, w której odgrywają najważniejszą rolę? Czy z totalnej głupoty? Pod presją rodziny?
Uważam też, że oprócz uczestnictwa w naukach przykościelnych (a nie jest tego mało wcale, coś około kilkunastu spotkań), każda przyszła para powinna obowiązkowo zdać egzamin ze znajomości Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego. Pewnie dla niejednej parki gruchających gołąbków byłby to ze wszech miar pożądany zimny prysznic, ale lepiej zdobyć określoną wiedzę zawczasu niż post factum. Nikt w końcu przecież nie powinien niczego podpisywać w ciemno, nie wiedząc, co z tego tak naprawdę wynika, zwłaszcza gdy większość jest napisana drobnym druczkiem. A przecież nieznajomość prawa nie zwalnia z obowiązku jego przestrzegania!

A w ogóle to niech żyją wolne związki, nawet w domach z betonu!
:jez:

Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
lczerwosz
Administrator
Posty: 6936
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
Lokalizacja: Ursynów

Re: Śluby (nie) panieńskie

#2 Post autor: lczerwosz » 05 cze 2014, 14:51

Mam takie życiowe pytanie. Jeśli kandydatka na żonę spyta swego kandydata, czy ślubujesz mi miłość, wierność i uczciwość małżeńską, a on powie, że nie. Że nie potwierdzi tego w kościele. Ona spyta - dlaczego. Albo pytanie - to w taki razie, do kiedy zawieramy ślub - odpowiedź będzie - nie do śmierci, ale, dajmy na to na 10 lat, żeby dzieci podrosły (n.b. do najgorszego dla siebie okresu dla rozstania rodziców) - to co? Czy para taka ma szansę istnieć jeszcze choć jeden dzień?
Albo on powie, że nie przyrzeka niczego i że nie zamierza wcale uczynić wszystkiego, aby ich małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe, to co?
Czyli pomysł masz świetny, ale realizacja tego pomysłu może być fatalna.

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Śluby (nie) panieńskie

#3 Post autor: 411 » 05 cze 2014, 15:08

Przeczytalam uwaznie calego posta.
Abstrahujác od Twojego zapatrywania sie na instytucje malzenstwa - jest sporo racji w tym, co piszesz.
Mam za sobá trzy: jeden koscielny i dwa cywilne (za moich czasów nie bylo slubów konkordatowych, moze i dobrze).
Koscielny nr 1 i cywilny nr 1 pamietam blado, bardziej ze wzgledu na wydarzenia im towarzyszáce, a nie samo wydarzenie.
Cywilny nr 2 pamietam bardzo dobrze, a jeszcze lepiej calá droge przez meke, by go dopelnic: tony papierów, tysiáce kilometrów w te i nazad, bo trzeba bylo "osobiscie", durne pytania i jeszcze durniejsze druczki, np.: nazwisko panienskie meza, albo: zdolnosc prawna zawarcia zwiázku malzenskiego z cudzoziemcem. Wszystko tlumaczone w dwie strony, oczywiscie u tlumaczy przysieglych, co przeklada sie na naprawde duze sumy (nie liczác paliwa i oplat tzw skarbowych).
Tak, te wszystkie cuda spotykaly nas wylácznie po stronie polskiej, ale nie pytajcie mnie czemu. Ktos powie: trza sie bylo zenic w Polsce, byloby latwiej. G*** prawda, sprawdzalam.
Ale nie o tym jest ten post.

Powiem tak: lubie byc zoná, lubie do kogos "przynalezec" - odnajduje sie w tym, to jest moje miejsce. Prawdá jest, ze zawieranie zwiázków malzenskich zbyt wczesnie konczy sie w 99,9% rozwodami. Do "bycia w zwiázku" trzeba dojrzec, dorosnác. A ze akurat mój jest sformalizowany? Uwazam, ze to dobrze, wszystko jest zaparafowane, dopelnione, prawnie wazne.
Z drugiej strony: zaden papier nie gwarantuje dlugiego i szczesliwego pozycia, bez wzgledu na forme przysiegi, czy "urzednika" obecnego podczas ceremonii.
Gloinnen pisze:W obliczu powyższego, zastanawiam się mocno nad tym, po co ludzie tak się pchają do tego ołtarza. Czy dla tych paru chwil szopki, w której odgrywają najważniejszą rolę? Czy z totalnej głupoty? Pod presją rodziny?
Mysle, ze wszystkiego po trochu. Teatr, maskarada, kasiora, emocje - wszystko tego dnia jest inne, szczególne i ja to rozumiem. Niech sobie placzá i rozpakowujá prezenty. Tym bardziej te zywe.
Gloinnen pisze:Uważam też, że oprócz uczestnictwa w naukach przykościelnych (a nie jest tego mało wcale, coś około kilkunastu spotkań), każda przyszła para powinna obowiązkowo zdać egzamin ze znajomości Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego.
Zdecydowanie. Skoro jestesmy na tyle dorosli (bo: dojrzali to juz inna bajka), by dopelnic aktu, powinnismy byc tez swiadomi, czego sie podejmujemy.
Gloinnen pisze:A w ogóle to niech żyją wolne związki, nawet w domach z betonu!
Wolny kraj i kazdemu jego. Ja osobiscie lubie dotyk obráczki na palcu.
:)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Śluby (nie) panieńskie

#4 Post autor: 411 » 05 cze 2014, 15:21

lczerwosz pisze:Mam takie życiowe pytanie. Jeśli kandydatka na żonę spyta swego kandydata, czy ślubujesz mi miłość, wierność i uczciwość małżeńską, a on powie, że nie. Że nie potwierdzi tego w kościele. Ona spyta - dlaczego.
Bo ona jest zakochana, a on rozsádny? (Na odwrót pytanie nie padnie, nie ma szans.)
Mysle, ze generalnie o to chodzi. Pomijajác calá szopke z przygotowaniami, "Panstwu Mlodym" wydaje sie, ze bedá razem, w szczesciu i radosci po kres swych dni. Nikt nie przyjmuje do wiadomosci ewentualnego nieszczescia, czy kamienistych drózek. I nikt nie jest w stanie im wmówic, ze zycie to nie tylko trzymanie za reke i glaskanie po policzku. Zdecydowanie "Panstwo Mlodzi" sá najczesciej zbyt mlodzi.
Swojá drogá, przypomnialo mi sie opowiadanie Glo: "Slub". Niby okolicznosci inne, ale pasuje jak ulal.
lczerwosz pisze:Albo on powie, że "przyrzekam, że nie zamierza wcale uczynić wszystkiego, aby ich małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe, to co?
A tu juz mamy wyrachowanie i jednostronná spólke z o.o. Albo chore poczucie humoru.
Osobiscie pogonilabym takiego przyszlego-niedoszlego meza gdzie raki zimujá.

Ktos w koncu ustalil granice wiekowá, po osiágnieciu której cos nam wolno, przy calym inwentarzu zobowiázan.
Oczywiscie nie mówimy o maloletnich rodzicach i sádowych zezwoleniach na zawarcie zwíazku malzenskiego przed czasem.

Nie prowokuj, Leszku.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

januszek
Posty: 701
Rejestracja: 17 mar 2014, 16:53

Re: Śluby (nie) panieńskie

#5 Post autor: januszek » 05 cze 2014, 16:01

Gloinnen pisze:A w ogóle to niech żyją wolne związki, nawet w domach z betonu!
ależ to wbrew ... piosence

http://www.youtube.com/watch?v=2rOpJo-Lb74

Gloinnen
w sytuacji kiedy sprawiedliwość znajdziesz



w słowniku pod literą : " S "

Gwarantuję że na wszystko , jeśli tylko zechcesz, znajdziesz takie uzasadnienie, taką motywację aby wrzucić do worka z napisem ABSURD
a każdy absurd da się jakoś wytłumaczyć porządną, wzniosłą ideą
jeśli nie, spróbuj TYLKO uwierzyć, a uda Ci się

JPII, ups, jeszcze Karol Wojtyła dawał ślub [kościelny, komu (?) musiałbym poszperać, a piszę na gorąco] Formułę nie powtarzali za księdzem [ Karolem] lecz 'wykuli na pamięć', ale wcześniej [a przynajmniej on (pan młody) spędził wiele godzin przed tabernakulum na rozmowie z Bogiemi . Ślub był tylko kropką nad " i " i bardziej błogosławieństwem od "Samej Góry" niż wzajemną deklaracją . PS. - żyli długo i szczęśliwie.

to zaledwie 1 [ słownie : jeden ] przykład ale
jest tak : [stopniowanie absurdów]

kłamstwo; wierutne kłamstwo ; statystyka;

Pozdrawiam serdecznie :)

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Śluby (nie) panieńskie

#6 Post autor: skaranie boskie » 05 cze 2014, 22:06

Właściwie, to w pełni się zgadzam z Autorką.
Może jedynie te wolne związki... Czasami warto sformalizować.
Konkubent/ina nie ma prawa nawet dowiedzieć się o stan zdrowia partnera w szpitalu, bo formalnie nie jest rodziną, nie mówiąc już o wielu innych prawach, w tym spadkowych. Jedynym zaś obowiązkiem, jaki zostaje jej odpuszczony (a i tonie zawsze), jest pochówek zmarłego.
Oczywiście zgadzam się z wykładnią obu przysiąg i wyższością jednej nad drugą, choć czasami myślę, że o tej właśnie wyższości wykładał swego czasu profesor doktor Jan Tadeusz Stanisławski.
Pomysł Leszka o zawieraniu małżeństw na czas określony, opisał kiedyś redaktor Jerzy Urban w swoim tygodniku. Napisał był wówczas, że małżeństwo zawsze zawiera się z określonych przyczyn i kiedy te przyczyny ustają, powinno ulec rozwiązaniu z mocy prawa, bez konieczności przeprowadzania drogich postępowań sądowych. To rozsądny pogląd. I żaden guru, niezależnie, dla której części świata jest autorytetem, tego poglądu nie jest w stanie podważyć.
Reasumując, przychylam się do toastu.
Niech żyją wolne związki. Nawet małżeńskie.
:vino: :vino: :vino:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
lczerwosz
Administrator
Posty: 6936
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
Lokalizacja: Ursynów

Re: Śluby (nie) panieńskie

#7 Post autor: lczerwosz » 06 cze 2014, 0:35

http://kobieta.wp.pl/kat,26325,title,Ma ... omosc.html

"Małżeństwo cieszy tak, jak wysokie zarobki
Czy w ogóle warto brać ślub? Często opowiadamy dowcipy o znudzonych sobą małżonkach, a wśród nastolatków panuje przekonanie, że małżeństwo jest nieatrakcyjne i zwyczajnie nudne. Ile w tym prawdy? Okazuje się, że wejście w związek małżeński jest co najmniej tak atrakcyjne, jak otrzymanie bardzo wysokiej pensji!
Badania przeprowadzone przez brytyjskie Biuro Statystyki Narodowej (Office for National Statistics) pokazują tę niezwykłą zależność. Okazało się, że istnieje olbrzymia dysproporcja między ludźmi zarabiającymi dużo i mało oraz między osobami w związku małżeńskim i stanu wolnego.
Ludzie po ślubie są mniej więcej tak szczęśliwi jak ci, którzy są w 1/5 najlepiej zarabiających osób w kraju. Osoby, które nie są w żadnym związku, odczuwają zdecydowanie mniejszą satysfakcję z życia.

To zresztą nie pierwsze badanie, które pokazuje tę zależność. Okazuje się, że osoby w małżeństwie są zdrowsze, szczęśliwsze i bardziej zrelaksowane od singli. W tej kwestii wyjątkowymi szczęściarzami są mężczyźni. Mężowie mają wielokrotnie mniejsze ryzyko zapadnięcia na choroby sercowo-naczyniowe.

Co zrobić, żeby jak najdłużej cieszyć się szczęściem małżeńskim? Ilu ludzi, tyle opinii na ten temat. A co na to nauka? Badacze z Uniwersytetu Illinois stwierdzili, że kluczowa jest tutaj wiara w równy podział obowiązków. Nie chodzi nawet o to, żeby faktycznie robić tyle samo. Ważne, żeby małżonkowie mieli po prostu takie poczucie.

Jednak cały czar pryska, kiedy partner nie wywiązuje się z powierzonych mu obowiązków. Jeśli więc chcesz uniknąć kłótni i rozczarowań, od czasu do czasu weź się w garść i poodkurzaj lub umyj podłogę. To samo dotyczy również panów.

Pamiętajcie też o tym, żeby z czasem nie popaść w rutynę i zawsze okazywać sobie czułość. Z badań wynika, że jakość małżeństwa w znacznym stopniu poprawia całowanie się. Powinniśmy to robić co najmniej 10 razy w tygodniu.

Badacze zalecają też wyznania miłości kilka razy dziennie, 7 przytulań w ciągu dnia i seks co najmniej 3 razy w tygodniu. Cóż, nie da się ukryć, ze to bardzo przyjemna forma dbania o związek! "

_____________________________________
skopiowałem, gdyby coś zmieniło się w linku.

Awatar użytkownika
Patka
Posty: 4597
Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
Lokalizacja: Toruń
Płeć:
Kontakt:

Re: Śluby (nie) panieńskie

#8 Post autor: Patka » 06 cze 2014, 21:31

Nic mądrego i odkrywczego nie napiszę (jak zwykle), ale mi nie przeszkadzają ludzie biorący ślub, nie denerwują, nie irytują ani nic. Czasem się tylko dziwię, dlaczego robią to bardzo młode osoby, które ledwie wyszły z etapu nastoletności (znam dwie dziewczyny w moim wieku już po sformalizowaniu związków: a mam 20 lat). Dla mnie to za wcześnie. Nie mówię, że nie można już wtedy znaleźć prawdziwej miłości na całe życie, no ale po co się spieszyć?
Mnie się na razie nie spieszy (zresztą, nie mam z kim wziąć ślubu :be: ), a jeśli już, wezmę pewnie tylko ślub cywilny. Do kościoła od lat nie chodzę i nie mam zamiaru na ten jeden dzień udawać świętoszki.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Śluby (nie) panieńskie

#9 Post autor: skaranie boskie » 14 cze 2014, 21:59

lczerwosz pisze:Mężowie mają wielokrotnie mniejsze ryzyko zapadnięcia na choroby sercowo-naczyniowe.
Proponuję rekonesans po dowolnie wybranym oddziale kardiologicznym.
Kawalerów tam nie uświadczysz, rozwodników spotkasz rzadko (chyba, że wśród personelu), gro pacjentów natomiast, to szczęśliwi małżonkowie. I to burzy powyższą teorię.
A wśród ludzi rzeczywiście dobrze zarabiających jest zdecydowanie wyższy odsetek rozwiedzionych, niż "szczęśliwych" w małżeństwie. Oczywiście tych trwających w kolejnych związkach zaliczam do grupy rozwiedzionych, w głównym nurcie tego wątku bowiem jest mowa o przysiędze, która traktuje o nieopuszczaniu aż do śmierci.
Jak to się ma do wspomnianych badań?
Patka pisze: Dla mnie to za wcześnie. Nie mówię, że nie można już wtedy znaleźć prawdziwej miłości na całe życie, no ale po co się spieszyć?
Prawdziwa miłość, choćby była na całe życie, może istnieć niezależnie od guseł odprawianych przez pana księdza, czy też zapisu w USC. Ten wątek jednak nie o miłości traktuje, jeno o wyższości świąt... sorry, przysięgi cywilnej nad kościelną, bądź odwrotnie (niepotrzebne skreślić).
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Stanczyk
Posty: 4
Rejestracja: 18 maja 2014, 23:21

Re: Śluby (nie) panieńskie

#10 Post autor: Stanczyk » 19 cze 2014, 0:21

...
Ostatnio zmieniony 19 lip 2014, 18:00 przez Stanczyk, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ

Wróć do „MOIM SKROMNYM ZDANIEM”