Zatem posłużyłeś się liczbowym określeniem prawdopodobieństwa. 50% w przypadku dwóch zdarzeń równie prawdopodobnych i wzajemnie wykluczających się jest oczywiste.nie pisze: ↑11 wrz 2017, 22:13toteż określamy, na podstawie niepełnych danych, prawdopodobieństwo o wartości np. 50% (orzeł czy reszka).
Rachunek prawdopodobieństwa to jedynie technika matematyczna. Aby określić prawdopodobieństwo, należy określić jedynie liczbę zdarzeń sprzyjających i całkowitą liczbę zdarzeń, po czym podzielić pierwszą przez drugą i wyrazić w procentach.
Liczba źdźbeł w polu rażenia gwoździem jest nieco trudna do określenia, zdarzenie sprzyjające jest jedno. Oszacowania prawdopodobieństwa można dokonać obliczając pole powierzchni jednego źdźbła i pole zajmowane przez całą uprawę trawy w polu rażenia gwoździem. Podzielić jedno przez drugie i mamy.
Ale po co.
Zanim odpowiem, zwracam jeszcze uwagę, że moje rozwiązanie nie zakłada możliwości trafienia źdźbła gwoździem bez wbicia się, gwóźdź i źdźbło mogą być przecież przechylone, może nastąpić odbicie od źdźbła, ugięcie się. Trzeba zatem uwzględnić dodatkowy współczynnik zmniejszający, nie jest on taki prosty do oszacowania i pewnie należałoby zbudować skomplikowany model matematyczny, albo wykonać doświadczenie fizyczne polegające na wielokrotnym celowaniu gwoździem w źdźbło.
Prawdopodobieństwo przydaje się do liczenia np. ubezpieczenia na życie. Jak znasz prawdopodobieństwo śmierci osobnika w wieku np. 40, 60, czy 80 lat, to wiesz, ile kasy z niego wydoisz zanim umrze, i oczywiście wiesz, ile musisz odpalić rodzince. I jakie przekręty wymyślać, aby nic nie wypłacić.
Ale zastosowanie rachunku prawdopodobieństwa jest mocno ograniczone. W szczególności, gdy nie można podać mocy zbioru zdarzeń sprzyjających i wszystkich zdarzeń będących podstawą do rachunku.
Właściwie to nie wiem, dlaczego dyskutujemy o prawdopodobieństwie w kontekście samorzutnego powstania życia. Zwłaszcza wobec powyższego, to nie ma sensu. Chyba, że takich światów, jak nasz jest bardzo dużo i wszystkie dostępne naszemu poznaniu. Wtedy liczymy, na ilu światach życie powstało i dzielimy tę liczbę przez liczbę wszystkich znanych światów i już. Mamy prawdopodobieństwo powstania życia.
Choć nadal nie wiadomo, czy samoistnego. Ponieważ nie znamy wszystkich sił fizycznych, które mogą istnieć. Pisze "mogą", gdyż obserwujemy poszczególne zjawiska, które są lub mogą być ich objawem, a nie mamy dobrych teorii, które te zjawiska łączy. Teoria fal grawitacyjnych jest tu przykładem.
Ewolucja organizmów żywych jest stosunkowo krótka w porównaniu do czasu trwania wszechświata, jeśli liczyć, że życie powstało dopiero po ostudzeniu się Ziemi poniżej iluś tam stopni. Ale nie mamy wiedzy, czy życie nie istniało wcześniej i nie zagnieździło się przywiezione przez kosmitów, albo pchane wiatrem słonecznym. Nie wiemy również, czy koincydencja pól i materii prowadząca do syntezy pierwszej żywej cząstki była przypadkowa, czy była intencjonalna, ukształtowana zewnętrznym popędem, czyjąś wolą. Jedni z góry taką wolę wykluczają, inni w nią wierzą. Na pewno nie można nawet myśleć o wielkości prawdopodobieństwa wystąpienia takiej koincydencji. Bo nie znamy mianownika do rachunku prawdopodobieństwa. Licznika także nie znamy, gdyż nie wiemy w ilu równoważnych stanach materii i energii powstaje życie.
Na koniec nie znamy natury energii i materii, ewentualnie znamy współczynnik "c" ich równoważności i równanie E=mc2. A czy wiemy, czym jest w istocie życie? Oprócz niektórych jego przejawów, jak choćby świadomość prowadzenia tej dyskusji albo rozmnażanie.
Powodzenia.