Zapach chuja w przestrzeni publicznej

Uwaga! Tu wchodzisz na własne ryzyko i odpowiedzialność.
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#1 Post autor: Gloinnen » 17 kwie 2013, 12:09

Ponieważ zostałam wywołana przez Nilmo do tablicy pod wierszem "Chuj z wyboru", postanowiłam szerzej poruszyć problem, który był inspiracją do napisania wspomnianego wiersza. Lekko ubawił mnie fakt, iż ktoś poczuł się zbulwersowany zastosowanymi w wierszu środkami wyrazu, ergo, uczynił ze mnie, jako z Autorki, piewczynię dresiarstwa, chociaż w tekście odautorskiego chamstwa, oczywiście w mojej ocenie, nie ma. Jest natomiast wypunktowanie faktu, że pewne sformułowania, wulgarność, knajacka estetyka zdominowały całkowicie przestrzeń dyskursu publicznego w naszym kraju. Co więcej, nie chodzi tu jedynie o zwyczajne schamienie, bo to akurat jeszcze można uznać za znak czasów. Żenujące, kompromitujące świadectwo epoki. Problem jest szerszy, ponieważ owo wyżej wspomniane schamienie znalazło cały zastęp adwokatów ze strony tzw. elit wszelkiej maści. Okazuje się, że wolność słowa nie jest już wolnością dyskusji, wolnością krytyki, wolnością prezentowania poglądów, lecz wyewoluowała w kierunku językowego, światopoglądowego, kulturalnego i intelektualnego wandalizmu.

Pozwolę sobie posiłkować się fragmentami artykułu profesora Ryszarda Legutki "Nieprzypadkowe chamstwo" ("Sieci", nr 14/2013, ss. 38-39).

Polska znalazła się pod władzą sojuszu chamstwa i głupoty. Ta dwuwładza odnosi sukcesy w całym świecie zachodnim, ale u nas szczególnie. Niszczy umysły, demoralizuje maluczkich oraz dewastuje przestrzeń publiczną. Warto przyjrzeć się temu, jak działa.

Akt pierwszy.

(...) Pewna dama określiła na Facebooku papieża Franciszka szokująco grubym słowem. Nikt wcześniej publicznie takich słów w odniesieniu do Ojca Świętego nie używał. Było to niewyobrażalne. Nawet jeśli ktoś nie odczuwa specjalnej sympatii do obecnego biskupa Rzymu czy jego poprzedników, powstrzymywał się i powstrzymuje od słów obraźliwych. W kraju, którego oblicze odnowił Jan Paweł II, szacunek do głowy Kościoła, choćby na poziomie języka, wydawał się jedną z niekwestionowanych reguł przystojności, przestrzeganych przez ludzi o elementarnym poziomie ucywilizowania. Od niedawna reguła ta już nie obowiązuje i to nie tylko z powodu nagłego pojawienia się damy o manierach żula.


Problem w tym, że "odnowienie oblicza naszego kraju przez działalność Jana Pawła II" obecnie jest całkowicie kontestowane i zrelatywizowane. Wręcz przeciwnie - mainstream robi wszystko, aby tę odnowę zniweczyć, aby wmówić społeczeństwu, że jej nigdy nie było, że jest ona fikcją szaleńców, ewentualnie jakimś zapoznanym moherowym fantazmatem. Światła, europejska, nowoczesna Polska od niej wręcz powinna się wszelkimi możliwymi sposobami odżegnać. Stąd...

Akt drugi.

Po indywidualnym chamskim występie wkroczyliśmy w fazę idiotyzmu zbiorowego. Pojawia on się pod postacią tzw. debaty publicznej, zwanej niekiedy debatą demokratyczną. Słowo "debata" jest jednym ze świętych haseł dzisiejszej demokracji liberalnej. Ma sprawiać wrażenie, iż nasi obywatele są ludźmi wolnymi oraz rozumnymi i to oni poddają krytycznej refleksji ważne problemy, by następnie podjąć odpowiednią decyzję w trybie demokratycznym. W praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Ważnych spraw się nie dyskutuje, bo często bywa to niewygodne. (...) słowo "debata" nic już dzisiaj w Polsce nie znaczy. Pojawia się ono najczęściej wtedy, gdy zdarzy się coś skandalicznego, nieobyczajnego i głupiego. Wówczas w mediach tutejsze blondynki z miejscowymi blondynami natychmiast temat taki młócą przez kolejne dni pod pozorem, że inicjują jakiś ważny dla społeczeństwa spór.
Podobnie było w przypadku wypowiedzi damy z Poznania. Przez przynajmniej dwa tygodnie grube słowo obrażające papieża zapełniało przestrzeń publiczną. Damę zapraszano, wywiadowano, indagowano. Po co to robiono? Jaka nauka może wynikać z takiego spektaklu? Przecież nie taka, że wobec papieża nie należy używać grubych słów. Gdyby to było celem, dama z Poznania nie stałaby się bohaterką i nie byłaby zapraszana. (...)
Po dwóch tygodniach debatowania pierwsze wrażenie obrzydliwości czynu zniknęło, obrażanie biskupa Rzymu nabrało cech interesujących i niejednoznacznych, zaś samo grube słowo zagościło się na dobre w przestrzeni publicznej. Wielu z tych, którzy mogli wcześniej odczuwać powściągliwość przed jego publicznym używaniem, nawet w formie cytatu, teraz tego poczucia się wyzbywali. Co najpierw było szokującym przytoczeniem cudzych słów, stało się szybko uprawnioną publicznie frazą.


To chyba również działanie celowe, gdyż za priorytet uważa się osiągnięcie stanu, w którym pewne rzeczy mogłyby "spowszednieć". Spowszednienie jest pierwszym krok do spowszechnienia - a to ostatnie sankcjonuje prawo do pełnego, swobodnego używania, korzystania, sięgania po. Mało tego, określona zbitka myślowa zostaje już na zawsze wdrukowana w publiczną narrację. "Wybór ch... na papieża" stanie się niejako "przysłowiowy". Jakakolwiek polemika światopoglądowa, rozmowa o Kościele, o katolikach, o papieżu - będzie naznaczona tym właśnie skojarzeniem. Okazuje się, że polski, w dużej mierze antyklerykalny, antymoralny, libertyński mainstream jest władny kreować nowe archetypy, poprzez odpowiednie sterowanie tzw. "debatą".

Akt trzeci

Do akcji wkraczają intelektualiści, profesorowie, metafizyczni poeci, otwarci katolicy oraz liczni pryncypialni obrońcy wolności. Dowodzą oni, że grube słowo ma nie tylko absolutne prawo istnienia w przestrzeni publicznej, ale że od momentu jego publicznego zaistnienia należy owo grube słowo uznać za dobro chronione, a wszelkie próby wyciągnięcia konsekwencji wobec rzeczonej damy oraz użytkowników tego słowa, to zamach na demokrację, liberalizm, tolerancję, pluralizm, debatę, prawa człowieka i inne najświętsze idee.
Zawsze znajdują oni jakąś stosowną argumentację, najczęściej twierdząc, że chodzi im wyłącznie o kwestie formalne. Rzecz bowiem nie w samym słowie - nawet im przez głowę nie przeszło, żeby bronić samego słowa, broń Boże - ale w zasadzie w procedurze, w uprawnieniach. Do tego czasami dołączają się sędziowie, którzy w swojej niewyczerpywalnej mądrości będą dowodzić, że prawa do takiego użycia słowa gwarantują konstytucja, międzynarodowe traktaty, konwencje praw człowieka, ONZ i najwyższe trybunały. W rezultacie okazuje się, że jakakolwiek próba (...) odstraszenie kolejnych barbarzyńców to śmiertelnie groźny zamach na cywilizację wolności. Kto próbowałby coś naprawić, tego z pewnością dosięgnie twarda ręka sprawiedliwości. (...)
Ostatnie dwadzieścia lat w Polsce można opisywać jako postępujący proces chamienia sfery publicznej, prymitywizowania języka, upadania merytorycznych dyskusji publicznych, na czym korzysta rzesza tutejszych blondynek i miejscowych blondynów napędzająca ten cały interes i osiągająca dzięki niemu niebywałą pozycję społeczną. Im głupiej i ordynarniej, tym ich władza nad umysłami większa. Gdyby tylko trochę standardy podwyższyć, błyskawicznie spadliby w rankingach.


Sęk w tym, że debata bez etosu jest mainstreamowi na rękę. Etos po pierwsze wymaga argumentacji, a ta z kolei wymaga myślenia. Myślenie, jak wiadomo, boli, a więc najlepiej jest lepić bomby z gówienka i rzucać w adwersarzy. Ktokolwiek powołuje się na jakikolwiek dobry obyczaj, jest po prostu śmieszny. Normy moralne są symbolem zaścianka. Tolerować należy absolutnie wszystko, co poza te normy wykracza, w końcu jest to integralna część definicji tolerancji. To tradycyjna etyka musi się ugiąć przed tymi gównianymi bombami, gdyż inaczej okaże się pierwszym szańcem zbudowanym przeciwko wolności słowa. Paradoksalnie, za komuny opozycję walczącą w imię wyzwolenia z ideowej i doktrynalnej opresji wspierał Kościół, który dziś zostaje pomału zrównany z szambem w imię tych samych rzekomo celów. Doskonały przykład na to, jak rewolucja zjada swe dzieci i jak niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Wstyd, że w obronie poznańskiej prostaczki swoje podpisy złożyły takie autorytety moralne, jak choćby Stanisław Barańczak. O ile dotychczas uważałam go za jedną z bardziej cenionych postaci w kulturze - to na chwilę obecną stracił w moich oczach wszelki szacunek. Człowiek, który dotychczas walczył z jakimikolwiek przejawami światopoglądowego zaślepienia, narzucanego odgórnie przez władze (a media są wszak "czwartą władzą") - teraz skompromitował się całkowicie - dając dowód na to, że dobrowolnie zgodził się na wypranie z mózgu. Nie wiem, czy jego postawę wobec omawianej kwestii należy powiązać z ateizmem. Myślę jednak, że ateizm nie legitymizuje przekraczania granic. To już nawet nie o "obrażanie" chodzi, ale o sprowadzanie rozmowy do poziomu rynsztokowego, aby pokazać "moherom", "konserwom", "katolom", że ich sacrum niegodne jest nawet tego, aby je poważnie i z należytym szacunkiem traktować podczas polemiki.

Ogromna większość spraw podobna jest do naszego ostatniego przypadku, czyli dotyczy kolejnych granic wulgarności: gdzie i kogo można obrazić, jak odrażająco można się ubrać, jakie zasady przystojności można złamać. Wokół tego obracają się dzisiaj umysły liberalne.
Jakiś mędrzec wypowiedział kiedyś zdanie: "Co nie jest zakazane, jest dozwolone", a miejscowi blondyni z tutejszymi blondynkami, wsparci przez uczonych mężów, chętnie to zdanie powtarzają. Nie było zasady równie szkodliwej dla życia społecznego i dla wychowania. Istnieją tysiące rzeczy niezakazanych, lecz jednocześnie niedozwolonych. Żeby to wiedzieć, nie trzeba być geniuszem. Cała koncepcja wychowania polega wszak na tym, by nie było potrzeby dekretowania zakazów, bo dobre nawyki utrzymują obowiązywanie niepisanych standardów. Ale dobre nawyki nie utrzymają się same. Jeśli sprzymierzone siły chamstwa i głupoty, wsparte aparatem sprawiedliwości, działają solidarnie na rzecz demolowania standardów oraz prawnej ochrony tego demolowania, to przystojność nie ma szans. (...) Faktycznie, obrażanie papieża Franciszka grubym słowem nie jest nigdzie zakazane, a jeśli gdzieś pojawia się jakaś ogólna zasada, to wrzask miejscowych blondynów i tutejszych blondynek oraz gęganie uczonych gęgaczy natychmiast doprowadzi do wykazania, że obrażanie jest OK, natomiast walka z obrażeniem nie jest OK, i że trzeba walczyć z tą walką, a nie z samym obrażaniem.


Także i tutaj, na forum, są osoby, które na hasło "obrażanie uczuć religijnych" natychmiast rzucają się w rejtanowskiej pozie, usiłując, przede wszystkim poprzez ośmieszanie i szerokie dywagacje, głównie natury psychiatrycznej udowodnić, że pojęcie owo jest wyssanym z palca zapisem, służącym głównie za narzędzie światopoglądowej opresji, groźne w rękach "czarnego luda" (klechów).
Nie istnieje bowiem coś takiego, jak "obrażanie". Zastąpiła je modna obecnie "dyskryminacja". Określenie owo zostało jednak zarezerwowane dla wszelkiego rodzaju społecznych grup peryferyjnych, które usiłują zasady obowiązujące w środowiskach niszowych narzucić wszystkim. Nawet, jeśli miałoby to być sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i wolą ogółu.
A ponieważ demokracja opiera się na wyrokach większościowych, należy, funkcjonując w demokracji, uczynić wszystko, aby w tę większość uderzyć, rozproszyć ją, zniszczyć wspólnotę korzeni, tradycji, wiary, poglądów. Dokonuje się to między innymi metodą niestrudzonego podkopywania wyznawanego i kultywowanego w tej wspólnocie etosu. A jeśli jednym z punktów tego etosu jest kultura słowa, należy w jak najbardziej obrazoburczy i głośny sposób tę kulturę zszargać.

Myliłby się jednak ktoś, kto by sądził, że nieświęty sojusz doprowadził do stanu, w którym wszystko wolno. Swoboda w przeklinaniu i obrażaniu dotyczy wyłącznie jednej strony. Chamstwo i idiotyzm są silnie nacechowane ideologicznie. Mówiąc najkrócej, służą popieraniu postępu i walce ze wstecznictwem. Jeśli natomiast pojawi się zagrożenie wolności z drugiej strony - i to w sprawach bezdyskusyjnie ważnych - reakcji nie ma. Gdy np. w Polsce wyrzucano z mediów publicznych dziennikarzy o niesłusznych poglądach, miejscowe blondynki i tutejsi blondyni dowodzili, że w tym wyrzucaniu wyraża się sama istota demokracji. Kiedy za podanie prawdziwej informacji o trotylu na wraku tupolewa, wyrzucono dziennikarza, metafizyczni poeci, otwarci katolicy i liberalni profesorowie pryncypialnie milczeli. Milczeli jeszcze bardziej pryncypialnie, gdy minister zapowiedziała kontrolę poziomu prac magisterskich na Uniwersytecie Jagiellońskim z powodu politycznie podejrzanej dysertacji o Lechu Wałęsie.
Żyjemy w dziwnych czasach. Kiedyś chamstwo i głupota były po prostu chamstwem i głupotą. Dzisiaj są podstawowym narzędziem do walki o wolność, postęp i demokrację,


Ja dodałabym jeszcze, że w ogóle sformułowania te znalazły się na swoistym indeksie słów zakazanych. Oczywiście w dominujących środowiskach opiniotwórczych. Społeczny "trzeci świat" naturalnie może się jeszcze nimi posługiwać. Dopóki dziady nie wymrą, młodzi się nie nawrócą na liberalizm, hedonizm i moralną efemeryczność wszelakich standardów... A mniej uległa reszta pozwoli się po prostu zaszczuć...
Pisałam o tym chociażby w takich wierszach, jak "Chujnia" czy też "Confiteor" - niektórzy komentujący mówili mi wówczas, że przesadzam... Ewentualnie wysuwali argumenty - że atakowani sami są sobie winni (mam na myśli chociażby katolików) - co przypomina mi jako żywo szariat w krajach islamskich, gdzie zgwałcone dziewczyny karze się chłostą za nieobyczajność i odbycie stosunku pozamałżeńskiego. Wypisz wymaluj - doktrynalny i ideowy szariat, mający na celu przejęcie władzy nad rzędem dusz...
A w jakim celu? W imię czyjej grupy interesów? To już temat na odrębną dyskusję...


Gloinnen.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Alek Osiński
Posty: 5630
Rejestracja: 01 lis 2011, 23:09

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#2 Post autor: Alek Osiński » 17 kwie 2013, 12:49

A czy nie masz odczucia, że sama promujesz owego "chuja", i jego związek z ludzkim wizerunkiem,
wyrażając święte oburzenie na jego zastosowanie przez kogo tam.

Sama wyrażałaś ostatnio oburzenie, że księży oskarża się np. o pedofilię, co jest niesłuszne,
bo przecież we wszystkich środowiskach to się dzieje. Owszem,

ale z drugiej strony we wszystkich środowiskach ludzie określają się mianem chujów, kutasów, skurwysynów, morderców i zdrajców,
czy nie jest to trochę tak, że używamy pewnych argumentów, gdy są nam wygodne, a negujemy je, gdy staja się niewygodne?


Czy fakt, że ktoś tak nazwał papieża, o czymś świadczy, poza osobistą kulturą mówiącego? Czy nie katolik winien mu jest szczególny
szacunek? Z ludzkiego puntu widzenia, można powiedzieć, że tak, jak wobec wszystkich, ale trudno przecież wymagac, żeby dla niekatolika papież miał jakieś większe znaczenie, niż ktokolwiek inny na świecie, więc może mówic o nim jak o każdym innym człowieku, nie przebierając w środkach i określeniach i świadczy to tylko o nim. Fanatyczni katolicy, wydaje mi się, rozdmuchują jednak takie incydenty, prowokując reakcję znowuż fanatyków antykościelnych i strony automatycznie konstruują sobie "wroga" bo wróg przecież musi być, żeby interes sią kręcił i ludziom buzowało w głowach, gdyby jednak w obliczu incydentu wzruszyć ramionami, bo na tyle zasługuje i zając się czymś pożytecznym...podstawowa sprawa, to chyba to , że ludziom nie da się zamknąć ust i są tacy i zawsze będą, dla których nie ma żadnych świętości...z tym się po prostu trzeba pogodzić, bo nie można tego zmienić...

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#3 Post autor: Gloinnen » 17 kwie 2013, 15:12

Alek Osiński pisze:A czy nie masz odczucia, że sama promujesz owego "chuja", i jego związek z ludzkim wizerunkiem,
wyrażając święte oburzenie na jego zastosowanie przez kogo tam.
Trochę tak, skoro jednak debata zaistniała, to zabieram w niej głos.
Alek Osiński pisze:ale z drugiej strony we wszystkich środowiskach ludzie określają się mianem chujów, kutasów, skurwysynów,
No więc właśnie o to chodzi, że się wobec nikogo personalnie nie powinno używać określeń - ty kutasie, ty skurwysynu, itp. Tym bardziej, że gdy zmarły Prezydent Lech Kaczyński użył kiedyś określenia "Spieprzaj dziadu" - podniosła się wrzawa. Wtedy był to przejaw arogancji, pogardy, lekceważenia drugiego człowieka, pychy i chamstwa. Obrona prawa do nazwania papieża Franciszka "chujem" jest walką o wolność słowa. NB., ciekawe, czy gdyby takim epitetem ktoś pojechał pod adresem np. naszego prezydenta, premiera, albo nazwał tak szefa jakiegoś innego państwa - czy również uznano by to za dozwolone w świetle prawa korzystanie z wolności słowa. W końcu papież - oprócz bycia Głową Kościoła - jest również głową państwa...
Alek Osiński pisze:ludziom nie da się zamknąć ust i są tacy i zawsze będą, dla których nie ma żadnych świętości...z tym się po prostu trzeba pogodzić, bo nie można tego zmienić...
To chyba nie jest kwestia świętości... W każdym razie - jeżeli by to rozumowanie rozszerzyć, to należałoby w ogóle nie dyskutować o sprawach etycznych. Dla kogoś świętością nie jest osoba papieża, cudza wiara, itp. Dla kogoś świętością może przestać być ludzkie życie i ten ktoś wyjdzie na ulicę mordować... Też mamy się z tym pogodzić, przejść do porządku dziennego? Czy to tylko kwestia "kalibru" sprawy czy jednak pryncypiów? Przesuwając granice wolności, dajemy przyzwolenie na coraz więcej rzeczy. Nikogo nie szokuje nazwanie człowieka "chujem". W sumie niedługo nie będziemy widzieć nic złego w opluciu kogoś (cóż to komu szkodzi, od śliny się nie umiera...) na ulicy. Znajdą się też spin doctorzy przekonujący wręcz o zbawiennym wpływie śliny na cerę i potencję... Potem zaakceptujemy np. przywalenie komuś "z liścia" (ot, forma autoekspresji)... A dalej to już strach się bać...
Zamknąć ust się nikomu nie da, ale można nie akceptować, nie promować, nie bronić, nie "dokarmiać"... W gruncie rzeczy wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna szacunek dla drugiej osoby, który, jak mi się wydaje, jest dla Ciebie bardzo ważną wartością.
Możemy się o tę granicę spierać, ale nie udawajmy, że jej nie ma.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Alek Osiński
Posty: 5630
Rejestracja: 01 lis 2011, 23:09

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#4 Post autor: Alek Osiński » 17 kwie 2013, 15:36

Gloinnen pisze: nie promować, nie bronić, nie "dokarmiać"...
problem, proszę Pani jednak w tym, że może nie akurat ta "dyskusja", ale generalnie "swoista histerycznośc"
obrony strony katolickiej, przed czymś, co uważa za świętokradztwo,
jest właśnie, promowaniem i dokarmianiem skrajnych elementów "anty"
i może się tylko skończyć, moim zdaniem (co pisałem już w innym wątku) zwiększeniem częstotliwości
podobnych "świętokradczych gestów", a ludziom jednak ust nie da się zamknąć i będą pyskować jak wściekli,
czy Pani sobie tego życzy, czy nie. Możemy bezskutecznie wymagac od nich,
bo każdy atak ich tylko nakręca, lub więcej (i tu jest większa szansa) od siebie...

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#5 Post autor: Gloinnen » 17 kwie 2013, 15:47

Jak napisałeś pod wierszem niepozornego - akurat papieżowi jako osobie, jako Głowie Kościoła, itp. - obrzucenie błotem przez prowokatorów - nie przyniesie uszczerbku na godności i honorze i zresztą wcale nie w tym rzecz...
Zainicjowana dyskusja ma raczej szerszy wymiar - mam na myśli pytanie o granice wolności słowa, jakkolwiek by to prowokacyjnie nie zabrzmiało.
Czy istnieje jeszcze etos dyskusji publicznej?
Jak pogodzić dwa paradoksy - wolność człowieka jako jedną z najwyższych wartości - i ryzyko skrajnej dehumanizacji, będącej tej wolności pochodną (czy też pochodną nadużywania wolności)...

Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Halszka55
Posty: 199
Rejestracja: 20 lis 2012, 17:22

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#6 Post autor: Halszka55 » 17 kwie 2013, 21:45

........ - używając słów po prostu trzeba używać głowy są wyrazy które nie powinny być napisane powiedziane a reszta to woda na młyn i tak to co się dzieje to włos staje dęba - nic już nie jest takie jakie być powinno ;-)=

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#7 Post autor: skaranie boskie » 17 kwie 2013, 23:07

Gloinnen pisze:Myliłby się jednak ktoś, kto by sądził, że nieświęty sojusz doprowadził do stanu, w którym wszystko wolno. Swoboda w przeklinaniu i obrażaniu dotyczy wyłącznie jednej strony.
Jako przedstawiciel drugiej strony widzę to identycznie, tylko dokładnie odwrotnie.
Myślę, że to wystarczy za całą polemikę.
Dodam jedynie, że każda osoba publiczna, w tym również ta, która uważa, że należy o niej wyłącznie w pozycji klęczącej, musi się liczyć z krytyką. Nawet tą niewybredną. Oczywiście może jej uniknąć rezygnując ze stanowiska. Nikt nie napisze o panu papieżu ani źle, ani dobrze, jeśli tym papieżem nie będzie. Dla równowagi, o prezydencie też.
Gloinnen pisze:Gdy np. w Polsce wyrzucano z mediów publicznych dziennikarzy o niesłusznych poglądach,
A wyrzucano. To fakt.
Tych, którzy nie umieli na klęczkach...
Jak widzisz każdy kij ma dwa końce. Dlatego, żeby nie powielać przypowieści o biciu Murzynów, ograniczę się do dyskusji o ilości końców w połowie kija.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#8 Post autor: Gloinnen » 17 kwie 2013, 23:24

Sądząc po Twojej wypowiedzi, Skaranie, to nie przeczytałeś mojego postu dokładnie (jak i dyskusji pod nim), albo przeczytałeś jedynie przez pryzmat antyklerykalnego zacietrzewienia. Bo wydaje mi się dość oczywiste, że nie jest tu problem w tym, czy osoba nazwana chujem, jest papieżem, prezydentem Polski, czy też inną personą z wyższego lub niższego świecznika. Mowa tu jest prędzej o standardach publicznej dyskusji, które albo nie są przestrzegane, albo są przestrzegane wybiórczo. Szacunek należy się każdemu, niezależnie od tego, czy to znienawidzony klecha, czy członek partii zielonych, czy prezeska stowarzyszenia lesbijek. Więc nie mówimy - chuj, kutas, pojeb, głupia cipa, itp.
Problem w tym, że znakomita większość publicystów stosuje tutaj filozofię Kalego. Wymóg przestrzegania zasad dobrego obyczaju w debacie publicznej obowiązuje w stosunku do obecnych władz RP i wybranych środowisk opiniotwórczych (np. gejowsko-lesbijskich, genderowych). To pupilki mainstreamu. Innych - wcielenie obciachu, fałszu, zaścianka, otumanienia, intelektualnego bandytyzmu (KK mam na myśli) - można mieszać z błotem, bo przecież... Jeśli nie, to natychmiast uaktywni się odpowiednio zmanipulowana światopoglądowo adwokatura. A cała kwestia zostanie spłycona do poziomu "klechom wolno dojebać, bo to klechy"... Wymóg nieużywania słów wulgarnych, inwektyw - zostaje wyśmiany jako absurdalny postulat podchodzenia na klęczkach do wyimaginowanych autorytetów.
A przecież moglibyśmy debatować o nazwaniu ch... nie papieża, ale np. pana Palikota, albo pana Biedronia. Ale czy to moja wina, że akurat to słowo padło ze strony lewactwa? Albo czy to moja wina, że przyzwolenie medialnej większości faworyzuje popisy antyklerykalne, a nie te wymierzone w inną orientację światopoglądową? Czy pan Barańczak z równym zapałem broniłby wolności słowa, gdyby ch... nazwano kogoś z obozu z Czerskiej?
A generalnie zasadą powinno być, że nikogo nie powinno się nazywać w ten sposób. I taka nomenklatura powinna spotkać się z potępieniem wszystkich, niezależnie, kto został obelgą potraktowany.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Alek Osiński
Posty: 5630
Rejestracja: 01 lis 2011, 23:09

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#9 Post autor: Alek Osiński » 17 kwie 2013, 23:31

Gloinnen pisze:Jak pogodzić dwa paradoksy - wolność człowieka jako jedną z najwyższych wartości - i ryzyko skrajnej dehumanizacji, będącej tej wolności pochodną
Wolność człowieka? Wolności pewnie kiedyś można była szukać na dzikich polach, lecz będąc członkiem państwa nawet demokratycznego ma się do czynienia z państwem opresyjnym, które najchętniej by chciało założyć każdemu w domu monitoring. Wolność człowieka z natury jest bardzo okrojona, także wolność słowa. Istnieją przecież instytucje prawne - oszczerstwo, znieważenie, wreszcie zniewaga uczuć religijnych, regulowane są przez kodeks karny. Ten ostatni paragraf jest wykorzystywany i to również np. wobec artystów tworzących "obrazoburcze" dzieła z punktu widzenia rejigijnych purystów. Wszystko natomiast co nie spełnia znamion "czynu karalnego" wchodzi w zakres etyki i zwyczajnej kultury, a więc również tak pogardzanego przez niektórych pojęcia "poprawności politycznej", która miałaby nakładać kaganiec na możliwość wygarnięcia adwersarzowi w oczy "całej Prawdy".

Jednakże tu istnieje pewien paradoks, bo jeśli samemu tak broni się bezkompromisowości wypowiedzi, to jak można oburzać się aż tak bardzo na podobne wypowiedzi, ze strony oponentów światopoglądowych, bo czyż wypowiedź "chuj, który..." nie jest właśnie przykładem ostrego złamania zasad poprawności politycznej, czy dajmy na to w tym wypadku światopogładowej (ale na pewno jakiejś tam poprawności). Może ta pani naprawdę tak myślała, więc dlaczego miała nie powiedzieć? w imię poprawności? bo w imię bezkompromisowości światopoglądowej promowanej przez niektórych na tym portalu, takie pytanie nie wydaje się całkowicie bezzasadne, ale przecież kto mieczem wojuje, od miecza ginie..

Oczywiście istnieje możliwość, że poczuje Pani w tym wypadku obrazę uczuć religijnych i zgłosi tę sprawę do sądu karnego, a sąd przychyli się do opinii, że owo naruszenie faktycznie nastąpiło i wymierzy zuchwalcowi karę. Wtedy pewnie następny bardziej będzie ważył słowa. Inna sprawa to taka, czy uczucia religijne w ogóle można obrazić, Jezus powiedział, że jego królestwo nie jest z tego świata, czy zatem można obrazić wiarę w coś co nie jest z tego świata, czy dotyczą tego nasze zwykłe ludzkie miary? Mi się raczej wydaje, że można obrazić człowieka, ewentualnie jego dumę, nigdy uczucia. Chyba, że za dobro chronione uznać dumę.

Ryzyko skrajnej dehumanizacji - nie bardzo rozumiem - przecież to bardzo ludzkie zachowania, a że dalekie od ideału, myślę że wolność można przyjąć lub nie, jeśli się ją przyjmuje to z dobrodziejstwem inwentarza, czyli wszystkimi ryzykami, bo jeśli z jednej strony jest ryzyko dehumanizacji, to z drugiej nadzieja na większą humanizację, inaczej pozostanie zamknięcie w skorupie. Skrajna redukcja prawa wolności, w tym wolności słowa, jak oczywiście wiadomo, możliwa jest jedynie w systemie autokratywnym. Owszem, redukuje to stanowczo zachowania skrajne, i pozostaje tylko słodka poprawność, komuś się może wydawać nawet, że zapanowała sielanka, raj; jednak czy ludzie myślą przez to pozytywniej, chyba wręcz przeciwnie..ich poglądy wtedy jeszcze bardziej się przecież radykalizują, co w przeszłości przyjmowało często postać pogromów, mordowania się cywilów, żeby tylko np. wspomnieć spawy polsko-ukraińskie...koszt ograniczania wolności, zważywszy na ludzkie doświadczenia wydaje mi się w żaden sposób nie do przyjęcia, chociaż z punktu widzenia władzy to pewnie rozwiązanie idealne.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Zapach chuja w przestrzeni publicznej

#10 Post autor: skaranie boskie » 17 kwie 2013, 23:50

Gloinnen pisze:A przecież moglibyśmy debatować o nazwaniu ch... nie papieża, ale np. pana Palikota, albo pana Biedronia.
Akurat zły przykład.
Całkiem niedawno pan Biedroń został określony równie niewybrednym epitetem. Chociaż nie chujem. Publicznie. Zresztą to nie jedyny przypadek obrażania tego posła z powodu jego orientacji seksualnej. Byłabyś wysoce wiarygodna, gdybyś wówczas wzięła w obronę "obrażonego". Ponieważ znamy twoje zapatrywania światopoglądowe, a "obraza majestatu" dotyczy twojego guru, zdecydowanie zwalczającego homoseksualistów, nie mam przekonania do tej dyskusji.
A w ogóle to zaczynam się zastanawiać nad wprowadzeniem cenzury...
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „MOIM SKROMNYM ZDANIEM”