Zwycięzcy Cyklicznego Turnieju Miniatur

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Zwycięzcy Cyklicznego Turnieju Miniatur

#1 Post autor: eka » 18 mar 2018, 10:03

LAUREACI i ZWYCIĘSKIE TEKSTY EDYCJI CTM


Edycja I
gry-zabawy-f438/wybieramy-zwyci-edycji-ctm-t22122.html

Nie

Zwariowawszy z powodu regulaminu, ostatkami sił jął zastanawiać się (co chwila wycierając z krwi pocięte żyletkami czoło), w którym miejscu mieć może swą granicę długości prozatorska miniatura, po której przekroczeniu przestaje ona istnieć jako taka, zamieniwszy się w sążnistego pisarskiego bazyliszka - nieregulaminową nieminiaturę, która to wykluczyłaby go z konkursu. Wtedy, wyczerpany, na skraju szaleństwa, nie mogąc doszukać się jakiejkolwiek twardej definicji, zaczął machinalnie skakać po kolejnych podstronach portalu, raz po raz wchodząc w przypadkowe wiersze, wertując je od góry do dołu i napowrót. Pewien niepoezjorodny jegomość, z awataru całkiem podobny do mnie, wkleił wiersz w jednej linijce, tłumacząc to niedziałającym Enterem (tutaj przerwa na wyrzyganie się do czerwonego plastikowego kibla obok biurka), wypuśćcie Barabasza! - wołają na mini-czacie klony, a potem długo, długo nic; podręczne, plastikowe, szkarłatne, nie do końca prostokątne pudełeczko z wydrukowanym z przodu napisem Czerwony Byk otwiera pewien substancjalny czarodziej, na wierzch dłoni wysypuje odrobinę brązowego proszku, wciąga w nos umieszczony pod ciemnymi okularami, po czym mówi do własnego odbicia w wygaszonym ekranie: świetny wiersz, kochanie, cudny, jesteś cudowna; przestaję czytać, podchodzę do okna - ulicą, szeregami maszerują: taksówkarze, wędkarze, bibliotekarze, murarze, wioślarze, kuglarze, garncarze, wrotkarze, stolarze, kombajniści, hydraulicy, brydżyści, informatycy, latarnicy, rybacy i cyrkowcy, wracam do biurka i zaczynam liczyć błędy interpunkcyjne - raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, raz, dwa, trzy cztery, pięć, sześć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, słyszę dzwonek do drzwi (dryn-dryn), nim podchodzę bezszelestnie - na paluszkach, w cienkich białych skarpetkach - przed wizjerem już nikogo!; wracam więc, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, rozdzwania się telefon (tiruriru), wibracjami wprawiając w ruch wtórującą mu łyżeczkę do herbaty, jeszcze lepką od syropu z wiśni; nie odbieram, łyżka podpełza na skraj biurka, ale wszystko na czas ustaje, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, jeden błąd ortograficzny (pisze się wyżłopawszy a nie wyżłopiwszy), jeden merytoryczny (kibel jest pistacjowy). To koniec, myśli, nie dam rady - zdesperowany pierwszoplanowy bohater tego opka wbija łyżkę w klawiaturę i podważa klawisz z kropką, ten pod naporem wystrzela w powietrze, spada, turla się po biurku jak kostka do gry i zostaje podniesiony i wrzucony w towarzystwo temperówki, grosików i szklanej kuleczki w żółtym plastikowym pudełeczku po margarynie; HAHAHA, wyskubuje z klawiatury niczym popsute zęby kolejne kwadraciki, MACIE, KURWA, SWOJE PIĘĆ ZDAŃ, sorry, do kropki dołączają przecinek i średnik dzielący cztery kąty z dwukropkiem to koniec myśli to koniec krew kapie z brody na piżamkę w jednorożce gdy z roztrzęsionymi dłońmi lewitującymi nad podziurawioną klawiaturą gapi się w ten sam fragment tekstu co ty a potem jeszcze to na pustą szklankę to na wiśniowy syrop który w końcu podnosi odkręca i zalewa nim dno szklanki dolewając wody mineralnej której posiadania nigdzie wcześniej w tym opku nie sygnalizowałem co pewien osobliwy krytyk zechce poczytywać mi za niezrozumiałe rozwiązanie zabieg w rodzaju deus ex machina bądź też fabularne trociny którymi na siłę upycham tego tasiemca napoiwszy się wyskubuje jeszcze literę C obraa w palah butelkę z syropem i przepisuje etykietę syrop owoowy o smaku wiśniowym składniki a ukier i syrop glukozowo-fruktozowy lub b syrop glukozowo-fruktozowy woda zagęszzony sok aroniowy regulator kwasowośi kwas ytrynowy 025% zagęszzonego soku wiśniowego o ekstrakie ogólnym 65% zagęszzone soki z zarnej porzezki i marhwii witamina aromat litera a lub b umieszzona przy wyznazniku serii wskazuje na użyty do produkji składnik syrop bez konserwantów pasteryzowany wartoś odżywza 100 ml syropu wartoś energetyzna 1377 kJ/324 kal węglowodany 81 g w tym ukry 76 g sól 002 g witamina 60 mg 75% RWS* *RWS - referenyjna wartoś spożyia zawiera znikome ilośi tłuszzu w tym kwasów tłuszzowyh nasyonyh i białka zastosowanie do sporządzania napojów 1 z syropu 9 z wody opakowanie wystarza do przygotowania 25 szklanek napoju najlepiej spoży przed końem data podana na zakręte syrop przehowywa w temperaturze pokojowej hroni przed światłem po otwariu przehowywa w lodówe prześledzam wzrokiem tekst przed wysłaniem a ona o ozah koloru refermentowanego iemnego piwa tańzy z odkurzazem jakby szatan wgrał jej do mózgu horeografię w kąie oka jak muha lata mi refleks obrązki wtopionej w jej pale hałasuje jak wszysy diabli toteż subwokalizaja tekstu zatraa się i widmo sensu trafia do umysłu z pominięiem kanału słuhowego to ni że ona nie istnieje kto wie może kiedyś pojawi się tu nie w postai genius loi ale in persona i za każdym razem gdy będzie sięga po papierosa zasłonię jej usta swoimi i tobie też radzę przesta rusza wargami podzas zytania po krótkiej przerwie reklamowej pierwszoplanowy bohater wraa na ekrany waszyh nędznyh monitorów (rozpazliwie szukają efektownego zakońzenia które pozwoliłoby mu zgarną pierwszą edyję TM) wyżłopiwszy już ały syrop i alutką wodę wypierdoliwszy z korzeniami ałą klawiaturę numeryzną zarzygawszy ały kibel i utopiwszy swojego homika w szklane w bohaterze dokonuje się deydująa przemiana moralna mianowicie zdobywa się on na ostateczny akt litości wobec czytelnika, umieszczając wszystkie klawisze na swoim miejscu i kończąc opowiadanie.

Z poważaniem, wariat (kłania się, kłania, kłania, kłania, kłania, kłania).


__________________________________________________________________________________________________

Edycja II
gry-zabawy-f438/ctm-edycja-prezentacja- ... 22195.html

Dante

***

Dziwne są czasem życia realia,
mnie też się trafił dziw całkiem spory,
przyrównałbym go do anomalii,
bo jadłem świetne dwa pomidory
zerwane rankiem z krzaka azalii


____________________________________________________________________________________________________

Edycja III
gry-zabawy-f438/ctm-edycja-iii-teksty-o ... 22394.html

Lucile

Spowiedź Odysa

A po Kalipso, pani ciemności z wyspy Ogygia, nie wziąłem do łoża żadnej innej - boginki, nimfy, czy zwykłej ziemianki.
Pozwoliłem, by nieco utemperowała mój charakter. To prawie nic, za ofiarowaną nieśmiertelność. Musiałem uporządkować swoje sprawy; Kirke i Penelopa domagały się coraz wyższych alimentów.
- Telemach jest już dużym chłopcem, wymagającym, wstydzi się swojego starego smarthpona. Przecież wszyscy moi zalotnicy mają już te... no wiesz, najnowszej generacji. Chyba rozumiesz, jak on się czuje? - donosiła moja ślubna, w coraz bardziej natarczywych SMS-ach.
A Kirke, szalona, delikatna i namiętna Kirke! Po powiciu naszego syna, Telegonosa, już nie była - niestety - taka wiotka, rozumiecie; cellulit, rozstępy, rozregulowane hormony i... te sprawy. Ona, nie ograniczała się do SMS-ów - jednak Penelopa miała więcej klasy - uparta Kirke, dzień w dzień, jakby nie miała nic do roboty, wisiała na telefonie - pampersy coraz droższe, a mały sika jak koń, wydaje ci się, że na tej mojej niewielkiej wysepce, można je tanio kupić? Po tym nieszczęsnym Ajaixicie inflacja szaleje - wywrzaskiwała, jak pierwsza lepsza przekupka.
Jak to, po porodzie, potrafią się zmienić. Zastanawiające?

Alimenty - ich wysokość i częstotliwość - spędzały mi sen z powiek.
Ale bezsenne noce były upojne. Każdej z nich, moja temperamentna bogini, odkrywała i uczyła nowych odmian miłości. A myślałem, że w tej materii wiem już wszystko. - Wolniej, głębiej, celebruj, terra incognita, amat victoria curam - szeptała, nie wiedzieć czemu po łacinie.
Nawet ciąża nie była przeszkodą w naszej miłosnej ekwilibrystyce.
Dziwne jest to, że dzisiaj mało kto pamięta naszych synów: Nausitusa i Nausinusa. A przecież, świat bez ich wynalazków i odkryć byłby kaleki.
Nausitus, to praprzodek kapitana Nemo, twórca pierwszej łodzi podwodnej, ojciec chrzestny tych wszystkich: Nautilusów, Turleyów, Hunleyów i innych U-Bootów.
Nausinus zaś, genialny, a wymazany z podręczników do matematyki, trygonometryczny goniometra, jego to - sinus i cosinus.
Z nich jestem dumny!

Jakoś wiązałem koniec z końcem. Do czasu. Pewnego poranka otworzyłem e-malia:
W związku z poniesionymi wysokimi kosztami dwóch przyjęć weselnych, żądamy niezwłocznego uiszczenia załączonych faktur. A ponieważ, nie otrzymaliśmy obowiązkowych (w tych okolicznościach) prezentów, równocześnie domagamy się przeniesienia na nas praw własności do wyspy Ogygis.
Z poważaniem
Telemach i Telegonos

No nie, Tego było już za wiele! Nie byłem, nie jestem bezgrzeszny, ale żeby dwaj przyrodni bracia żenili się z moimi byłymi, a ich macochami - Telemach z Kirke, a Telegonos z Penelopą - taka krzyżówka, to już nie halo!

Nie na darmo, mój dziadek Autolykos, syn Hermesa, nadał mi imię - Odyseusz, czyli Gniewny.
Kiedy, z wymówką w oczach, spojrzałem w kierunku Olimpu, katem oka zauważyłem, że planetoida trojańska, nr (1143)1930 BH, jest wolna. Przeniosłem się tam, z tą całą - diabła wartą - nieśmiertelnością.

Homer? I ta cała jego Odyseja? To tylko misternie utkana konfabulacja.
ApoKalipso - niech wali się świat!

__________________________________________________________________________________________________________________

Edycja IV
gry-zabawy-f438/ctm-erotyk-teksty-osowanie-t27924.html

Anastazja

Ślady znaczeń

kiedy musnąłeś ciało
długo czułam ślad narkotycznej woni
miłość wyrywająca się niczym ptak z grzęzawiska

któż nie pamięta kochanków
z małej bieszczadzkiej wioski
dziś nasza przestrzeń jest miejscem niczyim
zamieszkuje powietrze i ciszę

w kącikach ust wciąż szukam tamtych śladów

*

Lucile


Urywki z odnalezionego przesłuchania świadków w sprawie Laury i Filona.


No przecież, Wysoki Sądzie, już poprzedni świadek zeznał, że było ciemno. Gdzieś to sobie zapisałam, o jest, cytuję. - Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły.
Moja mama nie jest dendrologiem, ani nawet botanikiem, to w takiej ciemności łatwo jej było pomylić drzewo, no nie? Czy Wysoki Sąd po omacku rozpoznałby ten nieszczęsny jawor? Mało tego, miała niezłego stracha, bo jak mi wiele lat później mówiła, też to sobie zanotowałam – coś tam klaszcze za borem.
A przecież jej nie chodziło o ten, no... jak go wy, uczeni, nazywajcie - erotyzm - tylko o zwykłe obłapianki oraz cichutkie wyznanie - będziemy mieli dziecko, cieszysz się?

Czy nie prościej by było jakoś ponumerować te jawory?
Wysokie Sądzie, może wtedy ja nie chowałabym się bez ojca, a tak, mama, zamiast kołysanki przez snem śpiewała mi piosenkę, której refren pamiętam do dziś:

… obłądzona,
wpieram się w drzewa i bory,
i zamiast jego białego łona,
ściskam nieczułe jawory...

ty mię daleko ściskałeś goręcej,
a jam cię tylko dotknęła...

wtenczas, kiedym nie znała
jeszcze miłości szalonej...

*

Gorgiasz

Erotyk z siódemką w tle

- Szepnij coś miłego kochanie... - zamruczała, przymykając zieleń błyszczących oczu.
- A co? - Pytanie nie było romantyczne, ale on już tak miał. I wcale się tym nie przejmował, odczuwając zresztą nieprzeparte wrażenie, że one to lubią.
- Sam wiesz najlepiej mój skarbie – ciągnęła przymilnie – poliżę koniec twego ogonka... daj...
- Wychowaniem tych szkrabów byś się lepiej zajęła. Sztuk siedem mamy, a tobie jeszcze amory w głowie. - Skrzywił się z zauważalnym niesmakiem. - Wyspać się i w dzień i w nocy nie pozwolą, ciągle marudzą, wszędzie ich pełno, miejsca niedługo zabraknie, a twoje cycki są jak uszy jamnika sąsiadów z naprzeciwka.
- Och – ocierała się przymilnie o jego bok, demonstracyjnie lekceważąc kwestię o jamniku; po cichu liczył, że ją to obrazi i da mu wreszcie spokój – taki cieplutki jesteś, ślicznie pachniesz... wysuń języczek... no, dalej, proszę...
- Nakarmiłaś? - Usiłował rzeczowo zmienić temat.
- Mhm... Pokaż brzuszek... No pokaż... Taki piękny, bielutki, mięciutki... poliżę...
- Czekaj – szukał rozpaczliwie wyjścia z sytuacji – siódma niedługo, pora kolacji nadchodzi, trzeba przygotować...
- Nic nie trzeba, wszystko będzie na czas, jak zawsze. A ty chodź, chodź do mnie, popieść moje uszko, no, czekam, a ja... zobaczysz, będziesz w siódmym niebie.
- Ech - westchnął ciężko, prawą przednią łapą obtarł wąsy, podrapał pod pyszczkiem, miauknął i czule polizał ją po czarnym, lśniącym futerku na grzbiecie. „Ostatecznie, co mi szkodzi” - pomyślał. - „Jedzenie duże koty przyniosą punktualnie, jeszcze pogłaszczą, potem będą się bawić z maluchami (że też im się chce), ona będzie wszystkich pilnować, nie zauważy, kiedy skoczę na dach. Ruda będzie czekać, sił na pewno wystarczy. Może nawet na siedem razy. Ciekawe, czy duże koty też tak mogą. Tylko kiedy i gdzie? Nigdy ich nie widziałem na dachu.”

*

Alicja Jonasz

Miłość mamidło


Był dobrym cukiernikiem. Na początku szło jak po grudzie, długi rosły, musiał wziąć kredyt, biedował, ale potem szczęście zaczęło mu sprzyjać, ożenił się i odkuł. Wkrótce stać go było na założenie własnego interesu, z żoną za ladą, co prawda już nie młodą, zrzędliwą i do figlów nieskorą, ale przynajmniej z niemałym kapitałem po ojcu, prezesie jednej z tych cudownych firm, gdzie mało się robi, a kasa sama do kieszeni płynie. Biznes prosperował nieźle. Jan wypiekał bułki, ciastka i inne rarytasy, a Krycha je sprzedawała, a że gębę miała od ucha do ucha, nie gorsze uszy, wyczulone na wszelkie ploty, ludzie walili do ich cukierni drzwiami i oknami, jeśli nie dla łakoci, to dla tych wieści właśnie, bo to człowiek zawsze ciekaw, co tam komu w garnkach siedzi, co się komu urodziło, kto z kim i w jaki sposób. Wszystko zaczęło kręcić się jak w szwajcarskim zegarku. Na mieście co raz częściej słyszało się o nich "bogacze". Jan planował rozwinięcie interesu i pewnie by to zrobił, nawet kupił już lokal w rynku, gdyby nie miłość... Tak to już jest z tą miłością, że spada na człowieka nie wiadomo skąd i tak go omamia, że nijak żyć potem.
Sparaliżowało Jana od stóp do głów, zniewoliło wszystkie członki do imentu, tak, że nie mógł myśleć ani o biznesie, ani o remoncie mieszkania, nowej altance z murowanym grillem w ogrodzie, kutym ogrodzeniu czy zakupie czerwonego opla corsa, którym co dzień suszyła mu głowę Krycha.
Miłość przyszła nagle, zupełnie jak w tych wszystkich telewizyjnych romansidłach - weszła do cukierni na dwóch cudownych, otulonych delikatną tkaniną pończoch nogach i poprosiła o maślane bułeczki. Widok wysmukłych cudowności wystających spod zwiewnej sukienki w grochy, jakiej Krycha nigdy by nie założyła na swoje duże, pękate ciało, powalił Jana na kolana, dosłownie i w przenośni. Wielka taca pełna maślanych bułek, jeszcze gorących, dopiero co wyjętych z pieca, wypadła mu z rąk, wyślizgnęła się z nich, jakby była żywa i pchnięta jakimś potężnym, instynktownym pragnieniem, pchnięta bardzo umiejętnie, bo przeleciała nad szeroką, cukierniczą ladą i stolikiem dla klientów, upadła z wielkim brzdękiem na podłogę, tuż u stóp mamidła, które pisnęło tylko cichutko, ale to wystarczyło, aby serce cukiernika, lokalnego biznesmena, bogacza, zadrżało. Owionął go taki gorąc, jakby ktoś nagle piec otworzył na oścież. Jan zakochał się. Zakochał się, nie zdając sobie w ogóle z tego sprawy, a potem... potem wszystko było na pozór jak dawniej, ale wystarczyło tylko, że zaczynał miesić ciasto na maślane bułki, a obraz mamidła odzianego w sukienkę z cienkiej tkaniny w grochy pojawiał się przed nim jak żywy, za każdym razem odsłaniając więcej szczegółów - ramiączka zsuwające się ze szczupłych ramion, dekolt pełen zapachu kobiecego ciała, piersi, jędrne i kształtne, spragnione dotyku męskich rąk, jego rąk... Ilekroć potem wyrabiał ciasto, a robił to ręcznie co dzień z prawdziwą pasją, zawsze zamykał oczy, miesił wolno, delikatnie, z dołu do góry, okrężnymi ruchami, szczypał je i pieścił, jakby było nią - dziewczyną chrupiącą maślaną bułkę...

______________________________________________________________________________________________________________________

Edycja V
gry-zabawy-f438/edycja-ctm-t28587.html

Lucile


Spisek Vegetabilii
Postacie:
Astrowate: Łopian (Arctium lappa L.), Oset (Carduus nutans L.).
Bodziszkowate: Pelargonia (Pelargonium).
Kapustowate: Chrzan (Armoracia rusticana), Rzeżucha (Cardamine L.).
Psiankowate: Wilcza jagoda (Atropa belladonna), Bieluń dziędzierzawa (Datura).
Różowate: Jabłoń (Malus Mill.), Wiśnia (Cerasus Mill.), Śliwa (Prunus L.).
Selerowate: Barszcz Sosnowskiego (Heracleum sosnowskyi Manden, zw. zemstą Stalina).
Ślazowate: Lipa (Tilia).

Akt I scena 1.

Zaułek na tyłach osiedlowych ogródków działkowych. Opuszczone kwiaty, warzywa, drzewka owocowe, a nawet chwasty postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce, a raczej - łodygi, konary i korzenie.

RZEŻUCHA
No co, to że jestem raczej niskopienna, nie znaczy że nie nadaję się do Oddziału Śledczego.

PELARGONIA
Nie chodzi o twój wzrost, tylko zapach, smak oraz tę prowokacyjną minę.

RZEŻUCHA
Chcesz o tym podyskutować? (zacietrzewiona, jeszcze mocniej zzieleniała). A ty to niby nie posiadasz takiego wyznacznika? Ja, nie rzucam się w oczy, a swoją moc mam! A poza tym, wiesz - de gustibus non est… et cetera.

JABŁOŃ
Przestańcie! Ta wasza rywalizacja nie jest zabawna. Musimy myśleć całościowo, globalnie o naszym przetrwaniu. Wiśnia i Śliwa napomknęły, że wśród różowatych już powołały i ukonstytuowały TASS (Tajny Antydeweloperski Spisek Sadowniczy). To, póki co, ciało nie całkiem formalne, ale wydaje się być dobrym tropem. Każda z naszych rodzin powinna uzgodnić swoje stanowisko i dołączyć do sprawy. Migdałowiec, Magnolia i Bez są tego samego zdania.

WIŚNIA I ŚLIWA (jednocześnie zaszumiały liśćmi)
Tak, właśnie ostatecznie doprecyzowujemy jego główne zadania.

CHRZAN
Chrzanić ten cały TASS. To prowokacja wrażych sił! Łopian i Oset podsłuchały ich telefoniczną rozmowę. Wiecie jaką bronią chcą walczyć? Łopian mówił coś o месть сталинa. Czy to w porządku? A poza tym, dlaczego tylko sadowniczy? Czy np. my, kapustowate, albo astrowate już się nie liczymy?

МЕСТЬ СТАЛИН (na boku, niezauważony, z chytrym uśmieszkiem)
Я уже здесь.

LIPA
Nie widzicie, że zostaliśmy sami? Czy po ogłoszeniu komunikatu Zarządu Spółdzielni, że nasze ogródki zostały przekazane Najgłówniejszemu Deweloperowi - a przecież wiadomo, że jest powiązany, każdy wie z kim - na potrzeby chemiczno – fizyczno - nuklearnego koncernu XYZQ, czy ktoś tu pielił, grabił, sprzątał? Widzieliście? Bo ja nie! Oni, zniechęceni, poddali się. Czy my też pójdziemy w ich ślady?

ŁOPIAN (rozkołysaną łodygą strzelił rzepem w ich kierunku, próbując zwrócić na siebie uwagę)
Nie należy bawić się w półśrodki, propagandę, śledztwa i tym podobne, a uderzyć z grubej rury. Już gdzieś wiosną rozmawiałem o tym z Wilczą Jagodą. Mamy plan.

Do tej pory Bieluń Dziędzierzawa i Wilcza Jagoda zajęte wymianą nowych receptur w zastosowaniu swoich właściwości, nie brały udziału w naradach.

WILCZA JAGODA
Nasza chata z kraja. My wszędzie sobie poradzimy i zawsze będziemy potrzebne. Czy te, ważniaki, z głównych grządek nie ignorowały nas? Tylko Konwalia i Ciemiężyca postanowiły żyć z nami w przyjaźni.

BIELUŃ DZIĘDZIERZAWA (ostrożnie zwijając płatki swoich dorodnych trąb)
Tak, to prawda, ja lubię tę naszą alienację. To takie arystokratyczne.

PELARGONIA
Jaka szkoda, że Dąb został zabrany do sanatorium. On wiedziałby co robić.

LIPA
Jaka ty jeszcze jesteś naiwna, Jakie sanatorium?

PELARGONIA
Słyszałam, jak oni powtarzali słowo, które tak przyjemnie brzmiało i kończyło się na „miła”, „miły”, czy jakoś tak.

LIPA
O święta naiwności! To nawet ja wiem, że dla zamydlenia oczu oni mówili po angielsku, tartak – sawmill.

PELARGONIA (jej delikatna, bladoróżowa barwa zmieniła kolor na purpurowy)
Przepraszam, nie wiedziałam. To straszne.

ŁOPIAN
Straszne? A jak nazwiemy naszą przyszłość?

WILCZA JAGODA
Jak wy lubicie zbaczać z tematu. Takie bicie piany. Bezproduktywne. Jemu już nie pomożemy. Zastanówmy się lepiej, jak możemy użyć tego, co posiadamy - my, rośliny trujące. Nawet Ciemiężyca zielona obiecała dostarczyć swoją weratynę. Tak, właśnie tę, śmiertelnie skuteczną. Jednak, doszliśmy do wniosku, że do akcji wkroczymy tylko w ostateczności. Spróbujcie się dogadać. Ponadto, jeżeli TASS wprowadzi w życie swój plan z tym całym barszczem – antropofitem, będziemy wałczyć na dwa fronty. Chcecie tego?


Prawowici mieszkańcy ogródków zajęci wyłuszczaniem swoich jedynie słusznych racji, nie zauważają, jak ogromny cień z wolna, stopniowo i konsekwentnie przesłania niebo, kładąc się ciężkim, betonowym cieniem na cały obszar ostatniego fragmentu miejskiej zieleni.

Jest już za późno.

ODPOWIEDZ

Wróć do „KONKURSY”