finał - proza
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
finał - proza
Autor nr 3
Przez chwilę byłam drzewem
Kolejna podróż samochodem. Jadę w odwiedziny do siostry. Bardzo to lubię. Przede mną pięćdziesiąt kilometrów, a ponieważ nie jestem kierowcą, tylko pasażerem, mogę spokojnie podziwiać widoki za oknem.
Miasto już za mną, wieżowce, te dziwne pudełka i cały szum, stukot, którego prawie nie słychać, gdy jest się w centrum tego hałasu.
Samochód lekko podskakuje, no tak, dziury w jezdni.
Za oknem przydrożne drzewa. Niektóre z nich, to „zielone pomniki”. Stoją niczym majestatyczne posągi. Niby wszystkie podobne do siebie, a jednak inne. One niezmiennie stoją w tym samym miejscu, a ja jestem wolna. Oceniam w przybliżeniu ich wiek. Mijam zarówno te stare, które trwają od wielu lat, jak i te dosadzone zapewne niedawno, zupełnie młode, a może to samosiejki...
Zastanawiam się, czy obserwują nas i czy kołysanie to wzajemna ich rozmowa?
Czy mogłabym być takim drzewem? - chyba nie. To przecież nic dobrego. Przy drogach, uderzają w nie samochody. W sadach, nie dość, że pryskane różnymi chemikaliami, to jeszcze przycinane mają ramiona. W ogrodach, przywiązuje się huśtawki i hamaki, jakby nie było innego miejsca. W parkach, młodzi ludzie wydrapują serduszka i imiona swoich ukochanych, a w lesie, ścinane są na deski lub opał do kominka.
Zawsze podziwiałam drzewa, ale czy chciałabym nim być? No właśnie, gdybym była, to tylko takim, które rośnie daleko od ludzi, gdzieś pośrodku wielkiego lasu i ma rodzinę, dużą rodzinę. Dotykać swoimi gałęziami te rosnące tuż obok. Słuchać wiatru, co gra na liściach i piąć się w górę, ku słońcu. Czerpać siłę z ziemi. Zmieniać swój wygląd z każdą porą roku i być zdrowym, szczęśliwym np. klonem albo brzozą...
majestatycznie uśpiona
w ciemnej przestrzeni
poddaję się
a może lubię gdy wiatr mnie dotyka
Dziwne miewam myśli, zwłaszcza podczas podróżny. Dotarłam, a z zamyślenia wyrwał mnie głos siostry.
- Cześć. Coś taka zadumana?
- Przed chwilą byłam drzewem - powiedziałam z dumą.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor nr 6
Ostatni
Ćśśś… Cicho. Krople deszczu szemrzą w liściach, spływają po splątanych konarach. Wsłuchuję się w deszcz. Nasiąkam wilgocią wczesnej jesieni, jeszcze pachnącej ziemią rozpulchnioną aż do przesytu. Zaraz przyjdzie zima, wietrzna, sucha i mroźna, niekończące się samotne umieranie w ciemnościach.
Jam jest Metuszelah ze szczepu Prometheusa. Przez tysiąclecia egzystowaliśmy wśród skał na szczytach świata, na ziemi suchej i piaszczystej, odporni na wszelkie żywioły, przepływały przez nas wichury czasów. Teraz, zupełnie samo i nikomu nie potrzebne, wyglądam bardziej na martwe niż żywe: półnagi, powykręcany szkielet.
Gdy pierwszy raz padły na mnie słoneczne promienie, Ziemia była wielką zieloną wyspą, na północy porośniętą gęstym bagiennym lasem, a na południu masywem górskim wysokim na dwanaście mil. Ląd okalał bezdenny ocean – wodne królestwo mięśniopłetwych potworów i ogromnych ryb pancernych.
Jaskinie u stóp gór zasiedlało homoidalne plemię Thule, żywiące się roślinami, nasionami sosen, oczeretu i larwami owadów. Były to istoty czworonożne, brzydkie, łyse i chorowite, których nędzne cechy potęgowały się w kolejnych miotach. I wkrótce nastąpiła ich zagłada: pierwsza wielka hekatomba w dziejach świata. Dziewięć dni i dziewięć nocy szalały wiatry i deszcze, aż w końcu potop unicestwił wszelkie życie na nizinach.
Gdy wody opadły, na dno kotliny upuściłem nasienie, by przywrócić Wyspie pierwiastek życia. W samym jej sercu wyrósł mój pierworodny, tak potężny, że koroną sięgał gwiazd, a korzeniami – krańców świata. A wraz z nim rozkwitła roślinność, narodziły się zwierzęta lądowe i powietrzne. A potem pojawił się Człowiek.
Ten świat był lepszy od poprzedniego. Ludzki ród był mądry i pracowity. Widziałem jak wznoszą osady, budują coraz doskonalsze domostwa, oswajają zwierzęta, by im służyły, hodują jarzyny i zboża, udoskonalając techniki rolnicze. Ludzka społeczność rosła w siłę, póki z jedności nie stała się zbiorem części. Ludzie wynaleźli pieniądz, podzielili się na bogatych i biednych, wolnych i niewolników.
Pewnego lata, przebudził się wulkan oceaniczny. Powietrze wzbiło masy wody, a wiatr szaleńczo ścinał czubki fal. Potężne chmury pyłu zakryły nieboskłon. Zapanowała trwająca dziesięć miesięcy mroczna zima, a woda w moich korzeniach zamarzła.
Wskrzesiły mnie słoneczne promienie. Ujrzałem pustkowie i chaos, ród ludzki zdegenerował się. Ludzie postradali rozum i zwrócili się przeciw sobie, a okrucieństwo ich było wielkie. Patrzyłem na gwałcone kobiety i dzieci, którym następnie rozpruwano brzuchy i obcinano członki, słyszałem wrzask pieczonych żywcem niemowląt. Na polach leżały zwłoki i dogorywający mężczyźni błagający o wyzwolenie z cierpienia. Mieli twarze czarne od much, a w otwartych, zainfekowanych ranach lęgły się czerwie.
Czyż mogłem patrzeć spokojnie, jak sami się zabijali? Upuściłem na dno kotliny ostatnie nasienie.
Przez chwilę byłam drzewem
Kolejna podróż samochodem. Jadę w odwiedziny do siostry. Bardzo to lubię. Przede mną pięćdziesiąt kilometrów, a ponieważ nie jestem kierowcą, tylko pasażerem, mogę spokojnie podziwiać widoki za oknem.
Miasto już za mną, wieżowce, te dziwne pudełka i cały szum, stukot, którego prawie nie słychać, gdy jest się w centrum tego hałasu.
Samochód lekko podskakuje, no tak, dziury w jezdni.
Za oknem przydrożne drzewa. Niektóre z nich, to „zielone pomniki”. Stoją niczym majestatyczne posągi. Niby wszystkie podobne do siebie, a jednak inne. One niezmiennie stoją w tym samym miejscu, a ja jestem wolna. Oceniam w przybliżeniu ich wiek. Mijam zarówno te stare, które trwają od wielu lat, jak i te dosadzone zapewne niedawno, zupełnie młode, a może to samosiejki...
Zastanawiam się, czy obserwują nas i czy kołysanie to wzajemna ich rozmowa?
Czy mogłabym być takim drzewem? - chyba nie. To przecież nic dobrego. Przy drogach, uderzają w nie samochody. W sadach, nie dość, że pryskane różnymi chemikaliami, to jeszcze przycinane mają ramiona. W ogrodach, przywiązuje się huśtawki i hamaki, jakby nie było innego miejsca. W parkach, młodzi ludzie wydrapują serduszka i imiona swoich ukochanych, a w lesie, ścinane są na deski lub opał do kominka.
Zawsze podziwiałam drzewa, ale czy chciałabym nim być? No właśnie, gdybym była, to tylko takim, które rośnie daleko od ludzi, gdzieś pośrodku wielkiego lasu i ma rodzinę, dużą rodzinę. Dotykać swoimi gałęziami te rosnące tuż obok. Słuchać wiatru, co gra na liściach i piąć się w górę, ku słońcu. Czerpać siłę z ziemi. Zmieniać swój wygląd z każdą porą roku i być zdrowym, szczęśliwym np. klonem albo brzozą...
majestatycznie uśpiona
w ciemnej przestrzeni
poddaję się
a może lubię gdy wiatr mnie dotyka
Dziwne miewam myśli, zwłaszcza podczas podróżny. Dotarłam, a z zamyślenia wyrwał mnie głos siostry.
- Cześć. Coś taka zadumana?
- Przed chwilą byłam drzewem - powiedziałam z dumą.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor nr 6
Ostatni
Ćśśś… Cicho. Krople deszczu szemrzą w liściach, spływają po splątanych konarach. Wsłuchuję się w deszcz. Nasiąkam wilgocią wczesnej jesieni, jeszcze pachnącej ziemią rozpulchnioną aż do przesytu. Zaraz przyjdzie zima, wietrzna, sucha i mroźna, niekończące się samotne umieranie w ciemnościach.
Jam jest Metuszelah ze szczepu Prometheusa. Przez tysiąclecia egzystowaliśmy wśród skał na szczytach świata, na ziemi suchej i piaszczystej, odporni na wszelkie żywioły, przepływały przez nas wichury czasów. Teraz, zupełnie samo i nikomu nie potrzebne, wyglądam bardziej na martwe niż żywe: półnagi, powykręcany szkielet.
Gdy pierwszy raz padły na mnie słoneczne promienie, Ziemia była wielką zieloną wyspą, na północy porośniętą gęstym bagiennym lasem, a na południu masywem górskim wysokim na dwanaście mil. Ląd okalał bezdenny ocean – wodne królestwo mięśniopłetwych potworów i ogromnych ryb pancernych.
Jaskinie u stóp gór zasiedlało homoidalne plemię Thule, żywiące się roślinami, nasionami sosen, oczeretu i larwami owadów. Były to istoty czworonożne, brzydkie, łyse i chorowite, których nędzne cechy potęgowały się w kolejnych miotach. I wkrótce nastąpiła ich zagłada: pierwsza wielka hekatomba w dziejach świata. Dziewięć dni i dziewięć nocy szalały wiatry i deszcze, aż w końcu potop unicestwił wszelkie życie na nizinach.
Gdy wody opadły, na dno kotliny upuściłem nasienie, by przywrócić Wyspie pierwiastek życia. W samym jej sercu wyrósł mój pierworodny, tak potężny, że koroną sięgał gwiazd, a korzeniami – krańców świata. A wraz z nim rozkwitła roślinność, narodziły się zwierzęta lądowe i powietrzne. A potem pojawił się Człowiek.
Ten świat był lepszy od poprzedniego. Ludzki ród był mądry i pracowity. Widziałem jak wznoszą osady, budują coraz doskonalsze domostwa, oswajają zwierzęta, by im służyły, hodują jarzyny i zboża, udoskonalając techniki rolnicze. Ludzka społeczność rosła w siłę, póki z jedności nie stała się zbiorem części. Ludzie wynaleźli pieniądz, podzielili się na bogatych i biednych, wolnych i niewolników.
Pewnego lata, przebudził się wulkan oceaniczny. Powietrze wzbiło masy wody, a wiatr szaleńczo ścinał czubki fal. Potężne chmury pyłu zakryły nieboskłon. Zapanowała trwająca dziesięć miesięcy mroczna zima, a woda w moich korzeniach zamarzła.
Wskrzesiły mnie słoneczne promienie. Ujrzałem pustkowie i chaos, ród ludzki zdegenerował się. Ludzie postradali rozum i zwrócili się przeciw sobie, a okrucieństwo ich było wielkie. Patrzyłem na gwałcone kobiety i dzieci, którym następnie rozpruwano brzuchy i obcinano członki, słyszałem wrzask pieczonych żywcem niemowląt. Na polach leżały zwłoki i dogorywający mężczyźni błagający o wyzwolenie z cierpienia. Mieli twarze czarne od much, a w otwartych, zainfekowanych ranach lęgły się czerwie.
Czyż mogłem patrzeć spokojnie, jak sami się zabijali? Upuściłem na dno kotliny ostatnie nasienie.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl