Ekspres do kawy cz.I - Strajk

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Ekspres do kawy cz.I - Strajk

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 16 kwie 2017, 12:46

Kawę lubiłam od zawsze. Matka mieliła ją w starym, odziedziczonym po babci Franciszce młynku, który rzęził głośniej od dziadkowego fergusona. Mniej więcej raz na tydzień ojciec z prawdziwym oddaniem reperował to przedpotopowe urządzenie, ani myśląc o zastąpieniu go innym, nowocześniejszym, zaopatrzonym w regulację grubości mielenia. Młynek babci Franciszki był po prostu niezastąpiony. Rodzinna pamiątka z duszą. Pamiętam, że ilekroć mielił, zatykałam uszy watą, aby nie słyszeć głośnego, wwiercającego się w mózg warczenia mikroskopijnego silnika. Klęczałam na drewnianym, rozchybotanym taborecie kuchennym, cierpliwie czekając, aż matka uniesie brudne wieczko młynka. Natychmiast, niemalże z prędkością błyskawicy, po niewielkim pomieszczeniu rozchodził się intensywny zapach świeżo zmielonej kawy. Chłonęłam go całą sobą. Ten aromat jest we mnie do dziś. Obok zapachu rozgniatanych palcami cytrusowych skórek jeden z najprzyjemniejszych z czasów dzieciństwa. Towarzyszył mi przez lata.
Z czasem spośród wielu gatunków kawy upodobałam sobie jeden, arabikę o smaku korzennych przypraw. Napar sporządzany ze świeżo zmielonych ziaren z odrobiną mleka i cukru przypadł mi do gustu do tego stopnia, iż zrezygnowałam z innych. Piłam go kilkakrotnie w ciągu dnia, z małymi ograniczeniami w pracy, gdzie obowiązywała, obok przynależnej każdemu pracownikowi piętnastominutowej przerwy zwanej śniadaniową, dodatkowa dziesięciominutowa, w większości przypadków spędzana przez wszystkich przy filiżance kawy parzonej w dużym, wielofunkcyjnym ekspresie ciśnieniowym. Miał wmontowany młynek, który pracował cichutko. Urządzenie, zakupione za składkowe pieniądze, postawiono, z powodu braku innego miejsca, w pomieszczeniu z ksero, na stoliku pod oknem, obok starego, rozklekotanego czajnika, pamiątki z czasów PRL-u. Nowoczesny ekspres spełniał wszelkie nasze oczekiwania. Ci, którzy oprócz tradycyjnej "małej czarnej" lubili różne jej wersje mleczne, mogli przygotować sobie cappuccino albo latte. Ekspres automatycznie spełniał wszystkie zachcianki. Stan błogości nie trwał jednak długo. Wraz ze zmianą kierownictwa do firmy weszły nowe zwyczaje, by nie powiedzieć - nakazy i zakazy. Jedną z pierwszych reform nowej szefowej była likwidacja dodatkowej przerwy na kawę. Wśród pracowników zawrzało. Natychmiast podjęto negocjacje, a kiedy żądania nie zostały wysłuchane, zapadła decyzja o strajku. Wyniki referendum, przeprowadzonego wśród gremium kawoszy, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że protest będzie jedyną, słuszną i legalną formą osiągnięcia celu. Wszyscy byliśmy przecież zdeterminowani i zgodni co do tego, że przywilej praktykowany przez lata staje się prawem. Nie mogło się nie udać.

A więc strajk! W świecie absurdu jedyna alternatywa. Do pomieszczenia z ksero mało kto dziś wchodzi. Właściwie to jestem jedyną osobą, która się tutaj od rana pojawiła. Inni pracownicy firmy zrezygnowali ze strajku. Nie wiem dlaczego. Może przestali lubić kawę? Teraz to nieistotne. Przez osiem godzin mam te kilkanaście metrów kwadratowych tylko dla siebie. Czyż nie jest to uśmiech losu? Królowa, myślę o sobie i rozpieram się wygodnie w fotelu. Nie ukrywam, samotność z wyboru jest mi dzisiaj na rękę. Wparowałam tutaj o siódmej rano i nie zamierzam ruszać się do piętnastej. Żadna siła nie usunie mnie z tej oazy spokoju. Tamci za ścianą to już przeszłość. Należą do zupełnie innej rzeczywistości. Dla mnie liczy się tylko tu i teraz... Mówiąc językiem traperów, obóz rozbiłam niedaleko źródła, w tym przypadku obok stolika, na którym stoi ekspres do kawy. Od razu klapnęłam w wyściełany fotel biurowy i siedzę w nim już od dwóch godzin. Przeliczając na ilość wypitych "małych czarnych", zbliżam się do jednej czwartej dystansu, jaki mam dziś do pokonania. Za oknem siąpi deszcz. Słyszę, jak krople uderzają miarowo w blaszany parapet. Miły dla ucha szum. Uspokaja. Przeglądam książkę. Wreszcie mogę cieszyć się nią do woli, bez najmniejszych wyrzutów sumienia, że marnotrawię cenne chwile na drobiazgi. Babcia Franciszka byłaby zadowolona. Nadal uważam, że jej poradnik "Jak w pięć godzin zrobić sweter na drutach" powinien trafić na listę bestsellerów.
Przód i tył swetra gotowe, zostały jeszcze rękawy. Według poradnika mieszczę się w przewidzianym na tę czynność czasie, a nawet mam lekką nadwyżkę. Jeśli dalej pójdzie tak dobrze, sweter w kolorze płatków niezapominajek będzie gotowy za około półtorej godziny. Mąż ucieszy się. Ładnie mu w błękitnym, a mimo to chodzi zawsze ubrany w szarości. Pora na przerwę. Wbijam druty w kłębek wełny, odkładam je na półkę i z uśmiechem zaczynam przerzucać strony poradnika do początku. Na okładce pod wytłuszczonym grubą czcionką tytułem wydawca umieścił zdjęcie autorki. Babcia Franciszka wygląda na nim dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Siedzi na swoim ulubionym kuchennym taborecie, miał jedną nogę krótszą i chybotał się przy byle ruchu, i sącząc z filiżanki kawę, spogląda z dobrotliwym uśmiechem w okno, zapewne na pelargonie, które obsypane kwieciem różowią się na tle szaroburego nieba. Babcia kochała kwiaty. Rozmawiała z nimi chętniej niż z ludźmi. Jestem do niej pod tym względem podobna, tak przynajmniej twierdzi moja matka w chwilach, kiedy się na mnie wścieka.
Szum deszczu koi ból równie skutecznie jak wspomnienie babci uśmiechającej się do pelargonii. O ile matka nigdy nie starała się zrozumieć moich pragnień, babci przychodziło to z niezwykłą łatwością. Między dwiema kobietami nie było zgody, ciągle dochodziło do kłótni, najczęściej z powodu błahostek.
- Najważniejsze, żeby nie denerwowała ojca - tłumaczyła babci matka, wskazując palcem na mnie i z niepokojem zerkając w stronę drzwi spiżarki, którą tata zaadaptował na prowizoryczny warsztat. Dla mamy było to chyba jedyne wyzwanie - żyć tak, aby mężczyzna, z którym związała się z konieczności w siedemnastym roku życia i z którego dziwactwami wytrzymywała przez tyle lat, czuł się w pełni zadowolony.
- Najważniejsze, aby była szczęśliwa - ripostowała babcia, napełniając kawą kolejną, chyba setną, filiżankę.
Staruszka zawsze miała swoje zdanie, gotowa była bronić go do upadłego. W Wielki Piątek dziadek Stanisław zapalał fergusona, babcia wypełniała po brzegi termos kawą i ruszaliśmy do lasu po barwinek potrzebny do przystrojenia wielkanocnego koszyczka. Barwinek rósł co prawda w ogrodzie przy domu, ale babcia musiała mieć na święta ten z Sarniej Doliny. Uwielbiałam to miejsce pełne starych, ogromnych drzew, lisich jam, polan zarosłych dzikim zielskiem, tajemniczych zakamarków. Babcia i dziadziuś zasiadali na wielkiej kłodzie dębu powalonego przez burzę, popijali kawę, a ja buszowałam wśród leśnej gęstwiny, szczęśliwa jak wilczek wypuszczony z uwięzi.
Dziadek często powtarzał, że babcia jest czarownicą. Ja oczywiście nie wierzyłam w ani jedno jego słowo, kiwałam tylko łobuzersko głową, kiedy robił tę swoją tajemniczą minę, ściszał głos lub rozglądał się nerwowo na boki. Jednak dziś, kiedy spoglądam za siebie, przyznaję... Tak, babcia Franciszka była wiedźmą, jedyną w swoim rodzaju, dobrą, życzliwą i pogodną! Ktoś chyba puka? Dziwne, do pomieszczenia z ksero nigdy się nie puka, tutaj po prostu się wchodzi, najczęściej w określonym celu, na przykład po wypchany papierzyskami segregator albo aby włączyć ekspres do kawy. Drzwi przy otwieraniu cichutko skrzypią.
- Cześć - słyszę, zanim udaje mi się odwrócić z fotelem. Poznaję głos, to księgowy Zenobiusz. Pracujemy razem od początku, to znaczy od momentu, kiedy przyjęto mnie do firmy. Do dzisiaj wydawało mi się, że znam go bardzo dobrze.
- Cześć - odpowiadam.
- Czy nie przeszkadzam? - pyta, wślizgując się w przestrzeń między ksero a mną.
Przeszkadza, ale przecież mu tego nie powiem. Tak, Zenobiuszu, przeszkadzasz mi w rozmowie z babcią Franciszką, dobrą wiedźmą, która uwielbia kwiaty i małą czarną! Zenobiusz mimo wszystko jest poczciwy i nie zasłużył na tak ostre potraktowanie.
- Powinienem tu być z tobą, Alka! To wszystko przez nią... moją żonę... - jąka się profesjonalnie. - Powiedziała, że gdy mi odetną... no wiesz, te trzy stówy z pensji za strajk, ona nie będzie miała za co kupić wacików do demakijażu!
Lubię go za tę Alkę. On jeden zdrabnia moje imię tak, jak to robiła babcia Franciszka.
- Zenobiuszu - mówię z uśmiechem - daj spokój! Spójrz, chłopie, nawet byś się tutaj nie zmieścił! Chcesz kawy?
Nie chce. Wymknął się tylko na minutę. Co będzie, jeśli szefowa nakryje go na tej samowolce? Premia na pewno poleci. Znowu ciche skrzypienie drzwi i cisza... Cisza to ukojenie. Deszcz przestał padać. Złożę wniosek o zamontowanie w tych drzwiach jednostronnego zamka. Przydałby się już dziś...
Od godziny drzwi prawie się nie zamykają. Zenobiusz zapoczątkował istny kataklizm, falę tsunami bezwzględnie niszczącą mój spokój. Była już Sabinka, która zajmuje biurko po prawej, Marysia z miejsca po lewej, Gienia spod ściany i Hermenegilda z pokoju obok. Wszystkie z oczkami pełnymi skruchy jak u mojej teściowej po spowiedzi, wszystkie u szczytu wewnętrznych katuszy. Każda żałuje, że nie mogła, wspiera, podziwia, wzdycha. Powietrze zrobiło się gęste od perfum i emocji. Okno zabite gwoździami, ani uchylić, ani otworzyć, po prostu ukrop, a tu końca kolejki nie widać. Pchają się kobiety jak po mydełko w czasach PRL-u albo jak do apteki po suplementy diety. Zostało jeszcze pięć godzin strajku. Czy wytrzymam ten nagły najazd Hunów w spódnicach? Babciu Franciszko, najlepsza na świecie wiedźmo, ratuj! Za chwilę oszaleję!
- Napij się, dziecko, kawy - radziłaś zawsze wtedy, gdy puszczały mi nerwy. - Kawa odpręża i poprawia samopoczucie.
Pora więc włączyć ekspres do kawy. Wystarczy tylko przestawić czerwony włącznik z pozycji zero na jeden. Zamykam oczy i wsłuchując się w ciche buczenie młynka, wyobrażam sobie, jak spaceruję po lesie, wśród ogromnych, rozłożystych dębów - dziewczynka z bukietem barwinka. Babcia z dziadkiem siedzą na pniu i popijając kawę z kubeczków, uśmiechają się do siebie. Czas zatrzymał się. Mam najdłuższą przerwę na kawę, wspomnienie.
do następnego

(na podstawie wydarzenia autentycznego)
Ostatnio zmieniony 20 sie 2017, 20:13 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 5 razy.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Ekspres do kawy

#2 Post autor: eka » 18 kwie 2017, 12:50

Opoko z dokładnie przemyślanym światem przedstawionym. Wątki zdawałoby się odległe (strajk i babcia) ściśle połączone (kawą). Smaczku dodaje dopisek pod tekstem.
Czas zatrzymany.
: ) :kofe:

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Ekspres do kawy

#3 Post autor: Gorgiasz » 18 kwie 2017, 13:50

Pomysł ciekawy, napisane nieźle, ale brakuje puenty. Takie urwane w trakcie. Niespodziewanie i niewytłumaczalnie.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: Ekspres do kawy

#4 Post autor: Alicja Jonasz » 18 kwie 2017, 14:15

Opoko z dokładnie przemyślanym światem przedstawionym.
Właśnie tego nie potrafię. :) Jest pomysł na początek historii (autentyczne zdarzenie), ciśnienie, aby wyrzucić z siebie nagromadzone pod wpływem wydarzenia emocje, potem jest działanie - piszę fragment za fragmentem bez planu, zawsze przecież dokądś zabrnę, często do:
Pomysł ciekawy, napisane nieźle, ale brakuje puenty.
Gorgiasz, eka, dziękuję za wypowiedzi na temat tego tekstu. :)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Ekspres do kawy

#5 Post autor: eka » 18 kwie 2017, 19:01

Alicja Jonasz pisze:
Opoko z dokładnie przemyślanym światem przedstawionym.
Właśnie tego nie potrafię. :) Jest pomysł na początek historii (autentyczne zdarzenie), ciśnienie, aby wyrzucić z siebie nagromadzone pod wpływem wydarzenia emocje, potem jest działanie - piszę fragment za fragmentem bez planu, zawsze przecież dokądś zabrnę, często do:
Pomysł ciekawy, napisane nieźle, ale brakuje puenty.
Nie miałam na myśli kompozycji, ale elementy świata przedstawionego, które są ze sobą powiązane. Od babci po indywidualny strajk. Jeśli piszesz bez świadomej refleksji nad treścią, dając upust emocjom, to tylko bić brawa dla prozatorskiej podświadomości, która je sklepuje w całość.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: Ekspres do kawy

#6 Post autor: Alicja Jonasz » 18 kwie 2017, 19:37

Błogosławiona podświadomość :)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Halmar

Re: Ekspres do kawy

#7 Post autor: Halmar » 19 kwie 2017, 1:53

Lubię takie historie: niespieszne, trochę nostalgiczne. Oj, zapachniało tą kawą ze starego młynka... To także moje zapachy z dzieciństwa :)

Z drobiazgów do poprawienia:
spiżarki, którą tata zaadoptował na prowizoryczny warsztat - powinno być zaadaptował.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: Ekspres do kawy

#8 Post autor: Alicja Jonasz » 19 kwie 2017, 8:33

I ja lubię takie historie i chciałabym umieć jak najlepiej oddać je słowem pisanym. Dziękuję za uwagi, poprawiłam błąd. :) Pozdrawiam :)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Gajka
Posty: 1917
Rejestracja: 21 gru 2011, 16:10

Re: Ekspres do kawy

#9 Post autor: Gajka » 23 kwie 2017, 12:52

ALICJO - super wspomnienia :)
Mnie urzekła -babcia Franciszka i Sarnia Dolina.
:kofe: :kofe: :kofe:

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: Ekspres do kawy

#10 Post autor: Alicja Jonasz » 23 kwie 2017, 13:09

Dziękuję, Gajka, za komentarz. :) Wspomnienia nie moje, ale też lubię. :) Taką Sarnią Dolinę chyba ma każdy gdzieś tam...
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ekspres do kawy”