Ekspres do kawy cz.IX - Sprzeciw

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Ekspres do kawy cz.IX - Sprzeciw

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 12 paź 2017, 18:25

do początku
do poprzedniego
***
- W każdym z nas drzemie ociupina dobra - twierdziła babcia Franciszka. - Wystarczy je tylko wydobyć.
Wierzyłam w to przez długie lata, jak we wszystko, co mówiła babcia, aż do dzisiaj... Zwątpienie przyszło nagle. Nie zadzwoniło wcześniej, nie zapukało, po prostu weszło w moje życie i rozsiadło się, jakby po długiej włóczędze wróciło na stare śmieci, jakby od zawsze było częścią mnie. Moja pierwsza reakcja to sprzeciw, kilka nieprzespanych nocy, niewypowiedzianych słów rzuconych w czarny prostokąt nieba wiszący nad łóżkiem, potem cisza.

***
Babcia Franciszka smażyła najlepsze racuchy pod słońcem. Pamiętam ją, jak stoi przy piecu kaflowym w swoim fartuchu w wielkie, barwne motyle, podśpiewuje coś pod nosem, może "Przybyli ułani" albo "Płynie Wisła, płynie", i rumieni na rozgrzanym oleju placki. Ja wałkiem do ciasta rozgniatam cukier. Napieram na drewno całym ciałem, taboret trzeszczy, chybocze się. Kryształki zawinięte w gazetę kaleczą cienki papier, wysypują się na stolnicę. Zbieram je ostrożnie wilgotnym palcem, oblizuję ze smakiem. Cenny kruszec. Cukier kupowało się na kartki. Raz w miesiącu do spożywczaka przywozili towar. Kiedy dla nas zabrakło, dziadek Stanisław zapalał fergusona i jechaliśmy na zakupy do miasta. Dla mnie to było święto, coś w rodzaju odpustu w parafii z lodami z kanki na mleko i trocinowymi piłeczkami na gumce. Spacerując wąskimi uliczkami, patrzyłam na wielkie witryny sklepowe, wtedy niestety puste, wyobrażając sobie, że są piękne i kolorowe, jak w takim jednym amerykańskim filmie, który obejrzałam kiedyś w kinie. Babcia stawiała na stole czubatą miskę racuchów. Pachniały cudnie. Do dziś mam je przed oczyma, złociste, posypane pudrem, pachnące jabłkami, chrupkie. To właśnie z ich smakiem kojarzyłam zawsze smak dobra, dobra, którego ociupina podobno drzemie w każdym człowieku, czekając na przebudzenie. Mając lat osiem, uwierzyłam, że jest we mnie moc budzenia w ludziach dobra.

***
W radiu straszyli powodzią. Nic dziwnego. Deszcz padał od miesiąca. Tabuny czarnych chmur sunęły po niebie z zachodu na wschód, zrzucając po drodze hektolitry wody. Akompaniował im silny wiatr. Nachalnie wdzierał się przez wszystkie szpary do pomieszczeń firmy. Drzwi otwierały się z impetem, trzeszczały okna. Miało się wrażenie, że przy kolejnym podmuchu wiatr wyrwie je ze starych, drewnianych futryn, wedrze się z hukiem do środka, poderwie z biurek papierzyska, rzuci nimi o ścianę. Nic takiego jednak się nie stało. Do mojej kanciapy wparował za to Zenobiusz, szybko zatrzasnął za sobą drzwi, przywarł do nich całym ciałem i ciężko dysząc, wyrzęził:
- Alka, ufff... Gdyby ktoś pytał, mnie tutaj nie ma! - Był spocony jak mysz. Z początku się przeraziłam, w jego wieku łatwo o zawał. - Proszę, tylko mnie nie wydaj! Podzielę się z tobą! Obiecuję! - Głos mu drżał. - Jest tego trochę... Wystarczy dla dwojga!
Na jego twarzy pojawił się delikatny grymas, coś na kształt uśmiechu. Zenobiusz był czymś wyraźnie zdenerwowany. Nie, to coś więcej niż zdenerwowanie! To podniecenie, totalny odlot! Oczy mu błyszczały! Po chwili wyciągnął przed siebie dużą, papierową torbę. To, czym chciał się podzielić, zapewne było w środku. Wydzielało intensywny zapach, którego nie sposób z niczym innym pomylić - łakocie.
- Byłeś w cukierni? - zapytałam z niedowierzaniem. - Twoja żonka cię zabije...
- Alka, posłuchaj! - przerwał mi. Policzki miał czerwone. - Gwizdnąłem je ze stolika dla prezesa, pączki, oponki, eklerki, a na resztę naplułem! Alka, naświniłem im tam porządnie!
Niemożliwe, pomyślałam, patrząc na Zenobiusza podejrzliwie. Dawno go takim nie widziałam. Prezes miał przyjechać na dziesiątą, dochodziła dziewiąta trzydzieści. Szefowa przygotowała powitalny bankiecik, a Zenobiusz... Czyżby? Nie wierzę...
- O skurkowany! - szepnęłam. - Twardy z ciebie zawodnik! Naplułeś na żarcie dla prezesa? Jezusie, stary, ja cię nie poznaję!
- Ja też... - Cały był rozogniony. Jak młody bóg, pomyślałam. - Alka, mówię ci, to było megaprzeżycie! Przechodziłem akurat, spojrzałem na ten cholerny stół pełen łakoci i pomyślałem: Ty cholerny bucu, a masz za tę twoją dobrą zmianę! I naplułem! Masz za panią Miecię, naszą kochaną panią Miecię Dwa w Jednym, którą wysłałeś na emeryturę! I naplułem! Za wywrócenie wszystkiego do góry nogami! Masz! Naplułem!
- Zenobiusz... - próbowałam mu przerwać, ale on nakręcił się niczym bąk, jakby tym swoim pluciem na pączki wyrzucał z siebie cały gniew od lat zalegający w nim jak jakieś śmieci, których trzeba się wreszcie kiedyś pozbyć, jakby karał za kłamstwa, upokorzenia i manipulacje. Zenobiusz się mścił... i był w tej zemście piękny! Patrzyłam na niego z fascynacją!
- To jest mój sprzeciw, Alka... - powiedział i zaczął wyjmować z torebki łakocie.
do następnego
Ostatnio zmieniony 14 paź 2017, 19:48 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 1 raz.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Ekspres do kawy cz.IX - Sprzeciw

#2 Post autor: eka » 14 paź 2017, 16:23

Alicja Jonasz pisze:
12 paź 2017, 18:25
jest we mnie moc budzenia w ludziach dobra.
Jest:) Pozwolę sobie utożsamić bohaterkę z Autorką.

Kapitalny fragment, chyba najlepszy z serii.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Ekspres do kawy cz.IX - Sprzeciw

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 14 paź 2017, 16:33

Zaskakujesz mnie tą opinią, eka :) Utożsamiaj :D Dziękuję za wizytę.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ekspres do kawy”