detoks (całość)

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

detoks (całość)

#1 Post autor: Gloinnen » 15 sty 2012, 0:10

detoks (1)



Jak dzień zależy od niewinności,
Tak świat zależy od twoich czystych oczu -
Krew moja cała płynie w twoich spojrzeniach.

(P. Eluard)



I.

każdemu chcę zaufać

przez dziury w kurtynie
podglądam odkurzone
profile
dłonie bez rekwizytów
mieczy jabłek czaszek

z makijażem spływają po brodzie
kolejne wersje prawdy
pozostaje tylko zmęczenie
gasną zmatowiałe żarówki

nie jesteś zły
skoro płaczesz
dopiero po zejściu ze sceny

gdy nikt o tym nie wie

zamiast braw w ciemności
rozlega się chichot



II.

gdybym mogła cofnąć czas
do początku osi

wtedy każde słowo
było lekkie

do białego rana

dwoje dzieci z ołówkami
nad czystą kartką

wszystko za nic miały
usta jeszcze niesparzone
niebem spływającym z dłoni



III.

bliskość przelotna
jak potrącenie na ulicy
mimochodem wysypała się z wierszy

wiesz dużo i mało zarazem
w kolejnych odsłonach zobaczyłeś
sylwetkę przeklętą

mogłeś wziąć w posiadanie

światło zbyt jaskrawe
ostrzegło przede mną



IV.

dziękuję za każde uderzenie
pięścią między oczy
światłem latarki w usta

wybiegasz z gniewem
w ślepe uliczki pod osłoną deszczu
nie chcesz o tym wiedzieć

trzeba posprzątać pokój
byłeś tu przez chwilę krótszą
niż trzaśnięcie drzwiami
a jednak zbyt wielki to ciężar

z podłogi zlizuję szklane okruchy
tylko taką znam czułość

niech rozpłynie się
w niezliczonych
nocach

niczego nie żądam w zamian



V.

mój największy błąd
trwałe okaleczenie

słowa odbiły się od nieba
rykoszetem
nie zdążyłeś zasłonić oczu

miało być po prostu pięknie
kolejna bajka na dobranoc

księżniczka pożarła księcia

nie wybaczaj zbyt szybko
najpierw naucz
cierpliwego milczenia

przedawkowałam pamięć
muszę się odzwyczaić

na wszystko przychodzi czas
a nawet jeśli nie przychodzi
gwiazdy wciąż spadają



detoks (2)



Zatem — nie ma rozłąki.
Tylko jest — spotkanie ogromne.

(J. Brodski)



I.

mija trzeci dzień

najważniejsze - nie myśleć
okna zamazuję białą farbą
drzwiom wyrywam klamki

wstęp wzbroniony

splecione palce rzucają
cienie na ścianę
kot motyl
fuck off

braw nie będzie
tylko gwizd wiatru
w pękniętej głowie

jeszcze tyle godzin



II.

jeden dwa trzy
na cztery mam wyjebane
połykam kostki lodu

w telewizji kreskówka

małe zoo

dźwiękoszczelna klatka coraz ciaśniejsza
metalowe pręty przyrosły do skóry

pięć sześć
dalej przestaję liczyć
nikt mnie nie uwolni



III.

minuta przerwy
wychodzę na balkon
po twarzy spływa topniejący śnieg

napiszę jeszcze raz opowieść
wykreślę nadmiar ciepła
owinę w czarną folię

trzeba zakopać słowa
zlizać ślady z poruszonej ziemi
znów będzie
jak dawniej

zanim kry odmarzły od źrenic



detoks (3)



tym razem krótko
ostatni wiersz poszedł się gonić
na pośmiewisko pod latarnię
więcej nie wystawię

odtwarzam z pamięci
wciąż tę samą ścieżkę dźwiękową
kolejne detoksy
za zamkniętymi drzwiami

po śladach nikt mnie nie znajdzie
nawet nie próbuj wypatrywać
chodnik dawno zamarzł

spierdalaj

gdy następne słowo zabrzmi obco
nie znajdziesz w nim siebie
może zrozumiesz

miłość nie jest nieprzemakalna


detoks (4)



Serce, chociaż zdziczałe, wciąż jeszcze bije za dwoje (…)
(J. Brodski)



I.

pozwoliłam aby noc wyszarpała
z rąk ostatnią latarnię
jeszcze ciepła oliwa spływa po palcach
nie będzie światła upływa w bezgłos
wraz z każdym oddechem coraz płytszym
błagam ciemność niech wreszcie uśmierzy
idealnym paraliżem skurcz
wszystkich mięśni

czy to kiedyś
się skończy


nie cierpiałabym mocniej rozrywana
na kawałki krwistego mięsa
możecie nakarmić mną ścierwojady

ból łatwo przełknąć śliski i wilgotny
powitam go z ulgą
bezradność rozlana w płomieniu
rozleglejsza jest niż lata świetlne
między moją nadzieją a twoim milczeniem



II.

jak znaleźć drogę powrotną

nad głową zamknęły się lodowe jaskinie,
wszystkie szlaki przegryzł śnieg z piaskiem
zatrzaśnięta zapadka pułapki
nie pozwala uwolnić się nawet myślą
kołującą donikąd

nie czekam na litość
ani na ocalenie chcę tylko
żeby jak najszybciej przyszła mroźna noc skruszyła
ciało oślepiając na zawsze wyczyściła pamięć
z wszelkich odcieni ciepła
dotyku rąk dźwięku głosu

których nie potrafię wypłakać.



III.

nie zatrzymam rzeczywistości
wyrywającej się z objęć
jak kry nie skują rzeki która musi
wciąż swobodna płynąć naprzód

pochylam się nisko nad brzegiem
pobielonym przez styczniowe noce
bez słowa sam na sam z ciszą przerywaną
trzeszczeniem zamarzniętych gałęzi

pragnę znieruchomieć wśród traw
pod lodem przestanę istnieć
bezboleśnie i niezauważalnie czerwienieją dłonie
cierpną usta a każda sekunda
rozrywa krtań na miliardy gwiazd

przestańcie mówić że kiedyś
będzie lepiej



IV.

to nie było złudzenie ani imaginacja
ale w ten sposób łatwiej ci
patrzeć na mój ból jak na pantomimę
do twarzy mi w bieli śniegu
i czerni wypitej z krypt

może nawet się uśmiechasz z pewnością
nie wierzysz że to naprawdę

zbyt trudno przychodzi mi
odegranie najważniejszej roli
na zawołanie żal dłuższy
niż wszystkie korzenie drzew
przerastające ziemię

ukrywam w kilku słowach

nie rozumiem nie wiem pomóż



V.

sznury przecinają nadgarstki
na moje własne życzenie przecież
mogłam nie pozwolić by mnie związano
w oddaniu bezgranicznym jak przekleństwo

wszyscy teraz widzą
jestem żałosna
pokonana nieubłaganymi słowami
które musiałam wreszcie i ja usłyszeć

dźwięki czarnych dzwonków
nad skamieniałymi bezdrożami.

światła nie mają imion*



*H. Poświatowska



detoks (5)



Lepiej jątrz serce zawsze,
gniew przechowa miłość bezpiecznie

(K. Iłłakowiczówna)



I

gdyby to było możliwe
zabronić sobie miłości
wybić z głowy bezrozumne
niemal zwierzęce cierpienie postrzelonej sarny

od współczucia do szyderstwa
od wodopoju do letargu
nie potrafię tak po prostu przejść
na drugą stronę byłoby łatwiej gdyby
ktoś okazał miłosierdzie i dobił ostatecznie,
ale przecież trzeba żyć

droga staje się
nieokreślona niewymierna
jej szklany szkic
wypływa ze mnie wraz z krzykiem,
którego nie potrafię zatamować

daruj

jutro uwolni poświatę z pajęczyn.



II.

małe dzieci uczymy żalu za grzechy
modlitwy i zaufania

bardzo szybko zaufanie
staje się jedynie stawką w grze
garścią srebrników za które usiłujemy
nabyć święty spokój.

modlitwy ośmieszają
gdy pełzniemy na kolanach
wydrapując przejścia
w pryzmach łajna

pozostaje skrucha
gorączka bez remedium i odpowiedzi

tylko ciemność wyciąga łuk
z precyzją napina cięciwę wypuszcza
lekkie strzały
i przebija oczodoły




nigdy bym nie odgadła
że to jest właśnie litość




III.

nasączam słowa największą dawką
patosu wieszam je w ciemności,

idę tą samą drogą co wielu wcześniej
i później być może nigdy nie
uda mi się z powrotem trafić
na wzgórze z którego porwał za włosy
prąd lodowatego powietrza.

pozwalam burzy śnieżnej
wgnieść twarz w ziemię
nieważne że to prymitywna
psychodrama

przybrała namacalne kształty
piorun kulisty w gardle
tętnice przerośnięte lontami
w kościach zamiast szpiku gęstnieje szron

nie potrafiłam
sama odebrać sobie mrzonek
do końca trzymałam się
krawędzi przerębla
zmęczony obciąłeś palce.

dlaczego nikt się
nie śmieje
przecież
chodzi
tylko

o mnie



IV.

obiecałam kiedyś
na każde pytanie odpowiem ci tak

właśnie dziś dotrzymuję
słowa im bardziej nie umiem
tym pewniej stawiam pierwszy krok
na połamanym moście

odwracam się za siebie
nie widzę sylwetek napisanych
w mroku wiersze są puste
pokoje-widma a przecież nie tak dawno



pamięć spłynęła w dół rzeki
ze strzaskanymi bryłami lodu
to był pierwszy etap
teraz czas na kolejne

obetnij uszy
odbierz czucie palcom
niech sople przezroczystą pleśnią
przerosną tęczówki

pozbawioną zmysłów
pozostaw mnie w tym tekście gdy
skończysz czytać będzie
już po wszystkim



V.

wybacz mi

bez odbioru

(...)Trzeba cierpieć,
przyjąć ból, skoro jest.
*



*J. Brodski

____________________
Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „Gloinnen”