Był sobie kiedyś deszcz, który zakochał się w niewielkim goździku, rosnącym w cieniu olbrzymiego dębu. Ponieważ oglądał go rankiem, jeszcze wówczas, gdy był tylko mgłą, przez mgnienie, nim kwiat się obudził.
- Czy mogę usiąść na twoim płatku - spytał troszeczkę później.
- Och możesz - odparł ziewając goździk.
I deszcz wpłynął na płatki kwiatu. Przytulił policzek i patrzył z zachwytem jak staje się przeźroczysta kroplą, która mieszając się z żółtym pyłkiem kwietnym nasiąka słońcem.
- Wiesz, chciałbym stać się chmurą - wyszeptał deszcz w aksamitny puch kwiatu.
- Ogromną i ciemną. Popatrzeć stamtąd w dół, na to co już tak dobrze wszyscy znamy, że nawet nie warto o tym opowiadać. Zobaczyć wszystko od nowa i inaczej. Popatrzeć na wszystkie przylaszczki, krwawniki i niezapominajki. Zawołać na nie. A wieczorem w szumie i śpiewie spaść na dom w ogrodzie, rozpryskać się śmiechem o okna i rynny. I opowiadać o tym co się widziało nawet i rynnom.
- Już lepiej być obłokiem - uśmiechnął się goździk
- puszystym obłokiem, różowym może, podobnym do mnie, który rozmawia ze słońcem.
- Tu również można mówić ze słońcem - powiedział deszcz, patrząc na nieśmiały promień, który właśnie uczynił go świetlista perłą.
- O, tak - westchnął rozmarzony kwiat - ale tu słychać jedynie jego szept, cudownie lekki i ...
Właśnie wtedy nadleciał trzmiel, taki sam jak wszystkie trzmiele.
- Ciągle ta rosa, albo deszcz - warknął
- Chciałem cię wczoraj odwiedzić, mój drogi, ale oczywiście znowu padało.
- To wspaniale, że w ogóle jesteś - powiedział kwiat i zapachniał.
Deszcz strącony jedną z nóg trzmiela leżał w korzeniach trawy. Roztrącany przez biegające mrówki czuł jeszcze zapach kwiatu i słyszał resztki rozmowy, które spadały aż tutaj. A potem pojął, że z każdą chwilą staje się już tylko bardziej wilgotną ziemią. Obudził się dopiero wieczorem, jako cieniutka warstewka kropli na liściu pewnej koniczyny. Goździk już spał. Rozchyliwszy leciutko brzegi płatków uśmiechał się do wschodzącego księżyca.
- Nawet nie jest mu smutno - pomyślał deszcz.
Rano słońce spełniło marzenia mgły i nim jeszcze zbudził się kwiat, deszcz unosił się już ponad trawami i poznawał tajemnice kory dębu. Gwałtownie przeciskał się pomiędzy liśćmi. I w połowie drzewa natknął się na trzmiela, który próbował zobaczyć coś w dole.
- No, i teraz znowu mgła - sapał trzmiel
- Brr... co za mgła... Deszcz musnąwszy trzmiela przylgnął do jego skrzydełek. - To już nie do zniesienia - jęknął grubas i spróbował pofrunąć. Ale nasiąknięte deszczem skrzydła przywarły do boków i począł spadać, nie słysząc wcale zwycięskiego śpiewu wroga. Tuż przy ziemi, nim deszcz zdołał ochłonąć z nienawiści, słońce oderwało go od skrzydeł owada i uniosło w nieznane. O zachodzie był już różowym obłokiem. Drugiego dnia zaś rozmarzonym cumulusem próbującym wyobrazić sobie kwiat pośród traw. Przypominał sobie, co goździk mówił o obłokach i zapragnął stać się najpiękniejszym z nich. Nie wiedział jednak jak może wyglądać najpiękniejszy. Stawał się więc, raz podobnym do cienistego parku, innym razem do wyspy opłukiwanej przez niebieską wodę, to znów do drzewa o potężnych konarach i złotawej rzeczki z kąpiącymi się niezapominajkami i niewielkimi rybkami ze słońca, w końcu tym wszystkim, co kiedyś widział i zapamiętał.
I tak mijały dni. Deszcz zapomniał już całkiem o tym, w jakim celu stał się obłokiem. Unikał słońca, które chciało z nim rozmawiać. Całymi godzinami walczył z wiatrem o to, by móc jak najbliżej znaleźć się drzewa, z którego cienia, jak sądził, obserwował go kwiat. Z czasem dąb obojętny i wyniosły stał się dla niego najdroższym punktem w nieskończonym świecie, a on sam szarawa, napełnioną tęsknotą chmurą, która czasami tylko opuszczała drzewo i podpływała nad staw, by się w nim przejrzeć, łudząc się, że obraz jaki widzi jest tym, który dostrzega kwiat. Słońce świeciło mocno, tak, że trawy przywiędły i nabrały złotawego odcienia. Tymczasem chmura nad dębem stawała się coraz bardziej posępna i ciemna. W któreś południe zgubiła pierwsze krople, a potem nie zważając na nic rozpłakała się na dobre. Zaszumiała po więdnących liściach i opadła w koniczynę.
- Czy widziałeś mnie, gdy byłem obłokiem? - spytał cichutko deszcz, ale kwiat nie odpowiedział, prostował ożywające płatki i znów czekał na trzmiela. A kiedy deszcz spytał ponownie, niecierpliwie mruknął :
- Nie. Skądże.
A po chwili namysłu dodał cieplej :
- No i cóż tam widziałeś?
Deszcz / bajka dla Angeli /
Moderatorzy: skaranie boskie, eka
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Deszcz / bajka dla Angeli /
Brakuje mi tu zakończenia, jakiegoś morału, jak na bajkę przystało.
Poza tym jest ciekawie. Masz trochę błędów w zapisie, szczególnie dialogów.
mógłbyś nad tym popracować, bo twoje bajki - baśnie są bardzo dobre i szkoda je szpecić błędami.

Poza tym jest ciekawie. Masz trochę błędów w zapisie, szczególnie dialogów.
mógłbyś nad tym popracować, bo twoje bajki - baśnie są bardzo dobre i szkoda je szpecić błędami.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 413
- Rejestracja: 06 lis 2011, 22:15