"Bajki dla mojego przyjaciela" - "Wiewiórka Berta"

Wiersze i opowiadania dla najmłodszych czytelników, historyjki, bajki, baśnie.

Moderatorzy: skaranie boskie, eka

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

"Bajki dla mojego przyjaciela" - "Wiewiórka Berta"

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 10 kwie 2016, 8:52

Wiewiórkę Bertę poznałam wiosną. Była końcówka marca, zbliżały się święta wielkanocne, a ja miałam wrażenie, że wiosna tego roku nie przyjdzie. Co prawda czekałam na nią z utęsknieniem, ale byłam w tak podłym nastroju, że gdyby nawet pojawiła się w całej krasie, zapukała do ogrodu, nie poznałabym jej, nie otworzyła furtki i nie powitała jak serdecznego przyjaciela po rocznej rozłące. Jedni mój stan tłumaczyli przesileniem zimowo - wiosennym, drudzy doszukiwali się syndromu przepracowania, inni zaś zupełnie nie zwracali uwagi na moje złe samopoczucie i oczekiwali ode mnie jeszcze wydajniejszego działania... Czekałam na wiosnę, wierząc, że jej nadejście uleczy mnie. Jednak im dłużej tkwiłam w tym stanie, moja dusza stawała się coraz bardziej chora. Gasła w oczach, a ja nie umiałam jej pomóc. Wtedy właśnie spotkałam Bertę... Po mrozach nadeszły deszcze. Ciężkie chmury całymi dniami sunęły po niebie jak stada kraczących wron, zrzucając na umęczony świat lodowate krople. Gwizdał wiatr. Sprytnie raził chłodem dłonie lub wwiercał się za kołnierz kurtki, ściskając za gardło zimnymi szponami. Tęskniłam za ciepłem i zapachem ziemi, za wiosną. Pewnego dnia, mając dość siedzenia w pustym mieszkaniu, założyłam wiatrówkę, na ramię zarzuciłam futerał z aparatem fotograficznym i ruszyłam do leszczynowego zagajnika. Lubiłam tam chodzić. Leszczyna szumiała inaczej niż pozostałe drzewa i zawsze miała dla mnie jakąś niespodziankę. Latem szerokie sercowate liście chroniły przed skwarem, a jesienią, kiedy blaszki przebarwiały się na żółto, znajdowałam ukryte wśród nich orzeszki. Chrupałam je nałogowo. Najpierw rozbijałam na płaskim kamieniu twardą brązową skorupkę. W środku znajdowałam serce orzecha laskowego, smaczne i zdrowe. Niektóre co cwańsze robaki uprzedzały mnie i jeszcze latem przebijały miękką niedojrzałą osłonę, by wyżreć smakowity miąższ, a wtedy w miejscu orzeszka znajdowałam "figę z makiem pasternakiem". Wyobrażałam sobie, że wypasiony orzeszkiem spryciarz ukryty w korze drzewa śmieje się ze mnie, wywala swój robaczy język i rozpowiada wszystkim, jak "wystrychnął mnie na dudka". Wypowiedziałam robaczkom cwaniaczkom cichą wojnę, ale wkrótce polubiłam je równie mocno jak ten mile szumiący zakątek ogrodu pełen leszczynowych niespodzianek.
Bywałam tam często. Nie tylko wtedy, gdy było mi smutno, ale również w chwilach radosnych. Siadywałam pod baldachimem leszczyny i wsłuchując się w szelest liści, marzyłam. O czym? Tego nie zdradzę. Marzenia są tajemnicą i nikomu, nawet przyjacielowi, nie wolno wyjawiać ich treści. Sekret można jedynie wyszeptać spadającej gwieździe w nadziei, że marzenie się spełni. Tajemnice duszy noszę w sercu latami, te najpiękniejsze powstały właśnie w leszczynowym zagajniku. Tego marcowego popołudnia nie miałam ochoty marzyć. Dął chłodny wiatr. Gałęzie kołysały się we wszystkie strony, a wraz z nimi piękne złote bazie. Na bezlistnych cienkich patyczkach leszczyny wyglądały tak magicznie, że zachwycona wyjęłam z futerału aparat fotograficzny z zamiarem zrobienia kilku zdjęć. Kiedy jednak ustawiłam obiektyw i spojrzałam w okienko, by skorygować ostrość obrazu, moim oczom ukazała się ruda, puchata kita zasłaniająca intrygujący mnie widok. Oderwałam wzrok od aparatu. Tuż obok w pień drzewa wczepiła się pazurkami wiewiórka. Odskoczyłam wystraszona. Wiewiórka? Pomyślałam, że na pewno jest wściekła, bo nic a nic się nie bała, tylko wlepiała we mnie wyłupiaste oczyska i prężyła kitę, jakby brała udział w sesji zdjęciowej dla wiewiórek. Zachowywała się dziwnie. Zdecydowanie z tą wiewiórką było coś nie tak. Już miałam uciekać w obawie, że stworzonko rzuci się na mnie, podrapie albo ugryzie boleśnie, kiedy usłyszałam:
- Długo mam jeszcze czekać? Zrobisz mi wreszcie to zdjęcie?
Niesamowite! Ta wiewiórka mówiła ludzkim głosem, a na dodatek zachowywała się jak rozkapryszona gwiazda foto. Wszystko było wyreżyserowane - każdy ruch, nienaturalna poza, wyprężona kita afro i wybałuszone oczy.
- Pstrykasz? Myślisz, że wygodnie mi tak sterczeć na tym pniu i szczerzyć do ciebie ząbki? - pisnęła głośno nie na żarty poirytowana.
- To nie jesteś wściekła? - zapytałam z głupia frant.
- Jeśli dalej będziesz mnie trzymała na tym przeciągu, wścieknę się na pewno! - krzyknęła i w oka mgnieniu przeskoczyła na pobliską gałąź.
Miała na imię Berta i nie była zwykłą wiewiórką. To, że mówiła ludzkim głosem, nie zdziwiło mnie tak bardzo jak niespodziewane zaproszenie do Świata po Drugiej Stronie Dziupli. Oczywiście to niezwykłe miejsce nazywało się zupełnie inaczej, ale obiecałam swojej małej przyjaciółce, że nie zdradzę nazwy byle komu. Gdy przyjdzie odpowiedni czas, będę mogła przekazać tajemny wyraz tylko jednej osobie, człowiekowi godnemu zaufania, nikomu więcej. Wybrałam ciebie. Musisz wiedzieć, że nazwa krainy jest zarazem hasłem do sekretnego przejścia między dwoma światami, otwiera ukryte w gęstwinie drzwi, przez które co dzień przechodzi Berta. Wiewiórka jest zwiadowcą sędziwego króla Dębola Wielkiego. Zwierzątko nie ma łatwego zadania. Gdy tylko wypatrzy, że któremuś z poddanych żyjących wśród ludzi dzieje się krzywda, natychmiast zgłasza ten fakt władcy, a wtedy zastępy zielonych służb medycznych wyruszają na ratunek poszkodowanemu. Niestety, zdarza się, że pomoc przybywa za późno. Niektórzy ludzie nie mają wyobraźni, postępują bardzo bezmyślnie i niszczą przyrodę. Rozumiesz więc, jak ogromne niebezpieczeństwo groziłoby mieszkańcom magicznego świata, gdyby hasło otwierające drzwi do krainy dostało się w niepowołane ręce? Obiecujesz, że nikomu nie zdradzisz hasła? Pamiętaj, obietnic zawsze się dotrzymuje. Choćby nie wiem co się działo, trzeba trzymać język za zębami. Kiedyś przekażesz hasło komuś zaufanemu, a teraz nadstaw uszy... Tajemnym hasłem jest słowo: wyobraźnia! Tak, tak, dobrze usłyszałeś! Wyobraźnia... Zapamiętasz? Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Nie opowiadaj dorosłym, co mi się przytrafiło. Obawiam się, że nigdy nie uwierzyliby w tę historię. Oni zawsze żądają dowodów, każą sporządzać mnóstwo dokumentów potwierdzających istnienie czegoś, a potem i tak wątpią w prawdę. Niech to będzie nasz sekret. Dobrze? Prawda jest taka, że Berta zabrała mnie do krainy po Drugiej Stronie Dziupli. Pokazała mi świat nieskażony ludzką ręką. To niesamowite miejsce. Rosną tam wszystkie gatunki drzew, nawet te, które ludzie dawno temu wytępili. Są olbrzymie, niektóre sięgają nieba, a w ich pniach mieszkają najróżniejsze zwierzęta. Na łąkach kwitną kwiaty, jakich nigdy nie widziałam. Ziemia pachnie w słońcu zielenią i wilgocią, a owady brzęczą radośnie po długim zimowym śnie. Postanowiłam opowiedzieć ci o tym miejscu.
Mogłam zacząć tak:
Tam gdzieś jest niezwykła kraina. Mała ruda wiewiórka co dzień otwiera magiczne drzwi, łypie wokół czarnymi ślepiami, czuwa, obserwuje, zawsze gotowa ci pomóc...
Dębol Wielki to rozsądny i dobry władca. Zyskał moją sympatię już przy pierwszym spotkaniu. Kiedy wiewiórka Berta zaprowadziła mnie do pałacu znajdującego się w grubym pniu olbrzymiego dębu, król przyjął mnie serdecznie, jak prawdziwego przyjaciela. Na moją cześć wyprawił ucztę, podczas której poznałam mieszkańców krainy. Przyjęcie odbywało się w pałacu. Mimo że drzewo było wiekowe, miało tysiąc lat, co roku wraz z nastaniem wiosny wypuszczało listki, które rozrastały się w piękny rozłożysty baldachim. Grube korzenie dębu wystawały z ziemi, tworząc zaciszne jamki ocieplone mchem. W tych właśnie domkach mieszkali dworzanie. Sam władca miał siedzibę w ogromnej dziupli. Wszyscy traktowali mnie życzliwie i zadawali mnóstwo pytań dotyczących uprawy roślin. Potem zaczęły się tańce. Pierwsza w tan ruszyła stonoga Matylda. Wzbudziła niemały aplauz, unosząc co drugą nogę i kręcąc odwłokiem. Inni, widząc popisy stonogi, zaczęli podrygiwać rytmicznie, każdy jak umiał. Mrówka Flora wirowała wokół łodyżki mniszka lekarskiego, pszczoła Klara turlała się wśród płatków przylaszczki, a świerszcz Fryderyk, siedząc na kamyku, akompaniował skowronkowi. Leon świergotał zapamiętale, wzbijając się na szczyty wirtuozerii. Zabawa rozkręciła się na dobre, kiedy do chóru dołączyły żaby. Zakumkały tak gromko, że Dębol Wielki w czapce z płatków krokusa porwał do tańca swoją małżonkę. Wirowali wśród okrzyków zachwytu dworzan. Berta suchym mchem wymościła dla mnie jedną z jamek, jaskółka naniosła piórek i puchu. Leżąc w tym przytulnym gniazdku, patrzyłam na nowych przyjaciół. Czułam się szczęśliwa i bezpieczna. Nie musiałam wracać do domu. Nikt tam na mnie nie czekał. Zasnęłam otulona ciepłem.
Śniłam. W ogrodzie wśród drzewek leszczyny stoi dziewczynka. Ubrana w kolorową bluzkę i spódnicę na szelkach rysuje się wyraźnie na tle czerwonobrunatnych pni. Dziecko ma długie brązowe loki. Powiewają na wietrze, zasłaniając delikatną buzię. Ogrodniczka trzyma koszyk pełen orzechów laskowych. Zapatrzona w gąszcz nie widzi mnie. Mogłabym podejść na palcach, zaczerpnąć garść orzeszków i umknąć niepostrzeżenie. Na myśl o psocie śmieję się. Dziewczynka klaszcze w dłonie, podskakuje w miejscu. Złote liście leszczyny zaczynają szeleścić, trzaskają patyki, na ziemię spada deszcz skorupek. Najpierw zza pnia wychyla się ruda kita, potem zwierzątko szybko się chowa, by z drugiej strony pokazać główkę, charakterystyczny pyszczek, wyłupiaste wścibskie oczka i uszy zakończone śmiesznymi pędzelkami. Ależ to wiewiórka! Rudzielec przeskakuje z gałązki na gałązkę, ale tym razem nie chowa się, nie ucieka, jest coraz bliżej dziewczynki, już zagląda do wypełnionego orzechami koszyka. Spryciara, myślę i obserwuję, jak zwinnie porywa orzeszek, ucieka między korony drzew.
Obudziły mnie promyki porannego słońca. Najpierw zadziornie połaskotały po policzku, potem przedreptały po powiekach, naznaczyły ciepłem czoło i zsunęły się po nosie w kierunku ust. Kiedy przypaliły brodę i przeskoczyły na szyję, otworzyłam oczy. Było jeszcze wcześnie, ale w magicznej krainie już wrzało. Obok mojej sypialni biegła ruchliwa autostrada. Maszerowały po niej mrówki, jedne dźwigały igiełki świerka, inne uginały się pod ciężarem zmurszałych liści i uschniętych badyli pokrzyw. Szły dziarsko, wystukując nogami rytm. Za nimi sunął brunatnoszary zaskroniec. Jaskółki niczym szybowce zniżały lot, chwytały drobne patyczki, słomki leżące wśród traw i wznosiły się ku błękitnemu niebu. Żuki niosły kamyki i stare skorupki orzechów. Nad kielichami krokusów i zawilców unosiły się barwne motyle. Pszczoły bzyczały, gołębie gruchały, a jelenie ryczały. Po autostradzie mknęły zające, człapał stary żółw i klekotał bocian. Żaby, widząc długonoga, kicały w milczeniu. Defilada najrozmaitszych zwierząt wydawała się nie mieć końca. Wiosenne porządki!
- Pora wstać, Alicjo - powiedziała Berta, zaglądając do jamki. - Co chcesz na śniadanie? Mogą być orzeszki?
- Pewnie, że mogą - odpowiedziałam, uśmiechając się do rudzielca.
Orzechy laskowe stanowiły mój przysmak. Odkąd pamiętam, zawsze gościły na kuchennym stole. Były w szarlotce z puszystą pianką, prażone w czekoladzie i w musli. Zrywałam orzeszki garściami, wąchając jeszcze świeże albo nieroztropnie rozgryzając zębami, by jak najszybciej zakosztować niezwykłego smaku. Miałyśmy z moją rudą przyjaciółką ten sam gust kulinarny. Chętnie wyszłam z ciepłego schronienia i pobiegłam za wiewiórką. Nie miałam jej sprytu, po drzewach wspinałam się nieporadnie, musiałam liczyć na nogi, a te po kilku minutach odmówiły mi posłuszeństwa. Z trudem łapiąc powietrze, dotarłam na miejsce. Była to niewielka polana obrośnięta młodą leszczyną.
Mieszkały na niej kuzynki Berty. Wiewiórki uwijały się wśród gałązek leszczyny. To był ich rewir, za który czuły się odpowiedzialne. Dbały o młode pędy, czyściły drzewa ze starych liści, smarowały korę leczniczym balsamem, robiły rejestr bazi i pomagały wiatrowi przenosić pyłek. Każda leszczynowa gąsieniczka była na wagę złota i nie uchodziła uwadze zwinnych zwierzątek. Berta poczęstowała mnie orzeszkami. Miały delikatny korzenny smak. Kosztowałam je z przyjemnością, obserwując pracujące wiewiórki. Nie wszystkie były rude. Niektóre z wierzchu miały brązowo - pomarańczową sierść, a na brzuszku białą. Na szczycie uszu tkwiły śmieszne frędzle, a całości dopełniał długi, puszysty ogon, dzięki któremu zwierzątka w czasie przeskoku z gałęzi na gałąź utrzymywały równowagę. Wśród rudzielców skakały szare i brunatno - czarne osobniki. Te wyróżniały się spośród stada nie tylko ubarwieniem futerka, ale także zachowaniem. Bez skrepowania kicały po ziemi, przeszukując dokładnie każdy cal trawnika.
- Czego one tak szukają? - zapytałam przyjaciółkę, kiedy na chwilę oderwała się od pracy i huśtając się na pobliskiej gałązce, zaczęła rzucać do kieszonki mojej kurtki kolejne orzeszki.
- Szukają tajemnych wiewiórczych skrytek - zapiszczała cicho Berta. - To nasz sekret! Co roku zakopujemy pewną ilość orzeszków, ale przez zimę zapominamy gdzie. Wiosną specjalnie wyszkolone wiewiórki przeszukują teren w poszukiwaniu smakowitego skarbu.
- Pomogę wam - zadeklarowałam ofiarnie.
- Nie, Alicjo... Każdy ma do znalezienia swój skarb. Musi dokonać tego samodzielnie - szepnęła Berta i uśmiechnęła się do mnie serdecznie. - Ty też...
Berta miała rację. Gdzieś tam ukryty jest skarb. Jeśli zacznę szukać już teraz, pewnego dnia ukaże się moim oczom w całej krasie. Muszę być jednak cierpliwa i dokładna. Nie mogę przeoczyć ani skrawka ziemi, pominąć żadnej wskazówki. Nie wolno stracić z oczu celu, łatwo wtedy się zgubić. To moje zadanie. Nikt nie może wyręczyć poszukiwacza skarbu. Wiedziałam o tym. Za każdym razem, gdy którejś z wiewiórek udawało się odnaleźć skrytkę z orzeszkami, jej radość nie miała granic. Rozbłyskiwała jak wiosenne słońce o poranku, wlewając w serca kuzynek nadzieję na rychłe szczęście. Gdzieś tam jest skarb. Już dziś wyruszam w drogę, by go odkryć...
- Weź tę gałązkę leszczyny, ona zaprowadzi cię do przeznaczenia - powiedziała Berta, wręczając mi prezent.
W dzieciństwie wiele słyszałam o niezwykłych właściwościach drzew i właśnie dzięki tym fascynującym opowieściom nauczyłam się szanować rośliny. Zaczęłam widzieć w nich przyjaciół, powoli przyswajając mowę drzew, odgadując znaczenie gestów, przesłanie kolorów. Lgnęłam do nich bardziej niż do ludzi i chłonęłam wszelkie nowinki na temat tych olbrzymów, zapisując informacje w notesie. Pamiętam jeden z wpisów. Babcia twierdziła, że w wigilię świętego Jana gałązka leszczyny owinięta pędem jemioły staje się magiczną różdżką. Jeśli po zachodzie słońca dotknie się nią ziemi, pęd jemioły ożyje i zacznie wić się wokół gałązki jak wąż, wskazując miejsce ukrycia skarbu. Czyżby w legendzie, którą opowiedziała mi babcia, było przysłowiowe ziarno prawdy?
Gałązka, w chwili, kiedy dotknęłam ciemnej kory, zadrżała i wypuściła pąki. Wkrótce wyrosną z nich liście, wcześniej powinny pojawić się jednak złote bazie, pomyślałam i pocałowałam jeden z pączków. Leszczyna obrastająca polanę zaszumiała, a ja poczułam, jak to brzmienie przenika całą moją duszę, budząc ją do życia. Byłam pewna, że jesteśmy związane niewidzialnymi więzami i wspólnie wypełnimy przeznaczenie. Nie wiedziałam, dokąd zaprowadzi mnie los, ale po raz pierwszy miałam moc, by wędrować... Tam gdzieś czekał przecież na mnie skarb, wielka tajemnica. Kiedy pożegnałam się z mieszkańcami magicznej krainy, Berta przeprowadziła mnie przez ukryte w leszczynowym zagajniku drzwi, ofiarowując na do widzenia garść orzeszków. Wiewiórka obiecała, że wkrótce się spotkamy. Tak też było. Wróciłam do domu. Leszczynową gałązkę wstawiłam do wazonu z wodą i niedługo potem wypuściła cienkie korzonki. Dla mnie to był znak, że jest gotowa poprowadzić mnie do upragnionego celu. Zasadzona w wilgotną żywiczną ziemię wyrosła na piękne drzewo, a ja patrząc na złote bazie powiewające na wietrze, zrozumiałam, czym jest skarb. Jest nim każda roślina, którą pielęgnuję, chronię i podlewam. Jej piękno lśni jaśniej od brylantów, jest droższe od diamentów i daje więcej szczęścia niż wszystkie klejnoty istniejące na świecie.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

karolek

Re: "Bajki dla mojego przyjaciela" - "Wiewiórka Berta"

#2 Post autor: karolek » 11 kwie 2016, 23:19

Bardzo ładnie , nasuwa odległe skojarzenia z Alicją w krainie czarów, ale dodatkowo ma cel i edukacyjny, i estetyczny.
Berta - oryginalne imię dla wiewiórki ;)

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Bajki dla mojego przyjaciela" - "Wiewiórka Berta"

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 12 kwie 2016, 15:22

Karolku, dziękuję za opinię. Bajka wymaga dopracowania. Mam nadzieję, że wszystkie te opowieści kiedyś doszlifuję.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „UTWORY DLA DZIECI”