lczerwosz pisze:bezstresowe wychowanie
Dla mnie to w ogóle nie jest wychowanie.
Zauważyłem na okoliczność wyartykułowania swojej negatywnej opinii na temat bezstresowego wychowania na kilku forach, że krytyka wychowania bezstresowego oznacza dla interlokutorów, że krytykujący jest zwolennikiem bicia. Dlaczego zaraz mowa o biciu?
Nie trzeba stosować przemocy, żeby nauczyć dziecko zasad i tego, że jest jednostką społeczną i nie żyje samo na tym świecie, że reszta świata nie jest zobowiązana tolerować wszystkiego, co on wyprawia dla swojego dobrego samopoczucia. Pozwalanie dzieciom na wszystko, żeby zminimalizować im stres prowadzi w mojej ocenie tylko do jednego - ich upadku, a w przyszłości całego społeczeństwa składającego się z ludzi z bezstresowym dzieciństwem.
Im wcześniej dziecko się nauczy, że w życiu obowiązują reguły, tym lepiej dla niego.
Ja miałem szczęście urodzić się w PRL-u.
Rodzice i szkoła to były autorytety i tworzyli system naczyń połączonych.
Tak dostawało się czasem wciry. Jak nauczycielka po łapach dała, to strach było się przyznać w domu, bo dostałoby się manto.
Nauczyciele nie tylko nas uczyli, ale też wychowywali. Pamiętam apel, który pani dyrektor zorganizowała po tym, jak w koszu pani sprzątaczka znalazła chleb. Bite dwie godziny wykładu o szacunku dla chleba w całkowitej ciszy. Gdy nauczyciele wchodzili do klasy, to uczniowie wstawali. Z szacunku. Szkoła rozwijała pasje, kółka zainteresowań były oblegane, a poziom nauki bardzo wysoki.
Jak obserwuję bezstresowo wychowywane dzieci moich znajomych, to jestem przerażony. Znakomita większość z nich z tej bezstresowości korzysta przynajmniej raz w tygodniu z terapii psychologicznej. Wmawia się tym dzieciom, że są sacrum, że tylko mają się na sobie skoncentrować, żeby same sobie granice wytyczały.
I smarkacze wytyczają sobie granice. Na disko pójście nie dostaną pozwolenia, każą im się rodzice uczyć - tną się. Matka z ojcem, przerażeni, że im milicja dziecko odbierze, wykupują drugą sesję w tygodniu u psychologa.
I smarkacz wytyczył granice! Robi, co chce.
A rodzice tylko czekają, żeby osiemnaście lat potomek skończył i tym samym zwolnieni byli z odpowiedzialności za kogo? Kalekę społeczną!
Ale to się nie dzieje przypadkowo. To system rozłączył te naczynia, o których wspomniałem, aby rozbić jednostkę jaką jest rodzina, a w konsekwencji społeczeństwo.
@barteczek
Ładne to opowiadanie, za PRL-u pisaliśmy takie w czwartej klasie podstawówki.