***
Tęsknię za Kudłatym, a miś tęskni za mną. Jak wielka to tęsknota żadne z nas nie umie wyrazić, po prostu brakuje słów i skali. Myślę, że jest większa od egipskich piramid i wieży Eiffla. Skąd takie przypuszczenie? A stąd, że wszystko przypomina mi misia, i śnieg, i podusia, i koszyk na zakupy, a każde wspomnienie o nim jest szczególne. Śnieg srebrzący się w słońcu przypomina mi misiową radość. Podusia, do której wieczorem się przytulam, jest mięciutka jak łapka misia. Koszyk na zakupy wypełniają misiowe westchnienia, a każda myśl o misiu jest słodka jak miodek. Tęsknię bez dwóch zdań. Tęsknię po prostu, bardzo, niezaprzeczalnie. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Eech, aach, wzdycham w tej tęsknocie. Dobrze, że już jutro się spotkamy. Miś i ja - czyż nie brzmi to pięknie? Wreszcie porozmawiamy, wypijemy herbatkę i pojeździmy na nartach. Postanowiliśmy skończyć z tęsknotą i zacząć nowy rozdział w naszej przyjaźni. Być razem na dobre i na złe.
Kangurek też wybiera się ze mną do przedszkola.
- A będzie Kacperek? - pyta podekscytowany.
Kacperek to taki miły kolega Kangurka, który ciągle twierdzi, że ma sześć lat, czyli najwięcej ze wszystkich przedszkolaków. Kangurek z Kacperkiem wciąż się o to kłócą.
- Ja jestem starsza! - przekonuje Kangurek uparciucha.
- Nie, bo ja! - tamten swoje jak katarynka. - Ja jestem starszy od ciebie! Nawet starszejszy od twojego brata!
- Nieprawda! - krzyczy Kangurek. - Mój brat jest starszejszy od ciebie, starszejszy od wszystkich! Nawet od pani i mamy!
Finał sporu zawsze jest jednaki. Co dzień pani Kasia niczym sędzia wydaje sprawiedliwy werdykt na korzyść Kangurka.
- Ty jesteś starsza, a Kacperek jest od ciebie młodszy - mówi głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Inaczej się nie da. Na drugi dzień i tak jest to samo, od rana przekomarzania, ale przynajmniej na to jedno popołudnie spokój. Ufff, można odetchnąć z ulgą.
Mimo tych wszystkich sporów i dąsów Kangurek tęskni za Kacperkiem. Tęsknimy więc razem, ja za misiem, a Kangurek za uparciuchem. Tęsknota to niezwykłe uczucie.
***
Nareszcie w przedszkolu. Piszę "nareszcie", bo zanim do tego doszło, próbowałyśmy dorównać sójce, która wybiera się za morze i nigdy wybrać się nie może. Najpierw Kangurek długo jadł śniadanie, a potem szukałyśmy skarpetki, tej w kolorowe prążki, która pasuje do koszulki. Jedna już na stópce, druga w pudełku na klocki, i to na samym dnie, przykryta drewnianą wieżą.
W przedszkolu cichutko. Wysprzątane. Pachnie tak ładnie jak na wiosnę w ogrodzie. Kangurek od razu skoczył na dywan.
- Jedziemy na kulig! - krzyknął radośnie.
- Na kulig? - zapytała zdziwiona pani.
- Pewnie! - Kangurek kicał po sali jak szalony. - Szykuj się, Kudłaty! Zakładaj czapkę, Teofil! Zuzia, butki na nogi wsuwaj! Jedziemy na kulig!
- Na kulig? - powtórzyła pani.
- Na kulig - potwierdziłam z uśmiechem. - Dzieci na feriach, a zabawki się nudzą. Zabieramy je na kulig do lasu!
Listonosz Onufry przyjechał czerwonym maluchem. Zatrąbił głośno, aż wystraszył wróble z krzaczka. Potem czule pogłaskał kierownicę, wąs z zadowoleniem zakręcił i wysiadł z samochodu, aby doczepić sanki do haka holowniczego.
- Maluchem na kulig? - zdziwiła się pani.
- Owszem - rzekł pan listonosz. - Maluch to najlepszy pojazd terenowy! Pokona każdą zaspę śnieżną. I będzie ostrożny!
- Na kulig! - zawołał Kangurek, wskakując na sanki.
- Na kulig! - zawtórował mu pajacyk Teofil.
- Chyba pojadę z wami - rzekła pani niepewnie.
Miś Kudłaty czeka, aż się pani zdecyduje. Kocyk na sankach już zagrzany, w plecaczku słoiczek miodu, minka serdeczna na pyszczku misia i ciepłe łapki gotowe.
- Niech pani siada - rzekł stanowczo pan listonosz. - Będzie nam weselej!
- No właśnie - potwierdziłam bez wahania. - Weselej i cieplej!
Lalka Zuzia wgramoliła się przede mnie.
- A nie spadnę? - zapytała drżącym głosem.
- Nie bój się, Zuziu. Trzymać cię będę! - Uspokoiłam, przytulając ją mocno.
Jedziemy drogą do lasu. Słońce świeci. Śnieg się srebrzy. Czerwony maluch powoli wrym wrym, pyr pyr. Ale pięknie! Tylko zające czmychają na boki.
- Z drogi, z drogi, szaraczki! - krzyczy pajacyk Teofil i szalikiem macha. - Z drogi, długouche pędziwiatry!
Wszyscy zadowoleni. Pani śpiewa wesoło:
Zima, zima, zima, pada, pada śnieg
Jadę, jadę w świat sankami
Sanki dzwonią dzwoneczkami
Dzyń, dzyń, dzyń
Dzyń, dzyń, dzyń
Dzyń, dzyń, dzyń
Miś Kudłaty pani wtóruje:
- Dzyyyyyyyń! Dzyyyyyyń!
Miodek podjadają w przerwie. Jeden paluszek do oblizania, drugi, trzeci i czwarty też w miodku. Cała łapka słodka, pyszna jak nigdy. Podjadają i za chwilę znowu śpiewają:
Jaka pyszna sanna - trąbi raźno maluch
Śnieg rozbija kołami
Sanki dzwonią dzwoneczkami
Dzyń, dzyń, dzyń
Dzyń, dzyń, dzyń
Dzyń, dzyń, dzyń
Dzyyyyyyń!
Saneczki przy sankach, saneczki za sankami, a wokół piękny sosnowy las. Na gałęziach czapy śniegu i pełno śladów zwierzęcych. Tutaj zajączek kicał, kic kic, tamtędy sarenka biegła, trop jeszcze świeży. Stadko kuropatw skryło się pod świerka. Ojej, jak w tym lesie ciekawie!
- Cichoooo... - uspokajam rozśpiewane towarzystwo. - Cichoooo...
- Ciiii - lalka Zuzia mi pomaga.
Kangurek przystawia paluszek do ust.
- Cicho - szepcze, ale szeptu nie słychać, tylko wrym wrym, pyr pyr i głośne mlaskanie.
- Pyszny miodek - mlaska miś Kudłaty.
- Oj, pyszny, pyszny - mówi z zadowoleniem pani.
Jedziemy dalej, a właściwie skradamy się, żeby nie płoszyć zwierząt. Saneczki niosą nas lekko. Zwiedzamy leśny świat.
- A są tu dziki? - pyta pacynka Klotylda, trwożliwie rozglądając się na boki. - Taki gęsty las...
- Może i są, ale ja w ogóle się ich nie boję! - woła pajacyk Teofil i wypina pierś na znak odwagi.
- Przy zwierzętach należy zachowywać się szczególnie ostrożnie - tłumaczy pani Kasia. - Nie głaskać ich...
- Ani nie drażnić - dodaje miś Kudłaty.
- Właśnie - uśmiecha się pani i misia za uszkiem drapie.
Wrym wrym, pyr pyr, maluch wyraźnie przyspieszył. Sanki pomknęły niczym torpeda.
- Mega napęd uruchomiony! - powiedział pajacyk zachwycony.
Kangurek trzyma się mocno sanek. Teofil wprost przeciwnie. Najpierw jaskółkę robi, potem dwa fikołki i przysiady. Niezły z niego cyrkowiec!
- Uważaj,Teofilu! - upominam akrobatę. - Bądź ostrożny!
Za późno... pajacyk już w zaspie!
- Ratunku! Ratunku! - wołają wszyscy. - Pajacyk za burtą!
Maluch hamuje. Kangurek skacze na pomoc Teofilowi. Za Kangurkiem ja daję susa w zaspę. Lalka Zuzia piszczy w wniebogłosy. Miś Kudłaty też rusza na ratunek. Katastrofa totalna. Kłębowisko śniegu, zabawek i ludzi. Tutaj nóżka pajacyka wystaje, obok pyszczek misia, nieco dalej mój brzuszek, a Kangurek... Ojej, gdzie Kangurek? Jest! O tam! Cały w śniegu, bałwanka udaje.
- Oj, łobuziaki, łobuziaki - śmieje się z nas pani. - Wychodzić mi tu zaraz z tej zaspy, bo się pochorujecie.
Najpierw wygrzebuje się miś Kudłaty. Śnieg w futerku, śnieg w uszach. Potem gramolę się ja, za mną Kangurek, a na końcu pajacyk Teofil. Dużo śmiechu! Śmiech to zdrowie.
- Pora ogrzać się i odpocząć - rzekł listonosz Onufry. - Kilka metrów dalej jest polana. Tam rozpalimy ognisko.
- Upieczemy kiełbaski - powiedziałam. - Gorąca herbatka też się znajdzie - dodałam, wyjmując termos z plecaczka.
- Gorąca herbatka z miodem! - zawołał miś. - Miodek rozgrzewa!
Raz dwa trzy i już ognisko płonie. Trzaskają drwa, iskierki lecą w górę. Ciepło wszystkich otula, kołysze, rumieni. Nochal pajacyka cały czerwony niczym ćwikłowy buraczek. Policzki lalki Zuzi jak dwa płatki purpurowej róży. Ach, jak przyjemnie! I kiełbaska się już piecze. Pachnie tak miło, aż ślinka cieknie.
Każdy trzyma nad ogniskiem patyk z kiełbaską.
- Mniam, nie mogę się już doczekać tych pyszności - powiedziała pani.
Wszyscy głodni. Czekają niecierpliwie. Świeże powietrze zmaga apetyt.
- A może upieczemy też chlebek? - zaproponowałam. - Taki chlebek pieczony nad ogniskiem to same delicje!
Chrupiemy kiełbaskę i chlebek. Miś miodkiem częstuje, ja herbatką. Kangurek ma pod noskiem wąsy, trochę keczupu i miodku. Pani Kasia bródkę z musztardy. Wyglądają śmiesznie. Pacynka Klotylda chichocze.
- Chi chi, chi chi - nie może się powstrzymać.
- Może zgolimy te wąsy i brodę? - zapytałam. - Gdzieś tu mam chusteczki...
- Nie trzeba! - zawołał Kangurek.
- No właśnie, zgolimy same! - potwierdziła pani Kasia. - Pyszna bródka!
- Pyszne wąsy! - zaszczebiotał Kangurek, oblizując się ze smakiem.
Wszyscy najedzeni. Miś Kudłaty leży na sankach i po brzuszku się głaszcze.
- Chyba się przejadłem... - westchnął ciężko.
- Musi się zawiązać sadełko! - rzekł pan listonosz głosem znawcy. - Poleż sobie, misiu!
- Leżeć? Nie ma mowy! - oburzył się pajacyk Teofil. - Zatańczmy lepiej!
- Zbójnickiego! - zawołała lalka Zuzia.
- Tak, zbójnickiego! - Zerwał się na równe nogi Kangurek, a za nim wszyscy.
- Zbójnickiego! Hej! - zakrzyknęła pani.
Listonosz Onufry rozpoczął przyśpiewką:
W murowanej piwnicy
Tańcowali zbójnicy.
Kazali se piknie grać,
I na nózki pozirać.
Pajacyk Teofil wziął się pod boki i zaczął podrygiwać, nóżkami przebierać, podskakiwać, wywijać koziołki i śpiewać na cały głos:
Tańcowałbyk, kiebyk móg,
Kiebyk nie mioł krzywych nóg.
Ale krzywe nogi mom,
Co podskoce, to sie gnom.
Ale krzywe nogi mom,
Co podskoce, to sie gnom.
I siup do góry! I fikołek! I przez ognisko jak prawdziwy zbójnik! Tylko ciupagi brakuje...
Temperament ognisty. Inni chcą pajacykowi dorównać. Skaczą, raz w prawo, raz w lewo, rękami wymachują, z nogi na nogę, wokół ogniska. Hej ho, hej ho, wszyscy razem!
Ufff, nie mam już siły, ale jeszcze nóżką ruszam, jedną i drugą. Istne szaleństwo! Kulig!
Kulig
Moderatorzy: skaranie boskie, eka
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Kulig
Ostatnio zmieniony 09 lut 2017, 7:46 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 1 raz.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- EdwardSkwarcan
- Posty: 2660
- Rejestracja: 23 gru 2013, 20:43
Re: Kulig
Nie za dużo "tęsknoty" ? - mam na myśli nienużącą poprawność, bo słyszałem, że bajki mają nieść pozytywne wzorce. W prozie łatwo.Alicja Jonasz pisze:Tęsknię za Kudłatym, a miś tęskni za mną. Jak wielka to tęsknota żadne z nas nie umie wyrazić,
A stąd, że wszystko przypomina mi misia: śnieg, podusia i koszyk na zakupy, bo każde wspomnienie o nim jest szczególne.Alicja Jonasz pisze: A stąd, że wszystko przypomina mi misia, i śnieg, i podusia, i koszyk na zakupy, a każde wspomnienie o nim jest szczególne.
Ja wolałbym tak, bo te i drażnią.
Znużyłem się, bo najpierw miś co dwa kroki i nagle bez przerwy Kangurek.
Alicja Jonasz pisze:W murowanej piwnicy
Tańcowali zbójnicy.
Kazali se piknie grać,
I na nózki pozirać.
Nie trzeba kursywą? - przecież to zapożyczone.Alicja Jonasz pisze:Tańcowałbyk, kiebyk móg,
Kiebyk nie mioł krzywych nóg.
Ale krzywe nogi mom,
Co podskoce, to sie gnom.
Ale krzywe nogi mom,
Co podskoce, to sie gnom.
Dla mnie nużące przez nadmiar wypełniaczy tekstu i powtórek.
Dzieci trzeba uczyć od podstaw, przynajmniej mnie tak pisali i wytykali nawet akcenty.
W bajkach pisanych prozą też coś obowiązuje.
Czy mają powielać Twoje wzorce w szkole?
- pallas
- Posty: 1554
- Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33
Re: Kulig
Z tą kursywą to racja lub zamieścić w cudzysłowie.
Z tym "i" to bym dyskutował, ostatnio czytałem Sienkiewicza "Pan Wołodyjowski", i tam, takie zdania były więc wszystko zależy od autora tekstu, co chce przekazać tym powtórzonym "i".
Może napędzać akcje, dynamizować ją. A także zachwyt, czy dziecięcą narracje, dzieci tak mówią.
Czy w prozie łatwo, nie sądzę, też trzeba się nad prozą napracować. Masz rację, że trochę powtórzeń jest i to może męczyć, można je łatwo zamienić i myślę, że autorka się nad tym zastanowi.
Czy tęsknota jest zła, czemu? Przecież każdy tęskni za kimś lub czymś. Nawet bałwankowi - to uczucie towarzyszyło - w baśni Andersena Bałwan ze śniegu.
Wypełniacze są potrzebne u wielu pisarzy ich pełno, chyba że nie mówią nic - to co innego, ale jak mają coś zarysować, opisać wrażenie za pomocą zmysłów to jak najbardziej taki "wypełniacz" jest uzasadniony. Czym była by proza Prousta, jeśli wycięlibyśmy z nich "wypełniacze", czy opis magdalenki by pozostał?
Ta historia może nie jest idealnie napisana, ale można ją poprawić, a może ktoś coś z niej wyniesie.
Piotr
Z tym "i" to bym dyskutował, ostatnio czytałem Sienkiewicza "Pan Wołodyjowski", i tam, takie zdania były więc wszystko zależy od autora tekstu, co chce przekazać tym powtórzonym "i".
Może napędzać akcje, dynamizować ją. A także zachwyt, czy dziecięcą narracje, dzieci tak mówią.
Czy w prozie łatwo, nie sądzę, też trzeba się nad prozą napracować. Masz rację, że trochę powtórzeń jest i to może męczyć, można je łatwo zamienić i myślę, że autorka się nad tym zastanowi.
Czy tęsknota jest zła, czemu? Przecież każdy tęskni za kimś lub czymś. Nawet bałwankowi - to uczucie towarzyszyło - w baśni Andersena Bałwan ze śniegu.
Wypełniacze są potrzebne u wielu pisarzy ich pełno, chyba że nie mówią nic - to co innego, ale jak mają coś zarysować, opisać wrażenie za pomocą zmysłów to jak najbardziej taki "wypełniacz" jest uzasadniony. Czym była by proza Prousta, jeśli wycięlibyśmy z nich "wypełniacze", czy opis magdalenki by pozostał?
Ta historia może nie jest idealnie napisana, ale można ją poprawić, a może ktoś coś z niej wyniesie.
Piotr
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
- EdwardSkwarcan
- Posty: 2660
- Rejestracja: 23 gru 2013, 20:43
Re: Kulig
Piotrze, nie o tęsknotę, tylko powtórzenia tego słowa.
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Re: Kulig
Dziękuję, Panowie, za opinię. Domyślam się, że tekst (pisany emocjonalnie, na gorąco) nie jest idealny. Wymaga obróbki korektorskiej i redaktorskiej. Postaram się wrócić do niego, ale jeszcze nie dziś... Wiadomo, teraz, kiedy jeszcze tak świeży, nie wychwycę błędów Mimo licznych niedociągnięć jego najbardziej lubię z tych moich dotychczasowych "bajdurzeń"
Czy dzieci mają powielać moje wzorce w szkole? Ech, lepiej nie
Czy dzieci mają powielać moje wzorce w szkole? Ech, lepiej nie
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak