irysy
Moderatorzy: lczerwosz, Lucile
- Lucile
- Moderator
- Posty: 2484
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
- Płeć:
Re: irysy
Miłe Panie, tabakiero i Stello,
bardzo dziękuję, tym bardziej że do malowania, z pewną nieśmiałością, powróciłam po wielomiesięcznej przerwie
i poniosło mnie w secesyjne klimaty.
A co było zaczynem? Ot, zaszłam pewnego słonecznego popołudnia do bazyliki OO. Franciszkanów w Krakowie,
by w odpowiednio padającym świetle, po raz kolejny, popodziwiać monumentalny witraż Stanisława Wyspiańskiego „Bóg Ojciec”.
Efekt jest niesamowity kiedy postępuje się następująco; należy wejść do kościoła głównym wejściem (właśnie pod tym witrażem),
iść wzdłuż nawy głównej, przyzwyczajając oczy do różnicy jasności, dojść, mniej więcej, do jej połowy, przystanąć i dopiero wtedy... odwrócić się i podziwiać kunszt artysty.
Tym razem jednak skupiłam się na dekoracji ściennej kościoła. Także dzieło Stanisława Wyspiańskiego – niezwykłej polichromii.
„W liście do swojego przyjaciela, Lucjana Rydla z 16 listopada 1894 roku Wyspiański pisał: Zajęty jestem komponowaniem dekoracji kościoła Franciszkanów, którą zajmuję się na własną rękę i dla własnej tylko satysfakcji, ale kto wie, może jeszcze co z tego będzie. […] dwie główne kompozycje do Franciszkanów wymienię, a te są: ogród zupełnej szczęśliwości, gdzie jest tak lubo, tak miło, tak spokojnie, jak nigdy na ziemi być nie może i nie było..., las zwątpienia, walki, trudów, przeciwieństw, przeszkód, gdzie pobyt jest straszny, przerażający.” Jednak już rok później pracował dla franciszkanów nie tylko „na własną rękę” i „dla własnej satysfakcji”, bo do przyjaciela napisał z oburzeniem: imaginuj sobie, ptaków nie może być w kościele Franciszkanów”.
Prace nad polichromią rozpoczął w maju 1895 roku i nie dane mu było jej dokończyć, szczególnie zrealizować tę drugą wizję.
Braciszkowie mieli mu za złe zbyt nowatorskie rozwiązania.
Artysta zamalował ściany prezbiterium, transeptu i początku nawy głównej dekoracją kwietną w delikatnych, pastelowych barwach. Przedstawił okazały bukiet kwiatów polskich, składający się z: lilii, maków, bratków, nasturcji, mleczy, dziewanny, niezapominajek, słoneczników i innych... a wszystkie niezwykle urocze, zwiewne i subtelne.
Powróciłam do domu i natychmiast popełniłam te irysy.
Witka, za piękną i adekwatną frazę
Wszystkim oglądającym pięknie się kłaniam
Luc ile
bardzo dziękuję, tym bardziej że do malowania, z pewną nieśmiałością, powróciłam po wielomiesięcznej przerwie
i poniosło mnie w secesyjne klimaty.
A co było zaczynem? Ot, zaszłam pewnego słonecznego popołudnia do bazyliki OO. Franciszkanów w Krakowie,
by w odpowiednio padającym świetle, po raz kolejny, popodziwiać monumentalny witraż Stanisława Wyspiańskiego „Bóg Ojciec”.
Efekt jest niesamowity kiedy postępuje się następująco; należy wejść do kościoła głównym wejściem (właśnie pod tym witrażem),
iść wzdłuż nawy głównej, przyzwyczajając oczy do różnicy jasności, dojść, mniej więcej, do jej połowy, przystanąć i dopiero wtedy... odwrócić się i podziwiać kunszt artysty.
Tym razem jednak skupiłam się na dekoracji ściennej kościoła. Także dzieło Stanisława Wyspiańskiego – niezwykłej polichromii.
„W liście do swojego przyjaciela, Lucjana Rydla z 16 listopada 1894 roku Wyspiański pisał: Zajęty jestem komponowaniem dekoracji kościoła Franciszkanów, którą zajmuję się na własną rękę i dla własnej tylko satysfakcji, ale kto wie, może jeszcze co z tego będzie. […] dwie główne kompozycje do Franciszkanów wymienię, a te są: ogród zupełnej szczęśliwości, gdzie jest tak lubo, tak miło, tak spokojnie, jak nigdy na ziemi być nie może i nie było..., las zwątpienia, walki, trudów, przeciwieństw, przeszkód, gdzie pobyt jest straszny, przerażający.” Jednak już rok później pracował dla franciszkanów nie tylko „na własną rękę” i „dla własnej satysfakcji”, bo do przyjaciela napisał z oburzeniem: imaginuj sobie, ptaków nie może być w kościele Franciszkanów”.
Prace nad polichromią rozpoczął w maju 1895 roku i nie dane mu było jej dokończyć, szczególnie zrealizować tę drugą wizję.
Braciszkowie mieli mu za złe zbyt nowatorskie rozwiązania.
Artysta zamalował ściany prezbiterium, transeptu i początku nawy głównej dekoracją kwietną w delikatnych, pastelowych barwach. Przedstawił okazały bukiet kwiatów polskich, składający się z: lilii, maków, bratków, nasturcji, mleczy, dziewanny, niezapominajek, słoneczników i innych... a wszystkie niezwykle urocze, zwiewne i subtelne.
Powróciłam do domu i natychmiast popełniłam te irysy.
Witka, za piękną i adekwatną frazę
szczególnie dziękuję.witka pisze:i rysy refleksyjnej mgławicy
Wszystkim oglądającym pięknie się kłaniam
Luc ile
- Nula.Mychaan
- Posty: 2082
- Rejestracja: 15 lis 2013, 21:47
- Lokalizacja: Słupsk
- Płeć:
Re: irysy
Bardzo ładny, nawet jakbyś nie napisała o Wyspiańskim,
za co Ci bardzo dziękuję, to widzę tą inspirację
Jestem wielką fanką malarstwa Wyspiańskiego.
za co Ci bardzo dziękuję, to widzę tą inspirację
Jestem wielką fanką malarstwa Wyspiańskiego.
Może i jestem trudną osobą,
ale dobrze mi z tym,
a to co łatwe jest bez smaku, wyrazu i znaczenia
ale dobrze mi z tym,
a to co łatwe jest bez smaku, wyrazu i znaczenia
- Lucile
- Moderator
- Posty: 2484
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
- Płeć:
Re: irysy
Witka, jaki piękny tytuł - Uzupełnianie Krakowa.
Szczerze mówiąc zazdroszczę Ci tej umiejętności „plastycznego obrabiania słowa”.
Mam wrażenie, że przychodzi Ci to z łatwością, ot tak... po prostu.
A moje komentarze, to bardzo ulotna, niezdefiniowana sprawa. Piszę, bo coś mnie porusza, dotyka, otwiera na znane – nieznane przestrzenie i skojarzenia. To chwila, moment, próba zrozumienia tego co czytam, widzę, czuję; wyartykułuję i... idę dalej, a o napisanych komentarzach zwyczajnie zapominam.
Uzupełnianie Krakowa - bolesny temat.
Ze smutkiem widzę, jak deweloperzy biją się o każdy niezabudowany jeszcze zielony skrawek i wznoszą te swoje betonowo – szklane „pałace”, upychając je, jak sardynki w przyciasnym pudełku. Znikają, bezpowrotnie puste przestrzenie, które przecież (w warunkach klimatu krakowskiego) są jego wentylacją – swoistymi korytarzami powietrznymi, pozwalającymi na choć częściowe wietrzenie, pozbywanie się smogu. Zabudowując je, nie tylko betonujemy miasto ale i jego powietrze.
Widzisz, Witka, jak Twoje uzupełnianie Krakowa można także przewrotnie zinterpretować?
Właśnie w tym kontekście mówiłam o plastyczności słów.
Ale oczywiście miło mi, bardzo miło, że tak sądzisz. Może skorzystam z Twojej rady i w kolejnych rozdziałach mojej powieści (oj, rozleniwiłam się i leży odłogiem) coś z tym zrobię.
Bo to, że kocham Kraków to oczywista oczywistość.
Nula, jaka urocza wizyta, dziękuję i cieszę się, że dzielimy zachwyt nad kunsztem Wyspiańskiego – artysty wielowymiarowego.
Pozdrawiam serdecznie
Ps. już mi się wykluwają kolejne podispirowania (to też Witka od Ciebie) tym tematem - widzę nasturcje.
Szczerze mówiąc zazdroszczę Ci tej umiejętności „plastycznego obrabiania słowa”.
Mam wrażenie, że przychodzi Ci to z łatwością, ot tak... po prostu.
A moje komentarze, to bardzo ulotna, niezdefiniowana sprawa. Piszę, bo coś mnie porusza, dotyka, otwiera na znane – nieznane przestrzenie i skojarzenia. To chwila, moment, próba zrozumienia tego co czytam, widzę, czuję; wyartykułuję i... idę dalej, a o napisanych komentarzach zwyczajnie zapominam.
Uzupełnianie Krakowa - bolesny temat.
Ze smutkiem widzę, jak deweloperzy biją się o każdy niezabudowany jeszcze zielony skrawek i wznoszą te swoje betonowo – szklane „pałace”, upychając je, jak sardynki w przyciasnym pudełku. Znikają, bezpowrotnie puste przestrzenie, które przecież (w warunkach klimatu krakowskiego) są jego wentylacją – swoistymi korytarzami powietrznymi, pozwalającymi na choć częściowe wietrzenie, pozbywanie się smogu. Zabudowując je, nie tylko betonujemy miasto ale i jego powietrze.
Widzisz, Witka, jak Twoje uzupełnianie Krakowa można także przewrotnie zinterpretować?
Właśnie w tym kontekście mówiłam o plastyczności słów.
Ale oczywiście miło mi, bardzo miło, że tak sądzisz. Może skorzystam z Twojej rady i w kolejnych rozdziałach mojej powieści (oj, rozleniwiłam się i leży odłogiem) coś z tym zrobię.
Bo to, że kocham Kraków to oczywista oczywistość.
Nula, jaka urocza wizyta, dziękuję i cieszę się, że dzielimy zachwyt nad kunsztem Wyspiańskiego – artysty wielowymiarowego.
Pozdrawiam serdecznie
Ps. już mi się wykluwają kolejne podispirowania (to też Witka od Ciebie) tym tematem - widzę nasturcje.
Re: irysy
Całkowicie podzielam Twoje obawy, Siostro Magiczna. To i moje miasto, zawłaszczam je sobie, bo dużo mnie z nim łączy, bywam często, czasem pomieszkuję i mam podobne odczucia...
Do Franciszkanów zaglądam niemal za każdym razem. Niezwykłe miejsce z niezwykłą aurą, zwłaszcza dla wrażliwych na to zjawisko, jak Stell.
uściski i jeszcze raz "achhhh" nad irysami
Do Franciszkanów zaglądam niemal za każdym razem. Niezwykłe miejsce z niezwykłą aurą, zwłaszcza dla wrażliwych na to zjawisko, jak Stell.
uściski i jeszcze raz "achhhh" nad irysami
- Lucile
- Moderator
- Posty: 2484
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
- Płeć:
Re: irysy
Droga Stello,Stella pisze: To i moje miasto, zawłaszczam je sobie, bo dużo mnie z nim łączy, bywam często, czasem pomieszkuję i mam podobne odczucia...
w takim razie zaraz zamieszczę, i już dedykuję Tobie, ostatni szkic z cyklu "Powrót do miasta". Fragmencik jednego z takich magicznych miejsc w naszym Krakowie.
Miłego popołudnia, a właściwie już wieczoru