- I co ja mam teraz robić? Co mam robić? - W oczach Romy najbardziej widoczne były łzy. - Co mam robić - powtórzyła patrząc znad filiżanki i starając się, żeby zęby nie szczękały o porcelanę.
Maria drugi raz słyszała od niej to pytanie. Pierwszy raz czterdzieści lat temu, kiedy obydwie były piękne i młode. Maria była świeżo upieczoną mężatką, zaś Roma kochała się na zabój w nieco starszym od niej chłopaku z sąsiedztwa. Wszystko między nimi zdawało się iść ku dobremu, ale chłopak okazał się - dla jednych - dbającym o interesy rodziny synem i bratem, dla innych - wyrachowanym draniem, szukającym w życiu najkorzystniejszych dla siebie rozwiązań. Mimo, że z Romą „chodził” od trzech lat i znał poziom jej zaangażowania, nie przeszkadzało mu spotykać się z inną dziewczyną. I nie tylko spotykać, bo któregoś dnia oznajmił Romie, że zamierza się z tamtą ożenić, ponieważ jest spadkobierczynią kamienicy w centrum miasta, a on musi się starać o utrzymanie poziomu życia matki i siostry. „Ale między nami wszystko będzie jak dawniej, Romusiu” powiedział, po czym dostał po pysku od zszokowanej Romy, która po tej akcji przybiegła od Marii, gdzie pozwoliła sobie na płacz. Ryczała z godzinę, a Maria doradzała jej, żeby przetrwała, dała sobie czas, i spowodowała, by wytworzone w ten sposób puste miejsce wypełnił ktoś nowy. Niestety, Roma zdecydowała, że to ona zwolni swoje miejsce, i po przyjściu do domu odkręciła gaz w kuchence i wsadziła głowę do piekarnika. Na jej szczęście, a może nieszczęście, ojciec wrócił wcześniej z delegacji i Romę odratowano. Koniec końców wzięła się w garść i wróciła do życia, z gorzką satysfakcją patrząc, jak jej były ukochany chowa siostrę, która zginęła w wypadku komunikacyjnym, zostaje przez żonę-kamieniczniczkę zamieniony na właściciela czterech kamienic, wraca jak niepyszny do mieszkania matki i wraz z nią coraz bardziej dziwaczeje, by w sumie popaść w paranoję.
A Roma - kwitła. Zawsze była ładną dziewczynką, a później stała się piękną kobietą, ale jej uroda była jakaś zatruta. Wabiła mężczyzn, lecz żaden nie został z nią na dłużej. Do chwili, gdy poznała - Jego. I znów się zakochała bez pamięci, choć facet był żonaty, obłożony dziatwą i nie zamierzał rezygnować z rodziny. Nie krył tego przed Romą, a ona podjęła decyzję, by zostać przy nim „słodką tajemnicą”. Przez trzydzieści lat każdego dnia czekała, by On znalazł dla niej godzinę, trzy godziny, całą noc czy kwadrans. By wypił z nią kawę, zaprosił do kina, zadzwonił. Piękniała dla Niego, jej włosy były coraz bardziej blond, oczy - coraz bardziej zielone, nosiła wytworne stroje, eleganckie pantofle i torebki, pachniała oszałamiającymi perfumami. W mieszkaniu, które od czasu do czasu wypełniał sobą, woskowała podłogi i stroiła meble we własnoręcznie wydziergane i wyhaftowane serwetki. Szykowała wystawne dania, piekła ciasta, zawsze w pogotowiu. Czekała na swój czas.
- Powiedział mi przez telefon, że jest chory. Że wniósł sprawę o rozwód, bo nie chce już być z żoną, a ze mną zrywa, bo nie chce już być ze mną - wychlipała, patrząc na Marię. - I co ja mam teraz robić? - powtórzyła jak katarynka.
Maria patrzyła na nią, ale jakby jej nie widziała. Widziała kolejne puste miejsce obok Romy. I widziała swoje cztery dekady, wciąż obok tego samego mężczyzny. Zwyczajne dnie, i dobre, i złe i takie sobie. Ciasno splecione dłonie, i dłonie na klamkach. Uśmiechnięte oczy, patrzące znad filiżanki z kawą i łzy, kapiące do talerza z zupą. Łagodnie ciepło objęć i czas, kiedy ramiona trafiały na lodowatą taflę. Noce miłosne, godziny od zmierzchu do świtu utkanie złymi, gorzkimi słowami, i te, kiedy rzadkie chwile ciężkiego snu płoszył wrzask i wycie, błagające o ampułkę ulgi w cierpieniu. Czarno-białe pola szachownicy, wirującej dookoła własnej osi tak szybko, że czerń i biel stapiały się w bezpieczną, wyciszoną szarość. I puste miejsce, którego nie zapełni nikt, ani wysoki przystojniak, ani elegancki, szpakowaty pan, ani ekscentryczny artysta, ani alkoholik o zniewalającym uroku. Przeciwnie, każdy zostawi swoje puste miejsce, i będzie tak do czasu, aż coraz gęstsza i gęstsza siatka pustoszejących miejsc zleje się w końcu w ciemną, chłodną, spokojną pustkę.
Puste miejsca
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Puste miejsca
Jak to u Ewy.
Niewiele zdań, masa treści.
Pozwolę sobie nie zgodzić się ze słowami Karolka:
Można mieć Romie za złe, że pokochała niewłaściwego faceta, że, wiedząc, iż jest żonaty, nie odstąpiła od niego od razu. Oczywiście, że można. Tylko jest jedno ale. Serce - nie sługa.
Opowieść zajmująca, zmuszająca do refleksji.
To chyba najlepsza recenzja.
I tylko jedna poprawka konieczna...

Niewiele zdań, masa treści.
Pozwolę sobie nie zgodzić się ze słowami Karolka:
Według mnie to kobieta nieszczęśliwa, choć godna. Kochała w życiu dwukrotnie i dwukrotnie ulokowała uczucia niewłaściwie. Ale czy to jest powód do wycierania podłogi? Przy drugim wytrwała trzydzieści lat, pomimo całkowitego braku nadziei na "lepsze jutro". Tego mogła dokonać tylko miłość. A tej lżyć niepodobna.karolek pisze:idiotka do kwadratu, nie znająca swojej wartości zdesperowana, ślepa kretynka, która się aż prosi, żeby nią podłogę wycierać
Można mieć Romie za złe, że pokochała niewłaściwego faceta, że, wiedząc, iż jest żonaty, nie odstąpiła od niego od razu. Oczywiście, że można. Tylko jest jedno ale. Serce - nie sługa.
Opowieść zajmująca, zmuszająca do refleksji.
To chyba najlepsza recenzja.
I tylko jedna poprawka konieczna...
Ewa Włodek pisze:Łagodnie ciepło objęć



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Puste miejsca
Też się nie zgadzam. Za ostro powiedziane. Szmatami to ja bym nazwała zdecydowanie inne kobiety.skaranie boskie pisze:ozwolę sobie nie zgodzić się ze słowami Karolka:
karolek pisze:
idiotka do kwadratu, nie znająca swojej wartości zdesperowana, ślepa kretynka, która się aż prosi, żeby nią podłogę wycierać

Mnie to brzmi bardziej jak relacja o czymś niż opowiadanie. Nie czytało mi się za dobrze, choć tragicznie też nie było. Niewiele tu jednak zajmującej treści, a forma najwyżej poprawna, bez fajerwerków.
Pozdrawiam
Patka
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Puste miejsca
Witajcie
niebywale mnie uradowała dyskusja o moich bohaterkach, postawach życiowych i tak dalej. I Wasze refleksje w przedmiocie - ot, każde z nas postrzega życie inaczej, i to jest konstruktywne. Ciekawiło mnie wasze zdanie o paniach, bo napisałam ten tekst na podstawie jak najbardziej autentycznych kolei losów dwu kobiet, znających się "od zawsze".
Według mnie - obydwie Panie były jednakowo szczęśliwe - czasami i analogicznie nieszczęśliwe - czasami. Jak w życiu. Tyle, że każda inaczej mentalnie zareagowała swoje "puste miejsce"...
Co zaś do dyskusji - już się zawiązała, Karolku, i dobrze!
W sumie - nie wiem, czy mi się eksperyment powiódł - bo Panowie się odnaleźli, Ty - nie bardzo, więc pewnie - jak to z pisaniem bywa - do jednych przemawia, do innych - różnie. Czyli - summa summarum - tak, jak powinno być
Kochani
najpiękniej Wam dziękuję za odwiedziny, za czas dla eksperymentu i za mądre, konstruktywne, dobre słowa. I za wasze refleksje o bohaterkach. W jakimś sensie - są to słowa dla mnie niebywale ważne
Moc serdecznego Wam posyłam...
Ewa
niebywale mnie uradowała dyskusja o moich bohaterkach, postawach życiowych i tak dalej. I Wasze refleksje w przedmiocie - ot, każde z nas postrzega życie inaczej, i to jest konstruktywne. Ciekawiło mnie wasze zdanie o paniach, bo napisałam ten tekst na podstawie jak najbardziej autentycznych kolei losów dwu kobiet, znających się "od zawsze".
Według mnie - obydwie Panie były jednakowo szczęśliwe - czasami i analogicznie nieszczęśliwe - czasami. Jak w życiu. Tyle, że każda inaczej mentalnie zareagowała swoje "puste miejsce"...
ooo, to mnie, Karolku, uradowało wielce...karolek pisze: Ostatnie zadanie opowiadania - świetne moim zdaniem - taka jakby proza poetycka.
i tu masz rację, Karolku, że łatwiej o - że tak powiem - asortyment niższej jakości, niż - wyższej. A o tym, że "nie każdy weźmie po Bekwarku lutnię" - pisał już, jakże trafnie, mistrz z Czarnolasu, w innym zupełnie kontekście, fakt, ale jest to myśl uniwersalna...karolek pisze: byle kogo znaleźć łatwo i oszukiwać się samemu, ale po stracie porządnej osoby - bardzo ciężko odnaleźć nadzieję,
Co zaś do dyskusji - już się zawiązała, Karolku, i dobrze!



te słowa, Skaranie, bardzo mnie uradowały, bo moim celem było nie tyle opowiedzenie historii, ile właśnie "włożenie kija w mrowisko", czy insze wywołanie "burzy mózgów".skaranie boskie pisze: Opowieść zajmująca, zmuszająca do refleksji.



i słusznie zauważyłaś, Patko. To w założeniu - pod względem formy - nie miało być klasyczne opowiadanie. To taki mój kolejny eksperyment formalny, takie "synkretyczne" coś - trochę opowiadania, trochę reportażu, trochę prozy, zbliżonej do poetyckiej. W konkretnym celu: zainspirowaniu Czytelnika do refleksji o życiu, o ludziach, o ich postawach i tym, że czego byśmy nie zrobili, raz nam "wyjdzie", raz - nie koniecznie. Ot, ta odwieczna niepewność bytu.Patka pisze: Mnie to brzmi bardziej jak relacja o czymś niż opowiadanie.
W sumie - nie wiem, czy mi się eksperyment powiódł - bo Panowie się odnaleźli, Ty - nie bardzo, więc pewnie - jak to z pisaniem bywa - do jednych przemawia, do innych - różnie. Czyli - summa summarum - tak, jak powinno być


Kochani
najpiękniej Wam dziękuję za odwiedziny, za czas dla eksperymentu i za mądre, konstruktywne, dobre słowa. I za wasze refleksje o bohaterkach. W jakimś sensie - są to słowa dla mnie niebywale ważne
Moc serdecznego Wam posyłam...
Ewa