C(e)MENTARZ
-
- Posty: 364
- Rejestracja: 03 lis 2011, 19:31
C(e)MENTARZ
When my poor Rusty died I was crushed – simply devastated! My mother was worried, ‘cause I was sad, couldn’t eat and I didn’t wanna go to school.*
____
Mały Deacon z Nowego Jorku na samo wspomnienie swojego pupila ma ochotę znowu poryczeć się na wizji. Uspokaja go nieco gospodyni programu, mówiąc, że nie musi płakać, że już po wszystkim i że – jak zwykle – wszystko się ułoży. Tymczasem zaprasza na przerwę reklamową, po której tradycyjnie na tapetę trafi całkiem inny temat. „Rusty died” - tylko tyle zostaje mi w głowie. Znaczy pies umarł… Przykre, jak to, że w Polsce, w której przyszło mi żyć (i zapewne skończyć), ludzie nie szanują zwierząt. W Ameryce mówią „umarł”, a tutaj się „zdycha”. Chociaż, jak słusznie wspominała moja nauczycielka języka angielskiego: „najważniejszy jest kontekst”.
Mój ojciec odszedł we wtorek. Dowiedziałam się o tym podczas lekcji biologii. Przyszła pani z sekretariatu i powiedziała, że dzwoni moja mama. Nie pamiętam drogi powrotnej do klasy, ale usiadłam cicho w ławce i powiedziałam nauczycielce prawdę: „ojciec umarł”. Zupełnie inaczej, niż Anka dwa lata wcześniej, kiedy się dowiedziała, że jej dziadek, który kopcił jak smok, zmarł na raka płuc. Płakała, zebrała książki i wyszła. Ja nie chciałam opuszczać szkoły („za blisko do domu”). Przewróciłam za to kolejną stronę w podręczniku i zaczęłam przerysowywać nerkę. Nie lubię zaległości.
Zatem wydalony. Ulga, ulga i jeszcze raz ulga! Wszyscy w domu jakby spokojniejsi. Nie ma już groźby awantur, które kończyły się interwencją policji ‘o którejś tam’ nad ranem, nie ma litościwego wzroku sąsiadów (vide „patologia”) i co ważniejsze - koniec z taranem. Jest cisza, którą od tej pory będziemy celebrować nie tylko w niedzielę. Jedyną osobą, która jeszcze mi o nim przypomina jest menel spod monopolowego. Kiedy go mijam w drodze ze szkoły, wrzeszczy, że ojciec był mu winien 5,50, bo kiedyś dobierał na piwo. Nie zatrzymuję się nawet. W myślach i ja mogłabym go podliczyć - dla mnie też był winny. „Niczego mu nie oddam, wolę rzucić na tacę, niech sobie pobrzęczy”.
Trzeba opłacić i zorganizować pogrzeb. „Za co i po co? Przecież szybko przyjęłam jego zgon do wiadomości, pogodziłam się z nim. Faza kondolencji będzie nie do przejścia. „Przecież dobrze się czuję…” Albo: „to nic wielkiego, nie ma o czym mówić” – tylko tyle mogę. Z drugiej strony – ta uroczystość to „ostatni dzwonek”, by przekonać się na własne oczy i uszy, że odszedł. Pamiętam zabawy na podwórku i Hrabinę, która nam ją zawsze psuła z balkonu. Wystarczył głośniejszy śmiech, by darła się na nas i groziła, że powie rodzicom. Powiedziała („bo co miała lepszego do roboty?”) i później cała grupa miała przechlapane. Któregoś dnia siedziała wyjątkowo cicho – warowała tylko. Niewzruszona, jak jakaś figura woskowa. Mumia. Daniel rzucił, że chyba zeszła („bo tym razem wcale się nie unosi”), ale Piotrek chciał dowodu. Niewiele myśląc, zaczął ją obrzucać kamieniami. „Tak na wszelki wypadek, żeby wiedzieć na pewno” – tłumaczył. Pamiętam, bo po tamtej akcji dostałam od ojca takie wciry, że nie mogłam usiedzieć przez tydzień i trochę. Powiedziała. Matka zaprosiła gości z cmentarza na stypę. Obiad w zasadzie, bo wszyscy mieli dosyć górnolotnych gadek. Jedzenie wychodziło im znacznie lepiej, a jak wiadomo nie mówi się podczas jedzenia. Dla zasady.
Odwiedzam jego grób, ale nie towarzyszy temu jakaś głębsza refleksja. Przepraszam wszystkich, których tym stwierdzeniem rozczarowuję, ale taka jest prawda. Nie umiem się tam modlić, nie żałuję, że odszedł. Nie łapię się na tym, że „jestem wyrodna. Niewdzięczna, bo to przecież mój ojciec, to on dał mi życie i powinnam okazać mu więcej szacunku”. Takim myślom pozwalam zbłądzić, zanim ktoś je ochrzci. W życiu nie o sam byt chodzi, a o jakość bytu. Dopiero teraz – gdy nic nas nie łączy („na amen”) – na dobre odtajam. Powtarzam jak credo: jestem na cmentarzu – nie jestem cmentarzem... "Rusty died"- tylko tyle się stało.
____
Mały Deacon z Nowego Jorku na samo wspomnienie swojego pupila ma ochotę znowu poryczeć się na wizji. Uspokaja go nieco gospodyni programu, mówiąc, że nie musi płakać, że już po wszystkim i że – jak zwykle – wszystko się ułoży. Tymczasem zaprasza na przerwę reklamową, po której tradycyjnie na tapetę trafi całkiem inny temat. „Rusty died” - tylko tyle zostaje mi w głowie. Znaczy pies umarł… Przykre, jak to, że w Polsce, w której przyszło mi żyć (i zapewne skończyć), ludzie nie szanują zwierząt. W Ameryce mówią „umarł”, a tutaj się „zdycha”. Chociaż, jak słusznie wspominała moja nauczycielka języka angielskiego: „najważniejszy jest kontekst”.
Mój ojciec odszedł we wtorek. Dowiedziałam się o tym podczas lekcji biologii. Przyszła pani z sekretariatu i powiedziała, że dzwoni moja mama. Nie pamiętam drogi powrotnej do klasy, ale usiadłam cicho w ławce i powiedziałam nauczycielce prawdę: „ojciec umarł”. Zupełnie inaczej, niż Anka dwa lata wcześniej, kiedy się dowiedziała, że jej dziadek, który kopcił jak smok, zmarł na raka płuc. Płakała, zebrała książki i wyszła. Ja nie chciałam opuszczać szkoły („za blisko do domu”). Przewróciłam za to kolejną stronę w podręczniku i zaczęłam przerysowywać nerkę. Nie lubię zaległości.
Zatem wydalony. Ulga, ulga i jeszcze raz ulga! Wszyscy w domu jakby spokojniejsi. Nie ma już groźby awantur, które kończyły się interwencją policji ‘o którejś tam’ nad ranem, nie ma litościwego wzroku sąsiadów (vide „patologia”) i co ważniejsze - koniec z taranem. Jest cisza, którą od tej pory będziemy celebrować nie tylko w niedzielę. Jedyną osobą, która jeszcze mi o nim przypomina jest menel spod monopolowego. Kiedy go mijam w drodze ze szkoły, wrzeszczy, że ojciec był mu winien 5,50, bo kiedyś dobierał na piwo. Nie zatrzymuję się nawet. W myślach i ja mogłabym go podliczyć - dla mnie też był winny. „Niczego mu nie oddam, wolę rzucić na tacę, niech sobie pobrzęczy”.
Trzeba opłacić i zorganizować pogrzeb. „Za co i po co? Przecież szybko przyjęłam jego zgon do wiadomości, pogodziłam się z nim. Faza kondolencji będzie nie do przejścia. „Przecież dobrze się czuję…” Albo: „to nic wielkiego, nie ma o czym mówić” – tylko tyle mogę. Z drugiej strony – ta uroczystość to „ostatni dzwonek”, by przekonać się na własne oczy i uszy, że odszedł. Pamiętam zabawy na podwórku i Hrabinę, która nam ją zawsze psuła z balkonu. Wystarczył głośniejszy śmiech, by darła się na nas i groziła, że powie rodzicom. Powiedziała („bo co miała lepszego do roboty?”) i później cała grupa miała przechlapane. Któregoś dnia siedziała wyjątkowo cicho – warowała tylko. Niewzruszona, jak jakaś figura woskowa. Mumia. Daniel rzucił, że chyba zeszła („bo tym razem wcale się nie unosi”), ale Piotrek chciał dowodu. Niewiele myśląc, zaczął ją obrzucać kamieniami. „Tak na wszelki wypadek, żeby wiedzieć na pewno” – tłumaczył. Pamiętam, bo po tamtej akcji dostałam od ojca takie wciry, że nie mogłam usiedzieć przez tydzień i trochę. Powiedziała. Matka zaprosiła gości z cmentarza na stypę. Obiad w zasadzie, bo wszyscy mieli dosyć górnolotnych gadek. Jedzenie wychodziło im znacznie lepiej, a jak wiadomo nie mówi się podczas jedzenia. Dla zasady.
Odwiedzam jego grób, ale nie towarzyszy temu jakaś głębsza refleksja. Przepraszam wszystkich, których tym stwierdzeniem rozczarowuję, ale taka jest prawda. Nie umiem się tam modlić, nie żałuję, że odszedł. Nie łapię się na tym, że „jestem wyrodna. Niewdzięczna, bo to przecież mój ojciec, to on dał mi życie i powinnam okazać mu więcej szacunku”. Takim myślom pozwalam zbłądzić, zanim ktoś je ochrzci. W życiu nie o sam byt chodzi, a o jakość bytu. Dopiero teraz – gdy nic nas nie łączy („na amen”) – na dobre odtajam. Powtarzam jak credo: jestem na cmentarzu – nie jestem cmentarzem... "Rusty died"- tylko tyle się stało.
Ostatnio zmieniony 05 wrz 2016, 18:53 przez Gabriela, łącznie zmieniany 3 razy.
-
- Posty: 335
- Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
- Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków
Re: C(e)MENTARZ
Zbyt chaotyczne jak dla mnie. Za dużo cudzysłowów. Błędy interpunkcyjne. Czekam na lepsze próby 

-
- Posty: 364
- Rejestracja: 03 lis 2011, 19:31
Re: C(e)MENTARZ
Cudzysłowów jest tyle ile trzeba - to zapis dla myśli.
A że chaotycznie - na to odczucie nie ma wpływu. Każdy czyta inaczej.
A że chaotycznie - na to odczucie nie ma wpływu. Każdy czyta inaczej.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: C(e)MENTARZ
Witaj, Gabrielo.
Mnie sie podobalo. Nie odczulam chaosu. Moze nerwowosc, niepokój, wewnetrzná walke-rozmowe peelki.
Tekst z gatunku znajomych, nienowych, niezbyt odkrywczych, ale - i tu plus dla Ciebie - bez zbytniego rozrzewnienia, czy rozdmuchanego dramatyzmu.
Cyniczne, spokojne podejscie do tego, czego zmienic nie mamy wladzy, a co doswiadczone byc musi.
Brakuje tlumaczenia cytatu i jego autora, nie kazdy operuje angielskim.
Miejsce chyba tez nienajszczesliwsze, widze to raczej w miniaturach. Przeniesc?
A zapamietam to:
Pozdrawiam,
J.
Mnie sie podobalo. Nie odczulam chaosu. Moze nerwowosc, niepokój, wewnetrzná walke-rozmowe peelki.
Tekst z gatunku znajomych, nienowych, niezbyt odkrywczych, ale - i tu plus dla Ciebie - bez zbytniego rozrzewnienia, czy rozdmuchanego dramatyzmu.
Cyniczne, spokojne podejscie do tego, czego zmienic nie mamy wladzy, a co doswiadczone byc musi.
Brakuje tlumaczenia cytatu i jego autora, nie kazdy operuje angielskim.
Miejsce chyba tez nienajszczesliwsze, widze to raczej w miniaturach. Przeniesc?
A zapamietam to:
Gabriela pisze:Takim myślom pozwalam zbłądzić, zanim ktoś je ochrzci. W życiu nie o sam byt chodzi, a o jakość bytu.
Gabriela pisze:Powtarzam jak credo: jestem na cmentarzu – nie jestem cmentarzem...
Pozdrawiam,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 364
- Rejestracja: 03 lis 2011, 19:31
Re: C(e)MENTARZ
411; dziękuję za opinię.
tekstu nie przenoś. to krótkie, ale jednak opowiadanie. niech tu zostanie.
a telewizyjny - powiedzmy to cytat - jest mojego autorstwa, dlatego nie podpisywałam
nie pisałam też tłumaczenia. wyszłam z założenia, że nie każdy odbiorca komunikatu musi znać angielski - wystarczy, że zna peelka, która w jakiś sposób się do niego odnosi. tak jest i w życiu.
jednak jeśli potrzeba czytelnikowi, uzupełnię: "Gdy zmarł mój biedny Rusty, byłem załamany - wręcz zdruzgotany! Mama się martwiła, bo byłem smutny, nic nie jadłem i nie chciałem chodzić do szkoły."
serdecznie pozdrawiam
tekstu nie przenoś. to krótkie, ale jednak opowiadanie. niech tu zostanie.

a telewizyjny - powiedzmy to cytat - jest mojego autorstwa, dlatego nie podpisywałam

nie pisałam też tłumaczenia. wyszłam z założenia, że nie każdy odbiorca komunikatu musi znać angielski - wystarczy, że zna peelka, która w jakiś sposób się do niego odnosi. tak jest i w życiu.

jednak jeśli potrzeba czytelnikowi, uzupełnię: "Gdy zmarł mój biedny Rusty, byłem załamany - wręcz zdruzgotany! Mama się martwiła, bo byłem smutny, nic nie jadłem i nie chciałem chodzić do szkoły."
serdecznie pozdrawiam

- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: C(e)MENTARZ
Blád w rozumowaniu.Gabriela pisze:nie pisałam też tłumaczenia. wyszłam z założenia, że nie każdy odbiorca komunikatu musi znać angielski - wystarczy, że zna peelka, która w jakiś sposób się do niego odnosi. tak jest i w życiu.
Jesli pisalabys wylácznie do szuflady, to rzeczywiscie, zadne tlumaczenia i odnosniki nie sá potrzebne. Skoro tekst znalazl sie na otwartym forum - nie piszesz jednak dla siebie, czy peelki - czytajá Cie inni i to w ich strone uklon. A skoro cytujesz jakás mysl, znaczy, ze jest ona wazna dla Ciebie jako autorki i dla peelki, jako bohaterki opowiadanka. Takie sá zasady - "tak jest i w zyciu"...

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 364
- Rejestracja: 03 lis 2011, 19:31
Re: C(e)MENTARZ
kiedyś dostałam baty za wciśniecie odnośników, więc czasami mam mieszane uczucia. dlatego tak.
zawsze jestem jednak skłonna przełożyć komuś, jeśli zechce.
można czytać i bez ang wstawki - tekst nadal jest spójny.
wiem jednak, że dla niektórych liczy się całość i w ich stronę ukłon.
PS. wstawka nie pochodzi z żadnego konkretnego programu telewizyjnego. To mój wymysł - wyłącznie na potrzeby tego opowiadania.
pzdm
zawsze jestem jednak skłonna przełożyć komuś, jeśli zechce.
można czytać i bez ang wstawki - tekst nadal jest spójny.
wiem jednak, że dla niektórych liczy się całość i w ich stronę ukłon.
PS. wstawka nie pochodzi z żadnego konkretnego programu telewizyjnego. To mój wymysł - wyłącznie na potrzeby tego opowiadania.
pzdm
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: C(e)MENTARZ
Dopisz "z".Gabriela pisze:pogodziłam się nim.
Przypomniało mi się, jak umarł mój ojciec.
Nie byłem na jego pogrzebie i to wcale nie z przyczyn ideologicznych.
Zwykła ekonomia. Pracowałem prawie dwa tysiące km od miejsca pochówku, a nie było jeszcze tanich linii lotniczych.
Mimo to miał kondukt, trzy, czy cztery osoby były. I wcale nie był złym człowiekiem za życia, choć wiele mu mogłem zarzucić, jak zapewne każdemu ojcu.
Właściwie moja refleksja niewiele ma wspólnego z opowiadaniem, ale pojawiła się po przeczytaniu.
To chyba dobrze, że się pojawiła, jak myślisz?



PS. A ja bym jednak przeniósł.
Miniatury to też opowiadania, tylko te z gatunku krótkich.
A wiem z doświadczenia, że więcej czytelników je odwiedza, bo rozmiary pełnometrażowych opowiadań, wielu odstraszają...
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
Re: C(e)MENTARZ
Ciekawe zestawienie banalnej śmierci czworonoga ze śmiercią człowieka, który jak się okazuje był mniej wart od tego pierwszego.
Podoba mi się pomysł.

Podoba mi się pomysł.

- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: C(e)MENTARZ
karolek pisze:Ciekawe zestawienie banalnej śmierci czworonoga ze śmiercią człowieka, który jak się okazuje był mniej wart od tego pierwszego.
Przepraszam, ze podpieram się komentarzem Karola. Ale dokładnie to, chciałabym powiedzieć. Dla mnie świetny! Coś mi mówi to opowiadanie i wiesz co Gabrielu? Dodam do konkursu.![]()
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"