Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
-
- Posty: 5630
- Rejestracja: 01 lis 2011, 23:09
Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
Jeśli już trzeba gdzieś koniecznie iść, to Zygmunt i tak zawsze przychodzi ostatni, no bo niby, jak to sobie kombinuje, po co naruszać jakąś tam domniemaną równowagę swoim nieokreślonym punktem ciężkości. Fakt, Zygmunt trochę się jąka, a pewnie wolałby w ogóle nic nie mówić, no ale jak ma być inaczej, jeśli człowiek budzi się i okazuje się nagle, że jedyne co przytaszczył ze sobą z wychudzonego snu to jakiś natrętny głód, który wygrał długie darmowe wczasy w wątpliwej kondycji wypoczynkowym ośrodku i to w dodatku na podstawie jakiejś nieuczciwej zdrapki objawionej za pomocą żółtego piórka. I już od samego rana musi się z nim obnosić, kiedy inni wyglądają jakby nawet te ich najkrótsze sny karmiły wyłącznie najczystszą świadomością ze źródła w gimnazjalnej czytance.
Właściwie nie ma się co dziwić, że skoro głód już jest na tych wczasach razem z Zygmuntem, to nie chce się tylko wygodnie wylegiwać, ale wybiera co jakiś czas do stołówki, zabierając ze sobą pod rękę roześmiane dziewczęta i znając słabości Zygmunta, z nudów robi mu różne kawały, bo trzeba wiedzieć , że u Zygmunta to takie rodzinne zjawiska nie zdarzają się często. Jeśli już coś uda mu się ulepić to zaraz przełyka mimowolnie, bo wydaje mu się że i taki podejrzliwy głód można zaskoczyć i połknąć zwyczajnie ze śliną, w efekcie, zanim cokolwiek wydostanie się na zewnątrz już ma odgryziony ogonek albo i większość tułowia, tylne nogi gonią przednie jak u dopiero co urodzonego koźlątka, ale wiadomo - i tak nie dogonią.
A kiedy się już okaże, że ten głód to nie tak łatwo połknąć, to Zygmunt zaczyna się bać nawet własnych słów i dotyka je ostrożnie językiem, bo nie jest wcale pewne, czy będą następne i czy będą miały taki kształt, jaki chciałby im nadać, a w dodatku to nigdy nie wiadomo, bo jak się porządne słowo rzuci, ot tak przed siebie, to przecież zaraz ktoś może chwycić i tyle go widział, a byle koślawe, co zawsze twardo spadnie albo poślizgnie się z tego swojego niedożywienia, to chociaż każdy popatrzy co się stało, to przecież nikt nie ruszy.
Bywa też jednak, że Zygmunt przestaje być ostrożny, zwłaszcza jak obok jest Zośka i patrzy mu się wyraźnie na usta jakby chciała ten jego głód wyjąć i go ze wszystkich stron obejrzeć, a może i sprawdzić co jest w środku, i tylko czeka spokojnie na te słowa, co może pokażą swoje łebki żeby mogła je potraktować po swojemu, bo po prawdzie mówiąc, to Zośka ma zawsze gdzieś tam na podorędziu kilka kanapek żeby się podzielić z Zygmuntem. A on jak tylko się naje to od razu słychać, że i te jego słowa stają się pełniejsze i nie klapią od razu na ziemię, tylko odbijają się po wielokroć jak piłki wariatki i dopiero, kiedy nacieszą się tym swoim zwariowanym odbijaniem, potoczą spokojnie do najbliższego zagłębienia i tam już zwyczajnie roztapiają w niewielką kałużę, w której to nawet można się przejrzeć i sprawdzić, czy człowiek nie myli się kompletnie, przynajmniej co do swojej tożsamości.
A woda – to jest dopiero wyrozumiała istota - nie depcze, nie bije po twarzy, że niby jedna głodniejsza od drugiej, tylko zlewa się w taką jedność, że chociaż wiadomo - jak część jest brudna, to i z całości człowiek też się nie napije, język przecież zwilży. No i jak się spotykają wreszcie te jego słowa ze słowami Zośki niby nad brzegiem ciepłego morza to dopiero mogą się wylegiwać jak na wygodnych wodnych łóżkach, żałując tylko, że mają wciąż takie nieelegancko obgryzione paznokcie, no ale czymś trzeba przecież zaspokoić ten pierwszy głód, co tylko czeka żeby najeść się do syta skoro już jest na takich wymarzonych wczasach, z całą swoją uprzykrzoną rodzinką.
Właściwie nie ma się co dziwić, że skoro głód już jest na tych wczasach razem z Zygmuntem, to nie chce się tylko wygodnie wylegiwać, ale wybiera co jakiś czas do stołówki, zabierając ze sobą pod rękę roześmiane dziewczęta i znając słabości Zygmunta, z nudów robi mu różne kawały, bo trzeba wiedzieć , że u Zygmunta to takie rodzinne zjawiska nie zdarzają się często. Jeśli już coś uda mu się ulepić to zaraz przełyka mimowolnie, bo wydaje mu się że i taki podejrzliwy głód można zaskoczyć i połknąć zwyczajnie ze śliną, w efekcie, zanim cokolwiek wydostanie się na zewnątrz już ma odgryziony ogonek albo i większość tułowia, tylne nogi gonią przednie jak u dopiero co urodzonego koźlątka, ale wiadomo - i tak nie dogonią.
A kiedy się już okaże, że ten głód to nie tak łatwo połknąć, to Zygmunt zaczyna się bać nawet własnych słów i dotyka je ostrożnie językiem, bo nie jest wcale pewne, czy będą następne i czy będą miały taki kształt, jaki chciałby im nadać, a w dodatku to nigdy nie wiadomo, bo jak się porządne słowo rzuci, ot tak przed siebie, to przecież zaraz ktoś może chwycić i tyle go widział, a byle koślawe, co zawsze twardo spadnie albo poślizgnie się z tego swojego niedożywienia, to chociaż każdy popatrzy co się stało, to przecież nikt nie ruszy.
Bywa też jednak, że Zygmunt przestaje być ostrożny, zwłaszcza jak obok jest Zośka i patrzy mu się wyraźnie na usta jakby chciała ten jego głód wyjąć i go ze wszystkich stron obejrzeć, a może i sprawdzić co jest w środku, i tylko czeka spokojnie na te słowa, co może pokażą swoje łebki żeby mogła je potraktować po swojemu, bo po prawdzie mówiąc, to Zośka ma zawsze gdzieś tam na podorędziu kilka kanapek żeby się podzielić z Zygmuntem. A on jak tylko się naje to od razu słychać, że i te jego słowa stają się pełniejsze i nie klapią od razu na ziemię, tylko odbijają się po wielokroć jak piłki wariatki i dopiero, kiedy nacieszą się tym swoim zwariowanym odbijaniem, potoczą spokojnie do najbliższego zagłębienia i tam już zwyczajnie roztapiają w niewielką kałużę, w której to nawet można się przejrzeć i sprawdzić, czy człowiek nie myli się kompletnie, przynajmniej co do swojej tożsamości.
A woda – to jest dopiero wyrozumiała istota - nie depcze, nie bije po twarzy, że niby jedna głodniejsza od drugiej, tylko zlewa się w taką jedność, że chociaż wiadomo - jak część jest brudna, to i z całości człowiek też się nie napije, język przecież zwilży. No i jak się spotykają wreszcie te jego słowa ze słowami Zośki niby nad brzegiem ciepłego morza to dopiero mogą się wylegiwać jak na wygodnych wodnych łóżkach, żałując tylko, że mają wciąż takie nieelegancko obgryzione paznokcie, no ale czymś trzeba przecież zaspokoić ten pierwszy głód, co tylko czeka żeby najeść się do syta skoro już jest na takich wymarzonych wczasach, z całą swoją uprzykrzoną rodzinką.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
Hm, napisałeś "część piąta", więc rozumiem, że poprzednie części gdzieś są na forum, tak? Zaraz sobie poszukam.
Dobrze cię widzieć w prozie, Alku.
Dobrze cię widzieć w prozie, Alku.

-
- Posty: 10
- Rejestracja: 29 paź 2014, 14:16
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
Znam Zygmunta, a jakże poznałam kiedyś i się cieszę, że i tu zaistniał.Alek Osiński pisze:Jeśli już trzeba gdzieś koniecznie iść, to Zygmunt i tak zawsze przychodzi ostatni, no bo niby, jak to sobie kombinuje, po co naruszać jakąś tam domniemaną równowagę swoim nieokreślonym punktem ciężkości.
...
A woda – to jest dopiero wyrozumiała istota - nie depcze, nie bije po twarzy, że niby jedna głodniejsza od drugiej, tylko zlewa się w taką jedność, że chociaż wiadomo - jak część jest brudna, to i z całości człowiek też się nie napije, język przecież zwilży.
...
I sobie wybrałam, co lubię

-
- Posty: 5630
- Rejestracja: 01 lis 2011, 23:09
Re: Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
Patko, nie znajdziesz. Wcześniejsze części zamieszczałem na innym portalu,
ale, żeby je odświeżyć, wymagają pewnych poprawek, może jeśli starczy czasu,
przywołam, jednak wydaje mi się, że i tak każdą w miarę z powodzeniem można
czytać również osobno...
Dzięki za uwagi
ale, żeby je odświeżyć, wymagają pewnych poprawek, może jeśli starczy czasu,
przywołam, jednak wydaje mi się, że i tak każdą w miarę z powodzeniem można
czytać również osobno...
Dzięki za uwagi

-
- Posty: 39
- Rejestracja: 31 paź 2014, 5:32
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
Baaaardzo zajmujące.
Relacje czytelnik i słowotwórca. Szczególnie fajna kpinka z Zośki i siebie samego.
A woda? Zlewka czczych - no wiadomo czego, ale język zwilży.
Uśmiałam się, "głód" - rewelacyjnie zmetaforyzowanie.
-------------------------------------------------------------
Masz wiele byczków. Przejrzyj albo... poczekaj na Patkę.
Szacun za pomysł.


Relacje czytelnik i słowotwórca. Szczególnie fajna kpinka z Zośki i siebie samego.

A woda? Zlewka czczych - no wiadomo czego, ale język zwilży.

Uśmiałam się, "głód" - rewelacyjnie zmetaforyzowanie.
-------------------------------------------------------------
Masz wiele byczków. Przejrzyj albo... poczekaj na Patkę.
Szacun za pomysł.

- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
Szkoda, Alku.Alek Osiński pisze: Wcześniejsze części zamieszczałem na innym portalu,ale, żeby je odświeżyć, wymagają pewnych poprawek, może jeśli starczy czasu,przywołam, jednak wydaje mi się, że i tak każdą w miarę z powodzeniem możnaczytać również osobno...
Mamy tu dział pt. "Ciąg dalszy nastąpi", w którym z przyjemnością przeczytałbym wszystkie części tego opowiadania. Pomyśl o tym, proszę.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
Re: Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
Jak ta rodzinka śmie mu tak uprzykrzać te wczasy?!


-
- Posty: 5630
- Rejestracja: 01 lis 2011, 23:09
Re: Zygmunt, czyli historia żółtego piórka (część piąta)
Rodzinka sobie, wczasy sobie...karolek pisze:Jak ta rodzinka śmie mu tak uprzykrzać te wczasy?!
