I tym optymistycznym akcentem...nie pisze:Wierzę, że fotel na którym siedzę istnieje, a że przy okazji wierzę w Mbongo z mitologii Buszongo?
To dozwolone, a kto wie, może kiedyś...
Właściwie to temat został chyba wyczerpany.
Od początku, każda z dyskutujących osób usiłuje przekonać innych, że ma rację. Bezskutecznie, choć słusznie. Przecież jeśli nawet wiara jest irracjonalna (zdanie Nie, ze wszech miar słuszne) to nie sposób jej wyrugować z ludzkiej świadomości. Ona istnieje i będzie istnieć, tak samo, jak istnieją uczucia. Powinienem był raczej napisać inne uczucia, bo przecież wiara to jedno z nich.
Fakt, że żadna naukowa teoria, opisująca genezę materii i życia, nie potrafi nic powiedzieć o genezie uczuć właśnie. Wiara (podkreślam - wiara, choć wykazują ją głównie ateiści) w to, że materia sama ożyła i - w drodze ewolucji - przyjęła dzisiejsze formy, nie precyzuje skąd w tej materii wzięły się uczucia właśnie i na jakim szczeblu ewolucyjnego rozwoju się pojawiły. I uprzedzę tu twierdzenie, że teoria ewolucji jest udowodniona. Jasne, że jest. I przynajmniej ja jej nie neguję. Nie umiem tylko odpowiedzieć na pytanie od czego się zaczęło. I nikt nie umie, dlatego wszelkie wierzenia są tu uzasadnione, dopóki pozostają cechą indywidualną wierzącego, a nie stają się źródłem indoktrynacji, przemocy i nieprzebierającej w środkach walki o wpływy swojego wierzenia.
Reasumując - mnie nie przekonasz do zaniechania wiary, choć w zupełności zgadzam się z zasadą jej irracjonalności. Myślę, że twoja krucjata pozostanie bezskuteczna, ponieważ ludzie albo mają doskonale wyprane mózgi, albo bardzo silną motywację do wiary, popartą własnymi przemyśleniami, a często również przeżyciami. I nie mówię tu o wierze w religijne mity.
Jak więc napisałem - tym optymistycznym akcentem pora chyba zakończyć dyskusję, bo zaczynamy zataczać kółka.