Zenek przestał bać się grzechu. Właściwie to nawet przestał w grzech wierzyć. Trudno było mu wyobrazić sobie kogoś kto po jego śmierci karałby go w nieskończoność. Grzech to raczej kara wewnętrzna, czkawka na którą cierpi poczucie przyzwoitości i jako taka jest już wystarczająco dotkliwa. Krzywdząc kogoś, krzywdzisz siebie. Zamiast więc chodzić do proboszcza i opowiadać mu o swych postępkach, lepiej jest dla zrównoważenia zrobić coś pożytecznego. Spowiedź nie załatwia sprawy, nie zmazuje czynu. Powoduje tylko, że człowiek niesłusznie czuje się lepiej. Schyla głowę, bije się w pierś, odmawia pokutę i słyszy z ust księdza, że jest rozgrzeszony. Wydaje się więc, że wszystko zostało załatwione, ale zła energia nadal wypełnia przestrzeń wokół umysłu. A gdy kumuluje się przez lata może zaburzyć osobowość i uczynić ją zgorzkniałą i zepsutą. Samotną do granic obłędu. Oderwaną od prawdziwego źródła spokoju i płynięcia przez czas. Gdyby ci ludzie za każdy szkodliwy czyn musieli zrobić coś równoważąco dobrego, przyniosłoby to o wiele więcej pożytku i rzeczywiście uczyniłoby ich lepszych.
„Grzech to bzdura. Grzech to wymysł ludzi, którzy chcą kontrolować masy za pomocą strachu przed śmiercią. To nie prowadzi ludzkości do niczego dobrego, nie prowadzi nas do prawdziwego wyzwolenia ze szponów naszych instynktów.” - myślał Zenek wpatrując się w teatr toczący się przed jego oczami.
Zenek stracił też wiarę w osobową wizję Boga. Istoty, która potrafi (i lubuje się w tym) inwigilować miliardy ludzi jednocześnie. Wpatrywał się teraz w olbrzymi, pozłacany ołtarz i zakrwawioną twarz Chrystusa przybitego do ponad dwumetrowego krzyża wiszącego ponad kapłanem unoszącym wysoko kielich i śpiewającym pieśń o piciu krwi, którą słyszy od dzieciństwa. Zaraz zabrzmią strofy o zjadaniu ciała, a później wszyscy, którzy półszeptem podzielili się swoim życiem ze spowiednikiem dostaną od niego kawałek ciasta. On nie dostąpi tego zaszczytu, ponieważ woli zachować swoje postępki dla siebie.
-Bóg jest światłością i światłość niesie do naszych domów. Zechcijmy przyjąć go póki nie jest za późno – powiedział kapłan i spojrzał mrożącym krew w żyłach starych kobiet, wzrokiem. Powoli przestawały bać się śmierci, bo wierzyły, że ich wizyty w tym miejscu pozwolą im powstać z grobów. Zenek śmierć widział inaczej. Widział ją raczej jako rozpad ciała na miliardy atomów, które popłyną z wodą, powietrzem i grawitacją łącząc się ponownie z innymi atomami. Energia w nich uwięziona nie zatrzyma się dopóki nie zatrzyma się kosmos rozpędzony pierwszym wybuchem. Każdy z miliarda atomów tworzący teraz jego ciało będzie fragmentem miliardów innych ciał. Z resztą teraz te atomy również nie należą do niego, były elementami miliardów poprzedzających go istot. Zwierzęta i ludzie nie umierają, a rozpadają się jak domki z klocków, po to by tworzyć kolejne kształty. Uwięziona w tych istotach świadomość, możliwość odbierania bodźców, przeżywania emocji i umiejętność pamiętania jest właśnie elementem boskości. Nie brodatego, surowego starca, a ogromnej siły rozpychającej i wpędzającej w ruch wszechświat. Siły, która z ziarnka maku rozerwała się w potężnym wybuchu tworząc i niszcząc do dzisiaj. I zawsze tak będzie, ponieważ ta energia nie zna czasu. Po prostu płynie w przestrzeni pomijając tykające sekundy. Czas jest wynalazkiem człowieka, ponieważ człowiek musi mieć wszystko nazwane, usystematyzowane i położone na odpowiedniej półce z odpowiednim napisem. Wtedy czuje się bezpieczny i może spokojnie kroczyć po nazwanym i skrzętnie ułożonym świecie. Po ubitych drogach, skoszonych trawnikach, oddzielony murem od zimna, ciemności i głodu. Obliczalnym i jakże ludzkim.
Chłopak automatycznie spuścił wzrok gdy kilkanaście minut wcześniej ksiądz gniewnym głosem nazwał odpowiednich ludzi zdrajcami, hochsztaplerami i wrogami wiary. Tłumaczył przerażonym ludziom o potężnych siłach czyhających na ich przyzwoitość i atakujących ostatni bastion wiary jakim jest katolicka Polska. Groził, że uleganie tym siłom skończy się szaleństwem i władzą Szatana nad światem co zresztą zostało już przewidziane w Biblii. Nie rozumiał tylko na co zdadzą się starania księdza skoro wszystko zostało już zaplanowane. Ktoś napisał scenariusz, a teraz aktorzy odgrywają swoje role. Nic się nie da zrobić. Matka Boska patrzyła od lat na to wszystko z bocznej nawy roniąc pełne krwi łzy. Ludzie schylali głowy, spoglądali ukradkiem na zegarki i poprawiali się niespokojnie w ławach, ni to przytakując, ni to przyjmując scenariusz biblijny za pewnik. Zenek podejrzewał, że niektórzy przyszli tu z przyzwyczajenia, jeszcze inni „w razie co”, albo, że tak wypada. Tych naprawdę przestraszonych jest tu garstka. Swój strach zamieniają w pogardę do wszystkiego co inne, bo wszystko co inne jest podejrzane i może stanowić zagrożenie. Może zasiać niepokój we wsi, może zburzyć porządek w ich głowach, może zakłócić sen. Być jak kamień wrzucony do wody i na jej tafli zrodzić irytujące, niepotrzebne fale. Czyż teraz nie jest dobrze? Wiosna, lato, jesień, zima. Siedem dni w tygodniu i trzydzieści w miesiącu. Chrystus się urodził i Chrystus umarł. Skończyła się zima, czas skopać ogródek, Chrystus zmartwychwstał, wazony wypełniły się żonkilami. Czas, by wnuczki znalazły mężów i były im posłuszne jak Jemu. Pokorne, usłużne i oddane. Czas by wnukowie zdjęli buty, pocałowali krzyż i uprawili żony, niczym żyzne pola Ukrainy, którą trzeba było zostawić w młodości. Dzieci przyjęły ostatnie sakramenty, są już dorosłe. Nie ma innego świata. Przecież nie może być innego świata. To nieprawda, że za górami ludzie mają innego Boga. Nie mogą mieć innego, przecież On jest tylko jeden. Niechaj im wybaczy, bo błądzą. Niech Chrystus ma ich w swojej opiece i sprowadzi na jedyną, słuszną i prawdziwą drogę. Wszystko inne jest nieprawdziwe. Niebezpieczne i śmierdzi końcem świata.
Zenek chciałby wyjść teraz przed tych wszystkich ludzi, spojrzeć na nich i powiedzieć na głos co myśli:
„Bóg jest światłością pierwszego wybuchu. Złotoczerwonożółtego wybuchu. Wysłał w kosmos nieskończoną ilość cząsteczek, które łączą się w gwiazdy, planety i skały. W niektórych miejscach tworzą życie, jak tutaj na Ziemi. To energia powstania napędza wam serca, które pompują krew. Ciepło, żonkile, słońce, miłość i życie są żółte, bo są odpowiednim kierunkiem energii. Są jej konsekwencją. Wasze prawdziwe myśli też są żółte, prawda jest żółta jak światło gwiazd. Nie ma grzechu, są tylko nieodpowiednie uczynki, które mącą wasz umysł, budzą w nocy i obniżają samoocenę. Nie ma dobra i zła, jest tylko przyzwolenie na pójście w odpowiednim kierunku, albo mącenie. Zaciemnianie światła. Niesprawiedliwe ocenianie innych, próba decydowania za kogoś, wchodzenie w czyjeś życie jest takim samym zakłócaniem energii jak kradzież, zdrada czy bezsensowne zabijanie. To odwraca waszą uwagę od kierunku, w którym powinniście pójść. Nie ma piekła po śmierci, piekło możecie sobie stworzyć za życia. Im bardziej mieszacie kijem w czystym jeziorze, tym bardziej brudzicie wodę. Nie oczyścicie się przestraszonym szeptem w konfesjonale. Oczyścicie się równoważąc zły postępek, dobrym. Złą myśl, pozytywną. Gdy zetniecie drzewo, posadźcie drugie. Gdy uderzycie człowieka, pomóżcie mu, bo na pewno ma jakiś problem. Róbcie co uważacie za słuszne, byleby tylko nie krzywdzić innych.”
Zabrzmiało mu to zbyt patetycznie, jednak myśl, którą uchwycił wystarczyła, by otworzyć oczy, spojrzeć na kapłana i wstać. Zrobić kilkanaście kroków do wyjścia i nie czekać na końcowe: „Amen”.
Mniszki lekarskie patrzyły na niego gdy szedł drogą, wydawały mu się bardziej żółte, niż kiedykolwiek wcześniej. Rozświetliły się niczym malutkie słońca i Zenkowi wydało się, że w tej jasności jest coś niezwykle ważnego. Niesamowity spokój i wiedza, której nie pojmuje, ale którą czuje. Wiedza płynąca z natury, która sama podpowiada co należy czynić. Trzeba tylko wiedzieć jak jej słuchać. Siła i życie bez względu na kształt i miejsce przebywania, bez względu na rodzaj i wielkość. „Wszyscy jesteśmy tą samą energią i pędzimy w tym samym kierunku. Umierając, wychodzimy z ciała rozświetlonym na żółto tunelem i pędzimy dalej, tak jak pędzi wszechświat. Jesteśmy jego częścią. On składa się z nas, więc nasza świadomość go tworzy, żyje w nim bez końca. Miliardy miliardów cudownych świadomości do których od czasu do czasu przyklejają się fizyczne i wyczuwalne atomy tworząc najprzeróżniejsze ciała. Wszechświat - żółty, rozświetlony Bóg”.
Zenek wiedział już co musi zrobić. Aby zachować czystość umysłu musi przede wszystkim dostarczać mu naturalnego paliwa. By słyszeć naturę, by być jeszcze bardziej jej częścią musi skończyć z chemicznym jedzeniem, sztucznymi szynkami, pasztetami i nadmiarem tłuszczu. Być może w przyszłości sam będzie produkował sobie jedzenie ze zwierząt, które wyhoduje. Możliwe, że w ogóle przestanie zabijać by jeść. Być może zapuści brodę i włosy, by stać się bardziej prawdziwym, bardziej takim jakim został stworzony. Na pewno musi dowiedzieć się jak prać i myć się bez proszków i mydeł. Odłączyć się od rzeczy i spraw zbędnych, by nie zanieczyszczały mu umysłu. Wokół siebie pozostawi tylko to co niezbędne do przeżycia, absolutne minimum, tak by mógł kroczyć nową drogą bez zbędnego balastu. Bez spraw, które mogłyby odwrócić uwagę od rzeczy najważniejszych, od natury której jest niewątpliwą częścią.
I gdy tak zbliżał się do domu zauważył sąsiada siedzącego przy drodze z głową opartą na dłoniach i zakupami rozsypanymi wokół nóg.
-Panie Józefie, coś się stało?
-O Zenuś, to ty? - słabym głosem powiedział starszy mężczyzna. - A nic takiego. Tak mi się słabo jakoś zrobiło. Stary już jestem i ta pogoda taka ciężka. Dziewięćdziesiąt lat w tym miesiącu kończę mój drogi. To kawał czasu.
-Może wezwać lekarza?
-Nie Zenek, nie trzeba. Pomóż mi to pozbierać. Pójdę już do domu.
Zenek zebrał mężczyźnie zakupy i pomógł mu wstać. Popołudniu wyjrzał przez okno, Józef siedział na ławce przed domem i zasępiony patrzył w dal. Chłopak wiedział, że był on jednym z tych, którzy się tutaj osiedlili. Jednym z tych, których tak panicznie bał się dziesięcioletni Karl i jego matka kiedy przyszło im uciekać po zakończeniu wojny.
Dzwony w kościele
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Dzwony w kościele
Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
- Gorgiasz
- Moderator
- Posty: 1608
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
Re: Dzwony w kościele
Tekst dość ciekawy, choć jego forma, będąca właściwie rodzajem wykładu, nieco nużąca. Tak trochę bez życia. Zwłaszcza, dla tych, którzy nie widzą w tym nic odkrywczego. Byłoby lepiej, gdybyś przedstawił przynajmniej część z tych poglądów w formie jakiejś akcji, wydarzeń, bądź ich konsekwencji czy refleksji, wynikających z bardziej konkretnych sytuacji, w których więcej się dzieje. Wiem, że nie jest to łatwe, ale może warto spróbować.
Interpunkcja trochę kuleje, na przykład:
Przecinek po „spowiednikiem”.
„uprawiali” - literówka
„mu” - niepotrzebne
Interpunkcja trochę kuleje, na przykład:
Przecinek po „lata”.A gdy kumuluje się przez lata może zaburzyć osobowość i uczynić ją zgorzkniałą i zepsutą.
którzy półszeptem podzielili się swoim życiem ze spowiednikiem dostaną od niego kawałek ciasta.
Przecinek po „spowiednikiem”.
Przecinek po „grawitacją”.które popłyną z wodą, powietrzem i grawitacją łącząc się ponownie z innymi atomami.
Przecinek po „zatrzyma się”.Energia w nich uwięziona nie zatrzyma się dopóki nie zatrzyma się kosmos rozpędzony pierwszym wybuchem.
ZresztąZ resztą teraz te atomy również nie należą do niego,
Powtórzone „wiary”.Chłopak automatycznie spuścił wzrok gdy kilkanaście minut wcześniej ksiądz gniewnym głosem nazwał odpowiednich ludzi zdrajcami, hochsztaplerami i wrogami wiary. Tłumaczył przerażonym ludziom o potężnych siłach czyhających na ich przyzwoitość i atakujących ostatni bastion wiary jakim jest katolicka Polska.
Lepiej: „w razie czego”.jeszcze inni „w razie co”, albo, że tak wypada.
Czas by wnukowie zdjęli buty, pocałowali krzyż i uprawili żony, niczym żyzne pola Ukrainy, którą trzeba było zostawić w młodości.
„uprawiali” - literówka
Odłączyć się od rzeczy i spraw zbędnych, by nie zanieczyszczały mu umysłu.
„mu” - niepotrzebne
Po południu.Popołudniu wyjrzał przez okno, Józef siedział na ławce przed domem i zasępiony patrzył w dal.
Re: Dzwony w kościele
.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2016, 14:10 przez karolek, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Re: Dzwony w kościele
Gorgiasz - dzięki za pracę na moim tekstem. To fragment większej całości, którą piszę od kilku tygodni. Wrzuciłem ten, bo obawiałem się dokładnie tego co opisałeś. Trochę nudnawe. Nie jest to odkrywcze dla nas, jest to odkrywcze dla Zenka i tak się zmienia jego świat. Postaram się to pozmieniać.
karolek - nawet nie miasteczka, a wioski
Bo na wiosce Zenek mieszka, a po wypadkach jakie mu się wcześniej przytrafiły zaczyna szukać własnej drogi. Patrzy póki co, że wokół ludzie stoją w miejscu.
karolek - nawet nie miasteczka, a wioski

Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Dzwony w kościele
Nie zagłębiłem się zbytnio w komentarze poprzedników, ale znając Gorgiasza, domyślam się, że błędy zostały wytknięte. Mnie pozostaje odnieść się do treści.
Trochę mnie zastanowił ostatni akapit, jakby nieprzylegający do całego tekstu.
Reszta w znacznym stopniu pokrywa się z małpim wyobrażeniem o świecie, więc nie sposób polemizować.
Potwierdzać zaś, lubo dyskutować, nie mając antytezy, byłoby szaleństwem, tedy nie dyskutuję. Przyjmuję, jako kolejny głos sprzeciwu, w odniesieniu do piekielnej teorii życia po życiu.
Trochę mnie zastanowił ostatni akapit, jakby nieprzylegający do całego tekstu.
Reszta w znacznym stopniu pokrywa się z małpim wyobrażeniem o świecie, więc nie sposób polemizować.
Potwierdzać zaś, lubo dyskutować, nie mając antytezy, byłoby szaleństwem, tedy nie dyskutuję. Przyjmuję, jako kolejny głos sprzeciwu, w odniesieniu do piekielnej teorii życia po życiu.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Re: Dzwony w kościele
- ale małpim bohatera czy narratoraskaranie boskie pisze:Reszta w znacznym stopniu pokrywa się z małpim wyobrażeniem o świecie, więc nie sposób polemizować.

Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.