Korzeń mandragory
-
- Posty: 1739
- Rejestracja: 01 paź 2013, 17:40
Korzeń mandragory
Słońce stało w zenicie. Paląc bezlitośnie łany schylonych zbóż, omiatało gorącem krętą linię drogi, biegnącej ku starym groblom, przyklękało u stóp spróchniałej, wiekowej iwy, płaczącej przy drodze...
Ponad łąkami unosił się kurz; drgał w strumieniach nagrzanego powietrza.
Wrotycze, rumianki i wysokie osty rosnące w płytkich rowach gubiły kolory. Spłowiałe płatki malw zwisały żałośnie z rudych, włochatych łodyg.
- Doprawdy tego roku Swaróg dla nas nielitościw ... - szeptały stare kobiety, obracając w palcach wątłe, spalone ziarna.
Stawały na progach chałup, zadzierały głowy i, przysłaniając oczy, próbowały ciekawie zajrzeć w rozpalony, błękitny przestwór, na którym próżno by szukać choć małego obłoku .
Ich córki i synowe dźwigały ciężkie, wiklinowe kosze. Ruszały pylastą, wijącą się drogą zbierać szyszki chmielowe. Z nich to o północy warzyły gorzkie piwo, by sękaci mężczyźni mogli się radować.
Dzieci zaś wybiegały z piskiem i chichotem w kierunku płaskich wzniesień, powstałych z żółtego iłu, miki i piaskowca, gdzie sierpem ucinały kłujące, włochate gałązki żmijowca, z którego jak wiadomo , wyrabia się truciznę na łaski, wydry oraz szczury.
Złociste, ostre światło wolno pełzało taflą nieba; płynęło ponad szeregiem wierzb, gdzie mieszka ślepy na jedno oko kostropaty rokita i nad bukowym borem, i nad torfowiskiem...
W ten czas upalny , w czas leniwie dryfujących dni oraz suchych, trzeszczących podmuchów powietrza, stary smolarz Ziemowit, nazywany we wsi Kulasem z powodu chromej nogi, opuścił rodzinne sioło.
Zawarł kołkiem drzwi chaty i tuż - tuż przed wschodem wyruszył północnym traktem ku Czarnym Wąwozom, gdzie spodziewał się ostrym kozikiem wydłubać spod ziemi panaceum; magiczny korzeń mandragory. Albowiem, jak niosła wieść , powieszono tam ostatnio kilku złodziei koni...
Mozolna to była podróż. Męczyło gorąco. Toteż Kulas, chociaż podpierał się długim, sękatym kosturem, wnet zlany był gęstym, klejącym się potem.
Kuśtykał, głucho stękając. Pluł zajadle ze złości, póki mu śliny stało w gardle. Klął szpetnie pod nosem.
Teraz sierdził się jeszcze mocniej i głośno pomstował, iż wyruszył z domu, jednak… przeszedł szmat drogi - żal było się wrócić. Tym bardziej, już wkraczał w gardziele wąwozów, z których sączył się chłód.
Smolarz smarknął przez palce. Popękanym paznokciem poczochrał siwe kudły, po czym zgarnął je z czoła, albowiem pozlepiane kosmyki dokuczliwie właziły mu w oczy.
Od jeziora sfruwały roje drobnych muszek. Kąsały na oślep! A starzec wciąż postrząsał umęczoną głową…
Naraz poczuł pragnienie. Zza pazuchy wydobył wysłużony, skórzany bukłak wypełniony wodą. Łyknął – mdła, nagrzana miała posmak ługu…
Kulas westchnął. Nabierał w usta małe porcje wody i przez chwilę wstrzymywał na języku.
Zakrztusił się. Czknął. Odchrząknął.
Czuł, jak się jego ciało lepi do koszuli. Kaszlnął, próbując splunąć, jednak pomimo tego, że dość sporo upił z pękatego bukłaka, w gardle wciąż miał sucho…
Westchnął zatem głęboko, ściągnął zniszczone łapcie i usiadł, prostując chore, rachityczne nogi.
- Ych! – zacharczał. Echo w mig uchwyciło nić cierpkiego głosu i poniosło ją hen! , nad mokradła…
* * *
Księżyc kulał, gdy wschodził. Może właśnie dlatego Kostucha, wzdychając z sobie tylko wiadomych powodów, przycupnęła na bagnach, pobłyskując zgryzioną przez deszcze, zardzewiałą kosą.
Ukucnęła zmęczona.
Zagapiła się w siny , czczym srebrem objęty pieniążek, turlający się głucho linią horyzontu…
- Głupiec! – cicho warknęła, gdy tymczasem widmową, lunarną poświatę wchłonął las – naraz ciemność zapadła głęboka.
Słychać było krzyk żab. Nietoperze ruszyły na łów… Puszczyk przeciągle wrzasnął...
Dziwnie migotał staw. Zimno ciągło od wody… Monotonnie szeptały krzaki i zarośla...
Śmierć usnęła - drzemała skulona na mchu…
* * *
Kulas chłonął chłód wody.
Głośno ziewnął i pierdnął. Nagle zadygotał, muśnięty macką porannego chłodu. Wsunął łapcie na stopy...
Chciał pić wściekle, okrutnie ! Był spragniony i głodny.
Wczoraj zjadł garść poziomek oraz dzikie jagody, jednakże nie tknął wody z jeziora - z powodu utopca.
W ciasnym, skalnym wgłębieniu wymościł sobie leże z gałązek wikliny i mchu. Tam to przespał do świtu snem czujnym i lekkim, owinięty kapotą, łowiąc uchem szelesty i odgłosy nocy. Parokrotnie się budził, łypał wtenczas ostrożnie w stronę wody; wzrokiem przewiercał mrok... Bał się czarów utopca, a w jeziorze tym mieszkał utopiec.
Obudził się zalany potem. Stojąc w lekkim rozkroku patrzył w toń jeziora, a ona mrugała tajemnie, jak gdyby się drocząc . Węglarz czuł, że powinien odejść. Jednak teraz, kiedy palące pragnienie wysuszyło mu język na wiór, klęknął nad taflą wody. Rozgarnął warstwę rzęsy i zanurzył usta. Pił łapczywie i długo.
Mleczny opar szedł nisko nad wodą... Szumiał i pylił sit ….
Naraz w wodzie coś plusło. Kulas drgnął i odskoczył. Dał olbrzymiego susa w wysoko wybujałe skupisko nadbrzeżnych traw oraz tataraku. Zamarł, lecz już za chwilę ostrożnie i trwożnie rozchylił sitowie... Łypnął w zmącony odmęt. Jakiś ruch powodował drganie srebrnej powierzchni; płaskie kręgi sunęły z cichutkim chlupotem ...
Kulas wytężył wzrok.
Dostrzegł kątem oka, jak się od metalu gładko odbił złocisty, pojedynczy promień i złowrogo błysnęło zakrzywione ostrze...
* * *
Śmierć zrzuciła węzełek pod krzywą topolą i z klekotem stąpała wzdłuż linii brzegowej.
Przystanęła na moment przy kępie zarośli, aby poprawić kosę; oparła ją o ramię i weszła do wody...
Jezioro było jeszcze senne ; złoto - krwawoczerwone od wczesnego wschodu.
Kiedy garście purpury rozpływały się , zalotnie mrugając na powierzchni wody, Śmierć wniknęła wzrokiem w sypkie, piaszczyste dno... Ujrzała kraby, muszle oraz śliskie glony. Dostrzegła też swe połyskujące, w jasny muł zanurzone kości stóp i pożółkłe piszczele, łagodnie płukane przez ruch chłodnej toni...
Rozłożyła szeroko ramiona - teraz widziała, jak przez sito jej żeber przecedzają się małe ławice drobnych, tęczowych ryb...
Słońce ostro igrało z kosiskiem wystającym z wody.
A z najgłębszego dna, poprzez warstwę mułu i splecionych korzeni, utopiec obserwował igraszki Kostuchy...
* * *
Kulas mocno dygotał.
Łapcie całkiem rozmiękły i nasiąkły błotem. Komary zaczęły ciąć - starzec czuł, jak ich żądła wręcz parzą mu skórę; strzęp zetlałej koszuli nie był im przeszkodą. Zdrętwiały mu kolana, przemokły galoty...
Bardzo bał się oddychać, co dopiero ruszyć.
Śmierć pluskała się, chlapiąc i podskakując jak mała dziewczynka. Wstrząsała dla zabawy uniesioną kosą...
Naraz srebrna wzburzyła się topiel - wychynął z niej z chichotem wiekowy, pomarszczony utopiec. Żabią, błoniastą dłonią skrobnął się za uchem, po czym jął się zbliżać ku postaci baraszkującej w falach...
- Witaj, dosyć wczesna to pora na kąpiel... - zarechotał, bawiąc się źle skrywaną żenadą Kostuchy...
-Wracam z Czarnych Wąwozów... - burknęła Śmierć, chcąc aby rozmowa popłynęła odmiennym nurtem...
- Aaaa!, korzenie mandragor... - domyślnie prychnął wodnik - Wiem, bo wspominał o nich pewien pątnik z Królewca, zanim żem go utopił... Tylko na co ci one?
- Mnie na nic. Jednak odkąd Lachy poznali ich magiczne własności, coraz trudniej ich kosić...
- Więc to tak… No, no… Kutaś na cztery nogi!
Kulas trząsł się i słuchał. A w kudłatej , rozczochranej głowie dudniły mu słowa Kostuchy.
Rozglądnął się , ogarnął brzeg struchlałym wzrokiem i dostrzegł zawiniątko pod drzewem topoli.
Tymczasem Śmierć podskoczyła i wysoko podrzuciła kosę, która upadła na dno z donośnym chlupotem. Wodnik wybuchnął śmiechem.
Kostucha zaśmiała się wespół utopcem . Naraz oboje dali nura głęboko pod wodę…
Węglarz ciężko oddychał. Cichcem wylazł z kryjówki. Dał potężnego susa pod starą topolę, mocno złapał tobołek, po czym puścił się pędem przez leśne wykroty.
Gnał dopóki starczyło mu tchu. Krew pulsowała w uszach, serce z piersi mu chciało wyskoczyć!
Nim potknął się i upadł, posłyszał szczekania psów. Poczuł w nozdrzach znajome wonie dymu, jadła i gnoju, które przywiewał wiatr.
Kulas ocknął się w gęstwie wilczomlecza i ostów, kiedy mgłami dymiący horyzont nabrał barwy szarości…
W palcach ściskał kurczowo węzełek Kostuchy.
Wsunął z trwogą zdrętwiałe paluchy do wnętrza... Namacał poskręcany korzeń mandragory...
Ponad łąkami unosił się kurz; drgał w strumieniach nagrzanego powietrza.
Wrotycze, rumianki i wysokie osty rosnące w płytkich rowach gubiły kolory. Spłowiałe płatki malw zwisały żałośnie z rudych, włochatych łodyg.
- Doprawdy tego roku Swaróg dla nas nielitościw ... - szeptały stare kobiety, obracając w palcach wątłe, spalone ziarna.
Stawały na progach chałup, zadzierały głowy i, przysłaniając oczy, próbowały ciekawie zajrzeć w rozpalony, błękitny przestwór, na którym próżno by szukać choć małego obłoku .
Ich córki i synowe dźwigały ciężkie, wiklinowe kosze. Ruszały pylastą, wijącą się drogą zbierać szyszki chmielowe. Z nich to o północy warzyły gorzkie piwo, by sękaci mężczyźni mogli się radować.
Dzieci zaś wybiegały z piskiem i chichotem w kierunku płaskich wzniesień, powstałych z żółtego iłu, miki i piaskowca, gdzie sierpem ucinały kłujące, włochate gałązki żmijowca, z którego jak wiadomo , wyrabia się truciznę na łaski, wydry oraz szczury.
Złociste, ostre światło wolno pełzało taflą nieba; płynęło ponad szeregiem wierzb, gdzie mieszka ślepy na jedno oko kostropaty rokita i nad bukowym borem, i nad torfowiskiem...
W ten czas upalny , w czas leniwie dryfujących dni oraz suchych, trzeszczących podmuchów powietrza, stary smolarz Ziemowit, nazywany we wsi Kulasem z powodu chromej nogi, opuścił rodzinne sioło.
Zawarł kołkiem drzwi chaty i tuż - tuż przed wschodem wyruszył północnym traktem ku Czarnym Wąwozom, gdzie spodziewał się ostrym kozikiem wydłubać spod ziemi panaceum; magiczny korzeń mandragory. Albowiem, jak niosła wieść , powieszono tam ostatnio kilku złodziei koni...
Mozolna to była podróż. Męczyło gorąco. Toteż Kulas, chociaż podpierał się długim, sękatym kosturem, wnet zlany był gęstym, klejącym się potem.
Kuśtykał, głucho stękając. Pluł zajadle ze złości, póki mu śliny stało w gardle. Klął szpetnie pod nosem.
Teraz sierdził się jeszcze mocniej i głośno pomstował, iż wyruszył z domu, jednak… przeszedł szmat drogi - żal było się wrócić. Tym bardziej, już wkraczał w gardziele wąwozów, z których sączył się chłód.
Smolarz smarknął przez palce. Popękanym paznokciem poczochrał siwe kudły, po czym zgarnął je z czoła, albowiem pozlepiane kosmyki dokuczliwie właziły mu w oczy.
Od jeziora sfruwały roje drobnych muszek. Kąsały na oślep! A starzec wciąż postrząsał umęczoną głową…
Naraz poczuł pragnienie. Zza pazuchy wydobył wysłużony, skórzany bukłak wypełniony wodą. Łyknął – mdła, nagrzana miała posmak ługu…
Kulas westchnął. Nabierał w usta małe porcje wody i przez chwilę wstrzymywał na języku.
Zakrztusił się. Czknął. Odchrząknął.
Czuł, jak się jego ciało lepi do koszuli. Kaszlnął, próbując splunąć, jednak pomimo tego, że dość sporo upił z pękatego bukłaka, w gardle wciąż miał sucho…
Westchnął zatem głęboko, ściągnął zniszczone łapcie i usiadł, prostując chore, rachityczne nogi.
- Ych! – zacharczał. Echo w mig uchwyciło nić cierpkiego głosu i poniosło ją hen! , nad mokradła…
* * *
Księżyc kulał, gdy wschodził. Może właśnie dlatego Kostucha, wzdychając z sobie tylko wiadomych powodów, przycupnęła na bagnach, pobłyskując zgryzioną przez deszcze, zardzewiałą kosą.
Ukucnęła zmęczona.
Zagapiła się w siny , czczym srebrem objęty pieniążek, turlający się głucho linią horyzontu…
- Głupiec! – cicho warknęła, gdy tymczasem widmową, lunarną poświatę wchłonął las – naraz ciemność zapadła głęboka.
Słychać było krzyk żab. Nietoperze ruszyły na łów… Puszczyk przeciągle wrzasnął...
Dziwnie migotał staw. Zimno ciągło od wody… Monotonnie szeptały krzaki i zarośla...
Śmierć usnęła - drzemała skulona na mchu…
* * *
Kulas chłonął chłód wody.
Głośno ziewnął i pierdnął. Nagle zadygotał, muśnięty macką porannego chłodu. Wsunął łapcie na stopy...
Chciał pić wściekle, okrutnie ! Był spragniony i głodny.
Wczoraj zjadł garść poziomek oraz dzikie jagody, jednakże nie tknął wody z jeziora - z powodu utopca.
W ciasnym, skalnym wgłębieniu wymościł sobie leże z gałązek wikliny i mchu. Tam to przespał do świtu snem czujnym i lekkim, owinięty kapotą, łowiąc uchem szelesty i odgłosy nocy. Parokrotnie się budził, łypał wtenczas ostrożnie w stronę wody; wzrokiem przewiercał mrok... Bał się czarów utopca, a w jeziorze tym mieszkał utopiec.
Obudził się zalany potem. Stojąc w lekkim rozkroku patrzył w toń jeziora, a ona mrugała tajemnie, jak gdyby się drocząc . Węglarz czuł, że powinien odejść. Jednak teraz, kiedy palące pragnienie wysuszyło mu język na wiór, klęknął nad taflą wody. Rozgarnął warstwę rzęsy i zanurzył usta. Pił łapczywie i długo.
Mleczny opar szedł nisko nad wodą... Szumiał i pylił sit ….
Naraz w wodzie coś plusło. Kulas drgnął i odskoczył. Dał olbrzymiego susa w wysoko wybujałe skupisko nadbrzeżnych traw oraz tataraku. Zamarł, lecz już za chwilę ostrożnie i trwożnie rozchylił sitowie... Łypnął w zmącony odmęt. Jakiś ruch powodował drganie srebrnej powierzchni; płaskie kręgi sunęły z cichutkim chlupotem ...
Kulas wytężył wzrok.
Dostrzegł kątem oka, jak się od metalu gładko odbił złocisty, pojedynczy promień i złowrogo błysnęło zakrzywione ostrze...
* * *
Śmierć zrzuciła węzełek pod krzywą topolą i z klekotem stąpała wzdłuż linii brzegowej.
Przystanęła na moment przy kępie zarośli, aby poprawić kosę; oparła ją o ramię i weszła do wody...
Jezioro było jeszcze senne ; złoto - krwawoczerwone od wczesnego wschodu.
Kiedy garście purpury rozpływały się , zalotnie mrugając na powierzchni wody, Śmierć wniknęła wzrokiem w sypkie, piaszczyste dno... Ujrzała kraby, muszle oraz śliskie glony. Dostrzegła też swe połyskujące, w jasny muł zanurzone kości stóp i pożółkłe piszczele, łagodnie płukane przez ruch chłodnej toni...
Rozłożyła szeroko ramiona - teraz widziała, jak przez sito jej żeber przecedzają się małe ławice drobnych, tęczowych ryb...
Słońce ostro igrało z kosiskiem wystającym z wody.
A z najgłębszego dna, poprzez warstwę mułu i splecionych korzeni, utopiec obserwował igraszki Kostuchy...
* * *
Kulas mocno dygotał.
Łapcie całkiem rozmiękły i nasiąkły błotem. Komary zaczęły ciąć - starzec czuł, jak ich żądła wręcz parzą mu skórę; strzęp zetlałej koszuli nie był im przeszkodą. Zdrętwiały mu kolana, przemokły galoty...
Bardzo bał się oddychać, co dopiero ruszyć.
Śmierć pluskała się, chlapiąc i podskakując jak mała dziewczynka. Wstrząsała dla zabawy uniesioną kosą...
Naraz srebrna wzburzyła się topiel - wychynął z niej z chichotem wiekowy, pomarszczony utopiec. Żabią, błoniastą dłonią skrobnął się za uchem, po czym jął się zbliżać ku postaci baraszkującej w falach...
- Witaj, dosyć wczesna to pora na kąpiel... - zarechotał, bawiąc się źle skrywaną żenadą Kostuchy...
-Wracam z Czarnych Wąwozów... - burknęła Śmierć, chcąc aby rozmowa popłynęła odmiennym nurtem...
- Aaaa!, korzenie mandragor... - domyślnie prychnął wodnik - Wiem, bo wspominał o nich pewien pątnik z Królewca, zanim żem go utopił... Tylko na co ci one?
- Mnie na nic. Jednak odkąd Lachy poznali ich magiczne własności, coraz trudniej ich kosić...
- Więc to tak… No, no… Kutaś na cztery nogi!
Kulas trząsł się i słuchał. A w kudłatej , rozczochranej głowie dudniły mu słowa Kostuchy.
Rozglądnął się , ogarnął brzeg struchlałym wzrokiem i dostrzegł zawiniątko pod drzewem topoli.
Tymczasem Śmierć podskoczyła i wysoko podrzuciła kosę, która upadła na dno z donośnym chlupotem. Wodnik wybuchnął śmiechem.
Kostucha zaśmiała się wespół utopcem . Naraz oboje dali nura głęboko pod wodę…
Węglarz ciężko oddychał. Cichcem wylazł z kryjówki. Dał potężnego susa pod starą topolę, mocno złapał tobołek, po czym puścił się pędem przez leśne wykroty.
Gnał dopóki starczyło mu tchu. Krew pulsowała w uszach, serce z piersi mu chciało wyskoczyć!
Nim potknął się i upadł, posłyszał szczekania psów. Poczuł w nozdrzach znajome wonie dymu, jadła i gnoju, które przywiewał wiatr.
Kulas ocknął się w gęstwie wilczomlecza i ostów, kiedy mgłami dymiący horyzont nabrał barwy szarości…
W palcach ściskał kurczowo węzełek Kostuchy.
Wsunął z trwogą zdrętwiałe paluchy do wnętrza... Namacał poskręcany korzeń mandragory...
Re: Korzeń mandragory
Pieczołowicie odtworzona staromowa jest ciekawym walorem utworu.
Ujął mnie fragment z kapiącą się kostuchą - świetne te ławice rybek przepływające jej przez żebra
Kostucha też kobieta, musi się wykąpać i pobawić choćby z topielcem
Tak pewnie rodziły się te różne opowieści - ktoś tak bardzo chciał wyzdrowieć, zobaczył chudzinę i brzydala w nieosławionym jeziorze, a do tego woreczek z mandragorami, to od razu dostał krzepy.
Za dużo stawiasz wielokropków, tak około 70 procent można by się pozbyć.
Pozdrawiam
Ujął mnie fragment z kapiącą się kostuchą - świetne te ławice rybek przepływające jej przez żebra
Kostucha też kobieta, musi się wykąpać i pobawić choćby z topielcem

Tak pewnie rodziły się te różne opowieści - ktoś tak bardzo chciał wyzdrowieć, zobaczył chudzinę i brzydala w nieosławionym jeziorze, a do tego woreczek z mandragorami, to od razu dostał krzepy.
Za dużo stawiasz wielokropków, tak około 70 procent można by się pozbyć.
Pauza po myślniku.Henryk VIII pisze:-Wracam z Czarnych Wąwozów...
Pozdrawiam
-
- Posty: 1739
- Rejestracja: 01 paź 2013, 17:40
Re: Korzeń mandragory
Witaj Karolku,
wielkie dzięki, że zatrzymałeś się przy tekście. Co do wielokropków - racja! Pauzy , o której piszesz, nie umiem wstawić. Ponadto w tekście były akapity, które mi pożarł Utopiec:) Albo to sprawka Kostuchy?
Na Nowy Rok życzę Ci zdrówka i nieustającej weny, bo przecież to głównie trzyma pisarza przy życiu
Ukłony!
H8
wielkie dzięki, że zatrzymałeś się przy tekście. Co do wielokropków - racja! Pauzy , o której piszesz, nie umiem wstawić. Ponadto w tekście były akapity, które mi pożarł Utopiec:) Albo to sprawka Kostuchy?

Na Nowy Rok życzę Ci zdrówka i nieustającej weny, bo przecież to głównie trzyma pisarza przy życiu

Ukłony!
H8
- Bernierdh
- Posty: 142
- Rejestracja: 22 sty 2015, 15:36
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Korzeń mandragory
Świetna stylizacja. A sam tekst również bardzo ciekawy, klimatyczny.
Zatrzymał i zainteresował. Poza tym zawsze dobrze, gdy ktoś sięga po nasze dawne, coś mało popularne niestety, wierzenia. Ty masz do tego rękę
Przy "chciał pić wściekle, okrutnie" masz niepotrzebną spację przed wykrzyknikiem.
Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku
Zatrzymał i zainteresował. Poza tym zawsze dobrze, gdy ktoś sięga po nasze dawne, coś mało popularne niestety, wierzenia. Ty masz do tego rękę

Przy "chciał pić wściekle, okrutnie" masz niepotrzebną spację przed wykrzyknikiem.
Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku

"Włóż siano do jabłka i zjedz jakąś świeczkę" - T.S
archiwum bełkotów
archiwum bełkotów
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Re: Korzeń mandragory
Podoba mi się sposób prowadzenia przez Ciebie narracji:) Kolejny ciekawy utwór. Przeczytałam go wkrótce po publikacji, a dziś pozostawiam po tym fakcie ślad. Nie dawaj spacji przed przecinkami, kropkami, itp. i będzie pięknie:) Pozdrawiam noworocznie:)
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
Re: Korzeń mandragory
Dziękuję i wzajemnie, wszystkiego dobrego w Nowym Roku.Henryk VIII pisze:Na Nowy Rok życzę Ci zdrówka i nieustającej weny, bo przecież to głównie trzyma pisarza przy życiu Ukłony!H8

- coobus
- Posty: 3982
- Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21
Re: Korzeń mandragory
Oddajesz tak obrazowo ten dawny świat, perełkami szczegółowych opisów i bogactwem własnej wyobraźni, że znalazłem się w samym jego środku, wcale nie jako przybysz z zewnątrz. Doskonały warsztat literacki, zapewne też umiłowanie tego, co zostało gdzieś daleko za nami, a co było piękne samo w sobie. Duża wiedza historyczna. Właśnie to wzbudziło mój zachwyt, który próbuję teraz wyrazić niezdarnymi słowami.



” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein
-
- Posty: 1739
- Rejestracja: 01 paź 2013, 17:40
Re: Korzeń mandragory
Wielkie dzięki!

H8


H8