Pewnego dnia stwierdziłem, że znów jest mi zimno.
Wypożyczyłem więc płaszcz i wsunąłem się ostrożnie.
Poczułem, jak mrowienie przenika skórę, dociera
do płuc, rozwiera usta, zmusza do zaczerpnięcia
i zwrócenia oddechu.
*
Zadomowiłem się w nim. Dopasowałem kroje,
by nic nie uwierało, szorstkie swetry starły się
o wnętrze. Nosiłem go niczym skórę. Topił śnieg
na barkach, dźwigaliśmy chmury, wiatr
szarpał, a ja kurczowo ściskałem poły.
Niemal zapomniałem o zwrocie, a przecież
zbliżały się ciepłe dni.
Poczułem się jak złodziej albo
zabójca płaszczy. Rzekłem więc zawstydzony:
- Płaszczu, zrobię to tak,
że nic nie zauważysz:
proszę, oto wieszak
- a on stał w lustrze
i nawet nie drgnął.
2014
-------------------------------
Z podziękowaniami dla @eki
za udzieloną kiedyś bardzo dużą pomoc przy wersyfikacji większości utworu, co czyni Ewę współautorką

