w poprzednim odcinku
Skończyłam czytać, bez słowa odsunęłam się jak okaleczona, pytając - coś dodać ?
Nadal z uśmiechem odpowiadał - nie, nie wystarczy.
Po chwili jednak dodał: w sumie niepotrzebna jest bibliotekarka, a kierownik filii, nie powiedziałam ani słowa.
Miałam świadomość swoich umiejętności zarządzania, czyli żadnych. Przecież to pierwsza praca po ukończeniu edukacji, tu chichot w głowie - ekonomicznej.
Epizod z niewidzialną ręka poszedł w zapomnienie, doszłam do wniosku, że czasem dla dobra sprawy trzeba udawać jelenia.
Cóż takie czasy, każdy próbuje, a nuż widelec się uda. Tak też było w moim przypadku.
Dokładnie pamiętałam, że trzeba mieć szerokie plecy, inna opcja nie wchodzi w grę, a ja niestety miałam tylko długie nogi i włosy. Poprzednia bibliotekarka odchodząc z pracy powiedziała mi - dziewczyno ty u nas przeczytałaś tonę książek, fakt, czytałam dosyć dużo, ale nigdy nie pomyślałam aby je ważyć, miałabyś szansę na moje miejsce.
To mnie zachęciło, a jednocześnie nauczyło spojrzeć z innej perspektywy na czytelnictwo - tu nie jakość, a ilość się liczy, o czym sama przekonałam się później . Na rozmowie kwalifikacyjnej padło jeszcze parę istotnych pytań, oraz odpowiedzi. Kilka dni później otrzymałam informację aby wstawić się do pracy. Wstałam skoro świt, ...jutrzenki blask ... w głowie zawirowała stara piosenka, jak na skrzydach pofrunęłam w objęcia dyrektorskich spojrzeń. Muszę powiedzieć, że wcale się nie myliłam pisząc o objęciach dyrektorskich migotliwych gwiazd, już w progu powitał mnie serdecznym uśmiechem i zaczął oprowadzać po świątyni słowa. Przez dwa tygodnie miałam się przyuczać w Miejskiej Bibliotece. Pierwszy dzień w pracy mogłam zaliczyć do bardzo przyjemnych, a asysta dyrektora bardzo mi się spodobała. Zazdrość w oczach koleżanek, widok bezcenny, tego nie da się opisać.
Czas biegł jak szalony. Wprawdzie po drodze zdarzały się różne wertepy, typu niestrzyżone trawniki, ale temat nie dotyczył bezpośrednio mnie.
Priorytety, owszem były, z początku wcale nie dostrzegałam, ale później mniej zawistne koleżanki, powoli zaczęły mi otwierać szeroko oczy.
Po salonach niosła się wieść, jaki teraz dyrektor stał się sympatyczny, jakby dojrzał emocjonalnie. Nie śmiałam zapytać co go tak nagle odmieniło, ale w każdy szept wsłuchiwałam się coraz uważniej udając, że właśnie układam książki na półkach. Zdałam sobie sprawę, że każda powtarzana informacja żyje ze zdwojoną siłą i z czasem może stać się toksyczna. Oddzielałam w głowie nierealne podejrzenia, jakże niewspółgrające z łagodnym i sympatycznym usposobieniem dyrektora. Wpadłam w popłoch gdy na koncercie poezji śpiewanej koleżanka uraczyła mnie pewną historią. Siedziałyśmy obok siebie i nagle mówi do mnie, wiesz dyrowi jednak pomogło
- spytałam zdziwiona
- słucham, a co pomogło ?
Teraz z prędkością Popradu popłynęły informacje na temat mojego szefa. Zdębiałam.
cdn.
Dodano -- 15 paź 2016, 12:24 --
A góry przepraszam za corridę
