Kto wymyślił feminizm?

Dzienniki, reportaże, eseje, felietony, artykuły, listy itp.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Kto wymyślił feminizm?

#1 Post autor: Gloinnen » 01 mar 2018, 17:26

Obserwując różne oblicza współczesnego feminizmu, nie sposób wcześniej czy później nie zadać sobie pytania, na ile jest to rzeczywiście „feminizm”, czyich interesów on rzeczywiście broni oraz kto jest głównym spiritus movens wszelkich feministycznych kampanii i akcji. Coraz częściej nachodzi mnie refleksja, że feminizm, z jego aktualnym medialnym przesłaniem, został stworzony przez jakiegoś genialnego faceta. Przez faceta, który reprezentuje typowo męski punkt widzenia i potrafi tak zmanipulować liczną grupę – za przeproszeniem - głupich bab, że same z własnej i nieprzymuszonej woli promują postawy, zachowania i idee zdecydowanie antykobiece. Gdyby świat, rządzące w nim obyczaje i imperatywy społeczne, a także obowiązujące prawo, wykreować zgodnie z niektórymi wytycznymi postulowanymi przez feministki, znaleźlibyśmy się w rzeczywistości sprzyjającej pod wieloma względami mężczyźnie, a nie kobiecie. Stąd sama nazwa „feminizm” trąci wyjątkową hipokryzją, a niejednokrotnie określenie „feministyczny” (na przykład ruch, organizacja, stowarzyszenie) może być równoznaczne ze zwrotem „wrogi, niesprzyjający, nieprzyjazny wobec kobiet”.

Być kobietą

Ze wszech miar słuszne jest walczenie o prawa kobiet tam, gdzie łamane są podstawowe prawa człowieka. W mojej ocenie należałoby jednak działać na tej niwie, posługując się właśnie pojęciem praw człowieka, które są równe dla wszystkich, niezależnie od płci, np. prawo do opieki zdrowotnej, prawo do równego traktowania przez sąd, itp. Pojęcie „praw kobiet”, jako jakiejś kategorii odrębnej, jest tworem sztucznym i sankcjonuje podziały społeczne zamiast je niwelować. Tak jakby oczywistą i słuszną rzeczą byłoby różnicowanie praw kobiet od praw mężczyzn, polemizowanie na temat wyższości jednych nad drugimi, traktowanie ich osobno i otwieranie furtki na rozmaite absurdalne precedensy.
Każdy się zgodzi, że kobieta jest człowiekiem i nie powinny wobec niej być łamane żadne z fundamentalnych praw człowieka. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że różni się ona od mężczyzny. Różnice między płciami nie wynikają, rzecz jasna, z niczyjego widzimisię ani nie są efektem zdominowania światopoglądu przez żadną z kulturowych, społecznych, politycznych czy religijnych narracji. Tak nas stworzyła natura – istnieje płeć żeńska i płeć męska. Z punktu widzenia biologii rozdzielność płciowa służy zaś tylko jednemu celowi – prokreacji, czyli rozmnażaniu się i przekazywaniu swoich genów potomstwu.
Myśląc logicznie i zdroworozsądkowo, „feminizm”, uzurpując sobie możliwość postrzegania swojego targetu przez pryzmat płci, powinien skupiać się na tych i tylko na tych aspektach życia kobiety, które związane są z przypisaną jej przez naturę funkcją. Mówiąc zatem w cywilizowany sposób, z jej macierzyństwem. Wszelkie inne projekty, ambicje lub poostulaty w ogóle nie powinny być ani pod feminizm podciągane, ani nie prezentowane publicznie jako „pro-kobiece”, gdyż w jakichkolwiek innych rolach społecznych kobieta przestaje już być kobietą. Jest po prostu człowiekiem i z tytułu posiadania jajników i macicy nic jej się „specjalnie” nie należy, o ile nie jest to związane bezpośrednio z jej funkcjonowaniem jako matki.
Tymczasem pod chorągwią feminizmu prowadzone są działania, które nie tylko nie wspierają kobiet jako matek, ale takie, które chcą zdecydowanie wyeradykować macierzyństwo z ich świadomości, a wręcz przedstawić jako opresyjne i sprzeczne z jedyną słuszną linią światopoglądową. Do tego mylnie utożsamia się walkę z różnymi (nie neguję, że nagannymi) stereotypami, patologiami społecznymi czy też przejawami dyskryminacji, z walką o prawa kobiet. Mało tego, szereg w swej istocie „antykobiecych” działań wpisuje się w dyskurs pozorujący tylko troskę o same zainteresowane, abstrahujący od tego, po co istnieje rodzaj żeński w naturze.
Jako człowiek i obywatel, kobieta może domagać się prawa do głosowania, do takiego samego, jak mężczyźni, wynagrodzenia za pracę, do edukacji, do nietykalności cielesnej, itp. Ale wypaczeniem i nadinterpretacją jest powoływanie się przy tym na fakt przynależności do płci pięknej, gdyż nie ma to w tym wypadku kompletnie żadnego znaczenia.
Polem do działania dla feministek, powinno być natomiast wspieranie kobiet we wszystkim co ich dotyczy w związku z macierzyństwem. I nic innego.
Wypaczony, wykoślawiony i chory feminizm stał się jednak – skądinąd – ukłonem w kierunku mężczyzn, a nie kobiet. Jawi się jako ruch przepojony instrumentalnym traktowaniem tych ostatnich i zanegowaniem tego, po co urodziły się jako przedstawicielki płci żeńskiej, oraz skoncetrowany na skutecznym wmawianiu paniom, im, że wartościowymi ludźmi staną się dopiero wtedy, gdy swą kobiecość zanegują. Ta negacja jest przedstawiana jako symbol emancypacji, światłości i otwartości umysłu, nowoczesności i przede wszystkim wyższości intelektualnej nad „krowami rozpłodowymi”. Tymczasem, jeśli feminizm chce być rzeczywiście feminizmem, powinien przede wszystkim sięgać, wypracowując jakiekolwiek filary dla swojej działalności, do idei bogini matki. Zamiast opowiadania farmazonów o zredukowaniu kobiety do roli kury domowej i inkubatora, obowiązkiem prawdziwego feminizmu jest propagowanie macierzyństwa jako najważniejszego i godnego najwyższego szacunku wyzwania dla każdej kobiety.
Naturalnie, nikt nie może zabronić, aby różnej maści lobby i środowiska namawiały kobiety do odrzucenia macierzyństwa i rezygnacji ze spełniania ich naturalnej funkcji, jak również aby wciskały im pogląd, że dzięki temu są bardziej nowoczesne, bardziej atrakcyjne, bardziej „trendy”. Tylko niech owa propaganda nie rozwija się pod sztandarem feminizmu i pod hasłem działania w interesie kobiet, bo to, mówiąc kolokwialnie, piramidalna bzdura.

Feminizm faworyzuje mężczyzn

Naturalnie, stworzenie takiego systemu absurdów i niedorzeczności oraz rozpowszechnienie go przy użyciu rozmaitych form psychomanipulacji i socjomanipulacji, nie wzięło się znikąd. System ten ma swoich autorów, a przede wszystkim swoich beneficjentów i nie ulega najmniejszej wątpliwości, że beneficjentami tymi są przede wszystkim mężczyźni. Stąd moja teza, że za feminizmem stoją nieprzeciętnie sprytni i cwani faceci, którzy umieli skutecznie namieszać w głowie kobietom. W rezultacie wiele pań postrzega to, co antykobiece, jako niedościgniony wzorzec, jako idealną koncepcję egzystencjalną, mającą na uwadze ich dobrobyt i samorealizację.
Naturalnie, każdy człowiek, niezależnie od płci, może się samorealizować na wielu dziedzinach: robić karierę zawodową, sportową, artystyczną, podróżować, zarabiać duże pieniądze, zbawiać świat czy zostać pustelnikiem. O samorealizacji kobiety jako kobiety można natomiast mówić tylko w kontekście macierzyństwa, podobnie zresztą, jak samorealizacja mężczyzny jako mężczyzny związana jest li i jedynie z ojcostwem.
Wracając do naszych baranów: prześledźmy oraz przeanalizujmy przynajmniej niektóre z lansowanych przez feminizm postaw, zachowań i zjawisk pod kątem ich kompatybilności z funkcją macierzyńską.


Rozkład więzi rodzinnych

Macierzyństwo wymaga poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji i opieki. Rodzina, jako najstarsza i obecna we wszystkich kulturach instytucja społeczna. ma właśnie odpowiedzieć na wyżej wspomniane kobiece potrzeby. Chodzi tu o zapewnienie bytu materialnego, ochronę przed rozmaitymi niebezpieczeństwami z zewnątrz i stworzenie optymalnego klimatu dla wychowania zdrowych i przystosowanych do życia w społeczeństwie dzieci.
Chwała wszystkim ruchom, które dążą do tego, aby wyeliminować wszelkie patologie, przemoc, nałogi, z powodu których rodzina nie spełnia swojej funkcji. Natomiast niejednokrotnie feministki usiłują za wszelką cenę przedstawić rodzinę jako strukturę z definicji złą, obciążoną pierwotną skazą, stanowiącą źródło opresji kobiety. Mało tego, stawia się zagadnienie całkowicie na głowie twierdząc, że założenie rodziny automatycznie zmusza kobietę do urodzenia dzieci i ją w ten sposób ogranicza.
Ergo, wyrwanie kobiety z okowów instytucji rodziny, wyzwala ją z presji zostania matką i znoszenia tego jako swojej największej życiowej porażki. Zaiste, wyjątkowo to „feministyczne”...
Skądinąd, namówienie kobiet, aby (rzekoma dla własnego dobra) przestały aspirować do formalizowania związków, zakładania rodziny i rodzenia dzieci, to niewiarygodny ukłon w stronę facetów, od których tym samym przestaje się wymagać umiejętności podejmowania ważnych życiowych decyzji, utrzymania swoje partnerki seksualnej i własnego potomstwa, otoczenia ich odpowiedzialną miłością i zabezpieczenia ich dobrobytu.
Jeśli kobiety same z siebie przestaną dążyć do małżeństwa lub innej formy legalizacji związku, przestaną „chcieć” urodzić dziecko, a życie rodzinne zaczną traktować jak jarzmo, źródło zagrożeń i upokorzeń, czy w ogóle jak zło najwyższe, którego trzeba za wszelką cenę unikać, to kto na tym najwięcej skorzysta? Oczywiście, że faceci i to tacy, u których dominują najgorsze cechy: lenistwo, brak ambicji, nieodpowiedzialność, skłonność do nałogów, czy też niewierność i niesłowność. Kobiety natomiast spycha się do świata substytutów, odciętego niejednokrotnie od tego, czego instynktownie pragną, ale wstydzą się na ten temat mówić.
Nie twierdzę, że każda kobieta marzy o dziecku, ani nie oceniam jej jako człowieka według jej osobistego stosunku do bycia matką. Są panie, które rzeczywiście nie czują powołania do macierzyństwa i z różnych powodów nie chcą zakładać rodziny. Ich święte prawo i ich wybór, ale nie traktujmy owego prawa do życia po swojemu jako wytycznej dla wszystkich kobiet całego świata (do czego w prostej drodze zdaje się zmierzać feminizm).


Brak poszanowania dla kobiecej seksualności.

Brzmi jak złośliwy żart? Bynajmniej. To właśnie feminizm, co stanowi kolejny dowód na to, że stoją za nim faceci, czyni z kobiety jedynie przedmiot do seksualnych zabaw dla mężczyzn. Życie seksualne przestaje być w jakikolwiek sposób chronione. Dziś mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że istnienie szeregu „tabu” obyczajowych, miało i nadal ma na celu ochronę kobiety przed seksualną agresją, przybierającą różne formy, od najbardziej brutalnych i oczywistych (gwałt), po inne, bardziej zniuansowane.
Jako królowa matka, kobieta w wielu wspólnotach niewątpliwie otaczana była najwyższą czcią i nie do pomyślenia było uczynienie z niej obiektu seksualnych igraszek. Do tego celu służył najstarszy zawód świata. Obecnie lansuje się, w imię wyzwolenia kobiet od kulturowo-społecznej tyranii, wszeteczny styl życia, w którym w zasadzie taka np. prostytucja staje się zupełnie zbędna. Po co wydawać pieniądze w domu publicznym, skoro można mieć tę przyjemność całkowicie za darmo? Wystarczy jedynie wmówić jak największej liczbie kobiet, że rozwiązłe, nie obwarowane żadnymi ograniczeniami życie seksualne jest dla nich wybawieniem z jakichś straszliwych okowów. Trzeba przekonać panie, że oddawanie ciała mężczyźnie, bez żadnej refleksji towarzyszącej, to synonim nowoczesnego, bezpruderyjnego lifestyle'u. Warto zauważyć, że dzisiejszy feminizm coraz rzadziej utożsamiany jest z kobietami, które z nienawiści do mężczyzn wyrzekają się seksu w ogóle. Współczesne feministki chcą się jak najbardziej spełniać w udanym życiu seksualnym, krzycząc głośno, że mają do niego prawo, natomiast usiłują wykreślić akt seksualny z określonych, wydawałoby się, oczywistych społecznych i kulturowych kontekstów. Czyli – seks tak, lecz na pewno nie w małżeństwie (rodzina!), na pewno nie z myślą o przyszłych dzieciach, na pewno nie w formie, która stawia jakiekolwiek granice. Stąd na przykład „marsze szmat” i inne im podobne pochody, parady oraz happeningi. Na tych manifestacjach kobiety protestują, paradoksalnie, przed ich postrzeganiem jako przedmiotów do zaspokajania chuci, nie wiedząc nawet, ilu facetów, oglądając w telewizji lub na youtube przemarsz nagich, wymachujących transparentami pań, czerpie z tego zadowolenie i podnietę. Te same aktywistki, domagając się poszanowania własnej intymności, negują jednocześnie i potępiają wszystkie mechanizmy, jakie stworzyła cywilizacja, aby im to poszanowanie i ochronę zapewnić, powszechnie uznane za zasady przyzwoitego prowadzenia się. Czy to nie jest jakaś totalna paranoja? I znów się zapytam, kto na tym ostatecznie korzysta – mężczyźni czy kobiety?


Aborcja

„Moja cipa/macica – moja sprawa” - czytamy na niesionych przez aborcjonistki transparentach i okazjonalnie produkowanych dla nich koszulkach. Abstrahując od wszelakich światopoglądowo-religijnych polemik, które toczą się wokół problemu aborcji, chcę jedynie uwypuklić, że szerzenie tego rodzaju haseł również jest antykobiece i sprzeczne z misją, jaką powinien na siebie przyjąć prawdziwy feminizm. To chyba najbardziej jaskrawy i namacalny dowód na to, że w gruncie rzeczy feministki robią dokładnie to, czego od nich oczekują mężczyźni i to – podkreślmy – chodzi o najgorszy rodzaj mężczyzn, czyli o takich, którzy traktują kobietę jak seksualny gadżet i narzędzie rozrywki, po czym chcą całkowicie uniknąć konsekwencji swoich działań. Tymczasem „cipa” i macica kobiety to nie powinna w żadnym wypadku być „jej sprawa”, macierzyństwo, czy też – w ujęciu bardziej adekwatnym – rodzicielstwo – to zawsze i bezwarunkowo sprawa obydwojga, i kobiety, i mężczyzny, za którą obydwoje, w równym stopniu, powinni wziąć odpowiedzialność. I już w momencie podjęcia decyzji o pójściu z partnerem „do łóżka” kobieta powinna mieć pełną świadomość, że to, co z tej decyzji może wyniknąć, jest sprawą i jej, i mężczyzny. Mężczyzna zresztą bezwarunkowo również. Bez wentylu bezpieczeństwa w postaci ewentualnej skrobanki.
I znów, sprzecznie z jakąkolwiek logiką, kobiety zamiast walczyć z przyczynami (czyli z tym, że mężczyźni zostawiają je bez żadnego wsparcia z problemem ciąży), za wszelką cenę pragną walczyć ze skutkiem, czyli z ciążą samą w sobie – właśnie poprzez aborcję i uzyskanie na nią społecznego, moralnego i prawnego przyzwolenia. Niejako przyjmują nieodpowiedzialność i draństwo niektórych (bo przecież nie wszystkich) facetów za coś, z czym się nie walczy, ale czemu stwarza się dogodne warunki rozwoju.
Z punktu widzenia mężczyzn – to po prostu raj na ziemi. Gdyby zezwolić na aborcję bez żadnych ograniczeń i przekonać wszystkie kobiety, że to jest tylko i wyłącznie „ich sprawa”, to każdy facet czułby się całkowicie zwolniony z odpowiedzialności za ciążę partnerki. Wystarczy jedynie odpowiednio „urobić” panie, aby nabrały wstrętu do ciąży i macierzyństwa oraz przestały postrzegać embrion jako człowieka a zaczęły widzieć w nim tylko zlepek komórek. Do tego można jeszcze zaangażować sztab psychologów, socjotechników oraz rozmaite środowiska opiniotwórcze w głoszenie teorii, w myśl której aborcja jest nic nie znaczącym, prostym, niezwiązanym z żadnymi dylematami moralnymi zabiegiem medycznym. Ot i wszystko. Od tego momentu panie same uwalniają mężczyzn od jakichkolwiek obciążeń i od wysiłku związanego z przyjęciem na siebie ojcostwa. Ba, same będą się tego domagać!
Nie można zaprzeczyć, że rozwiązania społeczne i prawne kuleją, przez co nie zapewniają chociażby samotnym matkom lub ofiarom gwałtu dostatecznej ochrony. Feministki jednak, zamiast skupić się na opracowaniu skutecznych rozwiązań, które ułatwiłyby życie matkom, wolą przekonywać, że jedynym skutecznym lekarstwem na ich problemy, jest aborcja. I to ma być występowanie w interesie kobiet? Czy raczej niedojrzałych, nieprzygotowanych do życia, egoistycznych facetów, którzy coraz częściej na pytanie o to, co się stanie jeśli ich partnerka zajdzie w ciążę, będą odpowiadać „to jej macica i jej sprawa”.


Samowystarczalność

Kobieta jako matka, która musi zapewnić jak najlepsze warunki do rozwoju swoim dzieciom, siłą rzeczy nie może być obarczona funkcjami i obowiązkami, które powinien wziąć na siebie mężczyzna, na przykład utrzymaniem finansowym siebie oraz potomstwa. Owszem, jeśli kobieta potrafi pogodzić macierzyństwo z pracą, która ją rozwija, powinna mieć możliwość podjęcia zatrudnienia, natomiast w żadnym wypadku nie może to być przymus, czy to ekonomiczny, czy to społeczny, czy wreszcie prawny. Promowanie wizerunku kobiety, która robi karierę kosztem macierzyństwa i rezygnuje z posiadania dzieci po to, aby udowodnić swoją niezależność i wartość jako człowieka, to znów zdjęcie z mężczyzn ciężaru odpowiedzialności. Utrzymywanie żony przez męża wciąż jest widziane jako „łaska”, a nie jako jego psi obowiązek. Kobiety wstydzą się przyznać, że utrzymuje je małżonek, ponieważ będą oceniane jako głupie, niezaradne, bezwartościowe, pozbawione ambicji życiowych gęsi, żerujące na biednych partnerach. Feminizm nie jest w stanie przedstawić kobietom-matkom żadnej atrakcyjnej oferty, natomiast wpycha je w mechanizmy jeszcze bardziej ograniczające. Nietrudno się dziwić, że potem, podczas rozwodu lub po nim, mężczyzny widzą w kobietach tylko pazerne alimenciary, bo przecież „normalna kobieta ma iść do pracy i na siebie zarobić”, nawet, jeśli to odbywa się kosztem dzieci, tułających się po świetlicach lub biegających samopas po osiedlowych podwórkach z kluczem na szyi. Jestem jednak przekonana, że na takie postawy znacząco wpływa feminizm, który uważa, że kobieta niepracująca zawodowo na etacie – z tego powodu, że jej priorytetem jest maksymalne poświęcenie swojego czasu swoim dzieciom i zaspokajaniu ich wszystkich potrzeb – to roszczeniowa krowa rozpłodowa, niewydolna społecznie i godna najwyższego potępienia. Bo przecież odsiadywanie dupogodzin w biurze czy zasuwanie w markecie, to przejaw jej ambicji, operatywności i dowód na to, że nie jest pasożytem na społecznej tkance.
W rezultacie to posiadanie dzieci, a nie podjęcie pracy, jest przywilejem, a powinno być dokładnie odwrotnie. I o ile w przypadku mężczyzn praca powinna mieć rzeczywiście charakter zarobkowy, to kobietom trzeba stworzyć takie warunki (a przynajmniej to musiałby postulować feminizm), aby praca mogła dla nich być przede wszystkim źródłem dodatkowej satysfakcji, na przykład z twórczego realizowania swoich zainteresowań czy pasji. O to jednak feministki nie walczą, jak również nie walczą z powszechnym hejtem i nagonką chociażby na kobiety wielodzietne, których „uczciwi pracujący obywatele” nie zamierzają utrzymywać, dajmy na to, „z własnych podatków”. Przykład? Chociażby nieustanna dyskusja o programie 500+, który miałby rzekomo obniżać aspiracje kobiet zasłaniających się dziećmi, aby wymigać się od pójścia do pracy. Bo, oczywiście, harówa w domu i wychowywanie dzieci, to nicnierobienie... I dlaczego feministki nic z tym mitem nie robią? Macierzyństwo ocenia się jak kosztowny kaprys i namawia się kobiety do rezygnacji z niego po to, aby ułatwić życie mężczyznom i utrwalać szkodliwe schematy myślowe. Oczywiście kwestia, na ile można sobie na szereg rozwiązań pozwolić (choćby biorąc pod uwagę stan finansów publicznych), jest zawsze sprawą otwartą i znajdą się zwolennicy wszelkich, nawet najbardziej absurdalnych tez. Jednak przynajmniej feminizm z urzędu i a priori, będąc feminizmem właśnie, powinien rzeczywiście upominać się jak najdobitniej i jak najbardziej wszechstronnie o prawa matek, o ściągalność alimentów, o to, aby każda kobieta samotnie wychowująca dzieci była automatycznie ubezpieczona w NFZ, itp. Kobiety powinny móc oczekiwać że w szeregu debat społecznych, politycznych, religijnych, feminizm stanie murem za matkami i jasno określi oraz wesprze ich oczekiwania, pozostawiając ocenę ich słuszności czy wykonalności innym.


Zamiast podsumowania

Oczywiście ktoś może zapytać, dlaczego niby kobieta, która urodziła dzieci, ma mieć łatwiej czy też ma otrzymać jakieś szczególne przywileje, od społeczeństwa lub państwa. Ktoś może uznać, że macierzyństwo dla wielu pań będzie rodzajem ucieczki od innych wyzwań czy ról. Jeszcze kto inny może utrzymywać, że jedyną alternatywą dla zabijania noworodków przez zdesperowane matki jest aborcja. Wolność słowa i pluralizm światopoglądowy pozwalają na głoszenie wszelkich opinii i swobodną wymianę argumentów, natomiast jeśli feminizm chce być feminizmem z krwi i kości i występować rzeczywiście zgodnie ze swoim pierwotnym założeniem – w imieniu i w interesie kobiet – powinien powyższym przekonaniom się przeciwstawiać. I w żadnym wypadku nie utożsamiać się z postawami, opiniami i wzorcami, które faworyzują najgorsze z cech mężczyzn, kosztem tego, do czego natura stworzyła kobiety jako odrębną płeć – czyli macierzyństwa.
W przeciwnym wypadku wszelkie patologiczne postawy (na przykład nieodpowiedzialność, kombinatorstwo, psychiczne rozmemłanie niektórych facetów, ich lekceważenie kobiet lub agresję w stosunku do płci pięknej) uznaje się za normę, lub, w najlepszy wypadku za coś, wobec czego świat się staje bezradny. I zamiast szukać remedium na faktyczną chorobę, proponuje się rozwiązania – protezy, które nie zmieniają rzeczywistości na lepszą, a jedynie umożliwią ucieczkę od walki z trudnymi problemami. A to chyba bez dwóch zdań ślepa uliczka.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

witka
Posty: 3121
Rejestracja: 28 wrz 2016, 12:02

Kto wymyślił feminizm?

#2 Post autor: witka » 01 mar 2018, 18:04

Nie będę oceniał Twojej pracy.
Chcę dorzucić swój głos - byc może w dyskusji.

Szwecja - istnieje tam coć takiego jak kult samorealizowania się, bez względu na płeć, koszty społeczne zaniku tradycyjnych relacji.

Japonia - wszechobecny konsumpcjonizm.Tradycyjny związek kobiety i mężczyzny podlega szacowaniu pod względem oplacalności, zasięgu finansowego.
Rynek sexscopów i placówek zapewniających zastepstwo seksualnych doznań, po cenie atrakcyjniejszej niż np. koszt randki.
Obejrzałem część filmu /za późno najechałem pilotem/ i byłem wstrząsnięty.
Może jestem już zbyt stary, stetryczały, ale nie wobrażam sobie swojego życia bez mamy, ojca, bliższej i dalszej rodziny, tym bardziej już tej swojej.
Może nie na temat, ale tylko w praniu świadomych i zaangażowanych relacjach interpłciowych to wszystko będzie mogło ewoluować we właściwym jak sądzę kierunku.
Nie bój się snów, dzielić się tobą nie będę. - Eka

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Kto wymyślił feminizm?

#3 Post autor: Lucile » 01 mar 2018, 18:09

Glo,
świetny, mądry, potrzebny, doskonale poprowadzony tekst. :bravo:
Godzien polecenia do wnikliwego, uważnego czytania, przemyślenia, wyciągnięcia wniosków wszystkim -
a może zwłaszcza feministkom, jeżeli takowe na Ósmym bywają.
Będę do niego wracać.

Dziękuję i serdecznie pozdrawiam
Lu
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
lczerwosz
Administrator
Posty: 6936
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
Lokalizacja: Ursynów

Kto wymyślił feminizm?

#4 Post autor: lczerwosz » 01 mar 2018, 23:21

Doskonały tekst. Nie potrafię go rozwinąć, może taki tylko kamyczek.
O co może chodzić takiej Komisji Europejskiej, bo ma pretensję do zbyt szybkiego przechodzenia na emeryturę kobiet sędziów, tj w wieku 60 a nie 65 lat. Że to nierówne traktowanie, szykanowanie - kobiet. Ja całe życie myślałem, że niższy wiek emerytalny dla kobiet jest pewnym przywilejem kompensującym różnice standardu życia, wynikającym z biologii życia ludzi starszych. A tu okazuje się, że ma być odwrotnie. KE działa jak ruch feministyczny?

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Kto wymyślił feminizm?

#5 Post autor: eka » 02 mar 2018, 7:19

Zdecydowanie biologia winna mocno zaznaczyć różnice potencjału intelektów.
Kobiety - no tabliczka mnożenia winna wystarczyć. Zero myślenia abstrakcyjnego. Mężczyźni - reszta osiągnięć homo sapiens.
I nie byłoby zgrzytów.
W dużej mierze taki efekt niebiologiczny a kulturowy mamy we współczesnych nacjach mocno patriarchalnych. Nie można zjeść ciasteczka i mieć je na talerzyku.
Czyli albo tylko matka utrzymywana przez ojca swoich dzieci (vide skrajne postaci islamu), albo matka i ... ... ... (role pozamacierzyńskie), które w największej mierze zapewnia samodzielność ekonomiczna kobiet.
Na harmonijne, piękne funkcjonowanie stadła z matką utrzymywaną przez ojca jej dzieci można liczyć jedynie wtedy, gdy uczucie ich wiążące jest wielkie, nie maleje w czasie.

Niedawno oglądałam Żabusię Zapolskiej. Dramat daleko sprzed okresu współczesnego feminizmu.
Czas dbający przede wszystkim o dobre samopoczucie panów. Łącznie z ekonomicznym.
Hipokryzja wszechobecna.

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Kto wymyślił feminizm?

#6 Post autor: Gloinnen » 02 mar 2018, 11:26

eka pisze:
02 mar 2018, 7:19
Zdecydowanie biologia winna mocno zaznaczyć różnice potencjału intelektów.
Kobiety - no tabliczka mnożenia winna wystarczyć. Zero myślenia abstrakcyjnego. Mężczyźni - reszta osiągnięć homo sapiens.
I nie byłoby zgrzytów.
A co ma wspólnego potencjał intelektualny z fizjologiczną i anatomiczną predestynacją kobiety do macierzyństwa? Ciekawa koncepcja, może rozwiń.

Nie rozumiem, dlaczego uważasz, że jeśli rolą kobiety (jako kobiety) jest urodzenie potomstwa (bo do tego natura ją wyposażyła w organy i cechy odróżniające ją od mężczyzny), to ta sama natura powinna w związku z tym pozbawić ją innych, typowych dla gatunku ludzkiego kompetencji (uśredniając)?
A to ci dopiero.

Naprawdę uważasz, że do bycia matką wystarcza tylko tabliczka mnożenia?
Chyba, że macierzyństwo kończy się dla Ciebie na urodzeniu. Taką teorię rozpowszechniają poniekąd dzisiejsze (skrajne) feministki, które wykrzykują, że kobieta to nie inkubator.

A może to po prostu Twój pogląd, bo ja nie mieszam kompetencji intelektualnych z rozdzielnością płciową.
Ewentualnie można dyskutować, czy pewne cechy np. mężczyzn (większa siła fizyczna, wyższy poziom testosteronu) nie mają im pomóc w spełnianiu roli np. ochronnej (bo samicę i młode, niesamodzielne potomstwo trzeba bronić przed drapieżnikami). U kobiet dominują inne hormony i mózg funkcjonuje inaczej, co ma je wspierać z kolei w macierzyństwie (oksytocyna odpowiada na przykład za stymulację zachowań uważanych za przejawy tzw. instynktu macierzyńskiego). Nie napisałam nigdzie, że z tego powodu natura stworzyła kobiety, jako istoty głupsze niż mężczyźni.
eka pisze:
02 mar 2018, 7:19
Czyli albo tylko matka utrzymywana przez ojca swoich dzieci (vide skrajne postaci islamu), albo matka i ... ... ... (role pozamacierzyńskie), które w największej mierze zapewnia samodzielność ekonomiczna kobiet.
Chyba nie do końca rozumiesz, o czym piszę.

Każdy człowiek ma prawo, aby żyć po swojemu, niezależnie od tego, jakiej jest płci. W tej materii nie ma prawa kobiet/mężczyzn, tylko ogólne prawo każdego, aby wybrał, czy chce zawrzeć małżeństwo, czy chce mieć dzieci, czy chce być utrzymywany czy utrzymywać kogoś, itp.
Feminizm to zorganizowany ruch społeczny, który stawia sobie za cel obronę praw kobiet, jako części praw wyjętych z prawa ogólnego, przy czym szereg z tych praw, nazywanych prawami kobiet, sprzeczna jest z tym, po co kobieta jest kobietą. Nie rozmawiam o innych, niż macierzyństwo, rolach społecznych, bo nie są one przypisane a priori żadnej z płci i zajmowanie się feminizmu tymi aspektami to: 1) wchodzenie na grunt nieswoich kompetencji; 2) wspieranie (często) postaw, opinii, przekonań, zachowań antymacierzyńskich.

A tak przy okazji, wydaje mi się, że kobieta, która nie idzie do pracy dlatego, że musi, bo inaczej wyrzucą ją z mieszkania i umrze z głodu, może pełnić więcej ról.
Kasjerka w markecie odsiaduje przy taśmie ileś tam godzin i przesuwa towary nad skanerem. Niewiele w tym czasie pełni ról.
Jeśli natomiast ma ciekawą pracę, w której się realizuje, to niech robi to właśnie dla owej realizacji, a nie dlatego, że dzieci nie mają co jeść, a mąż ma ją w zadku.
Gdyby miała zapewnione utrzymanie, mogłaby w tym czasie robić o wiele więcej dla siebie i innych - nie wszystko, co człowiek podejmuje, musi od razu przekładać się na zarabianie.
Wydaje mi się, że wyjaśnione to jest dość jasno w moim tekście. W każdym razie ta dyskusja przekracza już ramy rozmowy o feminizmie. No chyba, że rzeczywiście mówimy wyłącznie o matkach. W moim artykule mówię o matkach, dlatego że odnoszę się do feminizmu i przedstawiam mój pogląd na temat tego, czym powinny zajmować się feministki.

Jeśli jakaś grupa ludzi chce przekonywać kobiety, że to, co dla nich najlepsze, to bycie singlem, siedzenie w korpo od świtu do północy z przerwami na imprezy integracyjne raz na kwartał, albo że bycie matką to obniżanie swojego potencjału intelektualnego, to proszę bardzo, tylko nie nazywajcie tego feminizmem, ani nie mówcie, że to walka o prawa kobiet.
Ja prawa kobiet postrzegam inaczej, i definiuję je wychodząc od tego, po co natura stworzyła różnice płciowe. Bo mówiąc o prawach kobiet różnicujemy prawo według tego właśnie kryterium.
eka pisze:
02 mar 2018, 7:19
Na harmonijne, piękne funkcjonowanie stadła z matką utrzymywaną przez ojca jej dzieci można liczyć jedynie wtedy, gdy uczucie ich wiążące jest wielkie, nie maleje w czasie.
Z tym się zgadzam, natomiast feministki mają szerokie pole do popisu, aby zapewnić kobietom, które pozostały samotnymi matkami z niezawinionych przez nie przyczyn (wdowieństwo, gwałt, zaginięcie męża, rozwód z wyłącznej jego winy) możliwość funkcjonowania w porównywalnych warunkach, a w każdym razie na poziomie, który gwarantuje zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych. Co, oczywiście, nie zawsze jest w pełni możliwe, ale jeśli już do czegoś feminizm powinien dążyć, to właśnie do tego.

Wiele kultur, w tym pierwotnych, wykształciło mechanizmy chroniące kobiety-matki. W wielu plemionach (afrykańskich, indiańskich) nawet jeśli nie istnieje monogamiczne małżeństwo w takim rozumieniu, jak u nas, matkami i dziećmi opiekuje się cała wspólnota. Nie istnieje tam w ogóle problem "samotnego macierzyństwa".
Jedynie cywilizacja zachodnia każe kobietom "porzucić" swoje dzieci (przekazanie roli wychowawczej instytucjom) lub zrezygnować z macierzyństwa i radzić sobie samodzielnie, wmawiając im, że dzięki temu są pełnowartościowe i użyteczne społecznie.

Kobieta-matka, jeśli trafi na sukinkota i się z nim musi rozwieść, dostaje w tyłek pod każdym względem.
Spróbuj na przykład wyobrazić sobie np. sytuację kobiety, którą nieodpowiedzialny mąż zostawia samą z niepełnosprawnym dzieckiem, i nie może ona podjąć regularnej pracy na etacie.
Zbadaj temat dogłębnie.
Wyobraź sobie, że nawet, jak znajdzie sobie inne źródło dochodu (wygra milion w lotto, wynajmie mieszkanie, będzie korzystać ze wsparcia materialnego rodziny), to i tak państwo zmusza ją do podjęcia zatrudnienia, gdyż w obecnym systemie prawnym nie wolno nie mieć ubezpieczenia.
Nomen omen, dodajmy do tego presję społeczną. O ile jeszcze żona na utrzymaniu męża "poświęca się dla dzieci", to ujdzie, choć z trudem.
Żona na utrzymaniu byłego (z którym rozwiodła się, bo okazał się np. psychopatą albo domowym bandziorem), albo rodziny (kto zabroni, jeśli się umówią i nikomu to nie przeszkadza), jest wybitnie napiętnowana (nie ma ambicji, niewydolna, leniwa, nie chce jej się, głupia baba...).
Jakoś tak się utarło w naszym kręgu kulturowym, że wartość społeczną człowieka mierzy się pod kątem tego, czy podejmuje zatrudnienie, czy nie. Generalnie nikt nie bierze pod uwagę, że praca ma przede wszystkim być źródłem utrzymania, a nie probierzem czyjejś wartości, użyteczności. Jeśli ktoś takie źródło znajduje gdzie indziej (o ile nie jest to działalność przestępcza), to co komu do tego?
Ale to dygresja.

A dlaczego przy rozwodzie z wyłącznej winy faceta, nie obciążyć go obowiązkowymi alimentami na byłą żonę (jeśli wychowuje ona jego dzieci, oczywiście), pomijając oczywiście obowiązek łożenia na te dzieci? Tu feministki wolą milczeć, ewentualnie nawoływać kobietę do tego, że jeśli jest wartościowa, ambitna i w ogóle super, to oczywiście pójdzie do pracy.
Tylko tak naprawdę, to może 1% kobiet znajdzie pracę, która je usatysfakcjonuje, pozwoli rozwinąć ich talenty i zdolności, przy okazji nie odbędzie się to kosztem wychowania i opieki nad dziećmi.
99% będzie zmuszona zapinać w markecie na kasie, siedzieć w jakimś biurze tyle czasu, ile szef każe (a dzieci w tym czasie od 7.30 do 18.00 w świetlicy), szorować gdzieś podłogi, odbierać głupie telefony, itp. Jeśli to jest właśnie alternatywa dla pozostawania "na utrzymaniu", którą lansują tzw. "feministki", to nie ma to moim zdaniem, nic wspólnego z występowaniem w interesie i obronie tzw. "praw kobiet", a wręcz przeciwnie.

A teraz wyobraź sobie kobietę, która zostaje opiekunką dla obcych dzieci, po czym zarobione pieniądze wydaje na nianię dla swoich, tylko dlatego, że zgodnie z imperatywami społecznymi, ekonomicznymi, prawnymi - "musi". Bo inaczej może mieć różne kłopoty, a w ogóle to będzie postrzegana jako głupia gęś, nierób, itp.

Żeby była jasność, dopuszczam opinie, według których na przykład społeczeństwo mogłoby oczekiwać od kobiet wkładu w jego rozwój. Zakładam, że jedną z form tego wkładu jest podjęcie pracy (nie jedyną). Tylko, podkreślam i powtarzam, nie mieszajmy w to feminizmu.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Kto wymyślił feminizm?

#7 Post autor: alchemik » 02 mar 2018, 13:55

Nie mam o tym żadnego pojęcia.
Co najwyżej podejrzenia bliskie myśleniu Glo.
Samo określenie feminizm wprowadza podział płciowy, który wcale nie oznacza płci.
To jak pewien rodzaj rasizmu współczesnego, gdzie czarny i biały mają takie samo prawo wyzywać się kolorystycznie, udając przy tym, że to jest dobre, jakoby rzekł Bóg.
Jasne, że nie da się nadrobić, ani przerobić tysiącleci myślenia patriarchalnego.
Kościół katolicki musiałby mieć żeńskich księży, nie wspominając o papieżycach.
Kościół katolicki to wciąż licząca się na świecie instytucja kształtująca myślenie prostaczków. Matka Boska nie wystarczy. Bóg mógłby być wciąż mężczyzną, ale niech do cholery nie preferuje przez to płciowej rasy.
Faceci śmieją się w kułak z feminizmu. Kobiety świadome są zrozpaczone oszustwem na skalę superpsychologiczną.

Może powinien narodzić się ruch maskulinistyczny. Rozpoczęło by się to od publicznego palenia bokserek przez mężczyzn. Niektórzy paliliby slipki. Nawoływaliby do zrzucania kobiet ze stanowisk prezesek i dyrektorek w korporacjach.
Zauważcie jak źle brzmią te określenia. Poważnie tylko prezes, a nie prezeska. Czyli i język należałoby zmieniać.

Glo, wcale nie żartuję pod Twoim tekstem.
Jestem całkiem poważny, ale nijak nie widzę na razie wyjścia z matni płciowości.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
lczerwosz
Administrator
Posty: 6936
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
Lokalizacja: Ursynów

Kto wymyślił feminizm?

#8 Post autor: lczerwosz » 02 mar 2018, 14:08

eka pisze:
02 mar 2018, 7:19
Kobiety - no tabliczka mnożenia winna wystarczyć. Zero myślenia abstrakcyjnego. Mężczyźni - reszta osiągnięć homo sapiens.
Ja to rozumiem sarkastycznie.
alchemik pisze:
02 mar 2018, 13:55
Jestem całkiem poważny, ale nijak nie widzę na razie wyjścia z matni płciowości.
Swobodny wybór płci?
alchemik pisze:
02 mar 2018, 13:55
Kościół katolicki to wciąż licząca się na świecie instytucja kształtująca myślenie prostaczków
A znasz lepszą?

Awatar użytkownika
nie
Posty: 1366
Rejestracja: 03 paź 2014, 14:07
Płeć:
Kontakt:

Kto wymyślił feminizm?

#9 Post autor: nie » 02 mar 2018, 23:36

Cóż, Gloinnen, u ciebie jak zwykle ciemnogród i niezmiennie tendencyjne rozumowanie. Poza tym oczywiście znowu można pochwalić cię za styl.

Feminizm nie jest wynalazkiem mediów, sprytnego faceta, obecnego ani ubiegłego wieku. Zawdzięczamy mu więcej niż jesteś w stanie mu nawymyślać.

Nie powinny się ograniczać feministki, jak chciałaby autorka, do spraw związanych z macierzyństwem, tak jak ruchy emancypacyjne Afroamerykanów nie ograniczały się do dermatologii i teorii koloru. Mają prawo działać na każdej płaszczyźnie, na której dyskryminowana jest grupa.

Właściwie co trzecie zdanie w twoim tekście możnaby opatrzyć łacińskimi nazwami środków erystycznych. Urok tak nacechowanej publicystyki, zalewającej zwłaszcza internet. Nie tylko tej konserwatywnej: nie trudno natrafić na niemądry tekst autorstwa feministki bądź osoby przedstawiającej się jako, na przykład, racjonalny ateista.
Hitler był ateistą więc ateizm jest be. Proboszcz był pedofilem, więc katolicyzm jest be. Męczy mnie ten odwieczny dyskurs na poziomie kłótni alkoholików przed monopolowym, bo taka publicystyka niczym się merytorycznie nie różni; ciągle te same, powtarzające się błędne rozumowania, zmienia się tylko szata stylistyczna, temat i kontekst społeczny.

Na drugim biegunie mamy pozostający gdzieniegdzie przy swoich tradycyjnych wartościach Bliski Wschód. Jak cudowny jest to świat dla kobiet - próżno opisywać. Nasze światy różnią się głównie stopniem odejścia od religii abrahamowych i związanych z nimi wartości. My mieliśmy wolną filozofię, naukowców, racjonalistów, postępowców i feministki, dzięki którym udało nam się odejść od tradycji.
Cała natura jest niekonserwatywna - podlega nieustannej ewolucji.
Okres ważności moich postów kończy się w momencie ich opublikowania.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Kto wymyślił feminizm?

#10 Post autor: eka » 03 mar 2018, 9:07

Gloinnen pisze:
02 mar 2018, 11:26
A co ma wspólnego potencjał intelektualny z fizjologiczną i anatomiczną predestynacją kobiety do macierzyństwa? Ciekawa koncepcja, może rozwiń.
Gdyby kobiety więcej niż tabliczki mnożenia nie umiały - nie zastanawiałabyś się nad autorstwem ruchu feministycznego, nota bene którego początki, sięgające spalenia żywcem kobiet, protestujących w amerykańskiej manufakturze, są dobrze rozpoznane.
Współczesny feminizm z niego się wywodzi, zatem to jedna, ewoluująca idea, mniejsza po jakich drogach i manowcach.
Najważniejsze, że właśnie ten ruch realizował/realizuje imperatyw, według Ciebie od dawna istniejący i niepodważalny, równego traktowania obu płci. Otóż Glo, pewnie wiesz, kiedy to kobiety w Szwajcarii uzyskały prawo udziału w wyborach?
Gdyby było tak, jak piszesz, tzn. istniała w prawodawstwie i zwyczaju, a w konsekwencji również w obyczajowej praktyce, zasada równego traktowania kobiet i mężczyzn, to rzeczywiście ruchy feministyczne byłyby dziwactwem, maciczną histerią, nonsensem przynoszącym szkodę kobietom.
Feminizm powstał dzięki determinacji kobiet oraz przekonaniu tych mądrzejszych, decyzyjnych mężczyzn o potrzebie zmiany statusu kobiet.

Wiele wątków poruszasz w tej pracy. Zapominając, że wciąż równość w praktyce najskuteczniej na prywatnej płaszczyźnie relacji zapewnia samodzielność ekonomiczna kobiety.
Trudno nie docenić wartości pracy zarobkowej szczególnie w sytuacji rozwodu, czy śmierci partnera.
Oczywiście można zaufać ojcu dziecka/dzieci i realizować się wyłącznie w domu, nie przeczę.
Kobieta podejmuje takie ryzyko i to jest jej sprawa.
Instytucji publicznych zaś rolą, aby jej pomóc, gdy zostaje z dziećmi bez źródła utrzymania. Zanim pomoc nastąpi (alimenty, renta) samotna, niepracująca matka przeżyje ogrom stresu.
Feminizm, przekonując kobiety o wadze ich samodzielności ekonomicznej, jest w to wmieszany. Dziwne, że tego nie dostrzegasz.

ODPOWIEDZ

Wróć do „PROZA DOKUMENTALNA I PUBLICYSTYKA”