Miało być lubieżnie, czy to tylko mi się
kojarzy?
No bo "nagość na końcu języka" i "ruchoma prawda", w dodatku schowana "pod sukienkę"...
A jednak ten wiersz jest smutny. Peelka pozwala na zbliżenie i spełnienie się fizycznej miłości, lecz sama ucieka w wewnętrzny, własny świat, zupełnie odrywając się od tego, co dzieje się z jej ciałem (od tego, co ktoś z tym ciałem robi). Jej umysł wymyka się bliskości, to jakby zupełne zaprzeczenie idei zespolenia dusz, wpisanej w zmysłową miłość.
już po wszystkim jest momentem ulgi. Przygnębiający obraz - to, co powinno uszczęśliwiać, jest ciężarem, źródłem frustracji. Dlaczego peelka zgadza się na takie ersatze, skoro to wszystko "zamiast"?
Czy warto poprzestać na czymś, co nie daje żadnej satysfakcji i za każdym razem stosować mentalne znieczulenie?
Takie mi się narzuciły refleksje po przeczytaniu wiersza. Myślę, że wiele kobiet tak ma. Dobrze to opisane, choć końcówka chyba za bardzo łopatologiczna. W porównaniu z większością Twoich wierszy postawiłaś tym razem na prostotę i to mi się spodobało, choć pointa faktycznie dosłowna - nie wiem, czy w sposób zamierzony...
Pozdrawiam,
Glo.