Z dreszczykiem
- Ania Ostrowska
- Posty: 503
- Rejestracja: 25 lut 2012, 17:21
Z dreszczykiem
- Babciu, ja się nudzę! – Z przylegającego do kuchni pokoju dobiegł płaczliwy głos dziecka.
Sześcioletni Patryk trzeci już dzień nie opuszczał łóżka. Wyjątkowo złośliwa grypa od dwóch tygodni szalejąca po mieście, najobfitsze żniwo zbierała w przedszkolach, gdzie dzieci błyskawicznie zarażały się jedne od drugich. Przez dwa dni Patryk miał wysoką gorączkę, majaczył, rodzice niemal nie odchodzili od jego łóżka. Dziś, kiedy przespał spokojnie prawie całą noc, poszli wreszcie do pracy zostawiając na dyżurze niezawodną Irenę.
- No chodź, babciu! Ja się nudzę! – Głos stał się bardziej natarczywy.
- Już, już, poczekaj, zaraz idę, tylko nastawię zupę! – odkrzyknęła Irena, pospiesznie likwidując stertę brudnych naczyń na kuchennym blacie.
- Może włączyć ci telewizję? – zapytała po chwili z nadzieją w głosie stając w progu.
- Nie chcę telewizji! Już się naoglądałem! - mały despota wykrzywił buzię.
- To może puścić ci bajkę? Przyniosłam nową kasetę, na pewno ci się spodoba - nie ustępowała, choć czuła, że jej wysiłki są daremne.
- Nie chcę bajki! Bajki są nudne! Wszystkie takie same! - w głosie Patryka zabrzmiało rozdrażnienie. - Ja już nie jestem dzieckiem!
- To co chcesz robić? Może pogramy w jakąś grę? – Irena zaczynała tracić cierpliwość. -Dopiero dziesiąta, jak ja wytrzymam z tym smarkaczem jeszcze sześć godzin? – pomyślała z rozpaczą.
- Opowiedz mi coś. Coś, co było naprawdę jak ty byłaś mała – ożywił się chłopiec. – I najlepiej żeby to było krwawe! – Niewinne, niebieskie oczy w bladziutkiej twarzyczce błysnęły nadzieją.
- Krwawe? Jezus Maria! – wzdrygnęła się. – Co ty mówisz dziecko!
-Babciu, proszę! Ja jestem taki chory! – przymilny uśmiech był w stanie skruszyć kamień.
- No dobrze, poczekaj, muszę sobie przypomnieć. O! Już mam! – Irena przysiadła na brzegu łóżka. – Opowiem ci jak moja mama skubała kury!
- Skubała kury? – rozczarowanie Patryka nie miało granic. - Jak to, skubała kury? I to będzie krwawe?
- Jeszcze jak! - uśmiechała się już do swoich wspomnień. – Jeszcze jak!
- Naprawdę? No to opowiadaj – zaintrygowany malec aż usiadł na łóżku.
Irena nakłoniła go by się położył, otuliła troskliwie kołdrą, wymusiła obietnicę, że bez grymaszenia zje potem trochę rosołu i wreszcie zaczęła snuć wspomnienia.
- Musisz wiedzieć, że mój tata, a twój pradziadek Franciszek, miał dość szczególne hobby – hodował kury. Nie tylko takie zwyczajne, gospodarskie kury, co to grzebią pazurami w ziemi, znoszą jajka i gdaczą bez ustanku, ale specjalne, rzadkie rasy maleńkich kur i kogucików o bajecznie kolorowych piórach i dumnie sterczących grzebieniach. Nazywał je Japończykami. Kiedy na podwórzu przechadzały się dostojnie wśród swych pospolitych kuzynów, wyglądały jak egzotyczne kwiaty na łące pełnej kaczeńców. Zresztą trzymały się z daleka, bo zwykłe kury nie lubiły odmieńców, dziobały je przy lada okazji aż tęczowy puch wzbijał się w powietrze. Przekradałam się ukradkiem do kurnika i zbierałam pióra, zanim powalał je kurz, były naprawdę piękne – Irena niewidzącym wzrokiem zapatrzyła się przed siebie jakby rzeczywiście widziała dawno nieistniejącą zagrodę, kurze grzędy i rosnącą opodal starą gruszę o powykręcanych konarach.
- A dalej, babciu? Co było dalej? – poczuła, jak Patryk niecierpliwie ciągnie ją za rękaw. Ocknęła się z zamyślenia.
- Pewnego dnia moja mama, a twoja prababcia Jadwiga, postanowiła upiec pasztet. Taki prawdziwy, domowy pasztet. Zbliżały się imieniny Franciszka a pasztet należał do ulubionych potraw pradziadka. Ty też lubisz pasztet, prawda? – zapytała z filuterną miną wiedząc, jakim niejadkiem jest wnuk.
- Pewnie, że lubię – odparł nieuważnie chłopiec. Widać było, że jest już znudzony tym przydługim wstępem.- I tata też lubi i mama – dodał na wszelki wypadek. Niezrażona Irena ciągnęła dalej:
- Tak więc zawołała mojego tatę i mówi: -Słuchaj, musisz mi zabić na jutro kurę.
- Tata posmutniał, bo choć rozumiał z czego robi się pasztet, to był bardzo przywiązany do swoich ulubienic i niechętnie się z nimi witał na talerzu. Zapytał ostrożnie: -A którą byś chciała?
- Chyba tę czarną, co już się nie niesie – odparła mama. - Ona najbardziej dziobie Japończyki.
- Dobrze – powiedział tata – rano ją zabiję.
- I ty to widziałaś, babciu? Widziałaś jak ją zabijał? – w głosie Patryka znów pojawiło się zaciekawienie.
- No… Prawie widziałam – odparła Irena z wahaniem, dopiero teraz uświadamiając sobie, w co się wpakowała. Czy widziała? Na całe życie zapamiętała tę mieszaninę ciekawości i obrzydzenia, kiedy z ukrycia za stodołą przyglądała się ojcu.
– Tylko jak ja mam to opowiedzieć dziecku? Że szkarłatna krew tryskała spod siekiery a kura nadal wierzgała nogami, choć jej odcięta głowa leżała już na ziemi? Że szklane oczy wciąż patrzyły na mnie z wyrzutem, chociaż były zupełnie martwe? Co ja najlepszego narobiłam?! A przecież to pestka, bo czeka mnie jeszcze całe patroszenie! – pomyślała z sarkazmem.
Patryk leżał bez ruchu, patrzył na zmieszaną Irenę, ale już jej nie poganiał. Ta desperacko próbowała coś wymyślić jednak w głowie tylko wirowały jej strzępy wspomnień. Przedłużającą się ciszę przerwał ostry dźwięk telefonu.
- To na pewno mama! Jak dobrze, że dzwoni ! Dam ci ją, to sobie porozmawiacie – poderwała się z ulgą.
-Śmieszna ta babcia – pomyślał chłopiec – a już zaczynało być fajnie…
Sześcioletni Patryk trzeci już dzień nie opuszczał łóżka. Wyjątkowo złośliwa grypa od dwóch tygodni szalejąca po mieście, najobfitsze żniwo zbierała w przedszkolach, gdzie dzieci błyskawicznie zarażały się jedne od drugich. Przez dwa dni Patryk miał wysoką gorączkę, majaczył, rodzice niemal nie odchodzili od jego łóżka. Dziś, kiedy przespał spokojnie prawie całą noc, poszli wreszcie do pracy zostawiając na dyżurze niezawodną Irenę.
- No chodź, babciu! Ja się nudzę! – Głos stał się bardziej natarczywy.
- Już, już, poczekaj, zaraz idę, tylko nastawię zupę! – odkrzyknęła Irena, pospiesznie likwidując stertę brudnych naczyń na kuchennym blacie.
- Może włączyć ci telewizję? – zapytała po chwili z nadzieją w głosie stając w progu.
- Nie chcę telewizji! Już się naoglądałem! - mały despota wykrzywił buzię.
- To może puścić ci bajkę? Przyniosłam nową kasetę, na pewno ci się spodoba - nie ustępowała, choć czuła, że jej wysiłki są daremne.
- Nie chcę bajki! Bajki są nudne! Wszystkie takie same! - w głosie Patryka zabrzmiało rozdrażnienie. - Ja już nie jestem dzieckiem!
- To co chcesz robić? Może pogramy w jakąś grę? – Irena zaczynała tracić cierpliwość. -Dopiero dziesiąta, jak ja wytrzymam z tym smarkaczem jeszcze sześć godzin? – pomyślała z rozpaczą.
- Opowiedz mi coś. Coś, co było naprawdę jak ty byłaś mała – ożywił się chłopiec. – I najlepiej żeby to było krwawe! – Niewinne, niebieskie oczy w bladziutkiej twarzyczce błysnęły nadzieją.
- Krwawe? Jezus Maria! – wzdrygnęła się. – Co ty mówisz dziecko!
-Babciu, proszę! Ja jestem taki chory! – przymilny uśmiech był w stanie skruszyć kamień.
- No dobrze, poczekaj, muszę sobie przypomnieć. O! Już mam! – Irena przysiadła na brzegu łóżka. – Opowiem ci jak moja mama skubała kury!
- Skubała kury? – rozczarowanie Patryka nie miało granic. - Jak to, skubała kury? I to będzie krwawe?
- Jeszcze jak! - uśmiechała się już do swoich wspomnień. – Jeszcze jak!
- Naprawdę? No to opowiadaj – zaintrygowany malec aż usiadł na łóżku.
Irena nakłoniła go by się położył, otuliła troskliwie kołdrą, wymusiła obietnicę, że bez grymaszenia zje potem trochę rosołu i wreszcie zaczęła snuć wspomnienia.
- Musisz wiedzieć, że mój tata, a twój pradziadek Franciszek, miał dość szczególne hobby – hodował kury. Nie tylko takie zwyczajne, gospodarskie kury, co to grzebią pazurami w ziemi, znoszą jajka i gdaczą bez ustanku, ale specjalne, rzadkie rasy maleńkich kur i kogucików o bajecznie kolorowych piórach i dumnie sterczących grzebieniach. Nazywał je Japończykami. Kiedy na podwórzu przechadzały się dostojnie wśród swych pospolitych kuzynów, wyglądały jak egzotyczne kwiaty na łące pełnej kaczeńców. Zresztą trzymały się z daleka, bo zwykłe kury nie lubiły odmieńców, dziobały je przy lada okazji aż tęczowy puch wzbijał się w powietrze. Przekradałam się ukradkiem do kurnika i zbierałam pióra, zanim powalał je kurz, były naprawdę piękne – Irena niewidzącym wzrokiem zapatrzyła się przed siebie jakby rzeczywiście widziała dawno nieistniejącą zagrodę, kurze grzędy i rosnącą opodal starą gruszę o powykręcanych konarach.
- A dalej, babciu? Co było dalej? – poczuła, jak Patryk niecierpliwie ciągnie ją za rękaw. Ocknęła się z zamyślenia.
- Pewnego dnia moja mama, a twoja prababcia Jadwiga, postanowiła upiec pasztet. Taki prawdziwy, domowy pasztet. Zbliżały się imieniny Franciszka a pasztet należał do ulubionych potraw pradziadka. Ty też lubisz pasztet, prawda? – zapytała z filuterną miną wiedząc, jakim niejadkiem jest wnuk.
- Pewnie, że lubię – odparł nieuważnie chłopiec. Widać było, że jest już znudzony tym przydługim wstępem.- I tata też lubi i mama – dodał na wszelki wypadek. Niezrażona Irena ciągnęła dalej:
- Tak więc zawołała mojego tatę i mówi: -Słuchaj, musisz mi zabić na jutro kurę.
- Tata posmutniał, bo choć rozumiał z czego robi się pasztet, to był bardzo przywiązany do swoich ulubienic i niechętnie się z nimi witał na talerzu. Zapytał ostrożnie: -A którą byś chciała?
- Chyba tę czarną, co już się nie niesie – odparła mama. - Ona najbardziej dziobie Japończyki.
- Dobrze – powiedział tata – rano ją zabiję.
- I ty to widziałaś, babciu? Widziałaś jak ją zabijał? – w głosie Patryka znów pojawiło się zaciekawienie.
- No… Prawie widziałam – odparła Irena z wahaniem, dopiero teraz uświadamiając sobie, w co się wpakowała. Czy widziała? Na całe życie zapamiętała tę mieszaninę ciekawości i obrzydzenia, kiedy z ukrycia za stodołą przyglądała się ojcu.
– Tylko jak ja mam to opowiedzieć dziecku? Że szkarłatna krew tryskała spod siekiery a kura nadal wierzgała nogami, choć jej odcięta głowa leżała już na ziemi? Że szklane oczy wciąż patrzyły na mnie z wyrzutem, chociaż były zupełnie martwe? Co ja najlepszego narobiłam?! A przecież to pestka, bo czeka mnie jeszcze całe patroszenie! – pomyślała z sarkazmem.
Patryk leżał bez ruchu, patrzył na zmieszaną Irenę, ale już jej nie poganiał. Ta desperacko próbowała coś wymyślić jednak w głowie tylko wirowały jej strzępy wspomnień. Przedłużającą się ciszę przerwał ostry dźwięk telefonu.
- To na pewno mama! Jak dobrze, że dzwoni ! Dam ci ją, to sobie porozmawiacie – poderwała się z ulgą.
-Śmieszna ta babcia – pomyślał chłopiec – a już zaczynało być fajnie…
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Z dreszczykiem
To najpierw ścinka. 
- Wyjątkowo złośliwa grypa(,) od dwóch tygodni szalejąca po mieście, najobfitsze żniwo
- do pracy(,) zostawiając na dyżurze
- z nadzieją w głosie(,) stając w progu.
- Już się naoglądałem! - (M)ały despota wykrzywił buzię.
- takie same! - (W) głosie Patryka zabrzmiało
- cierpliwość. -()(")Dopiero dziesiąta, jak ja wytrzymam z tym smarkaczem jeszcze sześć godzin?(") – pomyślała z rozpaczą. - dodaj spację (), a myśli dobrze jest dać w cudzysłów.
- było naprawdę(,) jak ty byłaś mała(.) – (O)żywił się chłopiec.
- I najlepiej(,) żeby to było krwawe!
- Jezus Maria! – (W)zdrygnęła się. – Co ty mówisz(,) dziecko!
- chory! – (P)rzymilny uśmiech był w stanie
- Opowiem ci(,) jak moja mama skubała kury!
- kury? – (R)ozczarowanie Patryka
- Jeszcze jak! - (U)śmiechała się już
- opowiadaj(!) – (Z)aintrygowany malec
- Irena nakłoniła go(,) by się położył,
- dziobały je przy lada okazji(,) aż tęczowy puch
- były naprawdę piękne(...) – Irena niewidzącym
- przed siebie(,) jakby rzeczywiście
- dalej? – (P)oczuła, jak Patryk niecierpliwie
- imieniny Franciszka(,) a pasztet należał
- zapytała z filuterną miną(,) wiedząc, jakim niejadkiem
- I tata też lubi(,) i mama – dodał na wszelki
- mówi: -()Słuchaj, musisz mi zabić na jutro kurę. - spacja ()
- Tata posmutniał, - bez myślnika przed "Tata".
- bo choć rozumiał(,) z czego robi się pasztet,
- Zapytał ostrożnie: -()A którą byś chciała?
- Dobrze – powiedział tata(.) – (R)ano ją zabiję.
- Widziałaś(,) jak ją zabijał? – (W) głosie Patryka
(–)(")Tylko jak ja mam to opowiedzieć dziecku? Że szkarłatna krew tryskała spod siekiery a kura nadal wierzgała nogami, choć jej odcięta głowa leżała już na ziemi? Że szklane oczy wciąż patrzyły na mnie z wyrzutem, chociaż były zupełnie martwe? Co ja najlepszego narobiłam?! A przecież to pestka, bo czeka mnie jeszcze całe patroszenie!(") – pomyślała z sarkazmem. - bez myślnika (-)
- próbowała coś wymyślić(,) jednak w głowie
- że dzwoni ! Dam ci ją, to sobie porozmawiacie(...) – (P)oderwała się z ulgą. - bez spacji przed wykrzyknikiem.
(-)(")Śmieszna ta babcia – pomyślał chłopiec – a już zaczynało być fajnie…(")(.) - bez myślnika (-)
Ciekawe, jak różnią się dziecinne światy naszych dziadków, rodziców, nas i naszych dzieci.
Inne realia i często inna wrażliwość. A może brak wyobraźni, czym jest życie i jego odbieranie?
Niby tej wyobraźni powinno być dużo przy tym natłoku różnych informacji, filmów itp., a jednocześnie odnoszę wrażenie, że nas stępiają, zwłaszcza młodych, którzy automatycznie zaczynają szukać coraz silniejszych wrażeń.
Zresztą małe dzieci są o tyle usprawiedliwione, że nie odczuwają jeszcze specjalnie wagi życia. Często nie potrafią sobie wyobrazić ani śmierci, ani zagrożeń. To dla nich ciekawostka.
Być może widok zabijanej kury utkwiłby Patrykowi równie silnie w pamięci, co jego babci. No, ale zawsze jest dylemat - pokazać coś takiego dziecku, opowiedzieć, czy też je ochronić przed tym widokiem.
I przyznam, że sama nie wiem.
Być może opowiedziałabym, ale raczej o swoich uczuciach w tym momencie.
Dałaś mi do myślenia, Aniu, tę prostą w sumie historią, która w założeniu miała być chyba zabawna.
Dobrego

- Wyjątkowo złośliwa grypa(,) od dwóch tygodni szalejąca po mieście, najobfitsze żniwo
- do pracy(,) zostawiając na dyżurze
- z nadzieją w głosie(,) stając w progu.
- Już się naoglądałem! - (M)ały despota wykrzywił buzię.
- takie same! - (W) głosie Patryka zabrzmiało
- cierpliwość. -()(")Dopiero dziesiąta, jak ja wytrzymam z tym smarkaczem jeszcze sześć godzin?(") – pomyślała z rozpaczą. - dodaj spację (), a myśli dobrze jest dać w cudzysłów.
- było naprawdę(,) jak ty byłaś mała(.) – (O)żywił się chłopiec.
- I najlepiej(,) żeby to było krwawe!
- Jezus Maria! – (W)zdrygnęła się. – Co ty mówisz(,) dziecko!
- chory! – (P)rzymilny uśmiech był w stanie
- Opowiem ci(,) jak moja mama skubała kury!
- kury? – (R)ozczarowanie Patryka
- Jeszcze jak! - (U)śmiechała się już
- opowiadaj(!) – (Z)aintrygowany malec
- Irena nakłoniła go(,) by się położył,
- dziobały je przy lada okazji(,) aż tęczowy puch
- były naprawdę piękne(...) – Irena niewidzącym
- przed siebie(,) jakby rzeczywiście
- dalej? – (P)oczuła, jak Patryk niecierpliwie
- imieniny Franciszka(,) a pasztet należał
- zapytała z filuterną miną(,) wiedząc, jakim niejadkiem
- I tata też lubi(,) i mama – dodał na wszelki
- mówi: -()Słuchaj, musisz mi zabić na jutro kurę. - spacja ()
- Tata posmutniał, - bez myślnika przed "Tata".
- bo choć rozumiał(,) z czego robi się pasztet,
- Zapytał ostrożnie: -()A którą byś chciała?
- Dobrze – powiedział tata(.) – (R)ano ją zabiję.
- Widziałaś(,) jak ją zabijał? – (W) głosie Patryka
(–)(")Tylko jak ja mam to opowiedzieć dziecku? Że szkarłatna krew tryskała spod siekiery a kura nadal wierzgała nogami, choć jej odcięta głowa leżała już na ziemi? Że szklane oczy wciąż patrzyły na mnie z wyrzutem, chociaż były zupełnie martwe? Co ja najlepszego narobiłam?! A przecież to pestka, bo czeka mnie jeszcze całe patroszenie!(") – pomyślała z sarkazmem. - bez myślnika (-)
- próbowała coś wymyślić(,) jednak w głowie
- że dzwoni ! Dam ci ją, to sobie porozmawiacie(...) – (P)oderwała się z ulgą. - bez spacji przed wykrzyknikiem.
(-)(")Śmieszna ta babcia – pomyślał chłopiec – a już zaczynało być fajnie…(")(.) - bez myślnika (-)
Ciekawe, jak różnią się dziecinne światy naszych dziadków, rodziców, nas i naszych dzieci.

Inne realia i często inna wrażliwość. A może brak wyobraźni, czym jest życie i jego odbieranie?
Niby tej wyobraźni powinno być dużo przy tym natłoku różnych informacji, filmów itp., a jednocześnie odnoszę wrażenie, że nas stępiają, zwłaszcza młodych, którzy automatycznie zaczynają szukać coraz silniejszych wrażeń.
Zresztą małe dzieci są o tyle usprawiedliwione, że nie odczuwają jeszcze specjalnie wagi życia. Często nie potrafią sobie wyobrazić ani śmierci, ani zagrożeń. To dla nich ciekawostka.
Być może widok zabijanej kury utkwiłby Patrykowi równie silnie w pamięci, co jego babci. No, ale zawsze jest dylemat - pokazać coś takiego dziecku, opowiedzieć, czy też je ochronić przed tym widokiem.
I przyznam, że sama nie wiem.
Być może opowiedziałabym, ale raczej o swoich uczuciach w tym momencie.
Dałaś mi do myślenia, Aniu, tę prostą w sumie historią, która w założeniu miała być chyba zabawna.

Dobrego

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
- Ania Ostrowska
- Posty: 503
- Rejestracja: 25 lut 2012, 17:21
Re: Z dreszczykiem
Serdecznie dziękuję Ci Miladoro za poświęcony czas
Przyznam szczerze, że ścinka mnie trochę załamała
gdyż całe to opowiadanie powstało (w pierwszej wersji już dość dawno) jako pretekst do nauczenia się raz na zawsze jak poprawnie używać wielkich i małych liter w dialogach. Chyba najsensowniej zebrane zasady dotyczące tej sztuki znalazłam tutaj: http://www.ekorekta24.pl/proza/130-inte ... ac-dialogi
Wydawało mi się, że zdanie po zdaniu dokładnie zastosowałam się do kryteriów, a wygląda na to, że kompletnie nie zrozumiałam w czym rzecz.
Teraz muszę już gonić do pracy, ale wieczorem wezmę tekst i Twoja ścinkę jeszcze raz na warsztat i spróbuję przeanalizować błędy jeszcze raz. Podobnie ma się sprawa z przecinkami, niestety praktycznie w każdym dłuższym tekście ponoszę klęskę na tym polu.
Co do treści - to jedna z moich historyjek zaczerpniętych prosto z życia; z własnych doświadczeń, z obserwacji, z rozmów z przyjaciółmi i znajomymi. Czy miała być zabawna? Trochę tak, trochę nie, problemy komunikacji miedzy-pokoleniowej łatwe nie są, podane w lekkiej formie, wydają mi się bardziej strawne niż naukowe bądź filozoficzne wywody.
Mówisz "Być może opowiedziałabym, ale raczej o swoich uczuciach w tym momencie" - oj, nie wiem, czy dla Ireny nie byłoby to jeszcze trudniejsze
Jeszcze raz dziękuję - Ania


Wydawało mi się, że zdanie po zdaniu dokładnie zastosowałam się do kryteriów, a wygląda na to, że kompletnie nie zrozumiałam w czym rzecz.

Co do treści - to jedna z moich historyjek zaczerpniętych prosto z życia; z własnych doświadczeń, z obserwacji, z rozmów z przyjaciółmi i znajomymi. Czy miała być zabawna? Trochę tak, trochę nie, problemy komunikacji miedzy-pokoleniowej łatwe nie są, podane w lekkiej formie, wydają mi się bardziej strawne niż naukowe bądź filozoficzne wywody.
Mówisz "Być może opowiedziałabym, ale raczej o swoich uczuciach w tym momencie" - oj, nie wiem, czy dla Ireny nie byłoby to jeszcze trudniejsze

Jeszcze raz dziękuję - Ania
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Re: Z dreszczykiem
Aleś mi Ania wizje na przyszłość naświetrliła
Córa ma ledwie dwa latka, to takie historie przede mną?
Sprawnie poprowadziłaś dialog, miomo, że początek nie zachęcał, trochę brakło w nim dynamiki, trochę ta rozmowa o nudzeniu się itp. o kilka słów za długo, ale warto było przebrnąć. Postacie babci i malucha bardzo dobrze rozrysowane, chociaż zagadką jest dla mnie wiek dziecka.
Kiedy już zaczyna się opowieść babci zaczyna być tak właśnie jak powinno, czyli ładnie (niebrzydko
) i składnie. Wciąga i Aniu, sorry, ale zakończenie rozczarowuje. Rozmywa się, a nie widziałem nigdzie cdn.
Może zmyśl jakieś inne zakończenie, a może pozwól babci kontynuować, niech się zapomni i opowie tak krwawo, że dziecko zacznie wrzeszczeć i ucieknie do pokoju.
Żartowałem
Ale niech może babcia dalej opowiada.
Miadoro - mogę pomóc Ci w wątpliwościach jakie masz. Kiedy byłem mały, ojciec hodował owce. Mieliśmy ich mnóstwo, dla mnie najlepszy był okres strzyżenia, uwielbiałem patrzeć jak ojciec odcina od zwierząt wełnę, a później puszcza je, zszokowane własną golizną i nagłą lekkością. Podglądałem jak rodzą się małe, a jak trzeba było karmiłem je butelką. Uwielbiałem ogniska i baraninkę jaką piekł na specjalnym ruszcie ojciec, zapach przypraw unosił się w domu przez kilka dni. Ale jakoś tak, zupełnie po niedojrzałemu, niewinnie po dziecięcemu, nie kojarzyłem tej baraninki ze zwierzątkami, które ganiały po łące i skubały trawę. Aż pewnego razu zakradłem się za ojcem i podejrzałem jak ubija owcę. To było duże przezycie, raczej negatywne. Owce ogłuszało się grubym palem, następnie podżynało gardło i szybko, tak by krew odpłynęła, wieszało głową w dół. Owca po uderzeniu w głowę straciła przytomność, oczy jej zmętniały a mi w głowie zrobiło się strasznie brzydko, trudno to opisać (to jedna z niewielu chwil, które tak mocno pamiętam z dzieciństwa), jakby cały świat stał się obrzydliwy, a ja brudny. Zdecydowanie coś w ten deseń. Kiedy później owca zaczęła wierzgać nogami bryzgając wokół krwią, byłem przerażony, ale był to ten dziwny rodzaj przerażenia, który, mimo swej obrzydliwości, nie pozwala oderwać oczu. Z jednej strony chciałem odwrócić głowę, z drugiej, jakby z obudzonym instynktem drapieżnika, którym jesteśmy jako ludzie, "uderzałem" w myślach owcę po ciele tak, by przestała się ruszać. Do dzisiaj nie potrafię tego dnia, tego uczucia, które wtedy się pojawiło, opisać. Szarpałem się w sobie, ponieważ pragnąłem, by minęły już te sekundy i by owca przestała oddychać,. by przestała cierpieć z jednej strony, i by zaspokoić swoją potrzebę "uderzenia" z drugiej.
Kilka dni później wziąłem gruby kij, zakradłem się do kurnika i trzasnąłem w łeb pierwszą z brzegu kurę. Zrobiłem to z jakiejś dziwnej ciekawości. Kura padła, zamgliły jej się oczy, a ja zwiałem. Czułem do siebie obrzydzenie przez wiele dni. (Na szczęście dla mnie, dorośli uznali, że kurę zatłukł indor, bo bym jeszcze w skórę dostał).
Gdy podrosłem i przypominał mi się ten dzień, zacząłem rozmyślać co ta owca wtedy czuła, co później czuła ta kura. Jak to jest przechodzić z jednego stanu w drugi, czyli zbyt intensywnie zacząłem rozmyślać o śmierci. Czasem tak intensywnie, że zacząłem jej się bać. Któregoś dnia zakradłem się do wypadku, w którym zginął człowiek, jego samochód nabił się n grubą, metalową rurę, a jemu urwało głowę. Myślałem o owcy patrząc na niego z ciekawością.
Nikt z dorosłych nigdy nie dowiedział się co przeżyłem, co stało się z moim światem. Do dzisiaj za często i za dużo myślę o śmierci. Trudno powiedzieć, czy byłoby inaczej, gdyby nie ta owca. Po prostu nie wiem.
Zdecydownie, ale to zdecydowanie uważam, że należy dzieci chronić przed takimi obrazami, nie jesteśmy już pracywilizacją półdzikich łowców, ani nie otaczają nas wojny. Nie jesteśmy oswojeni ze śmiercią, tak jak nasi przodkowie, w głowach współczesnych dzieci takie wydarzenia są zbyt traumatyczne, mogą narobić wiele złego.

Sprawnie poprowadziłaś dialog, miomo, że początek nie zachęcał, trochę brakło w nim dynamiki, trochę ta rozmowa o nudzeniu się itp. o kilka słów za długo, ale warto było przebrnąć. Postacie babci i malucha bardzo dobrze rozrysowane, chociaż zagadką jest dla mnie wiek dziecka.
Kiedy już zaczyna się opowieść babci zaczyna być tak właśnie jak powinno, czyli ładnie (niebrzydko


Żartowałem

Miadoro - mogę pomóc Ci w wątpliwościach jakie masz. Kiedy byłem mały, ojciec hodował owce. Mieliśmy ich mnóstwo, dla mnie najlepszy był okres strzyżenia, uwielbiałem patrzeć jak ojciec odcina od zwierząt wełnę, a później puszcza je, zszokowane własną golizną i nagłą lekkością. Podglądałem jak rodzą się małe, a jak trzeba było karmiłem je butelką. Uwielbiałem ogniska i baraninkę jaką piekł na specjalnym ruszcie ojciec, zapach przypraw unosił się w domu przez kilka dni. Ale jakoś tak, zupełnie po niedojrzałemu, niewinnie po dziecięcemu, nie kojarzyłem tej baraninki ze zwierzątkami, które ganiały po łące i skubały trawę. Aż pewnego razu zakradłem się za ojcem i podejrzałem jak ubija owcę. To było duże przezycie, raczej negatywne. Owce ogłuszało się grubym palem, następnie podżynało gardło i szybko, tak by krew odpłynęła, wieszało głową w dół. Owca po uderzeniu w głowę straciła przytomność, oczy jej zmętniały a mi w głowie zrobiło się strasznie brzydko, trudno to opisać (to jedna z niewielu chwil, które tak mocno pamiętam z dzieciństwa), jakby cały świat stał się obrzydliwy, a ja brudny. Zdecydowanie coś w ten deseń. Kiedy później owca zaczęła wierzgać nogami bryzgając wokół krwią, byłem przerażony, ale był to ten dziwny rodzaj przerażenia, który, mimo swej obrzydliwości, nie pozwala oderwać oczu. Z jednej strony chciałem odwrócić głowę, z drugiej, jakby z obudzonym instynktem drapieżnika, którym jesteśmy jako ludzie, "uderzałem" w myślach owcę po ciele tak, by przestała się ruszać. Do dzisiaj nie potrafię tego dnia, tego uczucia, które wtedy się pojawiło, opisać. Szarpałem się w sobie, ponieważ pragnąłem, by minęły już te sekundy i by owca przestała oddychać,. by przestała cierpieć z jednej strony, i by zaspokoić swoją potrzebę "uderzenia" z drugiej.
Kilka dni później wziąłem gruby kij, zakradłem się do kurnika i trzasnąłem w łeb pierwszą z brzegu kurę. Zrobiłem to z jakiejś dziwnej ciekawości. Kura padła, zamgliły jej się oczy, a ja zwiałem. Czułem do siebie obrzydzenie przez wiele dni. (Na szczęście dla mnie, dorośli uznali, że kurę zatłukł indor, bo bym jeszcze w skórę dostał).
Gdy podrosłem i przypominał mi się ten dzień, zacząłem rozmyślać co ta owca wtedy czuła, co później czuła ta kura. Jak to jest przechodzić z jednego stanu w drugi, czyli zbyt intensywnie zacząłem rozmyślać o śmierci. Czasem tak intensywnie, że zacząłem jej się bać. Któregoś dnia zakradłem się do wypadku, w którym zginął człowiek, jego samochód nabił się n grubą, metalową rurę, a jemu urwało głowę. Myślałem o owcy patrząc na niego z ciekawością.
Nikt z dorosłych nigdy nie dowiedział się co przeżyłem, co stało się z moim światem. Do dzisiaj za często i za dużo myślę o śmierci. Trudno powiedzieć, czy byłoby inaczej, gdyby nie ta owca. Po prostu nie wiem.
Zdecydownie, ale to zdecydowanie uważam, że należy dzieci chronić przed takimi obrazami, nie jesteśmy już pracywilizacją półdzikich łowców, ani nie otaczają nas wojny. Nie jesteśmy oswojeni ze śmiercią, tak jak nasi przodkowie, w głowach współczesnych dzieci takie wydarzenia są zbyt traumatyczne, mogą narobić wiele złego.
Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Z dreszczykiem
Bardzo ciekawie to opowiedziałeś, Marcepanku.
I bardzo plastycznie. Jakbym widziała na własne oczy.
Zresztą zupełnie podobne odczucia sama miałam jako dziecko. Pobiegłam kiedyś z ciekawości do wypadku. Na szczęście ofiarę już zabrano, ale i tak nigdy więcej tego nie zrobiłam. Wystarczyła kałuża krwi.
Potem, jako dorosła już kobieta zobaczyłam przypadkowo, jak mój gazda zabija cielę. Nie wiedziałam, na co się zanosi, dopóki nie uderzył je młotem w głowę. Uciekłam i wróciłam dopiero po paru godzinach, gdy wszystko było uprzątnięte.
Ale do dzisiaj czuję taki mdławy ból w sobie.
Stanowczo nie pozwoliłabym dziecku oglądać czegoś takiego, chociaż pewnie bym opowiedziała, jaką czułam rozpacz i żal.
Ale już starszemu dziecku, nie takiemu maluchowi.
I tu masz rację.
Dobrego
Aniu - Tobie też
I bardzo plastycznie. Jakbym widziała na własne oczy.
Zresztą zupełnie podobne odczucia sama miałam jako dziecko. Pobiegłam kiedyś z ciekawości do wypadku. Na szczęście ofiarę już zabrano, ale i tak nigdy więcej tego nie zrobiłam. Wystarczyła kałuża krwi.
Potem, jako dorosła już kobieta zobaczyłam przypadkowo, jak mój gazda zabija cielę. Nie wiedziałam, na co się zanosi, dopóki nie uderzył je młotem w głowę. Uciekłam i wróciłam dopiero po paru godzinach, gdy wszystko było uprzątnięte.
Ale do dzisiaj czuję taki mdławy ból w sobie.
Stanowczo nie pozwoliłabym dziecku oglądać czegoś takiego, chociaż pewnie bym opowiedziała, jaką czułam rozpacz i żal.
Ale już starszemu dziecku, nie takiemu maluchowi.
I tu masz rację.
Dobrego

Aniu - Tobie też

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Re: Z dreszczykiem
Dziewczynka przeżyłaby to pewnie zupełnie inaczej, prawdobodobnie dużo gorzej. Śniłoby się jej. Krwawe bajki, mimo ich szkodliwości, to jednak nie to samo, co prawdziwa krew.Miladora pisze:Bardzo ciekawie to opowiedziałeś, Marcepanku.
I bardzo plastycznie. Jakbym widziała na własne oczy.
Zresztą zupełnie podobne odczucia sama miałam jako dziecko. Pobiegłam kiedyś z ciekawości do wypadku. Na szczęście ofiarę już zabrano, ale i tak nigdy więcej tego nie zrobiłam. Wystarczyła kałuża krwi.
Potem, jako dorosła już kobieta zobaczyłam przypadkowo, jak mój gazda zabija cielę. Nie wiedziałam, na co się zanosi, dopóki nie uderzył je młotem w głowę. Uciekłam i wróciłam dopiero po paru godzinach, gdy wszystko było uprzątnięte.
Ale do dzisiaj czuję taki mdławy ból w sobie.
Stanowczo nie pozwoliłabym dziecku oglądać czegoś takiego, chociaż pewnie bym opowiedziała, jaką czułam rozpacz i żal.
Ale już starszemu dziecku, nie takiemu maluchowi.
I tu masz rację.
Dobrego![]()
Aniu - Tobie też
Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
- Ania Ostrowska
- Posty: 503
- Rejestracja: 25 lut 2012, 17:21
Re: Z dreszczykiem
Marcepanie, Miladoro - dziękuję za komentarze i przepraszam, że odzywam się dopiero po takim długim czasie 

- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Z dreszczykiem
Już się za Tobą stęskniłam, Aniu. 
Cieszę się, że wróciłaś do nas.
Buźka

Cieszę się, że wróciłaś do nas.

Buźka

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Re: Z dreszczykiem
Lepiej późno, niż wcaleAnia Ostrowska pisze:Marcepanie, Miladoro - dziękuję za komentarze i przepraszam, że odzywam się dopiero po takim długim czasie

Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.