Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Sede Vacante
Posty: 3258
Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
Lokalizacja: Dębica

Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#1 Post autor: Sede Vacante » 30 kwie 2012, 14:59

Dziś kolejne przygody Zenka, postawiłem na większy absurd.
Jutro za to będzie mniej śmiesznie pod podszewką, do większej zadumy.
Jeśli napiszę to tak, jak mam w głowie, to Zenek nawet zapłacze.

A na razie zapraszam w imieniu Zenka;))

Ósmek





Zenek oderwał kolejną kartkę z kalendarza ściennego.
Ósmek.
Najnowszy wynalazek polityków, którzy stanowili jedyną grupę zawodową pracującą siedem dni w tygodniu – po osiem godzin. Na trzy zmiany.
Zatroskani o swój naród, który już i tak był najszczęśliwszym narodem świata, posłowie będący rządem Euforystanu, w liczbie pięćdziesięciu oddanych bez reszty swojej misji, nie ustawali w wymyślaniu i wprowadzaniu w życie coraz to nowszych udogodnień dla społeczeństwa.
Skoro więc statystyczny Euforystanin pracuje aż dwa dni w tygodniu, po czym kolejne pięć służy odpoczynkowi, rządzący postanowili stworzyć dodatkowy dzień. Kiedyś przecież trzeba regulować rachunki, wszelakie opłaty, załatwiać sprawy urzędowe. A nikt nie miałby serca odbierać ludziom możliwości spędzania każdego dnia wolnego od pracy na bieganiu po urzędach.
Ósmek więc w założeniu miał być dniem urzędowym. Takim, w którym nikomu nie będzie żal, zamiast wylegiwania się na łące, lata po mieście, by załatwiać sprawy przyziemne.
Urzędnicy, zamian za pracę w ósmek, mogli odebrać sobie wolne w poniedziałek lub wtorek, tym samym nikt nie był poszkodowany.

Zenek wziął gruby plik książeczek rachunkowych, pism oraz roczne podsumowanie, zwane potocznie PIT-em. Akurat ten ósmek był dniem rozliczeń całkowitych.
Po zjedzeniu obfitego śniadania złożonego z czterech najznakomitszych dań z truflami i popiciu smacznym, francuskim szampanem, Zenek niespiesznie ruszył na miasto.
Na ulicach od razu dało się zauważyć, że ósmek – to ósmek. Setki ludzi pchających wózki z rachunkami. Co bardziej rozrzutni ciągnęli je na wielkich przyczepach luksusowych samochodów.
Zenek nie był rozrzutny. W sumie jakieś kilkadziesiąt tysięcy za ostatni miesiąc, plus kolejne kilkadziesiąt na PIT-cie.

Najpierw ZUS. Zakład Uniżonych Sług, by każdy obywatel żył godnie i wygodnie.
Odrapany, ciasny budynek swoim wyglądem bardziej odstraszał, niż zapraszał petentów, jednak rozliczanie PIT-ów należało do jednej z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu każdego Euforystanina. Wypełnione starannie przez rządowych finansistów ankiety po prostu zanosiło się do ZUS-u i po kłopocie.
Wypłata była od ręki, na miejscu, skrupulatnie obliczana przez piękne panie zza okienka.
Zenek nie musiał długo czekać w kolejce. Wszystko w tym, jak i w każdym innym urzędzie przebiegało nad wyraz sprawnie i szybko. Oczywiście w atmosferze szacunku, przyjaźni i wzajemnego zrozumienia.
Wsunął swoje rozliczenie roczne, gdy tylko znalazł się przed okienkiem. Ukradkiem spojrzał na głęboki dekolt pani o urodzie Salmy Hayek, promiennie uśmiechającej się do Zenka.
– Dzień dobry najszanowniejszemu panu. Jakiż pan dziś przystojny, elegancki… Ach, gdybym tylko miała u pana jakiekolwiek szanse – zachwycając się smakowitą urodą Zenka, Salma Hayek zabrała się za podliczanie PIT-a. Po chwili padł bardzo krótko oczekiwany wyrok.
– Sześćdziesiąt tysięcy złotych – powiedziała z niegasnącym uśmiechem Salma i wypłaciła Zenkowi jego roczną należność.
Odchodząc od okienka, mijając samych szeroko uśmiechniętych ludzi, Zenek zastanawiał się, czy jest jeszcze jakiś kraj na świecie, gdzie statystyczny obywatel nie płaci podatków, lecz je odbiera.

Reforma, wymyślona przez polityków pracujących w pocie czoła, była doskonała. Każdy Euforystanin miał bardzo dużo pieniędzy. Jednak nikt przecież ich nie magazynował. Podatki płacili tylko właściciele fabryk, korporacji, sklepów, świątyń, aż po małe stoiska. Osiągając utarg na poziomie kilkudziesięciu tysięcy każdego dnia – od każdego klienta z osobna, mogli sobie na to pozwolić i nikt nie miał do nikogo pretensji.
Ot, taka sobie kraina miodem i mlekiem płynąca.

Rachunki. Kolejna przemiła rzecz. Zenek uwielbiał je płacić. Kolejki do kasy większe niż w ZUS-ie. Ludzie jakby jeszcze bardziej uśmiechnięci. Sprawność obsługi oraz życzliwość zdawały się niemal atakować petentów, wprowadzając ich w radosny nastrój.
Znów kolej na Zenka. Prąd, gaz, czynsz, woda. Wszystko w jednym miejscu, aby petenci nie musieli biegać od budynku do budynku, od ulicy do ulicy.
– Razem będzie czterdzieści tysięcy, osiemset osiemdziesiąt osiem złotych i dwa grosze.
– Proszę zaokrąglić, jeśli można. Nie lubię nosić przy sobie drobiazgów.
– Oczywiście, proszę pana – odparła uśmiechnięta Jennifer Lopez i wypłaciła Zenkowi okrągłą sumę. Zawsze zaokrąglała na korzyść obsługiwanej osoby. Zawsze.
Zenek zgarnął z marmurowej lady czterdzieści jeden tysięcy złotych za zużytą wodę, prąd, gaz oraz za comiesięczny czynsz.

No dobrze. PIT rozliczony, rachunki odebrane. Jeszcze stacja paliw, trzeba dotankować Jaguara.
Na stacji paliw za dwadzieścia litrów krystalicznie czystego tlenu do Jaguara Zenek otrzymał dwadzieścia złotych i aluminiowe felgi gratis.

Wracając do domu idealnie płaską ulicą w kolorze nadziei, Zenek dostrzegł zaparkowany w bocznej alejce wysłużony Batmobil. Obok niego stał Batman z miną, jakby jutro miał nastąpić koniec świata. Stary dziadziu z długimi do kolan, siwymi włosami, długą brodą i grubym, zwisającym brzuchem, popłakiwał cichutko.
Zenkowi żal się zrobiło niegdysiejszego bohatera. W dzisiejszym świecie nie było już komu pomagać, kogo ratować. Na każdej ulicy stał policyjny fort, a oprócz tego policyjne patrole z ciężkimi karabinami dwadzieścia cztery godziny na dobę pilnowały porządku. Zresztą i oni nie mieli czego pilnować, wszak Euforystan był krajem słynącym z tolerancji, pokoju oraz zerowego wskaźnika przestępczości. W odruchu litości nad Batmanem Zenek postanowił działać. Wyskoczył z samochodu i rzucił się na przechodzącego policjanta, wyglądającego niczym RoboCop.
– Zróbmy to dla Batmana – szepnął na ucho Robocopowi i razem zasymulowali napad Zenka na bezbronnego obywatela.
– Jezuuu! Wreszcie! Och, dzięki Ci Boże! – krzyknął dziadunio w pelerynie, wznosząc ręce w górę i w te pędy ruszył, by ratować RoboCopa.
Jednak kondycja naszego bohatera i ekscytacja, której nie miał zaszczytu dostąpić od niepamiętnych lat, zrobiły swoje. Batman padł na ziemię i zmarł po kilku sekundach na zawał serca.
– Minęły już czasy bohaterów. Chodź pan stąd, zaraz ktoś go zabierze – powiedział RoboCop i razem z Zenkiem rozeszli się w swoje strony.

Zenek wsiadł do samochodu posmutniały. Chcąc dobrze, uśmiercił takiego klawego gościa.
Cóż, nie zawsze „Chcę dobrze dla ciebie” oznacza, że przeżyjesz następne pięć minut.
Minął jeszcze budynek sejmu w postaci rozlatującej się rudery. Wszak rządowi myśliciele, misjonarze dobrobytu, nie potrzebowali wiele, by zrobić wszystko, co dobre dla kraju.
Akurat stali przed budynkiem, na przerwie jointowej. Obdarci, nieschludni, biedni politycy, jednak z nieśmiertelnym zadowoleniem na twarzy. Ich misja zrobienia wszystkiego, by ich pracodawcy byli zadowolonymi panami życia, z dnia na dzień zbierała coraz większe plony. Nawet ósmek, urzędowy dla naszych wybawicieli, był po prostu rządowym.

Po powrocie do domu Zenek sięgnął jeszcze po butelkę oranżady. Z racji, że był miłośnikiem literatury, tradycyjnie postanowił poczytać.
Skład: Żelazo, plastik, guma, coś niezidentyfikowanego, ale dobrze barwi, odpady przemysłowe z fabryki kleju, surowce wtórne pozyskane z wytwarzania opon samochodowych, agloklukomatofetan, ratoazokaronimon, fokopolosokonotan, makaratabolaten, inopinowirozyrokarat. Możliwy osad piasku i siarki – naturalne dla procesu wytwarzania. Smak – truskawkowy. Data ważności – piętnaście następnych pokoleń.
NASZA ORANŻADA JEST WYTWARZANA TYLKO Z NATURALNYCH OWOCÓW, WYCISKANYCH PROSTO DO BUTELKI.

Zenek, pełen spełnienia, zasnął na swoim wielkim łożu, otoczony czterdziestoma zaspokojonymi urzędniczkami, które zabłądziły, a skoro już tu są…
Ostatnio zmieniony 14 maja 2012, 11:02 przez Anonymous, łącznie zmieniany 2 razy.
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."


W. Broniewski - "Mannlicher"

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#2 Post autor: Miladora » 02 maja 2012, 14:42

Nabierasz rozmachu, Sede. :)
Nieźle się ubawiłam.
Sede Vacante pisze:Cóż, nie zawsze „Chcę dobrze dla ciebie” oznacza, że przeżyjesz następne pięć minut.
W tym miejscu naprawdę już nie wytrzymałam i ryknęłam gromkim śmiechem. :cha:

Co do błędów - niewiele, tylko zwracaj uwagę, żeby nie szafować dopowiedzeniami typu "swym". ;)
Niebawem wszystko Ci to zetnę. :bee:

Opowieść stanowczo warta kontynuacji. :vino: :rosa:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Awatar użytkownika
iTuiTam
Posty: 2280
Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35

Re: Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#3 Post autor: iTuiTam » 02 maja 2012, 19:11

Się rozpędziłeś :ok:

Obrazek po obrazku, jak w komiksach do poczytania też.
O, a propos poczytania, mam jedną 'marudkę'. Czy nie uważasz, że w zdaniu:
Z racji, że był miłośnikiem literatury, tradycyjnie postanowił poczytać.
warto byłoby dodać: etykietkę, nalepkę albo po prostu 'butelkę'?

I jedna nieśmiała sugestia dotycząca absurdu. Myślę, że gdybyś usunął odnośniki polskie, że Polacy, że Polska, że taki polski urząd, takie czy siakie biuro, realia życia Zenka nabrałyby uniwersalnego charakteru a polscy czytelnicy i tak wiedzieliby o czym mówisz.
serdecznie
iTuiTam
stajemy się szeptem...
szeptem...
szeptem
iTuiTam@osme-pietro.pl

Sede Vacante
Posty: 3258
Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
Lokalizacja: Dębica

Re: Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#4 Post autor: Sede Vacante » 02 maja 2012, 21:37

co do pierwszej sugestii - to taki zabieg odnośnie ironii - czytelnik widzi "postanowił poczytać" i spodziewa się, że sięgnie po książkę.
A tu niespodzianka, bo chodzi właśnie o etykietę.
Gdybym ją "dopisał" od razu, nie pozostawiłbym delikatnego elementu zaskoczenia, a dopowiedzial wszystko w pierwszym zdaniu.

co do Polski i uniwersalności, nie wybiegam marzeniami w tę stronę, aby historie Zenka odbierały swobodnie osoby spoza granic kraju i druga sprawa, też istotna:
Zenek i jego życie to mój przytyk właśnie do polskich realiów - pokazanie w krzywym zwierciadle tego, co właśnie u nas się dzieje. Dlatego Polska jest tutaj mocno zamierzona, żeby zwrócić uwagę na to, co nam najbliższe. Nam, Polakom. "Zagraniczni" sami mogą sobie odpowiedzieć na pytanie.
Jak wyglądałby ICH Zenek?
Dlatego tez wydaje mi się, być może trochę nieskromnie, że te opowieści właśnie dlatego są w miarę udane, że wszystko, czego w nich nie ma, albo jest ustawione w konkretnym kierunku, można sobie samemu przeinterpretować, na swój sposób. Zenek to niezliczona ilość interpretacji. Wystarczy tylko przełożyć go na swoje myśli i wyobrażenia.
Zenek pozdrowiony;)
A jutro pójdzie za głosem panującej mody.
Oj, będzie zabawnie;) A na pewno absurdalnie;)
Pozdrawiam i bardzo dziękuję za poświęcony czas.
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."


W. Broniewski - "Mannlicher"

SamoZuo

Re: Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#5 Post autor: SamoZuo » 02 maja 2012, 23:01

Bardzo dobre,
Sede Vacante pisze:Najpierw ZUS. Zakład Uniżonych Sług
:ok:


Pozdrawiam

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#6 Post autor: Miladora » 04 maja 2012, 22:58

Ósmek

Zenek oderwał kolejną kartkę z kalendarza ściennego.
Ósmek.
Najnowszy wynalazek polityków, którzy (stanowią - stanowili) jedyną grupę zawodową pracującą siedem dni w tygodniu (-) po osiem godzin. Na trzy zmiany.
Zatroskani o swój naród (który już i tak był najszczęśliwszym narodem świata) posłowie będący rządem Polski, w liczbie pięćdziesięciu oddanych bez reszty swojej misji, nie ustawali w wymyślaniu i wprowadzaniu w życie coraz to nowszych udogodnień dla społeczeństwa.
Skoro więc statystyczny Polak pracuje aż dwa dni w tygodniu, po czym kolejne pięć służy odpoczynkowi, rządzący postanowili stworzyć dodatkowy dzień. Kiedyś przecież trzeba regulować rachunki, wszelakie opłaty, załatwiać sprawy urzędowe. A nikt nie miałby serca odbierać Polakom możliwości spędzania każdego dnia wolnego od pracy na bieganiu po urzędach.
Ósmek więc w założeniu miał być dniem urzędowym. Takim, w którym nikomu nie będzie żal, zamiast wylegiwania się na łące, biegać po mieście, by załatwiać sprawy przyziemne.
Urzędnicy w zamian za pracę w ósmek, mogli odebrać sobie wolne w poniedziałek(, - bez) lub wtorek, tym samym nikt nie był poszkodowany.

Zenek wziął gruby plik książeczek rachunkowych, pism(, - bez) oraz roczne (rozliczenie - powt. daj podsumowanie), zwane potocznie PITem. Akurat ten ósmek był dniem rozliczeń rocznych.
Po zjedzeniu obfitego śniadania złożonego z czterech najznakomitszych dań z truflami i popiciu smacznym, francuskim szampanem, bardzo (powoli, niespiesznie - to to samo, jedno usuń) Zenek ruszył na miasto.
Na ulicach od razu dało się zauważyć, że ósmek (-) to ósmek. Setki ludzi pchających (swoje - zbędne) wózki z rachunkami. Co bardziej rozrzutni ciągnęli je na wielkich przyczepach (swoimi luksusowymi samochodami. - "swoimi" zbędne, luksusowych samochodów)
Zenek nie był rozrzutny. W sumie jakieś kilkadziesiąt tysięcy za ostatni miesiąc, plus kolejne kilkadziesiąt na PITcie.
Najpierw ZUS. Zakład Uniżonych Sług, by każdy Polak żył godnie i wygodnie.
Odrapany, ciasny budynek swoim wyglądem bardziej odstraszał, niż zapraszał petentów, jednak rozliczanie PIT-ów należało do jednej z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu każdego Polaka. Wypełnione starannie przez rządowych finansistów po prostu zanosiło się do ZUS-u i po kłopocie.
Wypłata była od ręki, na miejscu, skrupulatnie obliczana przez piękne panie zza okienka.
Zenek nie musiał długo czekać w kolejce. Wszystko w tym, jak i w każdym innym urzędzie(,) przebiegało nad wyraz sprawnie i szybko. Oczywiście w atmosferze szacunku, przyjaźni i wzajemnego zrozumienia.
Wsunął swoje rozliczenie roczne, gdy tylko znalazł się przed okienkiem. Ukradkiem spojrzał na głęboki dekolt pani o urodzie Salmy Hayek, promiennie uśmiechającej się do Zenka.
- Dzień dobry najszanowniejszemu (p)anu. Jakiż pan dziś przystojny, elegancki… Ach, gdybym tylko miała u (p)ana jakiekolwiek szanse – zachwycając się smakowitą urodą Zenka, Salma Hayek zabrała się za podliczanie PITa.
Po chwili padł bardzo krótko oczekiwany wyrok.
- Sześćdziesiąt tysięcy złotych – powiedziała z niegasnącym uśmiechem Salma i wypłaciła Zenkowi jego roczną należność.
Odchodząc od okienka, mijając samych szeroko uśmiechniętych ludzi, Zenek zastanawiał się, czy jest jeszcze jakiś kraj na świecie, gdzie statystyczny obywatel nie płaci podatków, lecz je odbiera.
Reforma(,) wymyślona przez polityków pracujących w pocie czoła(,) była doskonała. Każdy Polak miał bardzo dużo pieniędzy. Jednak nikt przecież ich nie magazynował. Podatki płacili tylko właściciele fabryk, korporacji, sklepów, świątyń, aż po małe stoiska. Mając dzienny utarg na poziomie kilkudziesięciu tysięcy każdego dnia – od każdego Polaka z osobna, mogli sobie na to pozwolić i nikt nie miał do nikogo pretensji.
Ot, taka sobie Polska, kraj miodem i mlekiem płynący.
Rachunki. Kolejna przemiła rzecz. Zenek uwielbiał je płacić.
Kolejki do kasy większe(, - bez) niż w Zusie. Ludzie jakby jeszcze bardziej uśmiechnięci. Sprawność obsługi(, - bez) oraz życzliwość (zdawała - zdawały) się niemal atakować petentów, wprowadzając ich w euforyczny nastrój.
Znów kolej na Zenka. Prąd, gaz, czynsz, woda. Wszystko w jednym miejscu, aby petenci nie musieli biegać od budynku do budynku, od ulicy do ulicy.
- Razem będzie czterdzieści tysięcy, osiemset osiemdziesiąt osiem złotych i dwa grosze.
- Proszę zaokrąglić, jeśli można. Nie lubię nosić przy sobie drobiazgów.
- Oczywiście(,) proszę pana – odparła uśmiechnięta Jennifer Lopez i wypłaciła Zenkowi okrągłą sumę. Zawsze zaokrąglała na korzyść obsługiwanej osoby. Zawsze.
Zenek zgarnął z marmurowej lady czterdzieści jeden tysięcy złotych za zużytą wodę, prąd, gaz, oraz za comiesięczny czynsz.

No dobrze. PIT rozliczony, rachunki odebrane. Jeszcze stacja paliw, trzeba dotankować Jaguara.
Na stacji paliw za dwadzieścia litrów krystalicznie czystego tlenu do Jaguara Zenek otrzymał dwadzieścia złotych i aluminiowe felgi gratis.

Wracając do domu idealnie płaską ulicą w kolorze nadziei(,) Zenek dostrzegł zaparkowany w bocznej alejce wysłużony Batmobil. Obok niego stał Batman z miną, jakby jutro miał nastąpić koniec świata. Stary dziadziu z długimi do kolan, siwymi włosami, długą brodą i grubym, zwisającym brzuchem popłakiwał cichutko.
Zenkowi żal się zrobiło niegdysiejszego bohatera. W dzisiejszym świecie nie było (juk - już) komu pomagać, kogo ratować. Na każdej ulicy stał policyjny fort, a oprócz tego policyjne patrole z ciężkimi karabinami(, - bez) dwadzieścia cztery godziny na dobę pilnowały porządku. Zresztą i oni nie mieli czego pilnować, wszak Polska była krajem słynącym z tolerancji, pokoju(, - bez) oraz zerowego wskaźnika przestępczości. W odruchu litości nad Batmanem Zenek postanowił działać. Wyskoczył z samochodu i rzucił się na przechodzącego policjanta, wyglądającego niczym RoboCop.
- Zróbmy to dla Batmana – szepnął na ucho Robocopowi i razem zasymulowali napad Zenka na bezbronnego obywatela.
- Jezuuu! Wreszcie! Och, dzięki Ci Boże! – krzyknął dziadunio w pelerynie(,) wznosząc ręce w górę i w te pędy ruszył, by ratować RoboCopa.
Jednak kondycja naszego bohatera i ekscytacja, której nie miał zaszczytu dostąpić od niepamiętnych lat(,) zrobiły swoje. Batman padł na ziemię i zmarł po kilku sekundach na zawał serca.
- Minęły już czasy bohaterów. Chodź pan stąd, zaraz ktoś go zabierze – powiedział RoboCop i razem z Zenkiem rozeszli się w swoje strony.

Zenek wsiadł do samochodu posmutniały. Chcąc dobrze(,) uśmiercił takiego klawego gościa.
Cóż, nie zawsze „Chcę dobrze dla ciebie” oznacza, że przeżyjesz następne pięć minut.
Minął jeszcze budynek sejmu w postaci rozlatującej się rudery. Wszak polscy myśliciele, misjonarze dobrobytu, nie potrzebowali wiele, by zrobić wszystko, co dobre dla kraju.
Akurat stali przed budynkiem, na przerwie jointowej. Obdarci, nieschludni, biedni politycy, jednak z nieśmiertelnym zadowoleniem na twarzy. Ich misja zrobienia wszystkiego, by Polak był zadowolonym panem życia, z dnia na dzień zbierała coraz większe plony. Nawet ósmek(,) urzędowy dla naszych wybawicieli(,) był po prostu rządowym.
Po powrocie do domu Zenek sięgnął jeszcze po butelkę oranżady. Z racji, że był miłośnikiem literatury, tradycyjnie postanowił poczytać.
Skład: Żelazo, plastik, guma, coś niezidentyfikowanego, ale dobrze barwi, odpady przemysłowe z fabryki kleju, surowce wtórne pozyskane z wytwarzania opon samochodowych, agloklukomatofetan, ratoazokaronimon, fokopolosokonotan, makaratabolaten, inopinowirozyrokarat.
Możliwy osad piasku i siarki – naturalne dla procesu wytwarzania.
Smak – truskawkowy.
Data ważności – piętnaście następnych pokoleń
NASZA ORANŻADA JEST WYTWARZANA TYLKO Z NATURALNYCH OWOCÓW, WYCISKANYCH PROSTO DO BUTELKI.

Zenek(,) pełen spełnienia(,) zasnął na (swym - swoim) wielkim łożu(,) otoczony czterdziestoma zaspokojonymi urzędniczkami, które zabłądziły, a skoro już tu są…

Kontroluj, Sede, "swe/swoje/swoim" - najczęściej są zbędnymi dopowiedzeniami. ;)
No i przed "albo/lub/oraz" nie daje się przecinków.

:vino:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

stary krab
Posty: 560
Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55

Re: Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#7 Post autor: stary krab » 05 maja 2012, 7:24

Z PITem pod Pąckim Piłatem.

:smoker:

A tekstu na czerwono proporcjonalnie do długości przekornego opowiadania. A swoją drogą, czemu my obaj tak nadużywamy przecinków? Może w ostatnich latach przegapiłem jakąś nowelizację interpunkcyjną? Wydawało mi się, że zdania wtrącone trzeba oznaczać przecinkami. Wychodzi na to, że nie jest to konieczne.
Dzięki Miladora, na cudzych tekstach też się uczymy. :) :rosa:

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#8 Post autor: Miladora » 05 maja 2012, 10:52

stary krab pisze:A swoją drogą, czemu my obaj tak nadużywamy przecinków?
Nie widzę, żebyście nadmiernie ich nadużywali, Krabuniu. :)
Macie najwyżej tendencję do stawiania przecinków przed "lub/oraz" albo "czy" - tam, gdzie nie powinien być.
A co do oddzielania wtrąceń, to prawda, ale nie wszystko bywa wtrąceniem - tu się można czasem pomylić.

No i akurat obaj nie robicie aż tylu błędów, żeby trzeba było rwać włosy z głowy. ;)
Ale jeżeli wolisz, Krabuniu, korektę na czerwono, to proszę bardzo - łatwiej się widzi, prawda?

Miłego dnia, panowie :)
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Sede Vacante
Posty: 3258
Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
Lokalizacja: Dębica

Re: Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Ósmek

#9 Post autor: Sede Vacante » 14 maja 2012, 11:03

Wersja świeżo skorektowana.
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."


W. Broniewski - "Mannlicher"

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”