Trzeci wojownik

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ania Ostrowska
Posty: 503
Rejestracja: 25 lut 2012, 17:21

Trzeci wojownik

#1 Post autor: Ania Ostrowska » 09 lut 2014, 21:51

Szybko zapadał wczesny, grudniowy zmierzch. Ledwo niemrawe słońce przetoczyło się z wysiłkiem na drugą stronę i chlupnęło za horyzont, a już głębokie cienie po obu stronach ulicy rozlewały się coraz szerszą plamą, gasząc liszaje graffiti na murach i wypełniając mrokiem oczodoły koślawych bram. Nie docierało do nich mizerne światło, rozstawionych nierówno nie wiadomo czyim kaprysem, brudnych latarni. Podmuchy mroźnego wiatru targały folią reklamówek, którymi wyładowany był po brzegi stary, dzieciny wózek. Przeciążone koła skrzypiały jękliwie.
Kazik Pajerski jedną ręką przytrzymał torby, a drugą mocniej nacisnął czapkę. Do noclegowni było już niedaleko, wydało mu się nawet, że czuje znajomy zapaszek. Przyspieszył kroku… I to był błąd. Prawe przednie koło ugrzęzło w niewidocznej po ciemku, asfaltowej wyrwie. Kiedy wózek przechylił się gwałtownie, Kazik zanurkował, ratując dobytek. Klął i złorzeczył na przemian, gdy macał dookoła i zgarniał rozsypane rzeczy. Wtem zastygł. Czerń pobliskiej bramy przeszył jaskrawozielony, ostry błysk. Niczym laser, który kiedyś widział z daleka. Latem jeszcze, jak był raz taki galanty koncert, co to tyle cudaków się ze świata nazjeżdżało… Siedzieli sobie wtedy na skarpie, rozpijając zdobyczne wino. W pewnej chwili Heniek "Magister" rzucił:
- Patrzta, chłopaki, lasery puszczają!
Tyle że ten teraz był ze sto razy mocniejszy, aż zabolało w oczach. Mimo mrozu, Kazikowi gorąco się zrobiło w środku, odruchowo zacisnął powieki. Gdy je uchylił, brama na powrót ziała ciemnością. Chwilę stał niezdecydowany, ale w końcu bliskość bezpiecznego schronienia dodała mu odwagi. Ostrożnie przepchnął wózek kawałek na bok i wrócił. Nadsłuchiwał. Cisza. Tylko klekot obluzowanej blachy. Przypomniał sobie, że razem z uzbieranymi dzisiaj petami ma w zanadrzu paltota i pudełko zapałek. Gasły na wietrze, wreszcie jedną zapalił. Osłaniając dłonią chwiejny płomyczek, zanurzył się w czerń. Od razu zahaczył o coś miękkiego. Nie, Kazik lękliwy nie był, z nieboszczykami miał już do czynienia - każdy w schronisku wiedział, że byle sztywny gość go nie rusza, ale ten tutaj był jakiś dziwny. A w dodatku nie całkiem nieżywy. Kiedy Kazik pochylił się nad nim obmacując kieszenie, mężczyzna jęknął cicho i wybełkotał:
- The third warrior… Beware of the third warrior… - wyciągnął dłoń, w której coś ściskał.
- Panie, co pan! - żachnął się Kazik rozczarowany brakiem portfela. Chciał uciekać, ale umierający z niezrozumiałą siłą wcisnął mu w rękę jakiś papier.
- Beware of the third warrior! - powtórzył z naciskiem. I znieruchomiał na dobre.
*
Nadkomisarz Adam Czaja w zamyśleniu tarł nieogolony podbródek. Machinalnie pociągnął łyk wystygłej kawy, ale zaraz skrzywił się i odstawił filiżankę obok kryształowej popielnicy, w której piętrzył się stos niedopałków. Siwe chmury dymu pod wysokim, zdobnym wymyślnymi rozetami i kasetonami sufitem w gabinecie, śmiało mogły konkurować z napęczniałymi śniegiem obłokami za oknem. Zbliżał się mroczny, zimowy świt. Adam pstryknął wyłącznikiem lampy i zniechęcony wstał znad papierów zaścielających niemal całą powierzchnię secesyjnego biurka z poczerniałego dębu. Studiował akta tej sprawy drugą noc i nic, cholera, nic! Najmniejszego punktu zaczepienia!
- Gdzież on się podział, do kurwy nędzy? Przecież człowiek nie może, tak po prostu, zniknąć bez śladu!
Podszedł do okna i dłuższą chwilę mocował się z zepsutą od tygodni, staroświecką klamką. Zirytowany szarpnął mosiężny uchwyt. Lodowaty strumień powietrza, który znienacka uderzył go w twarz, był jak zimny, beznamiętny głos komendanta głównego. Co rano dręczył go "nieoficjalnymi" pytaniami.
- Jakieś postępy, panie Adamie? Ambasador się niecierpliwi… Na pewno pan sobie poradzi? Liczę na pana… Proszę mnie informować na bieżąco…
Zerknął na zegarek. Po szóstej.
- No, to mam jeszcze ze dwie godziny żeby coś wykombinować – pomyślał sarkastycznie.
Stał w otwartym oknie aż mróz wgryzł się w jego zacięte rysy i skołtunione myśli. Zaczął dygotać z zimna. Wrócił do biurka. Napiłby się gorącej kawy, ale wiedział, że termos jest już pusty. To nic, pani Bożenka niedługo będzie, zrobi mu świeżą. Tymczasem on jeszcze raz uporządkuje fakty. Sięgnął po cienką, brązową teczkę.
Ralph Wilkinson, lat 58, obywatel USA, profesor Harvard Uniwersity, wybitna osobistość światowej fizyki plazmy. Z niewiadomych powodów zatrzymał się w Warszawie w drodze na doroczną konferencję Europejskiej Komisji Promieniowania Synchrotronowego w Genewie. Ostatni raz widziany przed pięcioma dniami. W czarnym, wełnianym płaszczu i takimże kapeluszu, wyszedł z Hiltona około godziny piętnastej trzydzieści, bez bagażu. Hotelowa taksówka zawiozła go na Żupniczą róg Nowińskiej. Z kierowcy wyciśnięto jedynie tyle, że adres otrzymał nabazgrany na kartce, pasażer był milczący, należność uregulował gotówką, a na miejscu nikt na niego nie czekał.
Tego samego dnia wieczorem na szesnastym piętrze Hiltona wybuchł pożar. Ogień zaatakował lewe skrzydło, trawiąc niemal doszczętnie pokój o numerze 1644 zajmowany przez Amerykanina. Ocalał wyłącznie depozyt złożony przez profesora w hotelowym sejfie. Niewielka, płaska koperta z napisem: "Be careful! Do not open!".
Ralph Wilkinson nie wrócił do hotelu. Po dwóch dniach wszczęto poszukiwania. Niestety, nie udało się znaleźć żadnych świadków. Dokąd poszedł po opuszczeniu taksówki? I po co w ogóle pojechał do dzielnicy pełnej opuszczonych magazynów, podejrzanych warsztatów i na wpół zrujnowanych domów? Przetrząśnięto spelunki na Żupniczej, w całym mieście sprawdzono burdele, szpitale, dworce i lotnisko. Rozpłynął się w powietrzu.
Otrzymane z ambasady obszerne dossier profesora nie zawierało żadnych informacji, które mogłyby rzucić światło na jego zniknięcie. Jedynym śladem była, nosząca ślady częstego używania dyskietka typu 5 ¼” z hotelowego sejfu. Eksperci z Centralnego Biura Kryminalistyki biedzili się pół dnia, nim odszyfrowali jej zdumiewającą zawartość. Jeden plik graficzny przedstawiający fragment z filmu lub gry fantasy. Trzy postaci mężczyzn w bojowym rynsztunku, w dziwacznych kolczugach i kościotrupich maskach. Ścigają kogoś lub sami są tropieni. Biegną przez las porośnięty wysoką trawą. W tle widać rzadkie drzewa osnute dymem lub mgłą. Wojownik? Tak, chyba to określenie pasowałoby najbardziej, wojownik na pierwszym planie, przenikliwym wzrokiem lustruje przestrzeń. Jego maska wymownie szczerzy zęby. Cienkie kosmyki niby-włosów oplatają nagą czaszkę jak wijące się węże. Tuż za nim podobnie uzbrojony kompan, a może wróg, jednym skokiem pokonuje zwalone drzewo. Emanuje z niego tygrysia zwinność i przebiegłość. Trzeci wojownik w pewnym oddaleniu. Zawisł metr nad ziemią, nie sposób odgadnąć jego zamiarów. Może do czegoś mierzy, może kogoś chroni.
Adam nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ilekroć analizuje tę scenę, dostrzega w niej nowe szczegóły i znaczenia. W ciągu minionych dni w przyspieszonym tempie poznawał język symboli świata fantasy. Przewertował kilkanaście książek, od klasyków gatunku po czytadła pełne przemocy i czarów. W głowie kłębiły mu się smoki, elfy i trolle, orki, ogry i gobliny. Dziecinada profesora? Dziwactwo? Nie, w tym musi być coś więcej… Wciąż nie rozumiał sensu zabezpieczeń strzegących dostępu do tego cholernego pliku, ale był doświadczonym śledczym i "podkorowo" czuł, że znikniecie Amerykanina jakoś się z tym wiąże. Musi tylko odkryć skąd i dokąd zmierzają wojownicy. Wystarczy jeden błysk, jedno na milion, właściwe spięcie neuronów…
*
Wysiadając z pośpiesznego autobusu numer pięćset cztery, pani Bożenka nadwyrężyła kostkę. Słusznie uważana za najatrakcyjniejszą z sekretarek w Komendzie Stołecznej, nosiła tej zimy eleganckie, białe kozaczki z wąskimi noskami na dziesięciocentymetrowych obcasach. Pech chciał, że z powodu porannego tłoku, kierowca zatrzymał autobus kilka metrów przed przystankiem, gdzie dostępu do chodnika broniły przeżarte rdzą i solą słupki. Przeciskając się między nimi, pani Bożenka nieostrożnie stanęła na krawędzi chwiejnej płyty, rozległ się zgrzyt, trzask, obcas złamał się u podstawy, a pozbawiona oparcia stopa wykonała krótki, rozpaczliwy taniec na lodzie. Całe szczęście, że młode i ładne kobiety zawsze mogą liczyć na męskie współczucie i opiekę w takich sytuacjach. Niemniej, pani Bożenka dotarła do Komendy mocno spóźniona, prawie o wpół do dziewiątej. Pożegnawszy przystojnego blondyna, który z atencją eskortował ją aż do bramki, w drodze na czwarte piętro układała w myślach odpowiednio dramatyczną wersję zdarzenia dla potrzeb nadinspektora.
Od windy, na pół korytarza słychać było, że telefon w sekretariacie dzwoni jak szalony. Z grymasem bólu na twarzy, zdyszana wpadła do pokoju i poderwała słuchawkę.
– Co się tam u was dzieje, do cholery! - usłyszała rozgniewany głos komendanta głównego. – Trzeci raz dzwonię i nikt nie odbiera! Śpicie, czy co? Gdzie jest nadkomisarz Czaja?!
– Najmocniej przepraszam, panie komendancie, już łączę – natychmiast wcisnęła przycisk aparatu, ale czerwone światełko nie przestawało mrugać.
– Jeszcze jedną maleńką chwileczkę, proszę zaczekać, dobrze? – powiedziała najsłodszym jak umiała głosem, by zapobiec kolejnej tyradzie.
Nerwowo zapukała do drzwi gabinetu. Nic. Jeszcze raz, mocniej. Żadnej odpowiedzi. Pchnęła ciężkie skrzydło i oniemiała. Pokój wyglądał jak po przejściu tornado. Wywrócone krzesła, roztrzaskana lampa, papiery i książki rozsiane po całej podłodze. Przez niedomknięte okno wydymał się balon firanki. Nadkomisarz Adam Czaja półleżał w fotelu z głową odchyloną do tyłu jakby drzemał. Jego martwe oczy wpatrywały się w sztukaterię.
*
Niewielka grupka mężczyzn na placyku przed schroniskiem dla bezdomnych, w ponurym milczeniu obserwowała, jak sanitariusze pakują nosze do karetki. Lekarka przytrzymywała butlę z kroplówką nad nienaturalnie białą, nieruchomą twarzą Kazika Pajerskiego. Trzasnęły drzwi, koła zabuksowały na śliskim betonie.
– Pewno nie wyżyje – zawyrokował Heniek i splunął w bok.
– Był chłop, nie ma chłopa. Ale niezły był z niego kawał skurczybyka – dorzucił po chwili i zawrócił do wejścia. Za nim powlekli się inni.
Prycza Kazika, jedna z najlepszych na sali, bo ulokowana przy samym kaloryferze, miała już nowego lokatora. Podobnie, poszarpane torby zniknęły z wózka, gdy tylko go wyniesiono. Spomiędzy szmat, których nikt już nie chciał, wystawał spory, pognieciony zwitek papieru, dziwnie połyskliwy. Heniek, idąc do siebie, sięgnął po niego bezmyślnie.
- A to co? - wytrzeszczył przekrwione oczy. Rysunek przedstawiał uzbrojonego po zęby dzikusa, triumfalnie wieszczącego zwycięstwo. Opancerzone kolcami stopy wbił w stosik ciał trzech zmasakrowanych mężczyzn. Na samej górze, w swojej nieodłącznej, wełnianej czapce leżał Kazik Pajerski.

KONIEC

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Trzeci wojownik

#2 Post autor: Ewa Włodek » 09 lut 2014, 22:28

Haniu, nigdy nie byłam w stołecznej komendzie policji, więc pytam - dla porządku: czy tam, faktycznie, są kasetonowe stropy, sztukaterie i secesyjne biurka? Jeśli tak, to zazdraszczam, bo w krakowskiej komendzie miejskiej są odrapane ściany i wyranżerowane biurka, każde z innej parafii. W wojewódzkiej - podobnie. Ale cóż - prowincja wszak u nas!
No i motyw z "Nieśmiertelnego", w który dał się uwikłać warszawski bezdomny.
A blondyn, i to przystojny, który odprowadził do pracy - z atencją w dodatku - kobitkę ze złamanym obcasem - ooo, to zjawisko rzadsze, niż biały kruk i czarny jednorożec razem wzięte!
W sumie - fajna parodia gier komputerowych i inszych produkcji kinowo-telewizyjnych o sprawach, o jakich się nie śniło filozofom...
:rosa: :rosa:
uśmiechy posyłam liczne...
Ewa

Awatar użytkownika
Ania Ostrowska
Posty: 503
Rejestracja: 25 lut 2012, 17:21

Re: Trzeci wojownik

#3 Post autor: Ania Ostrowska » 09 lut 2014, 22:50

Ewa, nie potrafię powiedzieć na pewno :( Pałac Mostowskich nie jest udostępniony do zwiedzania, więc musiałam nadsztukować tym co znalazłam w internecie o jego historii, filmami i wyobraźnią.
Cieszę się, że odebrałaś opowiadanie z przymrużeniem oka, bo taki dokładnie był mój zamiar. Bardzo Ci dziękuję za przeczytanie i komentarz :rosa: serdecznie pozdrawiam - Ania

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Trzeci wojownik

#4 Post autor: 411 » 10 lut 2014, 17:03

Aniu,
:)

spedzilam dzis kilka bardzo przyjemnych chwil na przerwie - z Twoim opowiadaniem.
Tym przyjemniej, ze nic nie stopowalo, zatrzymywalo, nic nie "walilo bzdura".
A tym sciemnialym, debowym biurkiem to az mnie zainteresowalas - sprawdzilam.
Owszem, dab ciemnieje, ale od wody, no chyba, ze potraktowany zostal odpowiednimi srodkami pielegnacyjnymi.
Nie czepiam sie, ot, ciekawostka. A z drugiej strony... autor tekstu twierdzi, ze dab nie nadaje sie na "zewnatrz".
Kurcze, cala Wenecja stoi na debowych palach! Jedno z najtrwadszych drewien i jedyne, które z uplywem czasu kamienieje.
Wiec chyba cos nie do konca tu pasuje? A, mniejsza.

Podobalo sie. Opowiadanko zgrabne i ciekawe. I pewnie sie nie zdziwisz, gdy powiem, ze chcialabym dluzsze w formie?
Ania Ostrowska pisze:Słusznie uważana za najatrakcyjniejszą z sekretarek w Komendzie Stołecznej, nosiła tej zimy eleganckie, białe kozaczki z wąskimi noskami na dziesięciocentymetrowych obcasach.
Biale kozaczki to cecha charakteru.
Dodajac sobie droga dedukcji dwa do dwóch... nie mam pojecia, jakim cudem pani Bozenka dostala te posade.
Pozazdroscic "pleców". Ech.

Milego,
J.
:D
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Trzeci wojownik

#5 Post autor: skaranie boskie » 10 lut 2014, 20:28

Kolejne twoje opowiadanie bez zakończenia.
Tym razem jego brak mi nie przeszkadza. Nie czekałem na nie.
Od początku wydawało mi się, że to jakaś parodia. Może nie westernu, ale czegoś w tym rodzaju. ;)
:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Ania Ostrowska
Posty: 503
Rejestracja: 25 lut 2012, 17:21

Re: Trzeci wojownik

#6 Post autor: Ania Ostrowska » 10 lut 2014, 21:32

411, bardzo lubię i cenię w Twoim czytaniu przywiązywanie wagi do szczegółów, pamiętam jak pomogło mi to spojrzeć z większym dystansem na pasażerów pewnego przedziału :) Tutaj tez masz rację, powinnam była napisać "pociemniałego", a nie "poczerniałego". Pisałam szybko, aby dogonić to, co mi się wyświetliło w głowie, a potem jakoś się "schowało". Dziękuję :rosa:

skaranie boskie, obiecuję, że to już ostatnie tego rodzaju, choć wydaje mi się, że konwencja tego tekstu zakończenia typu łopatologicznego koniecznie nie wymaga. To opowiadanko, to trochę taki eksperyment, napisałam je dawno dawno temu na pewien konkurs, chciałam się przekonać, czy uda mi się ożywić dobrze znane skądinąd, zgrane klisze. Bardzo dziękuję, że nie złomotałeś mnie bardziej :)

Pozdrawiam serdecznie - Ania

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”